Dodany: 14.08.2015 15:06|Autor: anna-sakowicz

„Chwast”


Jeżeli macie dzieci, jeżeli macie zdrowe dzieci, czy kiedykolwiek choć raz zastanowiliście się nad sytuacją rodzin wychowujących dzieci niepełnosprawne? W naszym kraju życia poczętego, nawet jeżeli jest ono w jakiś sposób upośledzone, broni się z ogromną zaciętością, bo to oczywiście bardzo ludzkie, humanitarne itp. Tylko czy potem tak samo zacięcie się te chore dzieci wspiera, leczy, rehabilituje, zapewnia im jak najwyższy komfort życia? Tak samo zaciekle pomaga się ich rodzicom? Bo jeżeli się tego życia tak broniło, powinno się równie zaciekle bronić jego jakości. Prawda?

A co, jeżeli ojciec lub matka nie zdaje egzaminu na rodzica i odcina się od chorego malucha, bo przecież taki „normalny” człowiek nie mógł się przyczynić do poczęcia tak „nienormalnego” dziecka? Co wtedy? Czy ktoś pomoże? Zastąpi?

Wiele podobnych pytań nie daje mi spokoju po przeczytaniu „Chwastu” Iwony Banach. Dawno nic tak mną nie wstrząsnęło jak ta powieść. Rewelacyjnie napisana, działa na czytelnika emocjami – różnymi i w różnym natężeniu. Ukazuje brutalność świata, jego złą stronę, obnaża najrozmaitszych rodzajów „inność”. I jakże zmusza do refleksji!

Główną bohaterką, a zarazem narratorką, jest Hanna – matka upośledzonej Agaty, żona „normalnego” męża Michała, który nie wierzy, by mógł spłodzić „takie coś”, w czym oczywiście utwierdza go jego kochająca mamusia. Hanna godzi się na poniżenie, odarcie z godności, przemoc psychiczną – wszystko po to, by chronić córkę, co niestety nie zawsze się udaje. Ojciec (którego trudno określić tym mianem) dopuszcza się największego okrucieństwa wobec własnej córki, a żonę traktuje jak śmieć – przecież można nawet oddać na nią mocz. Niejednokrotnie nazywa Agatę „chwastem”, stąd tytuł. Jednak dla mnie to tytuł przewrotny, bo nie dziecko jest tym chwastem, lecz Michał i jego kochana mamuśka. Dwa chwasty. Z przyjemnością można by je wyrwać.
Hanna długo znosi upokorzenia. Dopiero jej własna choroba paradoksalnie daje jej siłę, by uciec. Dokąd? Na jak długo? Dowie się, kto przeczyta powieść.

Iwona Banach ani na chwilę nie daje odpocząć czytelnikowi. Uderza go słowami już od pierwszej strony. Matka chce zepchnąć z wysokości dziecko, a potem sama skoczyć… Zwariowała? – pytamy. Bo jakże tak można?! Ile to razy w TV słyszymy o wyrodnych matkach, które zabijają własne dzieci. Banach w żadnym wypadku tego nie pochwala, ale każe się nam zatrzymać, zastanowić. A może były zdesperowane? Może wcześniej wołały o pomoc? I nikt im jej nie dał. Nikt nie dał nawet nadziei! Żeby więc chronić swoje dzieci przed złem, głodem, gwałtem, biciem – skaczą z wieżowców.

Autorka nadała powieści kompozycję klamrową. Posłużyła się niezwykłym stylem, który doskonale oddaje stan uczuć bohaterki. Urwane zdania, czasami chaos, retrospekcje – powodują, że wchodzimy w emocje Hanny.

Polecam tę powieść. Myślę, że jest lekturą obowiązkową, żeby się zatrzymać, pomyśleć, ale też docenić to, co się ma. Należy się jednak przygotować na ogromną dawkę emocji. Nie da się tej książki po przeczytaniu spokojnie odłożyć na półkę. Oj, nie da.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1305
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: