Dodany: 30.10.2009 19:16|Autor: misiak297

Co się dzieje za tymi drzwiami?


Do których drzwi pukamy, gdy potrzebujemy rodzinnego ciepła? Do tych jeżyckich na Roosvelta? Do tych w Dolinie Muminków? Do tych w Bullerbyn? A może do tych, za którymi ujrzymy uroczego Mikołajka z książek Sempego i Goscinnego? O tak, w magiczne dzieciństwa, w szczęśliwe rodziny miło się ucieka – zwłaszcza, gdy jesteśmy już dorośli. A jednak to nie zmienia faktu, że gdzieś koło Doliny Muminków może stać dom, w którym stary K. bezlitośnie katuje pejczem swoje dziecko. Przynajmniej na regale jest to możliwe.

Pomijając już żarty, ten przeciwległy biegun niestety istnieje. Mało jest takich domów jak ten opisywany na przykład przez Małgorzatę Musierowicz – w którym ściany nasiąkają zrozumieniem, w którym szyby nigdy nie drżą od podniesionych głosów, w którym kwiatki doniczkowe rosną od samej bezkonfliktowości, w którym wiszą firanki roztrzepotane śmiechem.

Przykładów literackich z tej drugiej strony nie trzeba szukać daleko. We wspomnianym już przeze mnie wyżej „Gnoju” stary K. wychowuje pejczem narratora, w „Senności” ojciec zamyka bojącego się ciemności Adama w mrocznej piwnicy. W „Julicie i huśtawkach” Kowalewskiej ojciec zmusza małego Wieśka Owsiuna zwanego Bazylim do przemycania wina w zapinanym na suwak pluszowym misiu. W „Poczwarce” Doroty Terakowskiej rodzice dopiero uczą się miłości do swojej upośledzonej córeczki. Bohaterowie książek Grażyny Bąkiewicz są albo zaniedbywani przez rodziców albo wręcz (jak Olek Tarwid) bici, a nawet molestowani . Marta Fox w „Coraz mniej milczenia” przedstawia kilka autentycznych historii koszmarnego dzieciństwa, wzbogacając je o wywiady z dorosłymi już pierwowzorami postaci opowiadań. W większości te dzieci łączy życie w niesprawiedliwości, a czasem poniżeniu i strachu połączone z moralnym obowiązkiem przestrzegania czwartego przykazania.

Do tej literatury pobrużdżonych dzieciństw zalicza się również „Co słychać za tymi drzwiami” Ewy Ostrowskiej. Głównymi bohaterkami są siostry Cegłowskie – ta brzydka, gruba i tępa Bronka i piękna, dobra, szlachetna Marynia. Pierwsza jest kanciasta i opryskliwa, ale choć nie przeczytała żadnej książki poza lekturą, a ambitniejsze filmy ją usypiają, umie torować sobie w życiu drogę łokciami. Druga wierzy w dobroć świata, uczynność ludzi, odznacza się łagodną naturą. Jednak nadejdzie taki moment, w którym role się odwrócą… Brzmi szablonowo? Zalatuje tanią, tendencyjną sztampą? Nie dajcie się zwieść!

Ważne, że podczas lektury ten obraz – zasugerowany na początku – zacznie się rozmywać, przekształcać. I już nie będzie wiadomo, która siostra jest tą dobrą, którą stać na współczucie i prawdziwe człowieczeństwo. Skąd zatem ta początkowa czarno-białość, na którą i czytelnik daje się nabrać? I tutaj zahaczamy o kluczową kwestię – postać matki.

Jednak Teresa nie ma nic wspólnego z takimi ikonami macierzyństwa jak Mama Muminka, Mama Kangurzyca, a nawet niektóre bohaterki jeżyckiej sagi. Pani Cegłowska – zresztą najbardziej wyrazista postać w książce - trzyma pod apodyktycznym pantoflem nie tylko swoje dwie dorastające córki, ale także męża i starą schorowaną matkę. To ona jest filarem tego domu, wyznacza rodzinny dekalog, stanowi wyrocznię, wszystkowiedzącą skarbnicę życiowej mądrości. I to ona popełnia kolosalny błąd – różnicuje swoje dzieci. To ona widzi Bronkę jako górę sadła bez ambicji, przynoszącą tylko wstyd, a Marynię postrzega jako ucieleśnienie ideału. To jej dłoń raz głaszcze dziewczęcy policzek (w przypadku Maryni), a raz go uderza (w przypadku starszej córki). To ona kupuje modny, drogi kożuch dla jednej swojej latorośli, podczas gdy druga musi się zadowolić brzydkim, znoszonym płaszczem z baranów. To ona dla jednej córki ma soczyste pomarańcze, a drugą skazuje na jedzenie byle jabłek.

W konsekwencji Bronka wyrasta na twardą jak granit, wiecznie pokłóconą z całym światem, zakompleksioną młodą kobietę. Bez trudu można dostrzec, że za zimnym tonem, bezwzględnością, sarkazmami i zgorzknieniem kryje się ogromna potrzeba czułości, tęsknota za utraconą symbiotyczną więzią z matką. Bronia jest rozdarta między nienawiścią i miłością do swojej rodzicielki, między potrzebą przytulenia, a obawą przed kolejnym uderzeniem w twarz, między obojętnością, a chęcią usłyszenia jednej słownej pieszczoty, jakich matka nie skąpi młodszej córce.

„Dostała w twarz i po raz pierwszy pomyślała o matce: nienawidzę. Ale przestraszyła się natychmiast tej myśli, zaprzeczyła gwałtownie, nie, nie, przecież tak bardzo wciąż chcę, żebyś mnie kochała”*.

Wbrew pozorom życie Maryni w takich warunkach też nie jest sielanką. Co prawda jest uwielbiana przez matkę, ale mdli ją od ilości spieszczeń, jakimi rodzicielka się do niej zwraca. Co prawda babka wyręcza ją w obowiązkach domowych, ale powodując tym olbrzymie poczucie winy. Co prawda nauczyciele stawiają jej piątki, ale jest nielubiana przez szkolnych kolegów. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest jej nieprzystosowanie do panującej wokół rzeczywistości. Maryna chce pozostać dobrym człowiekiem, ale świat za każdym razem pokazuje jej, że jedyne korzyści można osiągnąć nieuczciwością i zakłamaniem. Tylko że skąd ma czerpać wzorce? Od matki, która kradnie, ważąc w delikatesach, a wszystko załatwia, odkładając co bardziej znaczącym personom kawałki świńskich zadków? Od ojca, który pod presją małżonki wykrada materiały budowlane? Od wychowawczyni, która szantażem zmusza do donoszenia na kolegów? Czy można pozostać dobrym w tej szarej codzienności, w której i święty by aureolę stracił?

Rzeczywistość, w jakiej przyszło żyć bohaterom została odmalowana w wyjątkowo czarnych barwach. To bardzo dobitny rodzaj realizmu, świat ludzi niespełnionych. Wszystko wydaje się wyjątkowo przygnębiające – od pająkowatego żyrandola, o którym marzy Teresa, przez szałowy lewisowski kostium Bronki, koniak, który sączy ojciec, zmarznięte żonkile babki, aż po konia z kulawą nogą, którego dostrzega Maryna. Być może dlatego lektura książki Ostrowskiej przypomina cios w brzuch.

Rok temu ukazało się nowe, uwspółcześnione wydanie „Co słychać za tymi drzwiami”. Pytanie tylko: po co? Nie czytałem nowszego wydania, ale zastanawia mnie – czy na kartach nowszej książki spotkamy Bronię, Marynę czy Krystianę, czy Romek nadal jeździ swoim fiacikiem, czy wciąż istnieją Peweksy, czy szkolni koledzy nadal zwracają się do siebie po nazwisku, czy pije się sodówkę z sokiem, a pomarańcze stanowią rarytas, czy nadal ma się coś „w pięcie” (a nie tak jak w naszych czasach – nieco wyżej), czy ciągle używa się słów takich jak: „nędzota”, „podlizna”, „wziątek” czy „fest”. Rozumiem, że te elementy mogą stanowić pewien minus dla współczesnego młodego czytelnika, ale przecież taka powieść niesie ze sobą pewną wartość historyczną! Jest jak pocztówka z PRL-u.

Najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że pomimo zmiany czasów, historia opisana w książce Ostrowskiej wciąż zbyt mało pozostaje fikcją literacką. Każdy z nas z pewnością zna wielu takich ludzi jak Maryna czy Bronka. Wychodzą ze swoich dzieciństw prosto w dorosłość, okaleczeni, kulawi, niepewni. Nie pozna się ich na pierwszy rzut oka, dopiero z czasem wylewają swoje traumy drżącym głosem: „Moja matka piła i robiła mi z życia piekło”, „Mój ojciec mówił, że niczego w życiu nie osiągnę”, „Mój ojciec nigdy w życiu mnie nie przytulił”, „On ciągle powtarzał, że jestem za gruba”, „Faworyzowała moją siostrę – ja się nie liczyłam”, „Twierdził, że jeśli mnie bije, to wyrosnę na twardego faceta”. Te historie wrastają w nas, są jak koszmary, od których często nie udaje się uwolnić.

Tytuł wydaje mi się nieprzypadkowy. W końcu to w czterech ścianach pierze się swoje brudy, wszystko rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami, tak zwana przemoc domowa fizyczna i psychiczna. W przypadku dzieci ona poraża chyba najbardziej – to często istoty nieumiejące się obronić, zależne od swoich rodziców, skazane na swoje dzieciństwa.

I choć „Co słychać za tymi drzwiami” jest książką dla młodzieży, uważam, że powinni ją przeczytać przede wszystkim rodzice. Być może to zmusi do zapytania samych siebie: co się dzieje za moimi drzwiami? Czy gdzieś przy mnie nie wyrasta kolejny okaleczony psychicznie człowiek?


---
*Ewa Ostrowska "Co słychać za tymi drzwiami", Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, wydanie II, Warszawa 1987, str. 221.






(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6080
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 31.10.2009 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Do których drzwi pukamy, ... | misiak297
Bardzo mądra i wnikliwa recenzja, Misiaku. To kolejna książka, której na pewno nie ominę, choć lektura nie będzie lekka, łatwa i przyjemna.
Użytkownik: miłośniczka 01.11.2009 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mądra i wnikliwa r... | dot59Opiekun BiblioNETki
Podpisuję się pod Twoim komentarzem wszystkim, czym potrafię. :-)
Użytkownik: misiak297 02.11.2009 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpisuję się pod Twoim k... | miłośniczka
:)
Użytkownik: misiak297 01.11.2009 13:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mądra i wnikliwa r... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, pożyczyłem tę książkę od naszej drogiej Olimpii i przyniosę ją na spotkanie biblionetkowe w listopadzie:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.11.2009 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, pożyczyłem tę książk... | misiak297
Utonę w książkach, ale czy mogłabym odmówić? Rzecz jasna, że nie...
Użytkownik: misiak297 03.11.2009 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Utonę w książkach, ale cz... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja Ci jeszcze przyniosę Piaskową Górę:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.11.2009 15:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja Ci jeszcze przyniosę... | misiak297
A chcesz "Jak powieść"? Marylkowa krąży, a moja chwilowo wolna.
Użytkownik: koczowniczka 13.03.2010 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Do których drzwi pukamy, ... | misiak297
Witaj, Misiaku. Ciekawa recenzja; bardzo dziękuję za polecenie tej doskonałej książki i melduję, że już przeczytałam. Jednym tchem. W moje ręce dostała się uwspółcześniona wersja.

Siostry nazywają się Majka (to ta gruba) i Kinga (ta piękna). Ojciec jest konserwatorem w spółdzielni mieszkaniowej, matka pracuje na kierowniczym stanowisku w Urzędzie Skarbowym i "dorabia" na łapówkach. Jeździ pandą.

Kinga ma internet, komputer, komórkę. Ale to uwspółcześnienie jest trochę niekonsekwentne, bo np. Zośka mieszka w domu bez kanalizacji, gdzie wodę trzeba nosić z ulicznego zbiornika. Czy dzisiaj ktoś wychowuje dzieci w domu bez wody? Nie wiem, nie widziałam nigdy...

Żadnej sceny z kulejącym koniem nie było. Był za to piesek potrącony przez samochód na oczach wrażliwej Kingusi. A pamiętasz może, czy w starej wersji występuje scena z pieskiem?

Pomarańcze nadal otrzymuje tylko Kinga, a Majka tylko jabłka, co trochę dziwi, bo przecież pomarańcze nie kosztują drogo, żaden to rarytas.

Nie ma żadnej Krystiany ani Romka i nie wiem, o kogo chodzi. Słowo "podlizna" występuje, natomiast "wziątek" i "nędzota"... hm, nie wiem, nie zwróciłam uwagi.

A w starej wersji się przeprowadzali?


Użytkownik: misiak297 14.03.2010 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Misiaku. Ciekawa r... | koczowniczka
Cieszę się, że napisałaś, przynajmniej mogę wszystko skonfrontować:)
Piesek to taki wydaje mi się "odpowiednik" konia. Krystiana była jakąś taką bogatą koleżanką, która miała piękny kostium. Romek to był jakiś, który się zalecał do Grubszej, ale ją wystawił:)I się przeprowadzili, tak.
Cieszę się, że książka Ci się podobała:)
Użytkownik: mariada 09.10.2010 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Do których drzwi pukamy, ... | misiak297
Świetna recenzja! Trafiłam na nią zupełnym przypadkiem, szukając tytułu tej książki, którą pamiętałam z młodości. Twoja recenzja doskonale przypomniała mi całą historię, a przede wszystkim uczucia, jakie ogarniają czytelnika w trakcie lektury. Zresztą, chyba najlepszym dowodem na to, jak poruszająca jest ta książka, jest fakt, że pamiętam ją jeszcze kilkanaście lat po lekturze i dobrze pamiętam te odczucia - po prostu ta książka dotyka do głębi i odsłania mroczne strony naszej natury. Dzięki za recenzję!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: