Dodany: 30.06.2015 12:58|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Ten malazański gobelin ze słów...


W pewnym momencie akcji „Domu łańcuchów” przyboczna Tavore, wpatrując się w gobelin zdobiący ścianę jej tymczasowej rezydencji w jednym z podbitych miast, powiada: „To naprawdę niezwykłe wzory (…) Ta kultura ma obsesję na punkcie zawiłości”. Jej stwierdzenie mogłoby w pewnym sensie stanowić motto całego cyklu, w istocie rzeczy przypominającego niezmiernie rozległy gobelin, czy może jeszcze bardziej tkaninę przestrzenną, coś w rodzaju abakanu, lecz o znacznie bardziej urozmaiconej fakturze i kompozycji wątków. Konia z rzędem temu, kto od pierwszego czytania ogarnie całość na tyle, by mu się nie mylili bohaterowie i miejsca o podobnych imionach/ nazwiskach, by pamiętał, w której części dana postać (drugo- czy trzecioplanowa, rzecz jasna, bo przecież Parana, Tattersail, Sójeczki, Felisin czy Crokusa nie sposób zapomnieć lub błędnie zlokalizować!) pojawia się po raz pierwszy i co robiła w ostatniej scenie, w której ją pożegnaliśmy, albo czy z Arenu jest bliżej do Unty, czy do Darudżystanu!... Nie dość tego, pewne zaszłości, tłumaczące wcześniejsze wydarzenia (np. dzieje konfliktów między poszczególnymi pod-rasami Tiste czy też powód, dla którego większość malazańskich żołnierzy nie używa swoich rodowych nazwisk), zostają wyjawione dopiero z biegiem opowieści. I jeszcze te wszystkie kwestie pozamaterialne: zasady funkcjonowania grot, prawidła ascendencji, reguły współdziałania bogów i półbogów ze sobą i ze śmiertelnikami... Doprawdy, nie ma chyba drugiej sagi fantasy, w której zawiłości objawiałyby się w tylu postaciach i na tylu poziomach!

Ale to naprawdę niezwykła saga – czego dowodem jest fakt, że mimo tych wszystkich mentalnych zakrętasów, mimo tego okrucieństwa, znaczącego każdy szlak malazańskiej armii i jej przeciwników, każdą ścieżkę co ważniejszego bohatera (który, nawet jeśli sam nie jest do okrucieństwa zdolny - a niektórzy są, i to jak! – musi tolerować okrucieństwo innych i być jego świadkiem), i wreszcie mimo strasznego żalu do autora (kto zna „Wspomnienie lodu”, ten się domyśli, za co, a pozostałym tego nie zdradzę, boby jeszcze książkę w kąt cisnęli, nim doczytają do właściwego momentu... a przecież szkoda!), przyciąga mnie jak magnes, naznaczając niepokojem i gniewem czas, który każdego roku poświęcam na wypoczynek...

Na właśnie miniony urlop przygotowałam sobie dwa tomy: „Dom Łańcuchów” i „Przypływy nocy”. Plan udało się zrealizować w połowie, dokładnie rzecz biorąc, trochę więcej niż w połowie, bo pierwszy z tych tytułów zdążyłam przerobić w całości, a drugiego tylko pierwszy rozdział. Po powrocie półtora dnia spędziłam grzebiąc w „Malazan Wiki”, by powiązać co poniektóre nitki fabuły, luźno dyndające w mojej mentalnej przestrzeni, ze stosownymi wątkami poprzednich części, i żałując, że przed „Domem Łańcuchów” jednak nie zrobiłam sobie powtórki z tamtych trzech. Bo może wcześniej bym się połapała, kim jest Karsa Orlong, bohater całej pierwszej księgi, którego historia pozornie zdaje się nie mieć nic wspólnego z tym, co się do tej pory działo. Ten młody człowiek... nie, właściwie nie człowiek, lecz humanoid, bo jego rasa różni się od ludzkiej znacznie potężniejszą posturą (około 2,5 metra wzrostu), długowiecznością (osiemdziesięciolatek jest w ich społeczności uważany za młodzieńca), posiadaniem 4 płuc i nadzwyczajną zdolnością gojenia się ran, mając przy tym zupełnie ludzką psychikę ... a więc ten młody osobnik jest początkowo tak agresywny, okrutny i pyszałkowaty, a przy tym tak ciężko pojmujący, że czytelnik pragnie w duchu, by zainterweniowały jakieś siły nadprzyrodzone i pozbawiły go dowództwa „wojennej” (hm... raczej łupieżczo-morderczej...) wyprawy na rzecz rozsądniejszego przyjaciela Bairotha. Karsa niebawem istotnie dostaje nauczkę, jednak, jak to i w prawdziwym życiu bywa, wcale nie on jest tym, który zapłaci największą cenę... Ale to, przez co musi przejść, też wcale nie jest łatwe do przetrwania i gdyby nie pewien mały spryciarz rodem z Darudżystanu, daleki krewny znanego nam skądinąd Rallicka Noma, biedny osiłek przypłaciłby pewnie swoją brawurę trwałym kalectwem i skończył jako ostatniej rangi niewolnik, wykorzystywany do najbrudniejszych posług. Inny współtowarzysz więziennej niedoli okazuje się kimś, z kim Karsa na długo zwiąże swój los – ale tego się dowiadujemy dopiero pod koniec pierwszej księgi, gdy zostaje ujawnione jego imię, nie mając już wówczas wątpliwości, gdzie spotkaliśmy (a gdyby chcieć być wiernym kalendarzowi, dopiero spotkamy) ich obu.

A potem akcja wraca do tego punktu, w którym zakończyły się wydarzenia „Wspomnienia lodu”. Krążymy od Arenu do Raraku, od Raraku do pustyni Jhag Odhan, w międzyczasie odwiedzamy Itko Kan, niezwykłą dryfującą wyspę, G’danisban, Ehrlitan, oblężoną twierdzę B’ridys, pustelnię Iskarala Krosta, by znów wrócić na Raraku, gdzie rozegra się decydujące starcie pomiędzy dwiema siostrami, z których tylko jedna wie, przeciw komu zwróci swój oręż. Prócz tych dwóch nieszczęsnych kobiet spotkamy jeszcze całkiem sporo znanych postaci, i wrednych, i sympatycznych, będzie więc komu kibicować w niełatwym zadaniu przetrwania w tym nieprzyjaznym świecie, który co prawda od czasu do czasu rozświetlają iskierki humoru w rodzaju monologów Torvalda Noma czy groteskowych scenek z udziałem Iskarala Krosta i jego małżonki, niemniej jednak nie pozostawia on zbyt wielu nadziei na to, że któryś z bohaterów pożyje długo i szczęśliwie...

Część piąta zaczyna się znów w nowym miejscu i nieco innym czasie, rzucając nieco światła na historię poznanego w części czwartej Trulla Sengara. Ech, zatonęłoby się w tym malazańskim gobelinie ze słów, tylko czasu brak...


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 877
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Chilly 07.07.2015 08:22 napisał(a):
Odpowiedź na: W pewnym momencie akcji „... | dot59Opiekun BiblioNETki
A mnie znowu wciągnął ten świat. Na dłuższy czas utknęłam w piątym tomie, ale od chwili pojawienia się Tehola i Bugga znowu wsiąkłam i nawet nie wiem kiedy skończyłam i już jestem w tomie 7...
Użytkownik: Pok 07.07.2015 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie znowu wciągnął ten... | Chilly
Ja skończyłem na 6 tomie i teraz, po dłuższej przerwie, planuję niedługo zaliczyć następny. Tak sobie właśnie skaczę z tomu na tom z półrocznymi albo rocznymi przerwami, aby nie nabrać przesytu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.07.2015 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie znowu wciągnął ten... | Chilly
Mnie wciąga systematycznie, tylko nie lubię czytać po kawałku - za szybko się potem gubię - więc czekam, aż będę miała parę dni wolnego pod rząd. I bardzo jestem ciekawa dalszych losów Crokusa, Apsalar i ocalałych Podpalaczy, ale w części 5, jeśli się dobrze zorientowałam, chyba ich nie będzie...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: