Dodany: 09.06.2015 13:45|Autor: A.Grimm

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ostatnia walka: Moje życie jako lotnika, przemytnika i poszukiwacza przygód
Zumbach Jan

3 osoby polecają ten tekst.

Bohater bez decorum


Wśród najpiękniejszych kart zapisanych przez walczących Polaków nie tylko w czasie II wojny światowej, ale w naszej historii w ogóle, udział polskich lotników w Bitwie o Anglię zajmuje jedno z czołowych miejsc. Stało się tak nie tylko dzięki doniosłości wydarzenia i wieńczącego je militarnego sukcesu – bądź co bądź, dzięki temu zwycięstwu w przestworzach ostał się w Europie aliancki przyczółek – ale również ze względu na mit samego lotnictwa, tradycyjnie łączonego z odwagą, fantazją, indywidualizmem i, co być może najważniejsze: wolnością. Dla niejednego chłopca to właśnie zawód lotnika był – wciąż pewnie jest – pierwszym, dziecięcym jeszcze wyborem, później najczęściej weryfikowanym przez życie. Chyba że ktoś, tak jak Jan Zumbach, zachował upór i nie pozwolił dziecięcemu marzeniu zgasnąć.

Ten bohater Bitwy o Anglię zobaczył pierwszy samolot na niebie, kiedy był małym chłopcem. Życie na wsi raczej nie sprzyjało snuciu planów zostania lotnikiem. Czy można wyobrazić sobie bardziej kontrastowe zestawienie? Wieś, czy to chłopską, czy ziemiańską, określało przywiązanie do ziemi, tymczasem jednemu wyrostkowi zamarzyło się wzbić się w powietrze. Taki los! W „Ostatniej walce” temu dziecięcemu, a później młodzieńczemu pragnieniom poświęcone są pierwsze rozdziały. Po ich lekturze nie sposób sobie wyobrazić, aby życie Jana Zumbacha miało potoczyć się inaczej. Fascynacja samolotami nie była chwilowym kaprysem, ale pasją. Zumbach, mimo obiekcji matki, dopiął swego; kiedy zaczęła się II wojna światowa, był już pilotem.

Już początkowe rozdziały pozwalają zobaczyć w autorze nie figurę z brązu, lecz ogarniętego gorączką życia ekstrawertyka. Dzisiaj takiej osobie bylibyśmy skłonni przypisać tzw. pozytywne ADHD. Kiedy nie mógł jeszcze wzbić się w powietrze, podbojów dokonywał na ziemi, skutkiem czego był m.in. okrągły brzuszek niejakiej Mirki. Także później, kiedy razem z kolegami z RAF-u bronił angielskiej ziemi, w wolnych chwilach korzystał ze sławy wojownika przestworzy i przebierał w angielskich damach, mocno już wówczas znudzonych wiktoriańskim rygorem. Ale nie należy składać wszystkiego na karb wspomnianej gorączki życia, chyba że jego polskich kolegów uznamy za równie rozgorączkowanych, w relacji autora nie on jeden bowiem dość swobodnie sobie poczynał. Rozdziały poświęcone II wojnie światowej mogą pozostawić jednak pewien niedosyt. Zumbach wprawdzie konsekwentnie prowadził zeszyt lotnika, w którym zapisywał, z jakimi maszynami w danym dniu walczył, ile samolotów strącił, ile uszkodził, w jakich warunkach przebiegały walki, ale mimo tego materiału (albo właśnie przez uzależnienie od niego) widać, że na opisach legł cień czasu – nie wszystkie potrafią przykuć plastycznością czy przywiązaniem do szczegółu.

Narracja nabiera rumieńców, kiedy autor zaczyna opisywać swoje losy po wojnie. Do pozytywnego ADHD dołączyła jeszcze jedna motywacja – znana nam wszystkim, chociaż nie wszyscy chętnie się do nie przyznajemy. Pieniądze. Nie będzie dużym przekłamaniem stwierdzenie, że bohaterski lotnik zajął się po wojnie robieniem interesów, najczęściej nielegalnych. A że po wojnie miał szczęście znaleźć się po słusznej stronie żelaznej kurtyny, okazji do tego było niemało. Oczywiście Zumbach nie omieszkał połączyć z chęcią zarobienia pieniędzy swojej życiowej pasji. Oficjalna sieć powietrznych taksówek była tylko przykrywką dla działalności polegającej na przemycie waluty, diamentów czy papierosów. Historia ta obfituje we wzloty i upadki; jako że o upadkach lepiej się czyta (może też i pisze), w „Ostatniej walce” znajdziemy ich niemało. A to koledzy coś popsuli, a to pogoda spłatała figla, a to pech dał o sobie znać. Nierzadko zamiast zarobić czy choćby nawet uzyskać zwrot kosztów, trzeba było dopłacać. Oczywiście klęski stanowią tylko punkty w paśmie efektywnej działalności powietrznego towarzystwa przewozowego.

Jeśli ktoś pomyślał, że to najciekawsza część tej autobiografii, jest w błędzie. Prawdę powiedziawszy, opowieści z czasów przemytniczej działalności, mimo akcentów przygodowych, to nic innego, jak swoista księga rachunkowa, może i niestandardowa, ale jednak odpowiednio sprofilowana właśnie pod kątem prowadzenia biznesu. Zdecydowanie najciekawszymi rozdziałami „Ostatniej walki” są te poświęcone pracy bohatera w roli najemnika. Zumbach jako ceniony lotnik najpierw pomagał Katandze w walkach w Kongu, a później ludowi Ibo w Nigerii. Był to czas wyjątkowego wrzenia na Czarnym Lądzie; kolonie zakończyły swój żywot, a tubylcy, nierzadko manipulowani przez obce mocarstwa, wystąpili przeciw sobie. Nie walory przygodowe decydują o zaletach tych rozdziałów, ale obserwacje społeczne. Autor nie miał najlepszego zdania o przywódcach Katangi, figurach rodem z jakiejś drugorzędnej operetki, przypominających bardziej błaznów niż żołnierzy; znacznie lepiej oceniał Ibo. Przez kontrast z Katangą – a Zumbach nie unikał porównań – zalety chrześcijańskich mieszkańców Nigerii zostały wyeksponowane jeszcze mocniej.

W „Ostatniej walce” zwraca uwagę brak jakichkolwiek deklaracji światopoglądowych, nie inaczej jest w odniesieniu do walk w Afryce. Możemy się tylko domyślać, że nie zawsze chodziło tylko o pieniądze czy pozytywne ADHD; wybór Katangi, a już szczególnie Ibo musiał być podyktowany czymś jeszcze. Autor nie mówi o tym jednak wprost. Książka pozwala za to uchwycić pewien rys psychologiczny Zumbacha. Między wierszami wyczytamy, co w jego duszy grało – z całą pewnością poza odwagą i wspominaną już gorączką życia bliskich mu było kilka innych wartości. Być może największą zaletą tej pozycji nie jest zatem jej tło historyczne, obfitujące w przygody, ale obszar przeznaczony na opinie i oceny. To dzięki nim dowiadujemy się więcej zarówno o samym Zumbachu, jak i o wydarzeniach, w których przyszło mu brać udział. Ale i tym, którzy zmysłu obserwacyjnego sobie nie cenią, książka powinna przypaść do gustu; bo chociaż nie jest pozbawiona wad i słabszych momentów, daje nie tak znowu codzienną okazję poznania jednego z bohaterów II wojny światowej bez decorum. Nie tylko dlatego, że życie Jana Zumbacha nie zawsze korespondowało z ideałami i naszą polską, wojenną mitologią, lecz także dlatego, że sam autor pretensji do bycia ideałem – o czym świadczy właśnie „Ostatnia walka” – nie zgłaszał.


[Tekst pojawił się również na stronie lubimyczytac.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1357
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: