Dodany: 06.10.2009 19:01|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Mała książka o wielkim człowieku


Wygrzebawszy niemożliwie sterany egzemplarz tej powieści spomiędzy szpargałów, pochopnie przeznaczonych przez młode pokolenie rodziny do wyniesienia na strych, przypięłam się doń tak zajadle, że zapomniałam o wszystkim, włącznie z postawionymi na kuchence garnkami. A przecież już miałam z nią do czynienia, i to jeszcze zanim doszłam do klasy, w której była lekturą obowiązkową. Wtedy - chociaż nie umiałam tego jeszcze wyrazić odpowiednimi słowami - z miejsca urzekła mnie barwną, filmową narracją: tu trzej chłopaczkowie w lnianych koszulinach, tłukący się poduchami wypchanymi słomą, tam zgiełkliwy, kolorowy tłum na krakowskim rynku i pośród niego leciwy człowiek z obwiązaną twarzą, wypytujący przekupki o receptę na ból zęba, ówdzie stara niania, drepcząca z lampką po mrocznych korytarzach czarnoleskiego dworku… A do tego masa szczegółów, dzięki którym świat sprzed czterystu lat widać jak na dłoni, i stylizacja językowa, nie przez wszystkich lubiana, ale w moich oczach zawsze dodająca tekstom wiarygodności.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, jeszcze jedną rzecz muszę docenić: umiejętność przedstawienia postaci wielkiego człowieka tak, by opowieść nie okazała się zbyt sztywna i zbyt poważna dla dzieci, ani zbyt infantylna dla dorosłych, by nie była ani suchym zbiorem faktów, ani konfabulacją nie znajdującą poparcia w źródłach. Gęsto zdobiące tekst cytaty z utworów Kochanowskiego natychmiast obudziły we mnie pragnienie przypomnienia ich sobie w całości, przyprawione zawstydzeniem, że wyrósłszy z lekturowych obowiązków, na tak długo porzuciłam te piękne strofy, prawda, że archaicznie brzmiące, ale jakże dopracowane (przez człowieka, który nie miał się na kim wzorować, jako pierwszy docierając „na skałę pięknej Kalijopy, gdzie dotychczas nie było śladu polskiej stopy”![1]), a przy tym jak pełne mądrości, jak nasycone autentycznymi uczuciami! Kochanowski to postać, której nie wolno nie znać ani o niej zapomnieć; i choćby nawet tylko co setny uczeń chciał wiedzieć o nim coś więcej, niż napisano w podręczniku, dla samej tej garstki warto byłoby trzymać w bibliotekach tę cokolwiek zapomnianą dziś powieść. Swój egzemplarz dam do oprawy; przetrwał dwa pokolenia czytelników, niech służy jeszcze i kolejnym!


---
[1] Jan Kochanowski, przedmowa do „Psałterza Dawidów”, z pamięci.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4659
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 08.10.2009 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygrzebawszy niemożliwie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot- Ty jak zwykle kusisz... Aż muszę dodać kolejną pozycję do mojego schowka.
Użytkownik: misiabela 08.10.2009 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygrzebawszy niemożliwie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cudowna książka mojego późnego dzieciństwa (przeczytałam ją mając bodajże 12 lat), która tak bardzo mnie urzekła, iż mając owe 12 lat przeczytałam "Treny" Wielkiego Jana z Czarnolasu. Z wielką czułością przechowuję ją w rodzinnym domu i chyba przy najbliższej okazji, zachęcona recenzją, znowu się w niej zatopię. Sama jestem ciekawa mojego odbioru. A może też dam swój egzemplarz do oprawy? :) Dzięki dot za dobry pomysł!
Użytkownik: bassani 08.10.2009 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygrzebawszy niemożliwie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
W dzieciństwie z wielką przyjemnością czytałam takie książki ze stylizacją językową. Dzisiejsze pokolenie tego nie zna. Ciekawa jestem, jak zmusisz, Dot, swoje nowe pokolenie do połknięcia owego dzieła. Przecież oni wybierają czarodziei, wampiry, igrzyska śmierci...
Użytkownik: miłośniczka 09.10.2009 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: W dzieciństwie z wielką p... | bassani
Czy ja wiem? Ja nie jestem aż tak stara, a w powieściach typu "Kto mi dał skrzydła" po prostu się rozochiwałam i zawsze ciężko mi się było z nimi rozstać. ;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.10.2009 15:50 napisał(a):
Odpowiedź na: W dzieciństwie z wielką p... | bassani
Ba, zmusić się nie da, a nawet gdyby się dało, to nie należy (vide powszechna awersja do lektur szkolnych)! Jedyna metoda to chyba taka jak w mojej rodzinie; gdzie się nie spojrzało, to albo ktoś z książką, albo książka właśnie odłożona, i zawsze ktoś chętny poczytać dziecku (konkretnie dziadzio, bo gdy weszłam w fazę zainteresowania książkami, właśnie był przeszedł na emeryturę). A jak się wyrobi nawyk obcowania z książką, to prędzej czy później sięgnie się nie tylko po to, co najmodniejsze; mój potomek otrzepywał się z lekkim obrzydzeniem przed każdą powieścią pisaną staropolszczyzną, aż gdzieś dorwał Komudę, a po nim zabrał się do wzgardzonej ongiś "Trylogii"...
Użytkownik: jar 09.10.2009 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygrzebawszy niemożliwie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja po lekturze również w wieku lat 12-u z wioski przywiozłem gęsie pióra i jakże zarobiłem je i pisałem wiersze. Szkoda, że przy kolejnych przeprowadzkach gdzieś się zawieruszyły.
Pamiętam do dziś klimat tej książki choć minęło tyle lat.
Użytkownik: modelinkam 11.10.2009 16:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygrzebawszy niemożliwie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za piękną recenzję jednej z najukochańszych książek mojego dzieciństwa. Lektura Porazińskiej połączona z wyprawami do Muzeum w Czarnolesie (jest piękne- polecam!)sprawiły, że poezja Jana Kochanowskiego była mi zawsze bardzo bliska...Do tego stopnia, że idąc do szpitala w wieku 8 lat zabrałam ze sobą "Treny" i czytałam je nocami- doskonale współgrały z moim nastrojem w tym ponurym miejscu:)
Dot, dziękuję raz jeszcze- przy najbliżej okazji zabieram dzieciaki do Czarnolasu. Książkę weźmiemy ze sobą...Pozdrawiam!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: