Dodany: 11.05.2015 19:48|Autor: misiak297

Nowele jak reportaże społeczno-obyczajowe


"O wieku, co blaski swoje rzucasz w cienie i chłody dni naszych i zapalasz ognie w biednej chłopskiej piersi, i dajesz chwile szczęścia w czarnej chłopskiej chacie (...) – o wieku!..."[1]


Nowele Marii Konopnickiej, tak zachwycające współczesnych jej czytelników (choć nie wszystkich – odbiorcy o przekonaniach prawicowych oraz kler Konopnickiej po prostu nie znosili), nie cieszą się dziś dobrą sławą. Wydaje się, że przyczynia się do tego wpisanie na listę lektur, przymuszanie do czytania, a także patyna czasu, sprawiająca, że zarówno język, jak problematyka tekstów powstałych sto lat temu nie są już w pełni czytelne. Dla wielu odbiorców w XXI wieku czytanie Konopnickiej oznacza męczarnię i nic więcej. Ten sąd często bierze się z niepopartego próbą lektury przekonania (jakże krzywdzącego), że co w literaturze dawne, musi być nużące. Zdziwiłby się więc ten, kto dziś sięgnąłby po utwory Konopnickiej z takim właśnie nastawieniem (i przekonaniem, że autorka to mdły wzór wszelkich cnót), ale zarazem z otwartym umysłem i dobrymi chęciami. Kto wie, może jej opowiadania by go zachwyciły. A już na pewno – zaskoczyły.

Maria Konopnicka była jedną z tych pisarek, które wydobyły chłopstwo z literackiego niebytu. To u niej nie tylko prosty element ludowości. Wychodząc z założenia, że pora zajrzeć do biednej wiejskiej izby i zobaczyć w jej mieszkańcu człowieka z jego radościami i smutkami, ukazuje problemy tej warstwy społecznej. Co ważne, dba przy tym o psychologię postaci – stworzone przez nią portrety są wyraziste i przekonujące. Nie ma się co dziwić, materiału często dostarczały jej perypetie sąsiadów. A była Konopnicka uważną obserwatorką i to, co widziała, potrafiła przemienić w zdumiewająco świetną literaturę, która nawet dziś może wzbudzić zainteresowanie. W swoich utworach uwieczniła kawał świata, którego już nie ma. A tak przecież żyli nasi przodkowie. Tadeusz Budrewicz w posłowiu do omawianego wydania słusznie nazywa nowele Konopnickiej "ważnym i interesującym reportażem społeczno-obyczajowym"[2]. Tak też można je czytać i dzisiaj. A choć sceneria się zmieniła – tematy, które podejmuje autorka "Roty," są aktualne i w XXI wieku. Zdrada małżeńska, śmierć najbliższej osoby, porzucenie, udręki starości, ksenofobia, depresja poporodowa, walka o godne życie, samobójstwo, bieda – to również współczesne problemy i tragedie.

Dramat starego Żyda, w obliczu ataków antysemickich stwierdzającego: "Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!"[3], może przejmować także teraz. Wstrząsająca jest tragedia matki z "Dymu", która traci syna – tego Marcysia, któremu wszystko by oddała. Jednak ze śmiercią nawet miłość macierzyńska nie wygra. Trudno i dziś nie czytać ze zgrozą o tym, że tytułowe "miłosierdzie gminy" polega na handlu starymi i schorowanymi ludźmi. A czym jest "Nasza szkapa"? Przejmującym zapisem tego, jak rozpada się poukładany świat, gdy matka powoli umiera. Otoczenie małego Wicka Mostowiaka zaczyna się kurczyć, kiedy ojciec wyprzedaje dobytek, aby zdobyć pieniądze na utrzymanie rodziny (jakże znamienne jest pierwsze zdanie: "Zaczęło się od starego łóżka, cośmy na nim we trzech sypiali"[4]. Kończy się to opowiadanie – jakże dramatycznie – gdy ziemia przykrywa trumnę matki). Dzieci pozostają sobą (narracja "Naszej szkapy" jest uroczo dziecięca), wyprzedawanie sprzętów jawi im się początkowo jak przygoda, lecz niewygody narastają, nadciąga też żałoba. Wicek i jego bracia nie do końca rozumieją, co się dzieje, ale ciosy, które spadają na rodzinę, dotykają również ich. Mostowiakowie, mimo nadchodzącej tragedii, uwłaczającego targowania się o każdy grosz, oddawania przedmiotów budujących rodzinną historię, starają się żyć normalnie. A jednak śmierć już zagląda w ich okna. Jak w scenie, w której ojciec gra na harmonijce ku radości wszystkich obecnych:

"Ojciec i teraz grał ślicznie. Z początku wesoło, raźnie, jak gdyby do tańca same nogi nam podrygiwały. Potem jakby się do tej wesołości co przymieszało, coraz smutniej, coraz smutniej, jakoby do płaczu, tak że i Felek pięścią oczy raz i drugi wytarł; aż rozciągnął ojciec harmonijkę raz ze stron obu i dobył z niej głos tak żałosny, jak na organach, kiedy umarłemu grają. Matka spała. Często na nią teraz przychodził sen taki, jakby nagle kto makiem oczy jej posypał. A budziła się potem osłabła, blada, z zimnym potem na wychudłej twarzy"[5].

Tyle jeśli idzie o lektury szkolne. A przecież sięgając po zbiory nowel Konopnickiej można poznać również innych interesujących bohaterów i ich dramatyczne historie. Na przykład Urbanową – starą pijaczkę, dla której przebranie syna w teatralne królewskie szaty jest świadectwem nobilitacji społecznej. I Justyna – chłopca z "Dziadów", który nie może wybaczyć matce, że go opuściła, odchodząc do cygańskiego kochanka. Nie potrafi też znieść pustki, którą po sobie zostawiła (dlatego uparcie nie pokazuje się, gdy "Cyganicha" przychodzi do niego). I pannę Florentynę, która walczy ze swoją starą matką (ta relacja jest naprawdę toksyczna), aby przed obcymi zachować pozory bogatego, godnego życia. I atrakcyjną wodziarkę Józefową, niezaspokojoną seksualnie żonę niedołęgi (a w domyśle: impontenta). Podgląda ona sąsiadów bijących żony i marzy o tym, aby "mieć dzieci, których nie miała [nie łudźmy się, nie chodzi tu o dzieci, tylko o to, w rezultacie czego powstają], i męża, o którym by wiedziała, że ją od czasu do czasu wybić może; zwyczajnie jak to pan Bóg w małżeństwie przykazał"[6]. Podglądanie stróża Pawła bijącego żonę jest dla niej przeżyciem quasi-erotycznym:

"Józefowa zapominała wtedy, że ma na górę wodę nieść, ale przychyliwszy się przez poręcz schodów chłonęła w siebie tę bijatykę małżeńską jak najrozkoszniejszy widok. Usta jej otwierały się lekko, nozdrza drgały, oczy wpatrzone były z uwielbieniem w podnoszący się i opadający kułak Pawła. Powiedzieć nawet można, że w egzekucji tej czynny brała udział, gdy za każdym uderzeniem żylastej pięści Pawła w kark wrzeszczącej baby źrenice wodziarki mrużyły się rozkosznie i trwożnie zarazem, a proste jej, ślicznie zarysowane barki uchylały się miękko i pokornie"[7].

Bohaterowie Konopnickiej to w większości ludzie przegrani, uginający się pod brzemieniem cierpień. Jak Ksawery – mamiony przez księdza złudnymi obietnicami, pozbawiony tożsamości i poczucia przynależności żebrak. Szczęście w końcu rozjaśnia jego życie niczym świeca – ale ta świeca zaraz gaśnie. Jak małe dzieci, które do przestępstwa pcha głód, a wszystko kończy się na ławie oskarżonych ("Z włamaniem"). Jak Krysta, ukochana walczącego na wojnie żołnierza Antka, którą pożądanie pchnęło do oddania się innemu mężczyźnie. Dziewczyna nie potrafi sobie poradzić z poczuciem winy. Nienawidzi też dziecka, które urodziła parobkowi Pawłowi (opis nienazwanej depresji poporodowej naprawdę robi wrażenie). Jak stara Banasiowa, która nie może rozstać się z tym światem i jest udręką dla córki. Oto fragment jej spowiedzi przed urzędnikiem – bohaterka chce uniknąć opłacania kwartalnej karty meldunkowej (dokument obowiązujący w zaborze rosyjskim):

"Wielmożny pan spojrzy na mnie! Toć to wiór suchy, kostki struchlałe, próchno... Ledwo się ten ostatni duch ma po czym kołatać. A toć ja nie zastępuję nikomu nijakiego placu na świecie... Na garsteczce słomy pod piecem legam, wody kapkę wypiję, jak ten wróbel skubnę tej strawy... powietrza też nie ukrzywdzę, bo ledwie dech złapać mogę, ani słonyszka tego, bo w suterynach siedzę, to tam go i nie ujrzyć nawet... Ja wiem, wielmożny komisarzu, że już mi dawno czas na umieranie. A co zrobić, kiedy takie twarde życie mam w sobie! Niech mi już ta wielmożny pan odpuści! Daruje! A toć ja sama tej śmierci wyglądam, a wyglądam, co dnia, co godziny... Jużem ci ja ten pobyt zapłaciła Panu Jezusowi, na chwałę Jego Przenajświętszą. Trzynaścioro dzieci miałam, pochowałam siedmiorgo, jako tych kwiatuszków bieluśkich, dwóch mi synów w rekruta wzięli, żołnierzyków takich młodziuśkich, że to krew z mlekiem... jeden mi chłopak w rzece utonął, jedna córka do miasta uciekła, jeden najmłodszy spalił mi się na strychu śpiący, jako ten wróbel pod strzechą... Toż ta Pan Bóg Przenajświętszy już ze mnie wybrał ten pobyt i rodzeniem, i żałością, i pracą ciężką, i głodem, i krwawym płaczem, i onymi mogiłkami ze żółtego piasku..."[8].

Jest w tych nowelach mnóstwo brutalnych scen – choćby ta, w której kucharka Maryśka, porzucona przez ukochanego, mści się na małym dziecku, zostawiając je na śniegu. Jej dramat z upodobaniem ogląda i komentuje kuchenna czeladź, niby chór w antycznym dramacie. Potworna wydaje się i dziś postawa córki oczekującej na śmierć matki (odejście Banasiowej pozwoliłoby uniknąć płacenia podatku). Na szczególną uwagę zasługuje "Martwa natura" – w tej miniaturze pracownicy szpitala (uosobieni przez odpychającą zakonnicę) traktują zmarłego jak kłopot, którego trzeba się pozbyć (narratorka stwierdza: "Widocznem to było, że tutaj czasu na żadne bałamuctwa niema. Masz się rodzić, to się ródź, masz umierać, to umieraj, a jeśli chcesz być pochowanym, to zaraz, bo tam się już dziesięciu innych rodzi i umiera"[9]). Śmierć posłańca miejskiego przedstawiona została jak koszmarny spektakl. Zgroza i smutek ogarniają, gdy czytamy o wystraszonych i zdezorientowanych dzieciach zmarłego, jego zbolałej matce, która ostatkiem sił przychodzi do kostnicy ("Ja... matka – mruczała, stukając grubym swoim kijem po stopniach wzniesienia. – (....) Sama rodziłam i sama na śmierć ułożę"[10]), rozplotkowanych, ciekawskich gapiach i posługaczach, którzy nie umieją uszanować cierpienia i żałoby. Staruszka musi zatroszczyć się o godność syna na przekór wszystkiemu. Pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment tego opowiadania:

"Nagle wyprostowała się ślepa.
– Kazia! – przemówiła znów dawnym swoim twardym głosem – a dajno dzieci! Niech pożegnają ojca.
 Dziewczynka dźwignęła z wysiłkiem młodszego do wysokości trumny.
– Pocałuj, Maniuś ojca w rękę – rzekła dysząc ciężko. Ale malec z przestrachem odwrócił twarzyczkę od wnętrza trumny.
– Dalej! Pocałuj, kiedy mówię – nalegała trzymająca go w powietrzu siostra.
 Wtem babka wyciągnęła rękę i natrafiwszy na głowę wnuka, przycisnęła ją do złożonych rąk zmarłego. (...) Starszy chłopiec sam się wdrapał i wspiąwszy się na palce pocałował rękaw ojcowski. Babka i tę głowinę przycisnęła do piersi trupa.
– Patrz, a pamiętaj sobie – mówiła – że choć twój ojciec w szpitalu umarł, ale równo pochów miał własny... Trumnę miał, wszystko miał... Żebyś to sobie pamiętał!
– O la Boga! – niecierpliwili się tymczasem posługacze. – Żeby tak człowiek ze wszystkiemi takie termedyje miał, toby nie stało czasu i na połowę tego, co się teraz przez ręce przewinie"[11].

Kto dzisiaj czyta Konopnicką? Chyba nikt oprócz literaturoznawców. A naprawdę szkoda. To proza niesłusznie zapomniana i bardzo skrzywdzona zakwalifikowaniem do nudnych, zakurzonych ramot. Wiele w niej jest do odkrycia.


---
[1] Maria Konopnicka, "Wojciech Zapała", w: tejże, "Nowele", Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1988, s. 13. [cytaty z wszystkich noweli za tym wydaniem]
[2] Tadeusz Budniewicz, "Posłowie", w: Maria Konopnicka, dz. cyt., s. 299.
[3] Maria Konopnicka,"Mendel Gdański", w: tejże, dz. cyt., s. 87.
[4] Maria Konopnicka, "Nasza szkapa", w: tejże, dz. cyt., s. 88.
[5] Tamże, s. 101.
[6] Maria Konopnicka, "Józefowa, studium z natury", w: tejże, dz. cyt., , s. 64.
[7] Tamże, s. 66.
[8] Maria Konopnicka, "Banasiowa", w: tejże, dz. cyt., s. 54.
[9] Maria Konopnicka, "Martwa natura", w: tejże, dz. cyt., s. 15.
[10] Tamże, s. 17.
[11] Tamże, s. 18.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4662
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: margines 12.05.2015 11:06 napisał(a):
Odpowiedź na: "O wieku, co blaski swoje... | misiak297
No, a za mną zaś „Głupi Franek” ze zbiorku Głupi Franek; Dym (Konopnicka Maria).
(D)oceniłem go na 5.5, a nawet waham się nad 6.
Za... końcówkę, a chyba przede wszystkim za postawę właśnie tego „głupiego” Franka, która w obecnych czasach jakże jest niemodna. A nawet haniebna.
Dym (Konopnicka Maria) przeczytałem już wcześniej.
Użytkownik: misiak297 12.05.2015 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No, a za mną zaś „Głupi F... | margines
Tego akurat nie było w zbiorku, który czytałem. Na pewno przeczytam, gdy znów będę miał "fazę" na Konopnicką.

Po namyśle stwierdzam, że nowele Konopnickiej są dużo ciekawsze i przede wszystkim mniej tendencyjne niż wczesna proza Orzeszkowej. Nie spodziewałem się tego.
Użytkownik: Pingwinek 05.08.2019 12:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "O wieku, co blaski swoje... | misiak297
Nie mogę powiedzieć, by nowele Konopnickiej mnie zachwycały (różnie - niektóre uważam za warte uwagi, owszem, inne tylko nudzą), ale - niezależnie od własnej oceny - cieszę się, że je popularyzujesz. Świetna recenzja!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: