Isabel Allende, Dom duchów
Zacząłem słuchać (książka mówiona) i... poczułem Marqueza. Realizm magiczny powtórzony. Inne didaskalia, ale bardzo podobna atmosfera i gradacja działań bohaterów. Jak dom, to wielki i wiele w nim zakamarków, jak budowa, to nadnaturalnie wielka i intensywna, jak uczucia... i tak dalej.
Cały wątek w formie sagi. Marksizm dopiero zaczyna się pojawiać. Deja vu? Być może, czytam dalej.
Powieść się plecie. Dom ponury, Clara - jedna z bohaterek - nieobecna. Nie mogę uwolnić się od Marqueza. I jeszcze Trafankowska (słucham, a nie czytam) okropnie denerwująca. Z jednej strony czyta z hiszpańskim akcentem nazwę posiadłości "Las Tres Marias", a z drugiej strony nie opanowała podstawowych zasta czytania niektórych imion hiszpańskich (czyta Miguel zamiast Migel). Niechlujstwo. Wstyd, młoda Pani, proszę uczyć się od Gorztyły.
Ale jednak się udało przeczytać. W sumie zrobiło się smutno, południowoamerykańska nędza z opuszczeniem dała doby, chociaż nienowy efekt.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.