Przedstawiam
KONKURS nr 87 pt.
"SZATAN w LITERATURZE",
który przygotował
Sznajper:
Sancte Michael Archangele,
defende nos in proelio, contra
nequitiam et insidias diaboli
esto praesidium. Imperet illi
Deus, supplices deprecamur:
tuque, Princeps militiae
caelestis, Satanam aliosque
spiritus malignos, qui ad
perditionem animarum
pervagantur in mundo, divina
virtute, in infernum detrude.
In nomine Patris et Filii,
et Spiritus Sancti. Amen.
[Egzorcyzm prywatny - zalecany przez Leona XIII]
Witajcie!
Niezmiernie niemiło mi powitać was w piekle literatury. Niemiło, gdyż czeka was ciężka i niebezpieczna praca.
Z piekła literatury wyrwało się na wolność dwadzieścia pięć demonów. Waszym zadaniem jest wyegzorcyzmować piekielników czyhających na dusze bogobojnych moli książkowych i zagubionych owieczek, które z prostoduszności tylko i niewiedzy zabrały się za czytanie nieodpowiednich książek.
Więc uzbrójcie się w wodę święconą i żelazną wolę, zaopatrzcie się w maszynowe apagi i odłamkowe vaderetry. Czeka was walka z Szatanem!
Zasady:
1. Przyznaję po jednym punkcie za autora i tytuł każdego z demonów.
2. Jeżeli demon pochodzi ze zbioru, punktowany jest tytuł konkretnego opowiadania lub wiersza.
3. Po odgadnięciu autora masz jedną szansę na odgadnięcie tytułu.
4. W przypadku jednakowej liczby punktów, o kolejności na podium, decyduje data ostatniego punktowanego maila.
5. Mataczyć w tym konkursie oczywiście można, ale proszę o diabelską przewrotność w podpowiadaniu.
6. Wyegzorcyzmowane demony wysyłajcie wieprzem lub m@łpą na adres: [...]
W tytule proszę o wpisanie
loginu.
7. Termin nadsyłania odpowiedzi minie
27 września (niedziela) o 7:06.
P.S. Miejcie litość i w ewentualnym kontrkonkursie nie torturujcie mnie poezją.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1. Szatan klasyczny i na rozgrzewkę
Y.
Wśród waszej braci osnowę istnienia
Poznać nietrudno już z dźwięku imienia,
Która najjaśniej się nazwą wyraża
Uwodziciela, boga much lub łgarza. Kto jesteś więc?
X.
Tej siły cząstka mała,
Która wciąż złego pragnie, a dobro wciąż działa.
Y.
Cóż ta zagadka znaczy w samej rzeczy?
X.
Ja jestem duchem, który ciągle przeczy.
I słusznie: bowiem, co się tu poczęło,
Jedynie godnym jest, aby zginęło;
Więc lepiej, by nic nie rodzono w świecie.
Słowem, to wszystko, co wy grzechem zwiecie,
Zniszczeniem lub wprost złem przeklętym,
Jest mym właściwym elementem.
Y.
Zwiesz się częścią, lecz widzę cię w całej osobie.
X.
Jam skromną prawdę wyznał tobie,
Gdy człowiek siebie, mały błaznów świat,
Całością mienić zawsze rad —
Tam częścią części, która ongiś wszystkim była,
Jam częścią tej ciemności, co światło zrodziła,
W to dumne światło, które matce nocy
Dziś miejsca przeczy, znaczenia i mocy.
2. Szatan – nauczyciel
Cała filozofia Piekła opiera się na uznaniu pewnika, że jedna rzecz nie jest drugą rzeczą, a zwłaszcza, że jedna jaźń nie jest drugą jaźnią. Moje dobro jest tylko moim dobrem, a twoje dobro jest twoim. Co jeden zyskuje, to drugi traci. Nawet martwy przedmiot jest tym, czym jest, dzięki wykluczeniu z zajmowanej przez siebie przestrzeni wszelkich innych przedmiotów; jeśli coś się powiększa, czyni to przez odepchnięcie od siebie innych przedmiotów albo przez pochłonięcie ich. To samo odnosi się do ludzkiej osoby. U zwierząt pochłonięcie przybiera formę pożarcia; dla nas, szatanów, oznacza to wessanie woli i wolności osobnika słabszego przez silniejszego. "Być" znaczy "trwać we współzawodnictwie o byt".
3. Oszczerca oczerniany
Szatana bez wątpienia nazwać wypada najlepszym przyjacielem Kościoła, jakiego kiedykolwiek ten posiadał, ponieważ przez te wszystkie lata zapewniał mu zajęcie. Zbyt długo fałszywa doktryna Piekła i Diabła pozwalała kwitnąć Kościołom katolickim i protestanckim. Bez diabła, na którego zawsze wskazywali palcem, religijni przywódcy prawości nie mieliby czym straszyć swoich wiernych. Ostrzegają: "Szatan wiedzie na pokuszenie", "Szatan jest księciem zła", "Szatan jest złośliwy, okrutny i brutalny"; "Jeżeli ulegniesz diabelskim pokusom, z całą pewnością będziesz skazany na wieczne potępienie i smażyć się będziesz w Piekle".
Semantycznie słowo Szatan to: "przeciwnik", "sprzeciw" lub "oskarżyciel". Samo słowo "diabeł" pochodzi od sanskryckiego devi, które znaczy "bóg". Szatan uosabia sprzeciw wobec wszystkich religii, które mają na celu sfrustrowanie człowieka i potępienie go za naturalne instynkty. Przypisana mu została rola złego z tej prostej przyczyny, że wyraża cielesne, ziemskie i doczesne aspekty życia.
Szatan, przywódca diabłów Zachodniego Świata był początkowo aniołem, do którego obowiązku należało donoszenie Bogu o ludzkich występkach. Dopiero w XIV wieku zaczęto przedstawiać go jako złe bóstwo - na wpół człowieka, na wpół zwierzę z koźlimi rogami i kopytami. Zanim chrześcijaństwo nadało mu imię Szatana, Lucyfera itd., zmysłową częścią ludzkiej natury rządził bóg noszący wtedy imię Dionizos lub Pan, przedstawiany przez Greków jako satyr lub faun. Pan był początkowo "dobrym chłopem" - symbolizował płodność i urodzaj.
4. Szatan – destruktor
Szatan jest tym, czego najbardziej w Bogu nie rozumiemy. Nie znaczy to, jakobyśmy sądzili, że Bóg sam stanowi aliaż pierwiastków wyższego i niższego, dobra i zła, miłości i nienawiści, mocy stwarzania i żądzy zniszczenia. Szatan to myśl, że Boga można ograniczyć, zaklasyfikować, wydzielić, dokonując frakcjonowanej destylacji, tak aby został tym, i tylko tym, co potrafimy zaakceptować i przed czym się już bronić nie będziemy. Myśl ta nie daje się utrzymać wewnątrz historii, ponieważ jej nieuchronną konsekwencją jest wniosek, że nie ma innej wiedzy, jak pochodzącej od Szatana, i że on się dopóty rozszerza, dopóki nie pochłonie wszystkiego, co wiedzę zdobywa, w całości. A to, ponieważ wiedza unicestwia stopniowo dyrektywy, zwane przykazaniami objawionymi. Pozwala ona zabijać, nie zabijając, niszczyć, lecz tak, że to niszczenie stwarza, ulatniają się od niej osoby, jakim miała być należna cześć, choćby ojciec i matka, i padają od niej dogmaty, jak nadprzyrodzoności poczęcia niepokalanego i duszy nieśmiertelnej.
5. Właściwie nieobecny
Wiesz nawet ty, że nie można obcować tyle lat z ludźmi opętanymi przez demona nie stając się jak oni. Wiesz o tym ty też, rzeźniku apostołów! Bierze się czarnego kota, czyż nie tak? który nie ma ani jednego włoska białego (wiesz o tym) i krępuje mu się wszystkie cztery łapy, potem niesie się o północy na rozstaje, gdzie krzyczy się głośno: "O wielki Lucyferze, władco piekła, biorę cię i wkładam w ciało mojego wroga tak, jak uwięziłem tego kota, a jeśli doprowadzisz mojego wroga do śmierci, następnego dnia o północy, w tym samym miejscu złożę ci tego kota w ofierze, a ty uczynisz, co ci każę, przez moc czarów, dokonywanych według tajemnej księgi świętego Cypriana, w imię wszystkich wodzów największych zastępów piekła, Adrameleka, Alastora i Azazela, do których modlę się teraz tak samo, jak do wszystkich ich braci..." — Wargi mu drżały, oczy zdawały się wychodzić z orbit i zaczął modlić się albo zdawało się, że to czyni, ale wznosił swoje błagania do wszystkich baronów piekielnych zastępów... — Abigor, pecca pro nobis... Amon, miserere nobis... Samael libera nos a bono... Belial eleyson... Focalor, in corruptionem meam intende... Haborym, damnamus dominum... Zaebos, anum meum aperies... Leonardus, asperge me spermate tuo et inquinabor...
6. Pseudo-mag
- Moim skromnym zdaniem, trochę przedobrzyliście - ciągnął wąż. - Wiesz, chodzi o ten pierwszy raz, no, pierwsza przepustka... etc. Swoją drogą zupełnie nie rozumiem, co też może być złego w tym, że ktoś chce poznać różnicę między dobrem i złem.
- Musi coś być... Na pewno coś jest... - odparł A. tonem niedwuznacznie wskazującym, iż on sam nie ma bladego pojęcia, co może być złego w chęci poznania, ba, że sprawa ta wyraźnie go niepokoi. - W przeciwnym razie ty wcale nie byłbyś w to zamieszany.
- Powiedzieli mi tylko: Zrób trochę bigosu, tam... wiesz... - wyznał wąż, znany też pod nazwiskiem C., które, notabene, planował zmienić w niedalekiej przyszłości. C. zupełnie do niego nie pasowało.
- Tak, z tym, że ty jesteś diabłem. Sam nie wiem, czy ty w ogóle potrafisz zrobić coś dobrego. Masz a priori podłą naturę. I to nie jest żadna osobista insynuacja.
- Muszę jednak przyznać, że czasem przesadzacie z pantomimą w jasełkach - odparł C. - Po co wskazywać paluchem na Drzewo z tabliczką “Nie dotykać eksponatów". To trochę niedelikatne, prawda? A nie prościej przeflancować DRZEWO na jakąś, bo ja wiem, niedostępną wyspę albo tam, gdzie nawet diabeł nie mówi “dobranoc", bo za daleko? Czasem zastanawiam się, o co JEMU naprawdę chodzi.
7. Brudny Harry
- Wszystkiego się mogłem spodziewać, tylko nie ciebie! Co cię sprowadza, nieproszony gościu?
- Przybyłem do ciebie, duchu zła i władco cieni - odparł przybysz, nieprzyjaźnie patrząc spode łba na X.
- Skoro przybyłeś do mnie, to dlaczego mnie nie pozdrowiłeś, były poborco podatków? - surowo powiedział X.
- Bo nie życzę ci dobrze, wcale nie chcę, żeby ci się dobrze wiodło - hardo odpowiedział mu przybysz.
- Będziesz się jednak musiał z tym pogodzić - odparł na to X. i uśmiech wykrzywił mu twarz. - Zaledwieś się zjawił na dachu, a już palnąłeś głupstwo. Chcesz wiedzieć, na czym ono polega? Na intonacji twego głosu. To, co powiedziałeś, powiedziałeś w sposób zdający się świadczyć, że nie uznajesz cieni ani zła. Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem - na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić całą kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje, ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością? Jesteś głupi.
- Nie zamierzam z tobą dyskutować, stary sofisto - odparł Mateusz Lewita.
- Nie możesz -ze mną dyskutować z powodu, o którym już wspomniałem - albowiem jesteś głupi.
8. Władca syfilisu
Wbijam oczy w półmrok, wpatruję się w niego ze złością. Człek to postury raczej nikłej, znacznie mniejszy od S., ale i mniejszy ode mnie, - sportową czapkę ma naciągniętą na ucho, a z drugiej strony, od skroni, wystają spod niej rudawe włosy; rude też rzęsy u zaczerwienionych oczu, twarz ziemista, koniuszek nosa nieco przekrzywiony; na trykotowej koszulce w poprzeczne paski marynarka kraciasta o przykrótkich rękawach, z których wystają ręce z niezdarnymi paluchami; wstrętnie opięte spodnie i żółte, znoszone trzewiki, których nie da się już doczyścić. Strizzi. Alfons. I głos, dykcja aktora.
- No, jak tam? - powtarza.
- Przede wszystkim - powiadam w drżącym opanowaniu - pragnąłbym wiedzieć, kto poważył się wtargnąć tutaj i u mnie zasiadać?
- Przede wszystkim - powtarza On. - Przede wszystkim - to wcale nieźle. Ależ jesteś przeczulony wobec każdej wizyty, którą uważasz za nieoczekiwaną i niepożądaną. Ja przecież nie przychodzę po to, żeby cię ciągnąć do kompanii, żeby ci schlebiać, abyś zechciał wstąpić do kółka muzycznego. Tylko po to, żeby z tobą pogadać o interesach. Pójdziesz po swoje rzeczy? Zła to rozmowa przy kłapaniu zębów.
Siedziałem jeszcze kilka sekund nie spuszczając go z oczu. A mróz, idący od niego, przejmuje mnie ostro, aż czuję się bezbronny przed nim i nagi w moim lekkim ubraniu. Poszedłem więc.
9. Szatan dekadencki
Pochodnio myślicieli, kosturze wygnańców,
Spowiedniku wisielców i biednych skazańców,
O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj!
Ojcze przybranych dzieci, których Boga Ojca
Gniew i mściwość wygnały z rajskiego Ogrojca,
O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj!
10. Metalowa inspiracja
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
11. Demon opiekuńczy
Uczeni w Piśmie teologowie przekonują nas, iż woda chrztu świętego pozostawia na czole dziecka niezniszczalne znamię, które odpędza diabła. Nie wiem, jak tam dokładnie było ze mną, w każdym razie pokątny chrzest bękarta, dokonany przez przekupionego klechę i urozmaicony pogańskimi czarami, nie miał chyba zbyt wielkiej mocy. Co więcej, jestem przekonany, że podczas obrzędu sam Lucyfer zacierał z satysfakcją dłonie, delikatne dłonie upadłego anioła, o ile duch nieśmiertelny może w ogóle tak czynić. W późniejszych latach miałem zresztą okazję widzieć wielu pobratymców z miotu Szatana, których wprowadzenie do grona chrześcijan odbywało się z większą niż moje pompą i przepychem, a jednak nie pomogło to wiele – ani im, ani chrześcijaństwu.
12. Rezydent
- Jak to? Nie wierzysz w Boga!
M. pokręcił głową.
- A w szatana?
Roześmiał się.
- W szatana dziś nawet dziecko nie uwierzy. Mamy wiek dwudziesty, stryju. Ludzie latają w kosmos. Czasami nawet z powrotem. Mamy bombę atomową, cybernetykę, wolną miłość i ONZ. Wyzwoliliśmy się z przesądów i zabobonów. Nauka, nauka to wszystko.
- Słyszysz tego ancymona, B.? - zaśmiał się starzec. - Nie wierzy w szatana. W nic nie wierzy! […]
W mgnieniu oka jego postać spowiła fioletowa poświata, welur przywarł mocniej do skóry zmieniając się w szorstką, zmierzwioną sierść. Paznokcie jęły się wydłużać do rozmiarów spotykanych u balijskich tancerek i urzędniczek na poczcie. Spadły lakierki, ujawniając parzystokopytne raciczki.
- Ratunku! - wrzasnął M.
Jak na hasło, w dziwacznych pląsach wpadli do izby Cyganie nie-Cyganie, przypominający teraz raczej greckich satyrów, z różkami i lędźwiami pokrytymi gęstym futrem. Otoczyli M., bijąc mu pokłony i na różne sposoby oddając cześć.
- O święta niefrasobliwości! O młodzieńcza głupoto! - śmiał się stryj. - Czemu rodzice nie podali ci prawdy?
- Jakiej prawdy?
- Że jesteś dwunastym z kolei potomkiem szatana, owocem przypadkowej przygody pięknej Małgorzaty i Mefista, które to dziecko doktor Faust wychował własnym kosztem!
13. Umęczony kochaś
- Nie mom nic, co bych se mogła zawiesić na karku, wrazić do uszów i na palce... Przynieś mi pereł i brylantów, kiere podniosom moja uroda... Chcą mieć takie, żeby moje przijaciółki z zowiści dostały morziska...
Dioboł lotoł jak opętany i naznosił roztomaitych świecidełek, ale cóż, zaś wszystkiego było za mało i nie takie, jakie sobie ubzdała...
I tak porząd biedne dioblisko lotało, tropiło się i znosiło cuda, kiere jednak nigdy nie poradziły zadowolić diobelskiej żoneczki. Aż wreszcie i jemu brakło cierpliwości. Kiedyś ryknął, aże zadźwięczały szyby:
- Pierona z taką babą! Dyć to gorsze jak som Lucyper! Ze skóry by możno wyskoczyć przi takim jancykryście!...
A na to z czarownym uśmiechem łodpedzioł słodki dzióbeczek:
- O, tak mój luby, zrób mi ta przijemność i wyskocz ze skóry, to musi być dziepiero zabawne... Wyskocz ze skóry, proszę, proszę!...
Dioboł se tego nie dół dwa razy pedzieć. Wyskoczył ze skóry, bo już mioł dość tego nieba na ziemi. Prasknął do dźwierzy, a będąc na dworze tompnył kopytem ziemia, kiero się rozstąpiła i jak rakieta spuścił się nazod do piekła. Powrócił zaś do kotłów i prosił majstra Belzebuba, żeby go jako palacza przidzielił do łoddziału dlo kobiet...
Od tego czasu już nigdy nie zachciało mu się zakosztować tego zachwalanego „nieba na ziemi”.
14. Wcale nie diabeł
- Powiedzcie, jak wygląda, skąd się wziął, w czym wam przeszkadza. Po kolei, jeśli łaska.
- Ano – Z. uniósł sękatą dłoń i jął wyliczać, po kolei odginając palce, z wielkim trudem. -Po kolei, jako żywo, mądry z was człek. Ano. tak. Wygląda to on, panie, jak diaboł, wypisz wymaluj diaboł. Skąd się wziął? Ano znikąd. Bęc, trzask, prask i patrzym: diaboł. A przeszkadzać to on nam po prawdzie nie zanadto przeszkadza. Bywa nawet, że pomaga.
- Pomaga? - zarechotał Y., usiłując wyciągnąć muchę z piwa. – Diabeł?
- Nie wtrącaj się, Y. Mówcie dalej, panie Z. W jaki to sposób pomaga wam ten, jak powiadacie...
- Diaboł - powtórzył z naciskiem kmieć. - Ano. pomaga tak: grunt użyźnia, glebę wzrusza, krety tępi, ptaki płoszy, rzepy i buraków dogląda. A i liszkę, co się w kapuście lęgnie, zjada. Ale kapustę takoż po prawdzie zjada. Nic, ino by żarł. Jak to diaboł.
Y. znowu zarechotał, po czym pstryknął palcami i strzelił zmoczoną w piwie muchą w kota śpiącego przy palenisku. Kot otworzył jedno oko i spojrzał na barda z wyrzutem.
- Wszelakoż - rzekł spokojnie X. - gotowiście mi zapłacić, by pozbyć się tego diabła, czy tak? Innymi słowy, nie chcecie go w okolicy?
- A któżby – Z. spojrzał na niego ponuro - chciał diaboła na ojcowiźnie? Nasza to ziemia z dziada-pradziada, z królewskiego nadania i nic diabołowi do niej. Pluć nam na jego pomoc, co to, sami rąk nie mamy? A to, panie X., nie diaboł, a złośliwe bydlę i w głowie ma, z przeproszeniem, nasrane tak, że wytrzymać ciężko. Nie wiedzieć rano, co mu wieczorem do łba strzeli. A to, panie, w studnię napaskudzi, a to za dziewką goni, straszy, grozi, że dupczył będzie. Kradnie, panie, chudobę i spyżę. Niszczy a psuje, naprzykrza się, na grobli ryje, doły kopie jak piżmowiec albo bober jaki, woda z jednego stawu, ze szczętem uciekła i karpie posnęły. We stogu lulkę palił, kurwi syn, z dymem puścił wszystko siano...
- Rozumiem - przerwał X. - Więc jednak przeszkadza.
- Nie - pokręcił głową Z. - Nie przeszkadza. Psoci jeno, ot co.
15. Marketing Manager
Miała też identyfikator.
Napis na nim głosił: "nazywam się U., Pomiot Otchłani i Odrażający Strażnik Wrót Strachu. W czym mogę pomóc?"
Nie była tym zachwycona.
- Czego? – warknęła.
X. wciąż czytał napis na identyfikatorze.
- A w czym możesz pomóc? – zapytał osłupiały.
U., trochę podobny do zmarłego tragicznie Q, zgrzytnął niektórym zębami.
- Witamy – zaczął tonem kogoś, kogo cierpliwie wyuczył roli ktoś inny, z rozpalonym do czerwoności drągiem w ręku. – Jestem U., Podmiot Otchłani i dzisiaj będę waszym przewodnikiem… Niech wolno mi będzie jako pierwszemu powitać was w naszych luksusowo wyposażonych...
- Chwileczkę – wtrącił X.
- …pamiętając o waszej wygodzie…
- Coś się tu nie zgadza – stwierdził X.
- …w pełni uwzględniając życzenia WASZE, naszych klientów… – kontynuował demon ze stoickim spokojem.
- Przepraszam bardzo! – zawołał X.
- …możliwie przyjemnym – zakończył U. Gdzieś z głębi gąszczu macek wydobył się głos podobny do westchnienia ulgi. Po raz pierwszy demon sprawiał wrażenie, że słucha. – Tak? Czego? – zapytał.
- Gdzie jesteśmy? – chciał wiedzieć X.
Liczne usta wykrzywiły się radośnie
- Rżyjcie, śmiertelni!
- Co? Jesteśmy w stajni?
- Drżyjcie i pełzajcie, śmiertelni! – poprawił się demon. – Bowiem zostaliście skazani na wiecz… – Przerwał nagle i jęknął cicho. – Czeka was krótka terapia korekcyjna – poprawił się znowu, wypluwając kolejne słowa. – mamy nadzieję, że zdołamy uczynić ją przyjemną i pouczającą, zachowując w należytej powadze wszelkie prawa WAS, naszych klientów.
Kilkorgiem oczy spojrzał na X.
- Okropne, prawda? – odezwał się normalniejszym głosem.
16. Problem filozoficzny
- W takim razie powiedzcie nam - ciągnął P. - ile diabłów może się zmieścić na końcu szpilki?
- Nigdy nie zajmowałem się takimi sprawami - odparł S. - Moi przyjaciele również.
- To źle - powiedział P. - Sprawa jest przecież bardzo ważna. Ja twierdzę, że dziesięciu, zaś mój młody przyjaciel mówi, że tylko dwóch.
- Czy nie macie większych zmartwień?
- Nie.
- W takim razie jesteście szczęśliwi - rzekł S. P. gorąco zaprzeczył.
- Bylibyśmy nimi, gdyby się nam udało rozwiązać to zagadnienie.
- A gdybym wam powiedział, że na końcu szpilki mieści się tysiąc pięćset czterdziestu dwóch mieszkańców piekła i zostaje jeszcze miejsce na jedną szesnastą szczupłego diabła?
P. podskoczył z radości jak mały chłopiec, poklepał się dłońmi po udach i krzyknął:
- Byłby to najwspanialszy dzień naszego życia. Na to S.:
- Przykro mi, ale nic z tego. Szpilki wprawdzie istnieją, ale diabłów nie ma.
P. posmutniał.
- To znaczy, że niepotrzebnie tracimy czas na rozmyślania?
- Obawiam się, że tak.
- W takim razie o czym mamy rozmyślać? S. zastanowił się przez chwilę.
- Proponuję następujący temat: czy warto tracić czas na bezsensowne rozważania?
- Znakomicie - zawołali obaj P. - To nie będziemy was dłużej zatrzymywali, tylko rozpoczniemy dyskusję.
17. Durnowaty
- Czy wszyscy diabłowie są tacy głupkowaci?
- Nie, nie wszyscy. Są między nimi i bardzo mądrzy.
- I to oni kazali ci mnie napastować?
- Tak, oni. Ale gdybym nie był taki obżarty…
- Jest tu gdzie co do zjedzenia? - zapytał X. żywo.
- Jest ogromne mnóstwo! - ryknął diabelski praktykant.
- Daruję ci życie, jeśli pokażesz mi jedzenie…
- Och, wystarczy tylko podnieść kamień.
- Pod kamieniem chowasz jedzenie?
- Ja nie chowam, ono tam samo żyje.
- Żyje? Cóż to za jedzenie?
- Glisty! - zakrzyknął diablik z triumfem.
- Udław się swoimi glistami, bęcwale! - rzekł mu X.
Diabelski praktykant spojrzał z podziwem na człowieka, który nie oszalał z radości, usłyszawszy o przysmaku tak wybornym.
18. Demokrata pełną gębą
Nazajutrz X. miał szczęście, przepraszam: nieszczęście, po raz pierwszy w życiu zobaczyć Lucyfera, bo dotąd mógł oglądać jedynie licznie rozwieszone po Piekle jego portrety. Władca Piekieł siedział na wspaniałym tronie ze złota, kości i czaszek ludzkich, przez największych artystów Związku Piekielnego wykonanym. Miał złote widły i bat w rękach. Dokoła niego falowały barwne płomienie, z których co chwila wyłaniały się to ogniste oczy, to potężne rogi, to czerwone kły.
Marek, kopnięty silnie w tyłek przez marszałka piekielnych ceremonii, na czworakach wjechał aż na środek sali audiencyjnej. Skurczył się z przerażenia i dygotał. To nieco zmiękczyło Lucyfera.
- Przyznajesz się do winy? — zagrzmiało po Piekle.
Tak jest, ojczulku kochany... Do wszystkiego się przyznaję... Ja niegodny Związku Piekielnego diabeł od dawna to planowałem, namówiony przez agentów z Ziemi... — zalewając się łzami nieprzytomnie bełkotał X.
Znów rozległ się głos Lucyfera:
- Chciałem za karę wyrzucić cię na zawsze z Piekła na Ziemię. Ale widząc twą skruchę, diable głupi, poślę cię tam tylko na rok. Masz mi znaleźć tam 50 nowych grzeszników do pustych kotłów! Jeśli to uczynisz, wezmę cię z powrotem i zostaniesz odznaczony „gwiazdą Lucyfera I klasy”.
X. z zachwytem poczołgał się ku tronowi Lucyfera, aby cmoknąć go w kopyto, lecz opalił pysk o płomienie, otaczające władcę. To jeszcze więcej zmiękczyło Lucyfera.
- Dać tu komisarza informacji i propagandy — rozkazał wódz czartów.
Wnet się zjawił przed obliczem władcy wysoki dygnitarz piekielny.
- Jestem, wodzu i nauczycielu rogatych!
- W jakim państwie na Ziemi jest największa wolność i dobrobyt?
- Według ostatnich wiadomości „Prawdy”, ojczulku włochaty, największa wolność i dobrobyt, poza Rosją, są w Polsce, a największa nędza i niewola w Anglii i Ameryce, obrońco ogoniastych.
19. Biznesmen
Szklanka stuknęła w pokryty drogim fornirem blat biurka. Sam mebel był ogromny, ale pasował do gabinetu – też wielkiego, o bezpretensjonalnym owalnym kształcie.
– Ostrożnie – zatroszczył się szatan. – Nie porysuj...
X. spojrzał kpiąco na zaniepokojonego gospodarza. Obawy były uzasadnione, trunek, który właśnie pili, był dość agresywny chemicznie.
– No dobra, wiem, że masz to biurko na stanie. – W jego tonie zabrzmiały pojednawcze nuty.
Był gotów wybaczyć szatanowi wiele, kiedy tylko sekretarka o olśniewającej urodzie wniosła tacę z trunkami. A właściwie jednym gatunkiem trunku, który dziwnym zbiegiem okoliczności przypadł niegdyś do gustu również gospodarzowi.
– A żebyś wiedział, że mam – burknął szatan z rozdrażnieniem. – Stary kutwa, nie dość, że obcina budżet, to jeszcze wszystkiego pilnuje osobiście. Wszechwiedzący, cholera, nawet protokołu zniszczenia nie można napisać.
– Mówisz o Szefie? – spytał X. cicho. – Nie bluźnij.
Abbadon potrząsnął głową, zaskoczony. Kaszlnął, jadowicie błękitny alkohol, o zupełnie innym pierwotnym przeznaczeniu, palił nawet diabelskie gardło.
– No co ty, Pawło – zaprzeczył szybko, z nagłym zażenowaniem.
Zerknął odruchowo na portret Szefa, który wisiał za nim na ścianie, jak w każdej porządnej instytucji rządowej. X. podążył wzrokiem za jego spojrzeniem. Na portrecie Szef zbliżał palce do wyciągniętej dłoni Adama.
Trzeba przyznać, że ma dobrego portrecistę, przemknęło X. przez głowę. Naturalnie, była to tylko reprodukcja.
– Jakżebym śmiał – sumitował się Abbadon, gładząc machinalnie obleczoną w nylon łydkę sekretarki, która przycupnęła skromnie na rogu wielkiego biurka. – O szefie zaopatrzenia mówię...
Cień złości przemknął po przystojnej twarzy szatana.
– Bo pomyśl tylko, Pawło. – W głosie zabrzmiała irytacja, i poczucie niezasłużonej krzywdy. Tak wielkie, że X. z trudem powstrzymał uśmiech. – Przecież to czysta złośliwość, szefem zaopatrzenia zrobić archanioła. Ech, kłody pod nogi...
20. Artystyczny stręczyciel
Głębiańskie niebo pokryło się strzępami szkarłatu i fioletu niby aplikacjami na bojowym sztandarze. Ciepłe, złotawe światło kładło się na koronach drzew, dodając barwy ciemnej zieleni. Znad Jeziora Płomieni porwało się stado małych harpii, zatoczyło krąg nad taflą. Ochrypłe krzyki dźwięczały niewyobrażalną tęsknotą.
Asmodeusz odłożył pędzle, wytarł ręce w nasączoną terpentyną szmatę.
- Czemu milczysz, Razjelu? — spytał. Archanioł zmrużył oczy.
- Podziwiam ogrom dzieła Pańskiego — odpowiedział. — Nawet Głębię stworzył perfekcyjnie.
Asmodeusz uniósł brwi.
- A ja w swojej próżności miałem nadzieję, że pochwalisz raczej moje dzieło.
Razjel spojrzał na obraz. Istotnie, musiał przyznać, że jest piękny. Asmodeusz nie malował z natury. Płótno pokrywały wizerunki tańczących smoków, splatających się w fantastyczną kompozycję, pełną potężnej ekspresji i głębokiego erotyzmu.
Obraz emanował tęsknotą, silniejszą niż klangor harpii, tęsknotą za jakimś niedościgłym, utraconym pięknem i dobrem. Razjel nigdy nie podejrzewał, że Zgniły Chłopiec potrafi zdobyć się na taką głębię uczuć. Patrzył na płótno poruszony, czując w gardle dziwny ucisk. Asmodeusz, właściciel sieci kasyn i burdeli w Limbo, przyglądał mu się, mrużąc fiołkowe oczy.
- Jesteś wielkim artystą, Asmodeuszu — powiedział szczerze mag. — Marnujesz talent. Powinieneś poważnie zająć się malarstwem.
- Poważnie zajmuję się stręczycielstwem — uprzejmie przypomniał demon.
21. Diabelnie powabna
- (…) A tak przy okazji, twój sukkub ma długą historię.
Nagła zmiana tematu lekko mnie ogłuszyła.
- Słucham?
- Znalazłem jej opisy w kilku grimoire'ach. Czarne oczy. Blada brzoskwiniowa skóra. Imię.
- Y?
- XYZ. „Siostrą jest Bafometa i najmłodszą z rodu. Wszelako nadal możną wielce i niełatwą do pokonania słowem bądź symbolami naszej sztuki. Lecz srebrem ją skrępujesz, a anagramem imienia ułagodzisz”.
- Skąd wiesz, że to ona?
- Bo posłużyła się imieniem złożonym z części jej prawdziwego. Zawsze tak robi, nie pytaj dlaczego. Pewnie to jakiś zwyczaj demonów. A przy okazji, miała na sobie coś srebrnego?
- Łańcuszek. Na kostce.
- O proszę. Masz szczęście, że żyjesz, C. XYZ jest szybka i groźna. Gerald Gardner, stary kumpel Crowleya, opowiada o pewnym znajomym, który ją wywołał, by zaimponować kumplom na wieczorze kawalerskim. Odgrywała nieśmiałą, zwabiła go tak, że przekroczył linię magicznego kręgu, a potem wyrwała mu fiuta z jajami i zjadła. Trudno to nazwać gorącym oralem, na jaki liczył. A, i ona się nie poddaje. To jeszcze jedno, co do czego są zgodni wszyscy okultyści. Gdy raz złapie trop, będzie wracać. Uważaj na siebie.
22. Pan Spinacz
- Wiesz - zaśmiał się ponuro, z miejsca się asekurując - ja naprawdę wierzyłem, że się nam uda...
- Panie - pochylił się nad nimi diabeł - nie ma powodu do rozpaczy. Bez trudu mogę się przebić.
X. uniósł wzrok.
- O czym ty mówisz, do cholery?
- Dysponujesz, panie, Armią - tłumaczył cierpliwie czart. - Mówię o Wojnie.
- Co?
- Inaczej zabiją cię.
- Zamknij się.
- Zabiją cię, panie.
- Wszedłeś w tryb „Ludobójstwo", czy co? Weź się lepiej zdiagnozuj.
Lucyfer długimi pazurami rozdarł swoją czarną pierś na dwoje, ukazując ogromne, mięsiste serce, skórzasty, brązowy muskuł, bardzo powoli kurczący się i rozkurczający. Łuummmm-łuuummmmmm...
- Nic mi nie jest - rzekł diabeł, zajrzawszy do swego wnętrza.
X. wykonał prawą dłonią gest pomniejszego egzorcyzmu i Lucyfer cofnął się w Mgłę, skrupulatnie zasklepiając swą klatkę piersiową.
23. Któryś z kolei
- Ilu z nas, wampirów, znaczy się, jest teraz na świecie? Nie mam na myśli innych nieśmiertelnych, potworów, złych duchów ani wszelkich stworów tego typu, ale właśnie wampiry. Niespełna setka i żaden z nich nie może mi dorównać. Mnie. X.
— W pełni się z tobą zgadzam. Chcę cię mieć. Chcę, żebyś został moim pomocnikiem.
— Nie przejmujesz się, że ani trochę cię nie szanuję, nie wierzę w ciebie ani się ciebie nie boję? Siedzimy w moim mieszkaniu a ja stroję sobie z ciebie żarty, zauważyłeś? Nie sądzę, aby szatan pozwolił mi na to. Ja bym do tego nie dopuścił. Widzisz, często porównywałem się z tobą. Lucyferem, Synem Poranka. Mawiałem zwykle tym, co mnie spotkali, że jestem diabłem, albo że jeśli spotkam szatana, to się z nim policzę, raz na zawsze.
— Y. — poprawił. — Nie używaj imienia szatan, bardzo proszę. Nie używaj żadnego z nich: Lucyfer, Belzebub, Azazel, Samael, Marduk, Mefistofeles et cetera. Nazywam się Y. Niebawem przekonasz się, że inne imiona są jedynie różnymi wariantami tego właściwego. Y., tak się nazywałem i tak się nazywam. Od zawsze i na zawsze. Zapamiętaj. Y. I nie szukaj tego imienia w żadnej księdze, bo go nie znajdziesz.
24. Zawsze zapominam jak się pisze
– Sprawa jest bardzo prosta, panie hrabio – odpowiedział głos francuski. – Obecny tu pan X. pisze artykuły w piśmie, które wszyscy szanujemy, i pozwala sobie na dosyć plugawe szyderstwo w stosunku do pewnych lucyferan, którzy chcieliby mieć hostię nie wierząc przy tym w rzeczywistą obecność, aby ciągnąć z tego pieniądze i tak dalej. Bon, dzisiaj wszyscy już wiedzą, że jedyny Eglise Luciferienne uznany to Kościół, którego jestem skromnym tauroboliastą i psychopompą, a wiadomo, że mój Kościół nie uprawia taniego satanizmu i nie robi ratatouille z hostii, bo to godne kanonika Docre’a z Saint-Sulpice. Napisałem w liście, że nie jesteśmy satanistami vieux jeu, czcicielami Grand Tenancier du Mal i że nie potrzebujemy małpować Kościoła Rzymskiego z wszystkimi cyboriami i tymi, jak to się nazywa, ornatami... Należymy raczej do palladian, ale o tym wie cały świat, dla nas Lucyfer jest zasadą dobra, skoro Adonai jest zasadą zła, gdyż stworzył ten świat, czemu Lucyfer próbował się przeciwstawić...
25. Kusiciel
- To ja jestem tym głosem wołającym w głębi ciebie. To ja wtedy krzyczałem, nadal krzyczę, ale ty boisz się i udajesz, że nie słyszysz. Jednakże teraz mnie wysłuchasz, czy ci się to podoba czy nie. Nadeszła godzina. Wybrałem cię zanim się urodziłeś - ciebie, z całego rodzaju ludzkiego. To ja działam i jaśnieję w tobie, ja nie dopuszczam do tego, byś oddawał się drugorzędnym sprawom, płytkim radościom i szczęściu. Zobacz, jak przepędziłem kobietę, która przyszła za tobą na tę pustynię, gdzie cię przywiodłem. Potem przyszły królestwa, a ja przepędziłem je. Ja to zrobiłem, nie ty. Mam dla ciebie los o wiele ważniejszy, o wiele trudniejszy.
- Ważniejszy... trudniejszy...?
- Czego pragnąłeś w dzieciństwie? Stać się Bogiem. I oto kim się staniesz!
- Ja? Ja?
- Nie wzbraniaj się, nie lamentuj. Oto kim się staniesz, kim już się stałeś. Jak myślisz, jakie słowa wypowiedziała nad tobą ta gołębica nad Jordanem?
- Powiedz mi! Powiedz mi!
- „Jesteś moim synem, moim jedynym synem!” To była wiadomość, którą przyniosła ci ta dzika gołębica. Ale to nie była dzika gołębica, lecz archanioł Gabriel. Dlatego pozdrawiam cię: Synu, jedyny Synu Boży!
Dwa skrzydła trzepotały w piersi Jezusa. Poczuł, że na jego czole płonie wielka, zbuntowana gwiazda poranna. W jego wnętrzu zrodził się krzyk: „Nie jestem człowiekiem, ani aniołem, ani twoim niewolnikiem, Adonai - jestem twoim synem. Zasiądę na twoim tronie, aby sądzić żywych i umarłych. W prawej ręce będę trzymał kulę - świat - i będę się nią bawił. Zrób mi miejsce, abym mógł usiąść!”
Usłyszał w powietrzu salwy śmiechu. Jezus wzdrygnął się i anioł zniknął.
Krzyknął przeraźliwie:
- Lucyfer! - i upadł twarzą na piasek.
- Jeszcze się spotkamy - powiedział drwiący głos. - Pewnego dnia znowu się spotkamy - już wkrótce!
- Nigdy, nigdy, szatanie! - wrzasnął Jezus, z twarzą ukrytą w piasku.
- Wkrótce! - powtórzył głos. - Podczas święta Paschy, nieszczęśniku.
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu