Dodany: 28.08.2009 15:59|Autor: katswg
5 - tym razem o Harlequinach
No i stało się. Przeczytałam ze dwa Harlequiny. Zamiast książek, które wypożyczyłam z biblioteki, wzięłam do rąk kupione przez mamę w <taniej książce> romanse. Ciekawe, czy ktoś z Was pamięta jeszcze reklamy z lat dziewięćdziesiątych, kiedy to zachwalano te małe książeczki - drukowane na czymś podobnym do papieru toaletowego - jako "ogrody miłości". Byłam wtedy dzieckiem i nie rozumiałam, dlaczego te, a nie inne książki, są polecane w telewizji. Nie powiem, przeczytałam ich kilka jako licealistka oraz załamana niepowodzeniami miłosnymi studentka. Dlaczego?
1) Były krótkie.
2) Ich bohaterki przeżywały trudne chwile i należało ich żałować (można było popłakać!!!).
3) Bohaterki były szlachetne, wolne od wad, a winnym ich niepowodzeń były zawsze osoby trzecie ("zły świat" przeciwko "dobrej duszy").
4) Historia zawsze kończyła się happy endem.
Po takiej dawce "miłości" można było wrócić do życia i powiedzieć sobie: "Skoro jej się udało, to i mnie się powiedzie". Tak, tak... Aż wstyd się przyznać...
Po latach na studiach omawialiśmy temat biblioterapii. Prowadząca pani Doktor powiedziała coś niezwykle interesującego. Nie mówię, że to odkrycie na skalę światową, gdyż każdy trzeźwo myślący człowiek z pewnością by na to wpadł, ale zakodowało się to w mojej pamięci i pozwoliło myśleć, że wcale nie jest ze mną źle, gdyż czytanie romansów nie spycha mnie do grona osób niewymagających i płytkich (kiedyś myślałam, że tak jest...). Otóż harleqiuny (tu: wszystkie krótkie i proste w odbiorze książki o tematyce miłosnej) mogą okazać się świetnym elementem terapii dla ludzi przygnębionych, załamanych czy rozczarowanych życiem, gdyż choć na krótką chwilę przenoszą do tego "lepszego świata". Dojeżdżająca codziennie godzinę do pracy środkami komunikacji autobusowej pani, zamiast czytać wywiad z kolejną gwiazdą polskiej sceny, czy zwierzenia osoby, która chciałaby być sławna, zamiast myśleć, że wszystko w koło jest takie smutne i szare, może zagłębić się w lekturę "ogrodu miłości" i wyobrazić sobie siebie jako dumną, inteligentna i prawą kobietę, która stawia czoła przeciwnościom losu i spotyka na swej drodze mężczyznę swych marzeń. I od razu humor się poprawia, życie wydaje się ciekawsze, bo nie takie monotonne.
Ja jak na razie nie dojeżdżam do pracy, życie nie wydaje mi się nieciekawe, ale czasami mam tzw. "doła" i wtedy mała biała (bo tylko takie czytam) książeczka znakomicie się przydaje. Tak było i w tym przypadku. Muszę więc przyznać: od czasu do czasu lubię przeczytać Harlequina.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.