Dodany: 18.01.2015 21:29|Autor: dot59
Taki piękny alfabet
Moja znajomość z twórczością wybitnego meksykańskiego pisarza, pomyślnie rozpoczęta od zbioru felietonów politycznych „Contra Bush” (po który sięgnęłam nie tyle z ciekawości co do osoby autora, ile z chęci upewnienia się, że moja antypatia do George'a W. Busha juniora nie jest jakimś karygodnym wybrykiem natury, lecz uczuciem, któremu ulegają również ludzie starsi i mądrzejsi) i utrwalona lekturą barwnej sagi rodzinnej „Lata z Laurą Diaz”, ma wszelkie szanse rozwijać się dalej. W takim przypadku pewnie należało sobie najlepszy kąsek zostawić na koniec, bo a nuż po nim wszystko inne wyda się słabsze? Ale nie potrafiłam się oprzeć sposobności wejrzenia w osobiste refleksje autora, spisane w konwencji tak modnego w naszych czasach „alfabetu”, lecz – inaczej niż w prawie wszystkich okazach tego gatunku – ujęte nie w formę serii krótkich notatek, lecz solidnych, kilku- czy kilkunastostronicowych esejów.
Spodziewałam się pozytywnych wrażeń i takie dostałam, ba, nawet z nawiązką! Powiem więcej: do pełnego zachwytu zabrakło mi tylko… dostatecznej podbudowy intelektualnej: bo nie znam dość dobrze (albo wcale) twórczości wielu pisarzy, do których odnosi się Fuentes, by potrafić się ustosunkować do tych nawiązań; bo nie jestem na tyle obyta z filozofią, by być w stanie zrozumieć wymowę niektórych wypowiedzi; bo mam zbyt skąpe wiadomości zarówno z zakresu historii (zwłaszcza najnowszej), jak i bieżącej polityki krajów Ameryki Środkowej, by móc autorowi przytakiwać lub kontrować wysuwane przez niego w tej materii tezy.
Ale to, co mogę zrozumieć, doceniam po trzykroć.
Te nasycone miłością i czułością słowa, w jakich opowiada o swojej żonie i zmarłym synu.
Te pełne pasji wywody o problemach współczesnego świata – ksenofobii (zaraz przychodzi na myśl „Ten Inny” Kapuścińskiego), dyskryminacji płciowej i rasowej, wyścigu zbrojeń, globalizacji, nierównego dostępu do edukacji i kultury.
Tę powściągliwie wyrażaną, lecz dającą się bez trudu wyczuć, troskę o najsłabszych: kobiety, dzieci, starców, biedaków.
To – wspólne wszystkim ludziom słowa – umiłowanie lektury i postrzeganie jej roli o wiele szerzej niż ci, co uważają czytanie tylko za jeden z wielu rodzajów rozrywki.
I wreszcie ten piękny styl i język (wyrazy głębokiego szacunku dla tłumaczki, Zofii Wasitowej!). To jedna z tych książek, z których wypisujemy całe stronice cytatów, by przeglądając ją po raz drugi dojść do wniosku, że wypisaliśmy za mało…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.