Dodany: 25.11.2014 10:35|Autor: carmaniola

Pani Niosąca Synów


Według chińskich wierzeń żaby należą do kobiecej domeny yin. Podobnie jak kolor zielony są symbolem płodności, szczęścia i… nieśmiertelności. Niektórzy uważają, że żyją w nich duchy zmarłych dzieci. Tytuł powieści Mo Yana jest homograficzną zabawą znakami, bowiem ideogram „wa” może oznaczać zarówno żaby, jak i dzieci. Stanowi również fragment zapisu imienia bogini Nüwa, która stworzyła człowieka lepiąc go z gliny i wypalając w piecu, i do której zwracają się Chińczycy z prośbą o obdarowanie potomstwem, ofiarowując w tej intencji gliniane figurki dzieci.

„[…] tytuł brzmi »Żaby«. Ale oczywiście mogę go też zmienić na »Dzieci«, a mogę też zmienić na »Bogini Nüwa«. Nüwa stworzyła ludzi, a żaba symbolizuje liczne potomstwo. Żaba jest totemem Dongbeixiangu, tutejsza ceramika i noworoczne obrazki to konkretne przykłady naszego kultu żaby”[1].

Akcja powieści rozgrywa się w maleńkiej wiosce Dongbeixiang leżącej (oczywiście!) w powiecie Gaomi i obejmuje okres od rewolucji do czasów współczesnych. Główną bohaterką jest Wan Serce, położna, która – jak sama twierdzi – odebrała dziesięć tysięcy porodów. Jej historię – w czterech kolejnych listach do przyjaciela z Japonii - opowiada jej siostrzeniec, nazywany Kijanką. Zakończenie powieści stanowi napisana przez narratora sztuka pt. „Żaby”.

Mo Yan podejmuje bolesny temat początków sprzecznej z zapatrywaniami i potrzebami chińskiego społeczeństwa polityki „jednego dziecka”. Oto niemal z dnia na dzień Chińczykom, dla których od pokoleń liczne potomstwo było symbolem szczęścia i powodzenia rodziny, zakazano płodzenia dzieci, a ludzie dbający o bezpieczne sprowadzenie na ten świat nowych członków społeczności – jak położna Wan Serce, ciotka narratora – stali się strażnikami kontroli urodzeń. Odtąd ich zadaniem nie miało być uświadamianie społeczeństwa, ale aktywne przeciwdziałanie nadmiernej liczbie urodzeń różnymi sposobami, od sterylizacji kobiet bez ich zgody do przymusowych aborcji. A ponieważ zabiegi usuwania ciąży stosowano bez względu na wiek płodu, w wielu przypadkach umierało nie tylko dziecko, lecz i matka. Kobiety, które zachodziły w ponadplanową ciążę i próbując ocalić swoje poczęte dzieci, ukrywały się przed władzami – były prześladowane i ścigane jak zwierzęta. Z drugiej jednak strony (zawsze jest jakaś druga strona) w społeczeństwie, gdzie panował kult męskiego potomka – kobiety, którym się nie poszczęściło i miały córki, rodziły raz za razem, płacąc za te wielokrotne ciąże nie tylko zdrowiem, lecz niejednokrotnie także życiem.

Nikt chyba nie jest w stanie powiedzieć, ile aborcji wykonano; na pewno mnóstwo – płynęła rzeka krwi. W efekcie połączenia polityki jednego dziecka z dążnością do posiadania potomka płci męskiej powstały rejony, które zamieszkują niemal wyłącznie mężczyźni i wykształcił się nowy, wielce intratny zawód handlarza żywym towarem – sprzedawcy żon. W okresie znacznego rozluźnienia polityki partii oraz uwolnienia prywatnej inicjatywy ponownie wszystko stanęło na głowie.

„W takim miejscu jak Dongbeixiang, które właśnie przechodzi swój czas rozwoju, rzeczy obce i swojskie mieszają się ze sobą: dobro miesza się ze złem, trudno rozdzielić piękno i brzydotę, słuszność i niesłuszność, prawdę i fałsz. Goniący za modą nuworysze, kiedy robią majątki, gotowi są sobie kupić nawet tygrysa, a kiedy zbankrutują, własną żonę mogliby sprzedać za długi”[2].

Z jednej skrajności w drugą: teraz z kolei pary, które nie mogą/nie chcą mieć własnych dzieci radzą sobie wynajmując surogatkę. Co prawda matki zastępcze to nie wynalazek ostatnich lat, bo znane są od czasów biblijnych, jednak skala, jaką obecnie osiąga to zjawisko, stając się popłatnym interesem dla całej rzeszy ludzi o niezbyt czystych rękach – farma żab/farma dzieci – oraz jego moralna kontrowersyjność i wyzysk kobiet każą się nad nim głęboko zastanowić.

Mo Yan roztrząsa kwestię odpowiedzialności ludzi, którzy aktywnie brali udział w zabijaniu płodów, chociaż ich powołaniem była ochrona życia. Narrator z jednej strony próbuje usprawiedliwić swoją ciotkę: „[…] przecież nie można jej było winić za te aborcje. Jeśli nie ona, zrobiłby to kto inny. A poza tym ludzie, którzy płodzili wbrew prawu, też ponosili odpowiedzialność. I wreszcie, gdyby nikt tego nie robił, trudno powiedzieć, jak dziś wyglądałyby Chiny”[3]. Te słowa natychmiast przywodzą na myśl wszystkich zbrodniarzy wojennych, którzy „tylko” wykonywali rozkazy.

Kijankę również dręczą wątpliwości, bo swój ostatni list do przyjaciela kończy pytaniami: „Każde dziecko jest jedyne, nikt go nie może zastąpić. Czy krew na rękach nigdy nie daje się zmyć? Czy dusza w okowach winy nigdy nie znajdzie wyzwolenia?”[4].

Narracja płynie jak rzeka, ale jakoś mniej w niej wirów głębokich i mielizn, które nieoswojonego ze sposobem pisania Mo Yana odbiorcę przyprawiają o zawroty głowy. To, co fantastyczne i absurdalne pozostaje tu w świecie snów i przywidzeń; ale ponieważ „są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło”[5] – czytelnik i tak wielokrotnie przeciera oczy, bo czasami w otaczającą nas rzeczywistość trudno uwierzyć, a interpretacja zdarzeń przeważnie zależy przecież od własnego interesu…


---
[1] Mo Yan, „Żaby”, przeł. Małgorzata Religa, wyd. W.A.B., 2014, s.474.
[2] Tamże, s. 384.
[3] Tamże, s. 409.
[4] Tamże, s. 420.
[5] William Shakespeare, „Henryk IV”, przeł. Stanisław Barańczak.


[Recenzję umieściłam również na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2764
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Frider 25.11.2014 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Według chińskich wierzeń ... | carmaniola
Po lekturze Twojej recenzji przyszła mi do głowy pewna refleksja, w sumie raczej luźno związana z treścią całego tekstu. Chodzi mi mianowicie o sam początek, gdzie piszesz, że „według chińskich wierzeń żaby należą do kobiecej domeny yin”. W języku chińskim ideogram „żaby” można także interpretować jako określenie dzieci. I wiesz co, wydaje mi się, że Polska ma wiele z Chinami wspólnego. Zastanawiam się, czy przyjęliśmy w jakiś sposób niektóre chińskie wzorce kulturalne, czy też wykształciły się one w Polsce równolegle, niezależnie od ichniejszej kultury. Skąd ten pomysł? A jak mężczyźni w Polsce mówią do swoich kobiet? Jeżeli je lubią, zwracają się do nich : „żabciu”, „żabko” (podobnie zresztą mówi się u nas do małych dzieci!). W przypadku kobiet mniej lubianych, a także tych o wyrafinowanej urodzie, można czasami spotkać się z określeniem „ropuchy”...
;)
To chyba Twoja trzecia recenzja książek Mo Yana. Od czego poradzisz mi zacząć lekturę jego utworów?
Użytkownik: carmaniola 25.11.2014 19:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Po lekturze Twojej recenz... | Frider
Och, z tym wskazywaniem podobieństw byłabym jednak ostrożna. Co prawda, w wielu kulturach, pewne skojarzenia się powielają: woda, wilgoć - kobiety, żaby. Ale! U nas w żabę zamieniono księcia, nie - księżniczkę! ;)

Mam słabość do Dalekiego Wschodu i do pisarstwa tego konkretnego Chińczyka. Nie każdemu jednak przypadnie ono do gustu i nie każdy będzie w stanie odczytywać jego historie pełne okrucieństwa i krwi. Najwybitniejszą powieścią, mimo wielkiej antykarmaniolowatości, jest chyba "Kraina wódki". Osobiście, najbardziej cenię sobie "Klan czerwonego sorgo" i "Obfite piersi, pełne biodra" - w takiej kolejności. Jeśli jesteś gotów na spotkanie z absurdami komunistycznych Chin, to któraś z tych dwóch byłaby dobra. Ale jak wcześniej wspomniałam to pełne potworności opowieści i każdy musi sam wyważyć, czy jest w stanie to znieść.

PS. Urocze sformułowanie "o wyrafinowanej urodzie" - muszę sobie zapamiętać. :)
Użytkownik: Frider 26.11.2014 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, z tym wskazywaniem p... | carmaniola
"Klan..." już w schowku, zdecydowałem się spróbować właśnie od niego. "Kraina wódki" i "Obfite piersi, pełne biodra" - co prawda bardzo męskie tytuły, ale może nieco odrobinę zbyt przaśne ;).
Użytkownik: carmaniola 26.11.2014 15:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "Klan..." już w schowku, ... | Frider
Nastaw się na mocne sceny. Co dwóch pozostałych tytułów, to tylko one są przaśne - wnętrze jest dość ponure. Spróbuj, może proza Mo Yana będzie Ci pasowała a potem... potem może "Kraina wódki" okaże się bardzo friderowata. ;)
Użytkownik: misiak297 26.11.2014 12:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, z tym wskazywaniem p... | carmaniola
A czy w "Żabach" są jakieś sceny bestialstw dokonywanych na zwierzętach? Jeśli nie - chętnie przeczytam:)
Użytkownik: carmaniola 26.11.2014 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy w "Żabach" są jakie... | misiak297
Scen bestialstw dokonywanych na zwierzętach nie ma - bestialstw dokonuje się na ludziach (opisów nie ma). Jednak... w którymś momencie, zamiast opowiadać o szczegółach aborcji Mo Yan przerzuca te drastyczne sceny na żaby tzn. nawet nie jest to jakiś szczególny opis, bo to koszmary dręczące bohaterkę i jak to senne majaki są mało wyraziste i pogmatwane. To maleńkie wstawki, gdzieś pod sam koniec powieści, ale - mimo ogromu plusów - to może być dość ryzykowna lektura dla wrażliwych. :(

Użytkownik: misiak297 17.01.2015 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Scen bestialstw dokonywan... | carmaniola
Carmaniolo, dziękuję Ci za zwrócenie uwagi na tę powieść. Naprawdę mnie porwała. Rzeczywiście niektóre sceny wstrząsają czytelnikiem - aż trudno uwierzyć, że coś takiego działo się naprawdę. Bałem się trochę stylu Mo Yana. Może i jest trochę rozmyty, ale i tak czyta się świetnie.
Użytkownik: carmaniola 17.01.2015 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Carmaniolo, dziękuję Ci z... | misiak297
Super! Ogromnie się cieszę, że Ci się Mo Yan spodobał, bo ja jestem jego wielką wielbicielką. Jak odsapniesz, to sięgaj po więcej! :))
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: