Dodany: 20.07.2009 12:14|Autor: klara.wojnarska

Książka: Trzepot skrzydeł
Grochola Katarzyna

1 osoba poleca ten tekst.

Wielkie trzepanie zakurzonych pojęć


Dawno, dawno temu była taka piosenka Bułata Okudżawy, w której dla łatwiejszej klasyfikacji przybijano, nieistotne komu, "stempelek na łeb". Prawie tak samo dawno krytycy na czole Katarzynie Grocholi postawili taki stempelek, a nawet krzyżyk. I choćby Grochola napisała mętną lingwistycznie książkę o kontestującej macierzyństwo lesbijce w czasach transformacji systemowej, czyli dzieło od lat oczekiwane przez polskich recenzentów, to i tak nie pozbędzie się piętna "łatwej literatury kobiecej". Bo to przecież takie sobie nietrudne pisanie na nieważne tematy dla niewyrobionego czytelnika. Prawda? Ano właśnie nie.

Od razu uprzedzam, że "Trzepotu skrzydeł" z powodów osobistych nie byłam w stanie przeczytać na zimno. I jestem wdzięczna Grocholi, że odważyła się wbić pióro w taki temat, choć naprawdę nie musiała. Mogła napisać o miłości, która nie jest śmiertelną pułapką. Mogła tak samo sprawnie i oszczędnie wytyczyć inną historię trochę zagubionej Hanki, na którą mąż nie podniósłby nigdy ręki. Naprawdę mogłaby napisać tysiąc innych rzeczy, które nigdy się nie przydarzają, za to nieźle sprzedają. Ale wybrała tę, którą polski neozaścianek woli starannie upychać piętami pod tapczan.

Małżeństwo Hanki wygląda wzorowo. On, kochający mąż z pozycją i wykształceniem. Ona, zawsze uśmiechnięta i starannie umalowana. Zbyt starannie. W za długim rękawie. W golfie, żeby nie było widać sińców na szyi, na rękach, wszędzie. Szczelnie opleciona pajęczym kokonem z róż, przeprosin i zapewnień, że już nigdy. Dająca zawsze następne szanse i upewniona w swojej winie. Bo rzeczywiście nie kupiła właściwego mleka. Bo spojrzała inaczej. Bo w ogóle spojrzała.

"Trzepot skrzydeł" nie epatuje opisami przemocy. Jest za to wrażliwą analizą przemiany, która zwykłą, trochę niepewną dziewczynę zamienia w całkowicie uzależnioną ofiarę ukrywającą wyczyny oprawcy. Intymna, duszna atmosfera pachnie nastrojem z filmu Zhanga "Zawieście czerwone latarnie". Autorka (pomimo happy endu) pozbawia czytelnika dobrego samopoczucia, wnikliwie odpowiadając na pytanie, które zadajemy sobie widząc kolejny raz sąsiadkę z podbitym okiem: czemu ona z nim jest? – A czemu nic z tym nie robimy? - pyta Grochola i bez mrugnięcia okiem wkracza na teren literatury zaangażowanej, wytaczając w dobrej sprawie ciężkie działa swojej poczytności. Na zakurzone pojęcie odpowiedzialności społecznej pisarza odważnie rusza ze zwykłą trzepaczką. I dobrze, Dickensem czy Hugo może od razu nie zostanie, ale jeśli uratuje z cichego piekła choć jedno istnienie, to stoję murem za Grocholą.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1830
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: misiak297 15.04.2011 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno, dawno temu była ta... | klara.wojnarska
Bardzo mądra recenzja. I bardzo mądra książka. Nie lubiłem prozy Katarzyny Grocholi - ale za tę powieść chylę czoła. Gdybym nie znał autorki, pomyślałbym, że napisała to Ostrowska.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: