Dodany: 02.11.2014 22:40|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Jak się ma twój ból?
Garnier Pascal

Pomocna ręka przyjaciela


Co za dziwna okładka! Na pierwszy rzut oka „Jak się ma twój ból” w ogóle nie sprawia wrażenia książki, raczej kalendarzyka czy uczniowskiego kajetu obłożonego w skrawek mocno sfatygowanej – tu spłowiałej, tam poplamionej – staroświeckiej tapety drukowanej w zawiły roślinny ornament. Dopiero po chwili zaczyna się zauważać, że skupisko plamek w rogu to logo wydawnictwa, a intensywniejsze czarne smugi na frontowej stronie i na grzbiecie dzielą się na litery, składające się na tytuł i nazwisko autora. Nic nie nasuwa chociażby najlżejszych sugestii, o czym za chwilę będziemy czytać. A kiedy się zaczyna, nadal nie wiemy, czego się spodziewać.

Stary człowiek – właściwie jeszcze nie mamy pewności, że stary, ale te okulary, przez które i tak źle widzi… ten zesztywniały kark… te „pazury starego psa”[1]… – budzi się w hotelowym pokoju, kąpie się, ubiera, po czym rozpoczyna dość zaskakujące przygotowania…

Młody człowiek – też jeszcze nam nie powiedziano, że młody, ale gdyby nie był, czy użyłby sformułowania „co się dzieje z tymi starymi ludźmi”[2]? – przybywa do hotelu, dociera na umówione miejsce i o umówionej godzinie dokonuje czegoś, co okazuje się finalizacją zamiaru, zasygnalizowanego przez jego… jak go nazwać… wspólnika?... w poprzedniej odsłonie.

Ale dlaczego ten pierwszy w ogóle taki zamiar powziął? Dlaczego ten drugi się zgodził dopomóc w jego realizacji? Czas zaczyna się cofać wstecz – niedaleko, kilka dni zaledwie – a my powoli zagłębiamy się w dzieje tej dziwnej więzi, która połączyła sześćdziesięcioparoletniego tępiciela „wszystkich szkodników”[3] (ach, gdybyśmy wcześniej wiedzieli, co się kryje w tym słowie „wszystkich”! To co? No, co? Nie czytalibyśmy dalej? Figa z makiem, czytalibyśmy, bo nie w tym rzecz, czy dotychczasowe zajęcie Simona Marechalla budzi naszą aprobatę, czy dezaprobatę…) – ponurego, zgryźliwego, niechętnie nastawionego do całego świata – i średnio rozgarniętego dwudziestodwulatka, którego do tej pory ani ubóstwo, ani brak ojca i fatalna osobowość matki, ani wypadek w pracy nie zdołały pozbawić wewnętrznego spokoju i czegoś zbliżonego do radości życia.

Dlaczego Simon jest taki, jaki jest, i dlaczego robi to, co robi? To, czego się o nim dowiemy, będzie garstką skąpych skrawków myśli i wspomnień – towarzysze broni tonący w indochińskich bagnach, śmiertelnie ranny przyjaciel proszący o dobicie, „sztywne ciała w wiązkach po dwanaście, ludzki chrust”[4]; trzynaście czerwonych róż wieńczących kolejne pomyślnie załatwione zlecenia; i teraz coś, co nęka jego ciało: słabość, brak apetytu, ataki bólu i wymiotów… czy to, jak on sam usiłuje przekonać Bernarda, „drobna niedyspozycja, pamiątka z Afryki”[5], czy jednak coś poważniejszego? Dlaczego Bernard tak skwapliwie przyjmuje propozycję dodatkowej pracy od obcego człowieka o zgoła nieprzyjaznej naturze? Czemu nie rezygnuje, dowiedziawszy się o swoim chwilowym szefie czegoś, czego o nikim nie chciałby się dowiedzieć? I czemu zgadza się na tę ostatnią misję, przeciwną jego naturze? Dlatego, że chce służyć pomocną ręką komuś, kto nazwał go - wbrew wszystkiemu, co do tej pory mówił - przyjacielem?

Czy to Simon jest zgorzkniały, bezduszny i cyniczny, czy Bernard niedojrzały i naiwny? A może pozory mylą, może oba te spektakularne profile to zbroje – założone dla ochrony przed nadmiarem lub brakiem uczuć, przed wyrzutami sumienia lub przed wstydem – które tak ściśle zrosły się ze schowanymi pod nim ciałem, że ich właściciele stali się ich więźniami? I jeśli tak, czy zbroja Bernarda zdoła uchronić go przed tym, czego boi się Fiona – że „tonący zawsze ciągnie kogoś za sobą”[6]?

Pytania, pytania… Nie na wszystkie znajdujemy jednoznaczną odpowiedź. Ale może wcale jej nie potrzebujemy? Może w tym właśnie cały smak dobrej literatury, że nie dostarcza gotowych klisz, każąc nam samym komponować z dostarczonych półfabrykatów własne obrazy, które tak się mogą od siebie różnić, jak (zbudowane z tych samych atomów) bryłka węgla, grafit w ołówku i szlifowany brylant?

A te literackie „atomy” są u Garniera wyjątkowej urody. Ten język tak prosty, a równocześnie tak bardzo filmowy, że każde zdanie, akapit czy partia dialogowa momentalnie rozwija się przed oczami w pełnowymiarowe ujęcie; ta skondensowana lakoniczność opisów, dzięki której, mimo, że poznajemy zaledwie parę zewnętrznych cech każdej postaci, widzimy ją, słyszymy jej głos, tak jakbyśmy ją od dawna znali, ale dopiero teraz w całości wywołali z pamięci; ta umiejętność przekazywania uczuć bez mówienia o uczuciach… I ten smutek bezbrzeżny, który przenika całą scenerię, nie dając nikomu gwarancji wywinięcia się z matni… Jak ci Francuzi umieją pisać!

[1] Pascal Garnier, „Jak się ma twój ból”, przeł. Gabriela Hałat, wyd. Claroscuro, Warszawa 2014, s. 8.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 124.
[4] Tamże, s. 92.
[5] Tamże, s. 66.
[6] Tamże, s. 91.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3481
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: adas 08.11.2014 14:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Co za dziwna okładka! Na ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kilka niezłych pomysłów, jeden wątek - matki chłopaka - interesujący, ale reszta bardzo słaba. Najgorsza znana mi książka tego wydawnictwa.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.11.2014 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka niezłych pomysłów, ... | adas
A jak dla mnie - jedna z najlepszych, jakie czytałam w zeszłym miesiącu. Niesamowicie lubię ten sposób pisania.
Użytkownik: misiak297 08.11.2014 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka niezłych pomysłów, ... | adas
Poważnie? Ja podobnie jak Dot jestem "na tak".
Użytkownik: Marylek 14.11.2014 07:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Co za dziwna okładka! Na ... | dot59Opiekun BiblioNETki
tępiciela „wszystkich szkodników”[3] (ach, gdybyśmy wcześniej wiedzieli, co się kryje w tym słowie „wszystkich”

CO???
Powiedz mi, proszę. Bo się boję - wiesz czego.


Nie czytalibyśmy dalej?

Ja bym chyba nie czytała, tak mi się zdaje. Powiedz, proszę...
Użytkownik: misiak297 14.11.2014 09:22 napisał(a):
Odpowiedź na: tępiciela „wszystkich szk... | Marylek
Nie, Marylko, to nie jest książka, która by Ci się spodobała. Z wiadomych względów.
Użytkownik: Marylek 14.11.2014 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, Marylko, to nie jest... | misiak297
Dzięki Ci za tę informację, Michałku. Tego się właśnie obawiałam. Już zapominam o tej książce. :-/
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.11.2014 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki Ci za tę informacj... | Marylek
Marylku, Misiak chyba źle zrozumiał Twoje pytanie albo zapomniał, co jest w książce. Nie, tępienie szkodników to zdecydowanie nie to, co Ci przyszło na myśl :-). To raczej coś podobnego do działalności Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.11.2014 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, Marylko, to nie jest... | misiak297
Misiaczku, przecież to Twoja książka, a Ty nie pamiętasz co w niej jest? Jedyne zwierzę, które tam jest wspomniane (w jednym zdaniu i absolutnie nie drastycznym), to wiewiórka, którą przejechał samochód! I kalmary, które są jedzone, ale chyba nie sądzisz, że Marylek nie przeczyta żadnej książki, w której ktoś je produkty niewegetariańskie?
Użytkownik: misiak297 14.11.2014 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaczku, przecież to Tw... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kochana moja, a Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.11.2014 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana moja, a (Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu)... | misiak297
Ach... specjalnie przed chwilą przeglądałam, i nawet nie zauważyłam, a wcześniej zupełnie mi to wyleciało z pamięci, ale to pół zdania, jeszcze mniej niż o tej wiewiórce...
Użytkownik: Marylek 16.11.2014 10:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach... specjalnie przed c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pół zdania, ale całe życie jednego całego psa. :(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.11.2014 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Pół zdania, ale całe życi... | Marylek
No... a ci ludzie, co zostają ofiarami przestępców we wszystkich kryminałach i thrillerach, czasem zresztą w męczarniach dość obszernie opisywanych? Przecież nie rezygnujemy z Childa, Deavera, Larssona, Mankella dlatego, że ktoś w ich powieściach ginie. Miniera sama Ci odradziłam, bo wiedziałam, że celowe torturowanie psa dla zadania bólu właścicielowi to coś, czego nie zniesiesz, ale nie wpadłabym na myśl zniechęcania Cię do dobrej powieści psychologicznej dlatego, że jeden pies pada tam ofiarą (w zasadzie przypadkową). To trochę tak, jakbym ja powiedziała, że nie przeczytam "Polski Jagiellonów" ani niczego innego o tej dynastii, bo w każdej z nich będzie opis owego nieszczęsnego polowania na niedźwiedzia, co to Zygmunt wyprawił...
Użytkownik: Marylek 16.11.2014 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: No... a ci ludzie, co zos... | dot59Opiekun BiblioNETki
Założenie kryminału, przynajmniej w jego klasycznym wydaniu, jest takie: jest przestępstwo, najczęściej zbrodnia, pada trup, dzielny policjant/detektyw szuka winnego i znajduje. Zło zostaje ukarane. Tym samym decydując się na przeczytanie kryminału, zgadzamy się na owo wstępne założenie: zbrodnię (lub zbrodnie). I to jest główna idea takich książek: pokazać zwycięstwo dobra i sprawiedliwości, pomimo przebiegłości i sprytu przestępcy.

Modyfikacje współczesne wprowadzają coraz to nowe odchylenia od tej normy, prawdopodobnie autorzy uważają, że "zwykła" zbrodnia i dochodzenie nie wystarczą, aby przyciągnąć czytelnika. Stąd mamy detaliczne opisy tortur i reakcji ofiar na nie, stąd też, jako kolejny "smaczek" biorą się mordercy i dręczyciele zwierząt. Po to też, dla przyciągnięcia czytelnika, mnoży się opisy różnych patologii, nierzadko opisy bardzo szczegółowe. To wszystko czemuś służy, ale ja nie jestem docelowym odbiorcą tego typu działań. To wiesz.

Czytam teraz "Pokój straceń" Deavera (chcesz?) i jest tam jeden "rzeźnik", ale po przeczytaniu prawie połowy książki nie znalazłam ani jednego detalicznego opisu jego działalności - wszystko kończy się w momencie, gdy on zabiera się do dzieła, a potem już mamy śledztwo. Deaver nie epatuje niepotrzebnie przemocą, pozostawia ją wyobraźni czytelnika. Co może być jeszcze straszniejsze.

Uważam, że opisy mordowania zwierząt niesmacznie wykraczają poza ramy powieści kryminalnej. Dobry autor zbuduje napięcie nie uciekając się do takich chwytów. I bez obszernych opisów mąk ludzi też. Nie przypominam sobie takich opisów u Childa, Mankella czy Larssona. U Larssona w pierwszym tomie jest rudy kot, ale nie ma opisu jego śmierci. Choć właśnie przez owego kota nie wrócę nigdy do tej, skądinąd świetnej, książki.

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.11.2014 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Założenie kryminału, przy... | Marylek
Tu też nie ma opisu, tylko wzmianka (nie chcę detalicznie cytować, bo czytelnik nie powinien zawczasu wiedzieć, co tam się dzieje - trzeba dojść samemu stopniowo; no, powiedzmy, że to jest na tej samej zasadzie, że przestępca nie miał zamiaru zabijać dwóch dodatkowych osób, ale uczynił to na zasadzie likwidacji świadków, strzelił i już. Była istota, jest ciało). Mogę Ci przy okazji spotkania opowiedzieć krótko, co tam jest najważniejsze, możesz sama zerknąć do środka i zobaczyć jak jest napisane - słowo honoru, że to nie jest nic takiego jak z tym koniem w 1 części Miniera czy psem u Asy Larsson.
Deavera - hm... no wiesz... takich rzeczy to ja nigdy nie odmawiam! Chociaż powinnam. Wszystkich pożyczek powinnam, bo mi zaległości rosną w tempie astronomicznym. Nie mam do oddania prawie NIC, choć może z jedną książkę cudzą jeszcze przez te 2 tygodnie przeczytam.
Wracając do meritum, to wiesz przecież, że ja też tych drastycznych opisów nie lubię - dlatego wolę wszystkich wyżej wspomnianych autorów, którzy realia zbrodni dawkują w miarę oszczędnie - właśnie zaczęliśmy z Miciusiem oglądać film "Purpurowe rzeki 2" z Jeanem Reno, którego skądinąd b. lubimy, i dawka koszmarnych scen mordów tudzież znajdowania zwłok zupełnie nam ten film zbrzydziła.
Użytkownik: Marylek 16.11.2014 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu też nie ma opisu, tylk... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie - epatowanie czerwoną farbą. Nie cierpię tego! Ale większość chyba lubi, skoro jest tego coraz więcej w filmach i w książkach. Bodziec trzeba wzmacniać, bo organizm się przyzwyczaja. Widać takich, którzy odmawiają przyzwyczajania się jest mniej.

Deavera przyniosę. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: