Dodany: 11.07.2014 16:08|Autor: lutek01

Wojenny reportaż uniwersalny


Współczesnemu przeciętnemu Polakowi Afganistan będzie się prawdopodobnie kojarzył z wojną prowadzoną przez wojska amerykańskie (i ich sprzymierzeńców, w tym Polaków) z talibami - fundamentalistami islamskimi - po zamachach z 11 września 2001 r. Być może jednak ktoś pamięta lub uczył się, że kraj ten był areną działań wojennych również dużo wcześniej, m.in. w latach 80. W 1979 r. weszły do niego wojska radzieckie, by walczyć z mudżahedinami - bojownikami powstającymi przeciw Babrakowi Karmalowi, dyktatorowi, który miał wprowadzić w swoim kraju reżim komunistyczny i stworzyć z niego kolejne poddańcze państwo satelickie Związku Radzieckiego. Skutkiem wysłania do Afganistanu "ograniczonego kontyngentu wojsk radzickich", jak eufemistycznie nazywano w ZSRR tę interwencję wojskową, była wojna radziecko-afgańska - ciągnąca się do roku 1989, gdy blok wschodni już zaczynał pękać. Wojnę tę, w której zginęło lub zostało rannych i kalekich tysiące ludzi (była to wojna minowa, tzn. żołnierze i ludność cywilna ponosili śmierć lub zostawali kalekami na skutek wybuchów) władze ZSRR ostatecznie potępiły i uznały za niepotrzebną.

Tyle fakty historyczne w skrócie - chronologia, kilka dat, jakieś nazwiska i liczby. Krótka, zwięzła informacja niczym z podręcznika do historii. Wojna (prawie) jak każda inna, można by rzucić banalnie. Co zatem sprawia, że traktujący o wojnie radziecko-afgańskiej reportaż "Ołowiane żołnierzyki" białoruskiej pisarki Swietłany Aleksijewicz powinien być czytany i wejść do kanonu lektur wojennych?

Aleksijewicz pisze o wojnie w charakterystyczny dla siebie sposób. Pochyla się nie nad posunięciami decydentów i strategów politycznych, lecz nad zwierzeniami tak zwanych zwykłych ludzi, którzy w sprawach wojennych nie mają nic do powiedzenia, a których z reguły dotykają one najbardziej. W jej reportażu są to agresorzy. Tytułowe ołowiane żołnierzyki, anonimowa siła wykonawcza radzieckich decyzji geopolitycznych. Ofiary.

Reportażystka w typowy dla siebie sposób oddaje głos rozmówcom - żołnierzom walczącym w Afganistanie, żołnierkom pracującym tam w służbie cywilnej jako pielęgniarki czy urzędniczki, ale również ich bliskim - matkom, żonom, które wysłały na wojnę męża czy syna, by spełnił "internacjonalistyczną powinność", a dostały jego (prawdopodobnie) zwłoki w cynowej trumnie - tzw. ładunek 200. "Ołowiane żołnierzyki" to zapis bardzo tragicznych i intymnych historii, które jak puzzle układają się w większą całość - wiedzę o wojnie afgańskiej; wiedzę o tym, jak werbowano jej uczestników, co im obiecywano, jak ich indoktrynowano i okłamywano; o tym, jak wyglądała z perspektywy żołnierzy na niej walczących, ale też robiących interesy; w końcu o tym, jakie straty, również te niewymierne - w psychice ludzkiej, przyniosła. Białoruska pisarka pokazuje, jak każdy sam radzi lub nie radzi sobie z wojennymi traumami, przy czym słowo "sam" nabiera tutaj dodatkowego znaczenia - rodziny poległych (nieraz osoby niemające nikogo), a także żołnierze, którym udało się wrócić do kraju (często bez kończyn) zostali pozostawieni sami sobie, sami - ze swoimi doświadczeniami i świadomością, że brali udział w wojnie, która była polityczną pomyłką.

W pewnym sensie "Ołowiane żołnierzyki" to reportaż uniwersalny, bo pod relacje żołnierzy i żołnierek "ograniczonego kontyngentu" oraz ich rodzin można by podłożyć doświadczenia wielu milionów ludzi, którzy przeżyli bądź przeżywają dramaty wojenne. Afganistan czy Bośnia, strzelasz czy uciekasz z płonącego domu - wojna zawsze jest złem, którego nie widać w zaciszu reprezentacyjnych gabinetów. Być może zdania te wydają się banalne, ale przestają takie być, gdy weźmie się do ręki książkę Aleksijewicz.

Jednak to nie tylko reportaż wojenny, ma bowiem drugie dno. "Mają książki swoje losy"* - to łacińskie powiedzenie tłumacz przytacza w posłowiu nie bez kozery. Opisane w nim hstorie wzbudziły wiele kontrowersji już w postsowieckiej Białorusi. Weterani wojny z Afganistanem, niemogący pogodzić się z bezsensownością swoich cierpień i traum ani z nazwaniem i wręcz wypunktowaniem tej bezsensowności, pozwali Swietłanę Aleksijewicz do sądu, oskarżając ją o fałszowanie prawdy, szarganie świętości, obalanie toposu o bohaterskich żołnierzach broniących południowych krańców ojczyzny i walczących o lepsze jutro w komunistycznym bratnim kraju. Autorka zdecydowała się zamieścić w "Ołowianych żołnierzykach" stenogramy z przesłuchania świadków podczas rozpraw sądowych prowadzonych przeciw niej. Z ich lektury wyłania się profil homo sovieticus.

Z pełnym przekonaniem polecam tę pełną cierpień i emocji książkę jednej z najlepszych i najbardziej uznanych współczesnych reportażystek.


---
* Leszek Wołosiuk, "Wojna, która przyśpieszyła upadek imperium", w: Swietłana Aleksijewicz, "Ołowiane żołnierzyki", przeł. Leszek Wołosiuk, Wydawnictwo Wrocławskie, 2001, s. 217.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5260
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: zielkowiak 17.08.2014 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Współczesnemu przeciętnem... | lutek01
O ta lektura pasuje do moich innych wakacyjnych, o arabskiej wiośnie i konflikcie arabsko-izraelskim. Recenzja mnie przekonała. Do schowka.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: