Dodany: 26.06.2014 15:18|Autor: Bibliomisiek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: City
Baricco Alessandro

2 osoby polecają ten tekst.

O uczciwości intelektualnej


"- Idziemy?
- Idziemy"[1].

"City" ma w sobie coś z klimatu pięknego filmu Wayne'a Wanga "Dym". W tamtej niespiesznej opowieści towarzyszyliśmy właścicielowi brooklyńskiej trafiki i kilku jego klientom. Zdawała się ona meandrować między paroma postaciami; najpierw poznawaliśmy właściciela trafiki, następnie zaprzyjaźnialiśmy się z jego klientem - samotnym pisarzem, który na naszych oczach poznawał murzyńskiego chłopca, dalej towarzyszyliśmy temu chłopcu w wyprawie do ojca - i tak dalej, aż wątki ich losów splatały się w pełną zadumy i ciepła kombinację. U Baricca podobnie: zaczyna się od niespodziewanie zawartej znajomości niepokornej 30-latki Shatzy Shell (nic wspólnego z tym od benzyny) z genialnym chłopcem Gouldem i parą jego dziwacznych przyjaciół (olbrzymem i niemową). Stopniowo grono w kadrze rozszerza się o ojca Goulda, kilku nietypowych profesorów, pewnego boksera, a także szeryfa, Indianina, zegarmistrza... Przy czym nie wszystkie te postaci są stuprocentowo realne, jako że opowieści snute przez Goulda i Shatzy stanowią pełnoprawną i wcale nie drugoplanową część mozaiki.

"City" stanowi zatem coś w rodzaju powieści-worka, w której udało się połączyć kilka (jeśli nie kilkanaście) historii. Wręcz nie sposób w jednej recenzji wspomnieć ich wszystkich, podobnie jak niepodobna opisać szczególnego nastroju całości. W jakiś sposób autorowi udało się znaleźć miejsce dla westernu, opowieści bokserskiej w duchu "Wściekłego byka", hołdu dla futbolu, pastiszu (wcale nie tak śmiesznego) powieści uniwersyteckiej, wykładu o genezie i sensie "Nympheas" Moneta, wreszcie dla gorzkiego szkicu o uczciwości intelektualnej... Ma się wrażenie, że Baricco oddaje głos swoim bohaterom - co zresztą powoduje pewne zawirowania, bo choćby wspomniany wykład o Monecie mógłby być o połowę krótszy, ale czyż każdy z nas nie chciałby zostać wysłuchany do końca? Przeczytałem więc uważnie cały. Bywa śmiesznie? Och, niesamowicie (choćby w scenie z promocjami przy zakupie hamburgerów). Smutno? Też. Nawet bardzo, ostatecznie jest to również książka o przemijaniu. Zmysłowo? Pewnie, w końcu piękna jest dziwka z Closingtown, piękna. Mądrze? O Jezu, tak. Całe "City" jest wielką pochwałą indywidualizmu, wyobraźni i wrażliwości na świat, nastraja na chwytanie ulotnej chwili, na popatrzenie wokół innym spojrzeniem, na ocalenie dziecięcej niewinności. Są tu sceny o magicznej wprost sile wyrazu, których wyjątkowości nie da się przekazać komuś, kto jest "poza" światem "City". No bo czy robi na Was wrażenie "czarny chłopiec grający w piłkę" albo "historia złamanego obcasa"? Albo przyjaźń oparta na opowiadaniu sobie nierozegranych meczów? Kiedy jest się "tam", to wszystko do siebie pasuje. Jakby w głowie czytelnika otwierało się coś nastrojonego na tę literacką magię, budowaną z trywialnych w gruncie rzeczy elementów.

"- Wąski tyłek i nabite rewolwery, chłopcze - mówi Melissa Dolphin. - Reszta to zbędna poezja.
Phil Wittacher uśmiecha się.
- Życie nie jest pojedynkiem - mówi.
Melissa Dolphin otwiera szeroko oczy.
- Oczywiście, że jest, idioto.
Muzyka"[2].

Miałem wrażenie, że wrażliwy reżyser mógłby z tego zrobić wielkie kino, a jednocześnie - że Baricco pisze w taki sposób, iż właściwie "City" jest nieprzekładalne na inne medium bez nieuchronnego zbanalizowania. Po prostu są rzeczy, które tylko literatura potrafi uchwycić - i jeśli się to udaje, jest literaturą najwyższej próby. Jeszcze jedna sprawa: Niewiele jest książek, które kończyłem czytać z uczuciem żalu, że rozstaję się z bohaterami. Na pewno "Na południe od Brazos", "Skiroławki"... Zamykając "City" miałem ochotę natychmiast zacząć czytać od nowa. Niepokorna i wyszczekana Shatzy Shell, w gruncie rzeczy samotny trzynastoletni geniusz Gould, smutny profesor Mondrian Kilroy, wielkolud Diesel i niemowa Poomerang, legenda boksu Larry "Lawyer" Gorman, nieustraszony i przebiegły Phil Wittacher, nieszczęsny szeryf Wister, kostyczne siostry Dolphin... - pokochałem tę menażerię tak, jak już dawno mi się nie zdarzyło. Piękna, piękna opowieść.

"- Idziemy?
- Idziemy"[3].


---
[1] Alessandro Baricco, "City", przeł. Joanna Ugniewska, wyd. Czytelnik, 2000, s. 399.
[2] Tamże, s. 377.
[3] Tamże, s. 399.


[Recenzja pochodzi z mojego bloga]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3009
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: