Przedstawiam
KONKURS nr 82 pt.
”KOLORY w LITERATURZE",
który przygotowała
Czajka:
Moje kochane motylki!
Jak dobrze, że na świecie są kolory, chociaż czasem używane do torturowania i czarnej rozpaczy. Ale czasem do radości niczym oda jakaś. O kolorach napisano co niemiara, jedne są wesołe, drugie mniej, jedne dobrze wyglądają na czymś a na czymś innym już zupełnie nie wyglądają. Są kolory smutne i wesołe, są pełne nadziei i pełne miłości, są zimne i są namiętne. Jeden lubi zielony, a drugi wręcz przeciwnie.
Z dwudziestu pięciu kolorów utkałam Wam prześliczny kilimek w sam raz do zgadnięcia.
Gdyby pojawił się teraz jakiś wybitny matematyk, mógłby w tym momencie zaprotestować, że dwadzieścia sześć to nie to samo co dwadzieścia pięć. I miałby pewnie słuszność. Otóż w swojej niecności wplotłam w kilimek jeden kolor fałszywy i niecny, na czym fałszywość jego polega Wam nie powiem. Kto go zgadnie dostanie specjalny laur i sławę ale punktu za niego nie ma.
Prawidłowych, kanonicznych fragmentów jest zatem dwadzieścia pięć. Niektóre są z pytaniem dodatkowym, a niektóre nie, sami to poznacie.
Kanoniczne odpowiedzi kilimkowe proszę przesyłać na adres [...] w formie:
1. numer fragmentu (niepunktowany)
2. tytuł książki (1 pkt)
3. imię i nazwisko autora (1 pkt)
4. odpowiedź na pytanie dodatkowe jeden punkt.
5. odgadnięcie kilimka fałszywego (sława i chwała bez punktu)
Na końcu listu proszę (wymagam wręcz) podać swój nick biblionetkowy z numerem (numer nie jest obowiązkowy, ale mile widziany).
Za cały kilimek można zdobyć maksymalnie 57 punktów. W odpowiedzi na każdy nadesłany mail będę w ciągu tak krótkiego czasu, jak to możliwe, wysyłać potwierdzenie z informacją o prawidłowości zgadnięcia. Brak takiego potwierdzenia proszę reklamować na forum. Oczywiście, jak dotąd, można wysyłać odpowiedzi w kilku mailach aż do
15 maja (piątek),
do godziny 24:00.
Kompletny kilimek wraz z Kolorami Laureatów zostanie ogłoszony na forum zaraz i niedługo po zakończeniu konkursu.
Nagrodą jest tradycyjnie satysfakcja!
Kolorowych snów. Ale najpierw kolorowej zabawy oczywiście.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
Uwaga druga
Organizator zastrzega sobie prawo do wykorzystania odpowiedzi nadesłanych przez uczestników niniejszego konkursu i upublicznienia ich podczas ogłoszenia wyników.
Uwaga trzecia za drugą
Jako że ze mnie bardzo dobre czajczysko (bo to bardzo niedobre wilczysko) trochę w kilimku jest pozycji mi obcych. Tak więc akurat w tych przypadkach szukajcie a znajdziecie w ocenach się nie sprawdzi. Za to dla ułatwienia nie ma Homera. Może nie tak zupełnie i całkiem. Trochę jest. :)
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Lecz teraz widzę, że dziesięć razy gorzej jest mieć zielone.
*
Niż jakie?
2.
Oba zabójcze kolory pochyliły się nad nią, pomagając jej w zdejmowaniu okrycia, co spowodowało nagłe zbiegowisko przed wrogiem całego świata. Rzucił on na obie damy spojrzenie nadziane siarką, dynamitem i gazem trującym, po czym z trzaskiem zmiął gazetę, czym całej ludzkości dał do poznania, że uczciwy człowiek w tych warunkach czytać nie może, więc czytać nie będzie.
- Przecie panu nie przeszkadzamy! - rzekła cierpko dama na czerwono.
- To się tylko pani tak zdaje - odrzekł człowiek ponury.
Zdawało się, że wydobył z gardła nie głos, lecz nastroszonego jeża.
- Dziecko ma swoje prawa! - ogłosił szpinak.
- Dziecko nie ma żadnych praw, bo dziecko nie spełnia żadnych obowiązków! - krzyknął człowiek ponury.
*
Na czym były kolory?
3.
- Ten koń jest niewątpliwie barwy jaskra, a raczej był taki w swojej młodości – podjął nieznajomy, zwracając się do słuchaczy przy oknie i jak gdyby nie dostrzegając rozdrażnienia Iksa, który stał mu na drodze. – Barwa to doskonale znana w botanice, ale jak dotąd, dość rzadka u koni.
*
Jak się dla Iksa skończył ten wykład o kolorach?
4.
- Motyl Zabójca? Jak wyglądał? - zapytałem wypluwając błoto.
- Nieciekawie. Jest zupełnie zwyczajny, w kolorze [...] - teraz Indianin użył słowa, którego odpowiednikiem byłoby: „barwagnijącegopodłożapodnaszymistopami”.
- Wredny szmeterling - zakląłem pod nosem patrząc na moją połamaną dmuchawkę.
Indianie nie powiedzieli już nic więcej. Patrzyli tylko... w y m o w n i e. Tak, jak to potrafią robić wyłącznie Dzicy. I koty.
5.
Podczas podwieczorku, naturalnie, myślimy tylko o rzeczach miłych, śmiesznych, rozweselających i pocieszających. Nie sprawi to - rzecz jasna - że będziemy się unosić pod sufit, jak pan Perukka. Ale może wystarczy unosić się radością i na siedząco? Wszystko wtedy smakuje jeszcze lepiej, a życie w ogóle wydaje się milsze. Ciastka rodzynkowe dla Hjalmara. Kiedy pisałam niedawno o bożkach snu, synach Hypnosa, braciach Ikelosie, Orfeuszu i Fantasosie, których wymyślili starożytni Grecy, przypomniałam sobie prześliczną baśń Hansa Christiana Andersena, jednego z moich ukochanych autorów. Ta baśń nazywa się „Ole Zmruż-Oczko” i, moim zdaniem, opowiada o duńskim Hypnosie (Dziecko wie oczywiście, że pan Andersen był Duńczykiem?!).
Kiedy zbliża się wieczór - pisze nasz drogi pan Andersen - przychodzi Ole Zmruż-Oczko, wstępuje cichutko na schody, bo chodzi w samych pończoszkach, otwiera cichutko drzwi i - plusk! - Delikatnie pryska dzieciom w oczy ciepłym mlekiem, drobnymi, drobnymi kropelkami, ale tak, by musiały zamknąć oczy i nie mogły go widzieć, a potem staje z tylu i dmucha im ostrożnie w karki, wtedy głowy ciążą im coraz bardziej, ciążą, ale to wcale nie boli.
Ach! Oczywiście! Dokładnie pamiętam, że tak właśnie mi się zasypiało, kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Chyba też pamiętam, jak przez sen, samego Ole. Tak, jak pisał pan Andersen - Ole był bardzo pięknie ubrany, a twarz miał wypisz wymaluj jak na ilustracji Jana Marcina Szancera. Jedwabny płaszcz Ole mienił się, przy najmniejszym poruszeniu, kolorami czerwonym, zielonym i niebieskim. Pod każdą pachą trzymał po parasolu. Ten kolorowy, pokryty ślicznymi obrazkami, otwierał nad grzecznymi dziećmi. A ten drugi czarny, bez obrazków, rozpinał nad niegrzecznymi. I one właśnie nie miały żadnych snów, aż do rana.
6.
Czuję kolory. Czerwony jest gładki jak jedwab, żółty kłuje, niebieski jest oleisty. Mam pod palcami mapę, którą tworzą gobeliny.
Ludzie mówią o wzroku z taką nabożnością, że czasami mi się wydaje, że gdybym mogła widzieć, to od razu zobaczyłabym Matkę Boską. Miałaby na sobie niebieską szatę, jedwabistą pod mymi palcami. Jej skóra byłaby gładka, a policzki ciepłe. Pachniałaby truskawkami. Położyłaby na moich ramionach ręce, lekkie i jednocześnie mocne, tak że do końca życia czułabym ich ciężar.
Czasami myślę, czy gdybym widziała, to miód byłby słodszy.
7.
Ilekroć wprowadzaliśmy się do nowego domu, stolarz stawiał ćwierć mili półek; po wyprowadzce następni właściciele palili nimi w piecu. Cudze ściany wydawały mi się nagie. Nasze nie stanowiły jedynie białych płaszczyzn na obrazy. Same były dziełami sztuki, mozaikami od podłogi po sufit, złożonymi z wielobarwnych prostokątów, wysokich i smukłych, przyjemnych w dotyku, a nawet w zapachu, jeżeli ktoś lubi zapach zakurzonego starego papieru. Vladimir Nabokov zapisał kiedyś w swoim dzienniku, że jego ośmioletni syn przydzielił literom alfabetu określone kolory. C było żółte; F brązowe; M niebieskie jak jajeczko drozda. W moim umyśle po dziś dzień tkwi pewność, wpojona weń przez okryte tkaniną grzbiety książek, które otaczały mnie trzydzieści lat temu, iż Sofokles ma kolor terakoty, Proust gołębiej szarości, Conrad cynamonu, Wilde wściekłej zieleni, Poe pruskiego błękitu, Auden indygo, Roald Dahl zaś fiołkowego różu.
8.
A czerń, E biel, I czerwień, U zieleń, O błękit,
Tajony wasz rodowód któregoś dnia ustalę
9.
- No wiesz! - Iksa wzrusza ramionami. Jest to coś pośredniego między pogardą a politowaniem. - Niebieska suknia i różowe rękawiczki! Ohyda, moja droga! Cukierkowa ohyda. Ja bym chciała mieć czarną suknię - rozumiesz? Diabelnie obcisłą, plecy gołe...
- Gołe, chude i nie domyte...
Iksa pomija uwagę milczeniem i ciągnie dalej w rozmarzeniu:
- Czarna suknia, czerwone pantofle i czerwone rękawiczki. A te twoje różowe rękawiczki, moja droga, mogłabyś mieć jedynie do popielatej sukienki. Jeśli w ogóle może być mowa o jakiejś przyzwoitej sukience dla takiego ślimaka jak ty.
10.
„Mój Boże, jak mnie byłoby do twarzy w tej sukni - myślała Iksa z dziką zawiścią w sercu. - Zeta ma talię jak krowa. Ten odcień zielonego jest moim kolorem i tak świetnie podkreśliłby moje oczy! Czemu właśnie blondynki upierają się, aby nosić zielony? Zeta ma skórę koloru stęchłego sera. I pomyśleć tylko, że nigdy już nie będę mogła nosić zielonego, nawet jak już zdejmę tę żałobę! Nawet jak mi się uda powtórnie wyjść za mąż! Będę musiała nosić wstrętne suknie szare, brązowe i lila”.
11.
Posiadała cztery rozkoszne kompleciki dzienne, trzyczęściowe, bardzo pięknie wyszywane, a poza tym dodatkowo nocne koszulki, każda ściągnięta wstążką innego koloru, różową, bladoniebieską, lila i barwy młodego groszku, przewietrzała je i płukała w farbce, gdy powracały do domu z pralni, prasowała je i miała cegłę, na której stawiała żelazko, ponieważ nie mogła zawierzyć praczkom, widząc, jak potrafią każdą rzecz przypalić. Dziś, piastując beznadziejną nadzieję, włożyła niebieskie majteczki na szczęście; był to jej kolor, a poza tym kolor szczęśliwy, na przykład dla panny młodej, jeżeli miała na sobie coś niebieskiego, ponieważ te zielone, które miała na sobie przed tygodniem, przyniosły smutek, bo jego ojciec kazał mu siedzieć w domu i przygotowywać się do tego egzaminu stypendialnego, i ponieważ pomyślała, że może on jednak wyjdzie, ponieważ włożyła te swoje stare na lewą stronę, ubierając się dziś rano, a to oznaczało szczęście i spotkanie zakochanych, o ile oczywiście nie przydarzało się w piątek.
12.
Tak właśnie wyglądał pokój mojej matki: mnóstwo krepy i tiulu i rżniętego szkła błyskającego w przyćmionym świetle, na toaletce rzędy buteleczek i słoików, jak gdyby zamknięta w nich armia duchów wyczekiwała uwolnienia. Zaiste jest coś niezdrowego w takim nagromadzeniu słodyczy, na pół dotrzymana obietnica owoców zakazanych. Starałem się nie patrzeć, nie wąchać.
Powitała mnie dosyć grzecznie. Zobaczyłem ją tym razem wyraźniej: długie czarne włosy skręcone w węzeł, oczy tak ciemne, że nie widać źrenic. Brwi idealnie proste, nadające jej surowość, której przeczy, żartobliwa, bym powiedział, linia jej ust. Dłonie kwadratowe, widać, że sprawne. Nieumalowana, a przecież ma w twarzy coś nieprzyzwoitego. Patrzy prosto w oczy, bez żenady, szacuje wzrokiem, zgoła nietaktownie, no i ten jej ironiczny pół-uśmieszek na ustach. Jest wysoka, za wysoka jak na kobietę, mojego wzrostu. Wyzywająco unosi podbródek, odchyla w tył ramiona. Ma na sobie długą kloszową spódnicę płomiennego koloru i obcisły czarny sweter. Kolory tak dobrane wyglądają niebezpiecznie jak wąż albo jak żądlący owad, są ostrzeżeniem dla wrogów.
13.
Warszawa posiada bardzo wiele żółtych domów; jest to chyba najżółciejsze miasto pod słońcem. Ta jednak kamienica wydawała się żółciejszą od innych i na wystawie przedmiotów żółtych (jakiej zapewne doczekamy się kiedyś) otrzymałaby pierwszą nagrodę.
*
Ile kosztowała?
14.
– Oszaleję od tego cholernego koloru – złorzeczył Zaphod, któremu miłość do statku przeszła jak nożem uciął mniej więcej trzy minuty po starcie. – Za każdym razem, kiedy człowiek naciska któryś z tych dziwacznych czarnych klawiszy, opisanych czarnymi literami na czarnym tle, zapala się czarne światełko, informujące, że się go nacisnęło. Co to ma być? Galaktyczny hiperkarawan?
Ściany podskakującej kabiny były czarne, sufit czarny, siedzenia – choć szczątkowe (statek był przeznaczony do jednej podróży i to bezzałogowej) czarne, deska rozdzielcza czarna, przyrządy też czarne, śrubki, którymi je przykręcono, też czarne, cienka przypominająca strzyżoną trawę nylonowa wykładzina na podłodze była czarna, a kiedy ją podnieśli okazało się, że gumowa mata pod spodem też jest czarna.
– Może oczy tych, którzy to budowali, odbierały inne pasma fal? – zaproponowała Trillian.
– Albo nie mieli zbyt wiele wyobraźni... – burknął Artur.
– Może po prostu byli bardzo przygnębieni? – wtrącił Marvin.
15.
Wszystko wokół niego udawało coś innego, niż było w rzeczywistości, oszukiwało pięknymi barwami. Gdy wyciągał łapkę i dotykał, okazywało się, że jest zrobione z papieru, drewna lub gipsu. Złote korony były lekkie, kwiaty były kwiatami papierowymi, skrzypce nie miały strun, pudełka - dna, a książki nie dawały się otworzyć. Dotknięty tym do głębi, Iks rozmyślał nad sensem tego wszystkiego, lecz nie mógł go dociec. "Gdybym był trochę mądrzejszy - myślał sobie - albo choć o parę tygodni starszy!"
- Podoba mi się to - powiedziała Zeta. - Jest tak, jak gdyby wszystko było niczym.
- A czy jest czymś? - spytała Ygreka.
- Nie - odpowiedziała jej siostra wesoło. - Nie zadawaj głupich pytań.
*
Gdzie byli?
16.
Z początku próbował wyjąć małe obrazki z kart, wkrótce jednak spostrzegł, że nie były to prawdziwe istoty, choć nie mógł zrozumieć, co to było, i brak mu było słów, aby je opisać.
Łodzie, pociągi, krowy i konie nie mówiły mu nic, były bez znaczenia, nie zdziwiły go jednak tak, jak małe znaczki, stojące poniżej i pomiędzy kolorowymi rycinami - był to jakiś dziwny rodzaj robaczków, jak sądził, gdyż wiele z nich miało nóżki, chociaż nigdzie nie mógł znaleźć całego robaczka z oczami i otworem ustnym. Było to dla niego pierwsze zaznajomienie się z abecadłem, a miał powyżej lat dziesięciu.
Rozumie się, nie widział on nigdy przedtem druku i nigdy nie rozmawiał z nikim, kto by miał jakiekolwiek wyobrażenie o języku pisanym, nigdy też nie widział, by ktoś czytał. Nie było więc w tym nic dziwnego, że mały chłopiec nie mógł domyślić się znaczenia tych dziwnych znaczków. W pośrodku książki znalazł swego starego wroga, lwicę Saborę, a dalej zwiniętego w krąg Histę, węża.
O, to było zadziwiające! Nigdy w życiu nie miał tak wielkiej uciechy. Tak pochłonięty był swym zajęciem, że nie spostrzegł, jak się zmierzchło, a w ciemności figurki przestały być wyraźne.
17.
Pierwszy lepszy nie potrafi rozpalić się do tego stopnia, by stopić te złote barwy, te tony kwiatów: trzeba na to energii i skupienia całej istoty.
18.
Barwy morza usiłował jakoś pookreślać Homer, mówiąc o morzu fiołkowym i barwy wina, a kiedy indziej o purpurowej fali, albo znów o błękitnej toni lub o jasnej ciszy morskiej, co zaś do różnych kolorów występujących na ziemi to tu, to ówdzie, pominął je, gdyż są niezliczone. Księżyc zaś wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie ma jednolitej powierzchni jak morze, lecz co do natury podobniejszy jest do ziemi, o której stary Sokrates opowiadał w micie, czy to mając na myśli naszą ziemię, czy opisując jakąś inną.
19.
…jak to jest być barwą?
Kolor to dotyk oka, muzyka głuchego, słowa płynące z ciemności. Ponieważ słuchałam szeptu dusz – przypominającego szum wiatru – z księgi do księgi, z przedmiotu do przedmiotu przez dziesiątki tysięcy lat, mogę chyba powiedzieć, że mój dotyk jest jak muśnięcie aniołów. Część mnie, ta poważna, odwołuje się do waszej wyobraźni, natomiast druga, wesoła, szybuje w górę wraz z waszymi spojrzeniami.
20.
Wyjrzałem przez okno kabiny. Z boku widać było obłą krawędź Ziemi. Nad nią wąski pas atmosfery. Błyszczał kolorami słonecznego widma. Na dole był czerwony, wyżej pomarańczowy i żółty... zielonkawy, niebieski potem fioletowy... wysoko już była tylko czerń. Przerażająca czerń kosmiczna.
- Czy nie wspaniałe? - zapytał komandor.
- Za mało zieloności. I ta okropna czerń! - odpowiedziałem.
- Zieloności miałeś dosyć na ziemi...
- To prawda, tylko..
- Chyba nie obleciał cię strach?
- Nie - odparłem bez przekonania - tylko trochę mi jakoś dziwnie. Czy nie ma tu insektów? - poruszyłem się niespokojnie.
- Skąd takie podejrzenia?!
- Bo... bo coś mnie chyba szczypie.
- Nie pleć głupstw! Żadnego kosmonauty jeszcze nigdy nic nie szczypało w rakiecie.
21.
W dniu chrztu Zeta nałożyła im bransoletki z imionami i ubrała ich na różne kolory, oznaczone inicjałami każdego z osobna, ale kiedy zaczęli chodzić do szkoły, postanowili zamienić się na ubrania i na bransoletki i zwracać się do siebie zamienionymi imionami. Nauczyciel M., przyzwyczajony odróżniać Iksa po zielonej koszuli, stracił panowanie nad sobą, kiedy odkrył, że nosi on bransoletkę z napisem Igrek, ale jego brat twierdzi, że nazywa się Igrek, pomimo białej koszuli i bransoletki z imieniem Iksa. Od tej chwili nikt już nie wiedział na pewno, kto jest kim. Nawet później, kiedy wyrośli i życie ich ukształtowało odmiennie. Zeta zastanawiała się, czy oni sami nie pomylili się w którymś momencie swej zawiłej gry pomyłek i nie zamienili się na zawsze.
22.
… smak mieści się nie tylko w samym pożywieniu, lecz również w jego barwie. Na pożywieniu mi nie zależy, gdyż dostatecznie nasycam się pigułkami na porost włosów, ale podniebienie mam bardzo wybredne i lubię różne smaczne rzeczy. Dlatego też jadam tylko to, co jest kolorowe, a więc motyle, kwiaty, różne kolorowe szkiełka oraz potrawy, które sam sobie pomaluję na jakiś smaczny kolor.
*
Skąd miał motyle?
23.
Przecież nawet wtedy, gdy dokoła mnie ciemność i cisza, w pamięci, jeśli zechcę, wywołuję barwy, rozróżniam biel i czarność, odróżniam każdy kolor od każdego innego. A gdy dumam o kolorach, nie wdzierają się do moich myśli dźwięki i nie zamącają wrażeń barw, jakich zaczerpnąłem przez oczy. Lecz dźwięki też się przechowują w pamięci, w osobnym złożone ukryciu. Wrażenia dźwięków też mogę wywołać, jeśli zechcę, i od razu one się do mnie cisną. Nie poruszając językiem, nie wydając z gardła żadnego głosu, mogę śpiewać do woli. Kiedy zaś wykorzystuję bogactwo wrażeń, które wniknęły przez uszy, wtedy obrazy barw nie mieszają się z wrażeniami dźwięków ani ich nie przerywają, chociaż jednocześnie z nimi trwają w pamięci. Podobnie wszelkie wrażenia, jakie przez inne zmysły wniknęły do pamięci i w niej się przechowują, wywołuję, kiedy zapragnę. Nie wdychając żadnego zapachu, odróżniam woń lilii od woni fiołków. I niczego nie kosztując, niczego nie dotykając, mocą samej pamięci mogę uznać, że wolę smak miodu od smaku wytrawnego wina, a powierzchnię gładką od szorstkiej. Wszystko to rozpoznaję wewnątrz siebie, w olbrzymim domu mojej pamięci.
24.
– … jaki miał kolor ten balonik, kiedy jeszcze był balonikiem?
– Czerwony.
– Tak sobie właśnie myślałem... Czerwony... – mruczał do siebie. – Mój ulubiony kolor... A jaki był duży?
– Prawie taki jak ja.
*
Jak kto?
25.
- O czym myślisz?
- O niebieskim
26.
- A niebieski
- Co niebieski?
- Jego tu na świadka biorę.
Rzekł niebieski: Słów mi szkoda.
Każdy z czasem wypłowieje.
A zielony tylko dodał:
- Mam nadzieję... Mam nadzieję...
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu