Dodany: 12.05.2014 21:16|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Duchy poetów
Bryll Ernest, Styczeń Marcin

5 osób poleca ten tekst.

Zamiast wirującego stolika - gawęda i muzyka


Jak to się dzieje, że tylu ludzi, dorósłszy, przestaje sięgać po poezję? Przecież wychowujemy się na wierszach – Tuwima, Brzechwy, Chotomskiej, może i niemodnych już Konopnickiej, Bełzy, Jachowicza; nie ma chyba nikogo, komu by chociaż raz w życiu nie przeczytano lub nie wyrecytowano z pamięci „Lokomotywy”, „Kaczki Dziwaczki” czy „Chorego kotka”. Wiersze i tych, i najróżniejszych innych autorów towarzyszą nam przez cały okres nauki szkolnej; ileż stylów i konwencji jest do wyboru, od staroświeckich, lecz wciąż urzekających bogactwem języka i nasyceniem emocjami „Trenów” i „Psalmów” Kochanowskiego po dwudziestowieczną awangardę. Czytamy, dokonujemy analizy i interpretacji, i… może właśnie tu jest pies pogrzebany? Może „analizę i interpretację” należałoby zostawić literaturoznawcom, a dzieciom i młodzieży po prostu pozwolić odczuwać wiersze instynktownie?

Ernest Bryll (nawet jeśli jego nazwiska nie kojarzymy z określonymi wierszami, to przecież chyba znamy przynajmniej kilka piosenek z tekstami jego pióra – „Nie zmogła go kula”, „Wrócą chłopcy z wojny”, a może „Psalm stojących w kolejce” albo „Peggy Brown”?) jest w takim wieku, że mógłby prezentować ortodoksyjnie tradycyjne podejście do tej kwestii – jednak wypowiada się nawet bardziej radykalnie: „mnie się wydaje czasami, że poezja w szkole powinna być zabroniona, może wtedy ludzie by bardziej szukali?”[1]. I chyba coś w tym jest; on sam przyznaje: „kiedy studiowałem na uniwersytecie, zawsze szukałem tych poetów, których pomijano, na przykład Czechowicza. I czytałem z wypiekami na twarzy w kątach bibliotek, bo to było dla mnie niebywałe odkrycie”[2]; i ja też muszę powiedzieć, że przynajmniej połowa moich przelotnych lub trwałych fascynacji poetyckich zaistniała bez udziału podręczników szkolnych, w czym spora zasługa (uwaga!)... polityki wydawniczej za czasów PRL. Kto się z tym nie zgadza, niech wskaże w ciągu ostatnich 25 lat przedsięwzięcie choć w jednej piątej tak obszerne, jak „Biblioteki poetów” wydawane przez PIW i LSW, niech powie, kiedy ostatnio ukazał się pełny zbiór wierszy wspomnianego Czechowicza albo chociażby Tuwima. Oczywiście, w pewnym stopniu braki w tym zakresie można zastąpić zawartością stron internetowych… ale tylko w pewnym stopniu, bo jakoś łatwiej dać się zauroczyć poezji, niespiesznie przewracając kartki tomiku, niż klikając na menu, niechby nawet przejrzyste i obszerne, ale za to z jednej strony obrzeżone reklamą sklepu odzieżowego, a z drugiej – środka na przeczyszczenie! (nie zdradzę, który to serwis w ten sposób poezję "oprawia", ale ręczę własnym słowem, że zestaw był właśnie taki...)

Toteż ma rację Bryll, postanawiając ożywić pamięć o niektórych poetach i ich twórczości z wykorzystaniem mediów bardziej tradycyjnych: najpierw radia, a potem książki. Wybór ten jest wyborem subiektywnym: sylwetki ukazujące się czytelnikowi podczas rozmów autora z pieśniarzem i dziennikarzem Marcinem Styczniem to „duchy poetów”, których znał on osobiście – na tyle dobrze, by potem powracali w jego snach, a te stały się inspiracją do napisania wierszy poświęconych poszczególnym zmarłym. Wśród dziewięciu wspominanych poetów są tacy, których twórczość jest powszechnie znana (Władysław Broniewski, Jan Twardowski), tacy, których znamy przynajmniej ze wzmianek w podręcznikach, ale po ich wiersze nie sięgamy zbyt często (najpopularniejszy tomik Stanisława Grochowiaka ma w Biblionetce „aż” 65 ocen, choć to i tak dużo w porównaniu z Julianem Przybosiem i Tadeuszem Nowakiem – odpowiednio 30 i 10…), tacy, o których może kiedyś słyszeliśmy, ale na znajomości nazwiska się kończy (cała spuścizna poetycka Stanisława Swena Czachorowskiego i Mariana Ośniałowskiego nie doczekały się łącznie nawet tych dziesięciu czytających), a także i praktycznie nieznani (jeden z dwóch tomików Jakuba Zonszajna oceniła jedna osoba, a Marian Czychowski, autor aż czterech, nie zasłużył nawet na tyle; przyznaję, że i ja sama, mimo dość szeroko zakrojonych w swoim czasie poszukiwań poetyckich, w ogóle nie natrafiłam na te nazwiska – a poznawszy ze stosownych rozdziałów nieco szczegółów biografii tych literatów, zrozumiałam, dlaczego spotkania z ich twórczością były tak mało prawdopodobne).

Piękne jest to wywoływanie duchów z pamięci; z racji samej natury owego zjawiska nie możemy liczyć na uporządkowane szkice biograficzne ani krytycznoliterackie – ale nie tego przecież oczekujemy; gdybyśmy chcieli odkrywać poezję metodami podręcznikowymi, nie narzekalibyśmy na nie! Toteż dostajemy bezpretensjonalną, raz nieco sentymentalną, raz odrobinę humorystyczną gawędę, a w niej krótkie wzmianki a to o pochodzeniu danego poety, a to o jego mrocznych stronach, pojedyncze scenki z wieczorów autorskich, jeden wiersz cały, innego tylko urywek – i to wystarcza, by orzec, czy mamy ochotę na szerszą znajomość z jego twórczością. Ach, i jeszcze przecież ta płyta! Dziewięć utworów (po jednym każdego wspominanego w tomie poety) z muzyką Marcina Stycznia i w jego wykonaniu to doskonała sposobność, by nieżyjący czy to od kilku, czy kilkudziesięciu lat twórcy mogli „coś jeszcze światu powiedzieć”[3].

Może posłuchacie?


---
[1] Ernest Bryll, Marcin Styczeń, „Duchy poetów”, wyd. SM-ART, 2013, s. 34.
[2] Tamże, s. 34.
[3] Tamże, tekst z okładki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4856
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: