Dodany: 12.05.2014 00:20|Autor: wojciechwinterson

Knausgård versus Pawełczyk, czyli nasza walka


Recenzję zacznę od przypomnienia słów Sartre'a, że trzeba wybrać między życiem a opowiadaniem. Zastanawia mnie, jakież to wydarzenie skłoniło norweskiego pisarza do napisania powieści "Moja walka". Powieści? – ba, całej serii tychże! Sceptycznie odnoszę się do biografii (nie daj Odynie autobiografii!) osób żyjących. Za Nałkowską mógłbym stwierdzić, że dopiero śmierć jakoś definiuje i dopełnia człowieka. Mimo moich tanatologicznych zainteresowań, pierwsza część cyklu Knausgårda nie wywarła na mnie zbytniego wrażenia, a – w dużym uproszczeniu – właśnie o śmierci traktuje. Do jej opisu przywoływany jest Proust, ale i skandynawskie kryminały. Tych drugich nie czytałem, opus magnum pisarza z Auteuil znam wyłącznie z pojedynczych cytatów. Może to i lepiej, ponieważ dzięki temu mój ogląd nie był niczym zmącony.

Leland de la Durantaye – amerykański pisarz oraz literaturoznawca – w recenzji dla „The New York Timesa” wysuwa twierdzenie, jakoby czytelnik, który nie zapała entuzjazmem po lekturze kilku pierwszych akapitów (na potrzeby tej recenzji nazywam je tanatologicznymi), już się do Knausgårda nie przekona*. Ja przeciwnie: czułem się oszukany, kiedy po tak sprawnym wstępie – zdania ostre niczym utensylia do sekcji zwłok – nastąpił nużący szwedzko-norweski potop szczegółów z życia autora. Wydarzenia rozproszone, często niemające wspólnego mianownika. Wspomnienia płyną w sposób niezbyt refleksyjny, bezładny. W pewnym momencie protagonista-autor stwierdza, że nie pamięta z dzieciństwa prawie nic. Pojemne to nic, które wystarczyło na książkę tak pokaźnych rozmiarów! Spoglądam na swoje notatki czynione na początku lektury. Z politowaniem patrzę na te wszystkie imiona przyjaciół, znajomych, którzy zostają czytelnikowi przedstawieni tylko po to, by później już nigdy się nie pojawić.

Chwilami odnosiłem wrażenie, że zaszła jakaś fatalna pomyłka. Wyobrażałem sobie, ad absurdum, iż autor – za namową psychoterapeuty – pisze o swoim dzieciństwie w celu przepracowania wielorakich traum. „Egzystencjalna buchalteria” przez przypadek trafia jednak nie do lekarza, lecz wydawcy, a ten z miejsca decyduje się na publikację. Summa summarum, powstaje sześć powieści, które okazują się dla Karla Ovego dobrodziejstwem i przekleństwem. Podług skrzętnie czynionych szacunków wydawców, jeden na dziesięciu mieszkańców Norwegii kupił powieść swojego rodaka. Całkiem nieźle się sprzedaje – niestety, nie tylko dosłownie. Niektórzy członkowie rodziny, a także bliscy – oburzeni bezpośredniością, wręcz brutalnością opisu – wytoczyli Knausgårdowi proces sądowy. W jednej z księgarń w Malmö doszło nawet do podpalenia regału, na którym stały jego książki.

Przemożny wpływ na kształtowanie się osobowości recenzenta książki miały powieść oraz film "Godziny". Skupię się na jednym wojciechotwórczym aspekcie tego kompleksu arcydzieł (treść; strumienie: świadomości, estetyki, nut; Virginia Woolf…). Jednemu z bohaterów – homoseksualiście Richardowi – przyznana zostaje wysoce prestiżowa nagroda literacka. Otrzymuje ją za książkę, której tytuł wprawdzie nie pada w filmie, można go jednak dostrzec na okładce w pewnej scenie. "The Goodness of Time". Tak, zawsze marzyłem o przeczytaniu tej nieistniejącej powieści o mężczyźnie, piszącym – z ogromnej miłości i złości do swej matki, przez którą został porzucony w dzieciństwie – książkę o niej. Zwraca się ku pisaniu, pragnie opisać cały świat, od którego jednocześnie się odgradza. Choć nigdy nie poznam jego słów, bo nie powstały, towarzyszy mi niejasne przeczucie, że Knausgård i Richard znaleźliby wspólny język lub przynajmniej takowym się posługiwali. Richard przez blisko 50 stron mówi o wahaniach bohaterki rozważającej kupno lakieru do paznokci. Karl Ove okrasza detalami długie opisy sprzątania domu, spożywania posiłków… Akcja nie posuwa się ani o moment do przodu, a jednak przewracam kartkę za kartką.

Nawet teraz, gdy wystukuję te słowa na klawiaturze czarnego laptopa Lenovo zakupionego w sylwestra dwa lata temu, do mych uszu wpływa – na białej, gumowej łódce słuchawek Samsung – ścieżka dźwiękowa autorstwa Philipa Glassa.

Naumyślnie tak wiele piszę o okolicznościach powstania recenzji. Próbuję oddać styl autora, który jakby usilnie stara się udowodnić, jak bardzo wielowymiarową jest osobą i jak świetna jest jego pamięć. Koleżanki z klasy – ta była taka, tamta owaka. Na obiad jedliśmy dorsza z warzywami. W tamtym momencie mój brat odpowiedział to i to. Słowa, połączenia słów, które są zbędne i nie wnoszą nic.

Na uwagę zasługują jednak niektóre ustępy "Mojej walki" – wspomniany już początek, którego dopełnieniem są ostatnie zdania. Celnością zachwycają – niestety niezbyt liczne – opisy dzieł sztuki. Nierzeczywiste oczy autora zdają się prześwietlać płótna mistrzów na wskroś. Być może to historii sztuki powinien był się poświęcić? Silnie akcentowana autobiograficzność zmusiła mnie także do refleksji, czy gdybym o niej nie wiedział, mój odbiór byłby inny? Większość pisarzy czerpie przecież z własnego życia, nie mówiąc o tym wprost. Proust pozmieniał niektóre fakty, nazwy… Zaimponowały mi również proste i pisane bez zażenowania zdania o płaczu. Knausgård nie boi się być samcem omega. Nie wiem, jak w Skandynawii, w Polsce pokutuje jednak mit, że „chłopaki nie płaczą”. Wszelkie próby przeciwstawiania mu się oceniam pozytywnie.

Jego walka… Patrzę na fotografie autora, w które obfituje Internet. Jest w jego wzroku coś niepokojącego. Sądząc po aparycji, to typ wiecznego chłopca, Piotrusia Pana, szybującego nad fiordami i szkierami. Jego walka… W gruncie rzeczy przeszłości zwyciężyć się nie da. Wszyscy zginiemy w tej bitwie pod Lastryko.


---
* Leland de la Durantaye, "Inside Story", "The New York Times" z dn. 21.06.2013.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na blogu Skandynawistycznego Koła Naukowego UJ]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1948
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: sowa 13.05.2014 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzję zacznę od przypo... | wojciechwinterson
"Bitwa pod Lastryko" - zabójcze (nomen omen) określenie! :o)
Użytkownik: rollo tomasi 23.03.2016 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzję zacznę od przypo... | wojciechwinterson
Przeczytałem właśnie tę recenzję przeżywając de ja vu - powód jest banalny - musiałem ją kiedyś czytać wcześniej i pewnie właśnie tutaj, ale niektóre słowa i wspomnienia wracały do mnie wraz z ponowną lekturą. Niektóre - uruchomiane trochę w innym kierunku myślowym, inne odtwarzane, ale efekt ten sam - recenzja jest bardzo dobrym tekstem, ale nie do końca się z nią zgadzam. Otóż pełna zgoda - przytłaczający zbiór opisów Knausgarda razi, ale na tym powstaje fenomen nieśmiertelnej prozy - w drugim tomie wyjdzie na jaw, że najbardziej wartościowe sceny z życia pamiętamy po latach drobiazgowo - dokładnie tak samo, jak te inne, nieistotne a literatura dzieje się (pisze się) również w naszych życiach. Recepcja Norwega w "NYT" jest dość specyficzna - mogę czytać po sto stron dziennie, ale w momencie, gdy dostaję efekt w postaci krótkiego eseju w postaci "K. O. K travells through North America" *1) usypiam w połowie.

1) "New York Times" 25.02.2015 - wydanie on-line, Karl Ove Knausgard "My Saga, Part 1".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: