Oto garstka kwietniowych lektur, dla których mi brakło czasu lub napędu na recenzje.
Za kogo ty się uważasz? (
Munro Alice)
(4,5)
Rzecz technicznie perfekcyjna, fabularnie nieco zbyt podobna do „Dziewcząt i kobiet” (historia życia jednej bohaterki, opowiadana w oddzielnych obrazach), choć zawierająca mniej motywów fizjologiczno-seksuologicznych. Jednak wolę niepowiązane opowiadania – mam wrażenie, że autorka pokazuje w nich maksimum swoich umiejętności.
Prime time (
Marklund Liza)
(3,5)
Kryminał dość standardowy, z ciekawie zaprojektowanym wątkiem głównym i trochę zbyt gęsto rozsianymi wątkami pobocznymi (tradycyjnie – jak to u skandynawskich autorów – z dużym naciskiem na psychologię bohaterów oraz na krytykę różnych zjawisk społecznych, tu warunków pracy w mediach), z cokolwiek przerysowaną końcówką. Podobnie jak w „Raju”, zgrzyta wetkana zupełnie nieadekwatnie w tekst seksualna metafora („Butelka pepsi sterczała jej między kolanami jak lodowy penis”).
Mimochodem: Rozmowy o Jacku Kaczmarskim (
Walentynowicz Katarzyna,
Delgas Alicja,
Łapiński Zbigniew,
Wojtaniec Kazimierz,
Nowak Krzysztof)
(5)
Zbiór wywiadów z osobami w jakiś sposób związanymi z poetą: Alicją Delgas – ostatnią jego towarzyszką życia; Zbigniewem Łapińskim – długoletnim współpracownikiem, członkiem słynnego tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński; Kazimierzem Wojtańcem – przyjacielem ze studiów; Krzysztofem Nowakiem – dawnym fanem Kaczmarskiego-pieśniarza, a później redaktorem zbiorów i opracowań jego twórczości, m.in. „Lekcji historii” i „Antologii poezji”; wreszcie z grupą uczniów i absolwentów jednego z warszawskich liceów, podopiecznych (przeprowadzającej wszystkie wywiady i odpowiadającej za ostateczny kształt publikacji) Katarzyny Walentynowicz, fascynujących się twórczością poety i systematycznie organizujących różne przedsięwzięcia artystyczne dla jej upamiętnienia. Z każdej z tych długich rozmów przeziera coraz to inny fragment sylwetki Kaczmarskiego. Mężczyzna po przejściach, kochający partner, czuły opiekun dzieci. Świetny towarzysz zabaw, przyjaciel z sercem na dłoni. Intelektualista, wychowany na szeroko pojętej sztuce i sztuką żyjący. Profesjonalista we wszystkim, co robił – pisaniu, śpiewie, komponowaniu. Doskonały poeta, przemawiający zarówno do sobie współczesnych, jak i do tych, którzy zetknęli się z jego twórczością już tylko poprzez dzieła utrwalone na papierze i elektronicznych nośnikach.
Świetne uzupełnienie biografii Gajdy; co prawda, kto jej nie zna, z „Mimochodem” też się wielu rzeczy o poecie dowie, ale zdecydowanie lepiej zacząć od usystematyzowanej chronologicznie opowieści, a dopiero potem wziąć się za dopowiedzenia.
Ciało i pamięć (
Jagiełło Michał)
(4)
Kilkadziesiąt wierszy, obracających się tematycznie wokół dwóch motywów: Tatr i wspinaczki oraz rodzinnego domu na wsi. Bardzo obrazowe, pełne mocnych i celnych metafor, choć czasem nazbyt zawiłych. W przypadku mniej więcej połowy można się zastanawiać, czy to na pewno poezja, czy raczej proza artystycznie rozdzielona na nierówne wersy. Gdyby je czytać jako prozę, nie byłyby złe, a w tej postaci trochę drażnią. Z pozostałych najlepsze te, które łączą w sobie lapidarność z trafnym doborem środków językowych: doskonały dwuwiersz „Non omnis…”, i trochę dłuższe, ale nie przegadane, „Nota o błędniku”, „Na tymczasowe pogrzebanie”, „Siostra”, „Tatry: W samo serce”, „Z plecaka”.
Lecę w świat (
Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza))
,
Płynę w świat (
Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza))
Dwie ostatnie części autobiograficznego cyklu Czajki to już właściwie nie tyle wspomnienia, ile – jak zresztą sugerują tytuły – relacje z podróży, spisywane przez autorkę niemal na bieżąco. Można się zastanawiać, jakim cudem na przełomie lat 50 i 60 XX wieku udało się jej dwa razy wypuścić w długie wojaże za żelazną kurtynę w celach ściśle prywatnych; pewnie wchodziły tu w grę znajomości z czasów służby w Ludowym Wojsku Polskim, bo przecież nawet post-stalinowska odwilż nie umożliwiała automatycznie każdemu obywatelowi uzyskania paszportu, tym bardziej, jeśli ów obywatel miał krewnych w krajach kapitalistycznych. Pomijam fakt, że wówczas, ukończywszy 60 lat, człowiek wchodził w wiek podeszły, którego specyfiką było raczej delektowanie się zyskanym dzięki emeryturze czasem wolnym i oszczędzanie steranego pracą i innymi przejściami organizmu, niż narażanie tegoż organizmu na przeżycia… jeśli nie ekstremalne, to w każdym razie dosyć intensywne. Ale nadwerężone serce „babci Czajki” (ach, nie zgadniecie, komu ona tak – w braku własnych wnucząt – „babciowała”! Inna sprawa, czy to im na zdrowie wyszło – tyle cukierków, nawet tych „świetnych, wąziutkich ’22 Lipca’ – owocowych, nadziewanych”!) wytrzymało i lot samolotem na drugą półkulę, i rejs statkiem tamże, i liczne spotkania z osiadłymi w Ameryce Południowej krewnymi, znajomymi oraz nieznajomymi. A niektóre z nich były doprawdy emocjonujące, nie zawsze w tym najlepszym znaczeniu – a to ją podejrzewano, że jest agentką reżimu, pragnącą podstępnie zwabić na pokład jednego z dawnych amantów (w celu uprowadzenia, oczywiście nie natury romantycznej), a to wyrzucano, że kompromituje krewnych, jedząc kiełbasę na ulicy i zadając się z pisarzem-komunistą. Nie były to zresztą jedyne jej przygody podczas obu podróży i nawet jeśli cokolwiek – jak to ponoć miała w zwyczaju – podkoloryzowała, w niczym to nie przeszkadza, by się czytelnik mógł tu pośmiać, tam zdziwić, ówdzie wzruszyć.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.