Dodany: 28.04.2014 21:37|Autor: Frider

Książka: Sługa boży
Caldwell Erskine

6 osób poleca ten tekst.

Przez ciemne zwierciadło


Wstręt, wstrętne, wstrętny. „Sługa Boży”, kalectwo ludzkiej duszy, sługa boży.

Sama powieść nie jest wstrętna, ale wstręt budzi obraz ludzkich ułomności, który zawiera. Ich centrum, jądrem jest postać samozwańczego kaznodziei - tytułowego sługi bożego - będącego kimś w rodzaju nosiciela. Symbolicznego nosiciela grzechu(-ów).

Rzadko zastanawiamy się, do jakiego stopnia ludzka dusza może ulec wypaczeniu, w jakim stopniu ludzki charakter może stać się zgniłym zbiornikiem na obrzydliwe nieczystości. „Sługa boży” precyzyjnie, krok po kroku, punktuje paskudztwa człowieczej natury. Nie wymienia wszystkich możliwych grzechów, ale lista tych, które autor zawarł w jednej tylko osobie Semona Dye'a (kaznodziei) jest naprawdę imponująca. Morderstwo, kradzież, stręczycielstwo, gwałt, wyłudzenie, hazard (i szulerstwo), wymuszenie, szantaż, pijaństwo, lenistwo, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.

Semon Dye to zło. Zło przychodzące otwarcie, ale skryte pod maską. Potrafiące dostosować się do warunków, jakie zastanie na miejscu, wyciskające dla siebie maksimum korzyści z ludzi, którzy dadzą mu się omamić obietnicami lub przestraszyć groźbą. Prymitywne i przaśne, ale wcale dzięki temu nie mniej groźne od wyrafinowanej zbrodni szalonych geniuszy. Jednak zło jest tylko tak duże, jak pozwolą mu na to ludzie. Ziarno zła rozsiewa się tylko tak łatwo, jak przychylna jest mu gleba, na którą pada. Semon Dye byłby nikim, gdyby środowisko, do którego przybywa potraktowało go tak, jak na to zasługuje. Nigdy nie zostałby wędrownym kaznodzieją, gdyby ludzie, których chce zbawiać potrafili przyznać, że mają do czynienia z występnym oszustem. Jednak Semon Dye ma się dobrze. Pozostawia za sobą zgwałcone kobiety, rozbite małżeństwa, zrujnowanych finansowo ludzi; czasami trafią się i zwłoki, zwykle murzyńskie. Mimo to jego sława rośnie; tam, gdzie przybywa poprzedzają go pogłoski, że jest wielkim człowiekiem, wielkim duchownym i kaznodzieją. Dlaczego tak się dzieje? Bo ludzie, których odwiedza, niewiele się różnią od niego.

Mieszkańcy miasteczek i wiosek Południa Stanów Zjednoczonych nie zostali przedstawieni w zbyt przychylnym świetle. Autor zdecydował się na uczynienie z nich kwintesencji tych cech charakteru, które sprawiają, że na niektórych ludzi patrzymy z obrzydzeniem i wstydem. Lenistwo, pijaństwo, hazard, pogarda dla słabszych i dla ludzi o kolorowej skórze, tchórzostwo, bigamia, rozpusta; matka opuszczająca swoje chore dziecko, aby świadczyć seks za pieniądze dla zysku i przyjemności...

Doskonałym obrazem mentalności tych ludzi jest scena, gdy trzech mężczyzn (łącznie z kaznodzieją) siedzi cały dzień w stodole, pijąc bimber i wyglądając przez dziurę w desce na las. Ta „rozrywka” jest dla nich czymś wyjątkowym... „Jak Boga kocham, nie wiem, co bym zrobił bez tej dziury w ścianie - powiedział Tom. - Sechłbym pewnie z żalu i sechł, ażbym ze wszystkim wyciągnął kopyta. Taki bym był niepocieszony. Bo to się człowiek i wzwyczaił, że tak sobie tu dzień w dzień przyjdzie, usiądzie i patrzy. Nie widzi niby nic takiego, czego by lepiej nie zobaczył ze dworu, ale mnie to bez różnicy. Bo nie to człowieka bierze, że tam co zobaczy albo i nie zobaczy przez tę dziurę, ale że tak sobie może jak dzień długi siedzieć i patrzyć na drzewa, na płot”[1].

Teoretycznie ci ludzie to osoby wierzące. Uczęszczają na nabożeństwa. Jednak ich wiara jest co najmniej fałszywie pojmowana bądź po prostu fałszywa. Otrzymali dokładnie takiego kaznodzieję, nauczyciela i duchowego przywódcę, na jakiego zasługują i jaki odpowiada ich religijności. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ten świat jest wstrętny, beznadziejny, opuszczony przez Boga. Ludzie, których autor wybrał na bohaterów swojej opowieści nie są jednak wyjątkami, czarnymi owcami wygnanymi ze zdrowego stada. Takich ludzi można znaleźć wszędzie - za oknem, w sąsiedztwie, po drugiej stronie ulicy. Semon Dye pytany, dlaczego wybrał właśnie to konkretne miasteczko na miejsce swoich odwiedzin, czy uważa, że jest jakoś szczególnie pełne grzeszników, odpowiada z rozbrajającą szczerością: „Och, ludzie tutaj dokładnie tacy sami jak gdzie indziej. Jak Georgia długa i szeroka, diabeł wszędzie wlizie”[2].

Erskin Caldwell odkrywa kolejne warstwy zdegenerowanej ludzkiej powłoki, jak gdyby starając się dotrzeć do czystego, zdrowego miąższu, i natrafia na coraz bardziej zjełczałe wnętrze. Stawia swoją powieść przed naszymi oczami i mówi: spójrzcie, oto lustro, poszukajcie w nim siebie i módlcie się, aby was tam nie było.


---
[1] Erskine Caldwell, „Sługa boży”, przeł. Krzysztof Zarzecki, Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik, 1959, str. 145.
[2] Tamże, str. 136.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2323
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: