Dodany: 15.04.2009 17:18|Autor: dot59
Małżeństwo (bardzo nie)doskonałe
Jakiś czas temu odłożyłam ze sporym niesmakiem pierwszą wydaną u nas powieść Shalev („Życie miłosne”), napisaną wprawdzie bardzo obrazowo i sugestywnie, ale kompletnie odstręczającą czytelnika takiego jak ja, tyleż za sprawą antypatycznej, skrajnie egoistycznej i płytkiej postaci narratorki-bohaterki, co użytego w jej monologu języka. Nie toleruję ani nadmiaru wulgaryzmów (zwłaszcza w ustach osób, po których należałoby się spodziewać pewnego stopnia kultury osobistej; zakląć każdy może, ale bez ustanku szermować „c..ami”, „p…ami” i „ch..ami” może tylko, za przeproszeniem, cham albo menel, a nie wykształcona młoda kobieta…), ani utożsamiania z miłością prymitywnego, zwierzęcego popędu seksualnego. Toteż sporo czasu minęło, zanim coś skłoniło mnie do wyjęcia z bibliotecznej półki następnej powieści tej autorki. I - no, cóż - muszę przyznać, że już dawno nie doznałam pozytywnego zaskoczenia tego rozmiaru.
Nie znaczy to, że jest to rzecz łatwa i przyjemna, wcale nie. Jest potwornie ciężka, przygniatająca, niosąca ze sobą ogromny ładunek negatywnych emocji. Ale, w odróżnieniu od „Życia miłosnego”, nie prowokuje ich głupota i egoizm głównej bohaterki. Na’ama przecież nie zasłużyła sobie na to, co ją spotyka, a jeśli nawet zasłużyła, to z pewnością nie ignorowaniem uczuć innych ludzi i kierowaniem się w życiu tylko własną przyjemnością; nie ma też szczególnych skłonności do nieprzemyślanych a ryzykownych zachowań, a inteligencją co najmniej dorównuje swojemu mężowi. A więc co takiego się stało, że w udanym na pierwszy rzut oka małżeństwie ktoś - i to nie kobieta, choć tę właśnie płeć jeszcze do niedawna podejrzewano o wyłączną skłonność do wszelkiego rodzaju schorzeń psychosomatycznych - ucieka w chorobę, i dlaczego ta choroba tak szybko doprowadza do całkowitej psychicznej i emocjonalnej dezintegracji rodziny?
Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w przeplatających się kolejnych scenach z teraźniejszości i retrospekcjach Na’amy, ale wcale nie jest powiedziane, że będzie ona jednoznaczna… Bez wątpienia jednak można orzec, że stabilizacja materialna i udany seks to za mało, by związek - nawet poczynający się z autentycznego obopólnego uczucia - trwał niewzruszony i niepodatny na kryzysy. Chociaż czy aby na pewno to uczucie było takie szczere i takie wzajemne? Czy wieloletnie umizgi Udiego do koleżanki z podwórka nie były tylko „gonieniem króliczka”, który, złowiony, przestaje być wart dalszych zabiegów, i jeśli się nie chce go stracić, to głównie z tego samego powodu, dla którego człowiek nie ma zamiaru pozbywać się bezinteresownie na rzecz bliźniego „żadnej rzeczy, która jego jest”? Czy poczucie straty, jakiego doznała Na’ama, gdy Udi odwrócił się od niej po odrzuceniu jego oświadczyn, wynikało na pewno z tego, że „wybrała go całym sercem”, a nie „z braku innych możliwości”*? A jeśli tak - dlaczego, gdy już się zeszli na nowo, musiała go bezustannie o tym przekonywać? I czy przekonywała jego, czy samą siebie? Czy postępowałaby inaczej, gdyby wychowała się w normalnej rodzinie? Czy gdyby pewnego dnia przed ośmiu laty nie zabrakło jej odwagi, cierpiałaby dziś aż tak bardzo i czy w ogóle by cierpiała? Kto kogo w tym związku ograniczał? Kto ostatecznie został bardziej ukarany, i za swoją czy nie swoją winę? Być może nawet doświadczeni psychoterapeuci nie doszliby do zbieżnych wniosków, zwłaszcza gdyby dane im było - tak jak czytelnikowi - wysłuchać tylko jednej ze stron. Być może interpretacja faktów z życia Na’amy i Udiego byłaby inna, gdyby dokonywał jej mężczyzna. I między innymi w tej wieloznaczności tkwi siła opowieści, w tym prowokowaniu pytań, na które niekoniecznie można znaleźć odpowiedź…
Przejmujące, dramatyczne studium rozkładu małżeństwa przedstawione jest z niezwykłą precyzją i z pewną dozą okrucieństwa; autorka nie szczędzi czytelnikowi scen przykrych, okrutnych, wręcz odpychających - ale nie w taki sposób, jak opisy erotycznych ekscesów Ja’ary i jej kochanka z „Życia miłosnego”. To nie język - w tej powieści zupełnie wyważony, nieprzeładowany wulgaryzmami - sprawia, że chwilami kipimy z oburzenia; to ludzie i ich zachowania, niemal namacalnie odmalowane sprawnym piórem autorki, są powodem naszych emocji. To psie przywiązanie Na’amy do człowieka, który ją obraża i upokarza, te cyniczne demonstracje Udiego, ten bezmiar zawiści i bezinteresownej złośliwości, okazywanej jednej z podopiecznych narratorki przez inną, głupszą, brzydszą i pozbawioną odrobiny ludzkich uczuć, ta beztroska Micheasza, odżegnującego się od wszelkiej odpowiedzialności za skutki przygodnego seksu! Jak można!? Ja bym nigdy…! Ale czy na pewno?... Czy nie siedzi w nas taka Na’ama lub Ilana, taki Udi czy Micheasz, albo nawet tylko matka Na’amy, która nie zawahała się przed opuszczeniem kilkuletnich zaledwie dzieci, byle nie męczyć się z człowiekiem, przy którym czuła się niedoskonała? Sama myśl o tym złości - ale może warto się pozłościć, by zawczasu odnaleźć w sobie coś, co nas może pogrążyć, i skutecznie "to" wykorzenić?
Styl, jakim napisana jest powieść, przypomina nieco charakterystyczny styl Elfriede Jelinek, z tym zlewaniem się w jedno partii dialogowych i narracyjnych, ze zdaniami ciągnącymi się po kilkanaście wersów, a równocześnie w jakiś sposób się od niego różni, choćby zupełnym brakiem wyrażeń żargonowych i małym stopniem indywidualizacji wypowiedzi. Nielubiana przeze mnie narracja w czasie teraźniejszym w tym akurat przypadku sprawdza się wyjątkowo; o wiele więcej ekspresji emanuje z relacji na gorąco, tu i teraz, niż z opowiadania o przeszłych wydarzeniach z cokolwiek ostygłymi już emocjami…
Reasumując, „Mąż i żona” zasługuje na mocną piątkę. A w kolejce już następna powieść tej autorki ("Po rozstaniu").
---
* Zeruya Shalev, „Mąż i żona”, przeł. Agnieszka Jawor-Polak, wyd. WAB, Warszawa 2004, s. 111.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.