Dodany: 01.04.2014 07:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka III14


Trochę reminiscencji z książek, które przeczytałam, a nie nie miałam dość czasu lub natchnienia, by zabrać się za przyzwoitą recenzję.

Z krwi, kości i wiary: Ksiądz Wojciech Lemański (Wacławik-Orpik Anna, Lemański Wojciech)
Po przeczytaniu można powiedzieć jedno: gdyby choć połowa duchownych w kościele katolickim rozumiała swoje posłannictwo oraz swoich wiernych tak jak autor, garnęliby się tam nawet wątpiący i poszukujący.

Dwadzieścia lat z literaturą 1977-1996 (Tomkowski Jan)
„Dwadzieścia lat z literaturą” to ani systematyczne opracowanie, ani zbiór osobistych esejów, – tylko garstka króciutkich, raczej syntetycznych, niż szczegółowych tekścików, poświęconych wydarzeniom literackim z wyszczególnionego w tytule przedziału czasowego. Dla czytelnika zajmującego się zawodowo historią literatury czy dla studenta przygotowującego się do seminarium może to być rzecz stosunkowo cenna; każdy inny, kto zajrzy tu w poszukiwaniu informacji na temat jakiegoś aspektu literatury współczesnej, na którym się specjalnie nie zna, będzie w stanie sformułować wniosek, że czego nie wiedział, to i się nie dowie. Zamiast (albo obok) zamieszczonego na końcu encyklopedycznego zestawienia „pisarzy dwudziestolecia” – które to postacie każdy zna, jeśli nie z własnych doświadczeń czytelniczych, to przynajmniej z artykułów w prasie literackiej itp. – przydałoby się chociaż po parę zdań na temat niektórych wymienianych w tekście autorów i dzieł, zwłaszcza krajowych (wie ktoś, co to takiego „niezupełnie powieściowe utwory dwóch obieżyświatów: Kazimierza Głaza i Henryka Skwarczyńskiego”[107]? Jakiego rodzaju wiersze pisują/pisywali?/ Jan Polkowski, Zbigniew Machej, Paweł Marcinkiewicz?). Stosunkowo skromne są też manifestacje tego, co tak urzeka podczas czytania „Zamieszkać w Bibliotece” czy „Wojny książek” - osobistego spojrzenia autora na pewne lektury czy grupy lektur.
Ale jeden fragment, podsumowujący wpływ zmiany ustroju na literaturę, warto zapamiętać: „Skoro książka stała się towarem, koniecznością okazywała się ocena jej wartości rynkowej. Pod tym względem powieść polskiego autora – z małymi wyjątkami, miała notowania raczej niewysokie, powieść autora mniej znanego – jeszcze niższe. Tom wierszy początkującego poety czy zbiór esejów – praktycznie zerowe. (…) Największe szanse zaistnienia mieli kombatanci, twórcy wspomnień łagrowych, pamiętnikarze urodzeni na Kresach, badacze zbrodni katyńskiej. (…) Nawet gdyby w tym czasie ukazało się u nas arcydzieło na miarę ‘Czarodziejskiej góry’ czy ‘Stu lat samotności’, nikt by tego nie zauważył. (…) Znikały biblioteki, czasopisma literackie, księgarnie, programy kulturalne w radio i telewizji, wydawnictwa. Na ich miejscu pojawiały się wypożyczalnie kaset wideo, kolorowe magazyny, wszechobecne reklamy i seriale, komercyjne przedsiębiorstwa gotowe dziś wydawać kryminały i romanse, a jutro – koperty i kartu świąteczne. Jakoś niezręcznie było przyznać, że coś jednak zmienia się na gorsze. Wręcz nie wypadało napisać, że nowa władza – mimo zniesienia cenzury – okazuje się zawodnym sojusznikiem kultury narodowej.”[59-60]

Koniec i początek (Szymborska Wisława)
Usystematyzowana powtórka garstki wierszy, które wszystkie gdzieś czytałam, a to w sieci, a to w prasie. Niezmienna (maksymalna) satysfakcja, z niezmiennym zwilgotnieniem oczu przy „Kocie w pustym mieszkaniu” i „Pożegnaniu widoku”.

Nauczycielka z Villette (Hedström Ingrid)
Jak prawie każdy ukazujący się dziś kryminał, „Nauczycielka z Villette” ma nieledwie całą okładkę wytapetowaną opiniami w rodzaju „doskonała”, „genialna”, „mistrzowsko skonstruowana”. I jak w przypadku prawie każdego tak oznakowanego dzieła, superlatywy te są dość mocno przesadzone; gdyby przez zwykłego, mało wybrednego czytelnika, można by to zrozumieć, ale jeśli takie opinie wychodzą spod piór zawodowych krytyków, należy domniemywać, że albo zostały one opłacone sumami tak wysokimi, by warto było dla nich zaryzykować napisanie nieprawdy, albo właściciele tych piór nie potrafią odróżnić arcydzieła od strawnego czytadła (a zatem czy zasługują na miano krytyków?).
Owszem, „Nauczycielka z Villette” zadowolić może poprawnością językową (to wcale nie jest tak oczywiste – nawet w zasadniczo dopracowanej „Czarnej serii” trafiają się pozycje pod tym względem katastrofalne!) i ciekawym pomysłem na rozwiązanie zagadki (prowadzone przez męża głównej bohaterki „śledztwo” w sprawie masowej zbrodni sprzed kilkuset lat w pewien sposób wiąże się z prawdziwym śledztwem, dostarczając mimochodem jednego z brakujących fragmentów układanki), ale od poprawności do genialności nie jest jednak aż tak blisko. W pierwszej połowie akcja wlecze się bardzo wolno, dopiero pod koniec staje się bardziej dynamiczna. Śledczy, choć sprawa ma miejsce w ostatnich latach XX wieku, posługują się metodami jak za czasów Herculesa Poirot, zupełnie nie korzystając z osiągnięć nowoczesnej kryminologii. Postaciom pierwszoplanowym trochę brakuje wyrazu, mimo że autorka stworzyła im jakieś pobieżne biografie i wyposażyła w parę charakterystycznych cech zewnętrznych (zwłaszcza sędzia Martine Poirot z TAKIM nazwiskiem mogłaby mieć więcej charyzmy). Ostateczne wrażenie – to po prostu zwykły, nieszczególnie zawiły kryminał, dobry na senne zimowe wieczory albo na parogodzinną podróż pociągiem, ale raczej nie rokujący wystąpienia w roli ozdoby domowej biblioteczki.

Giaur (Byron George Gordon (Byron Jerzy))
Do „Giaura”, wcześniej nieocenionego z powodu zbyt dużego odstępu czasowego między przeczytaniem a zabiblionetkowaniem się, pewnie bym nie wracała, gdybym nie potrzebowała na szybko przykładu angielskiej poezji romantycznej. A że był pod ręką, w dodatku w przekładzie wieszcza, skorzystałam. No, cóż – jest to dobra literatura, kunsztowna językowo, tyle, że raczej nie z tego gatunku, którego okazy trzyma się na półce przy łóżku i zagląda systematycznie dla przyjemności. Zbyt ponura jak dla mnie.

Stopniowe zamieranie krzyku (Bienek Horst)
Tym razem Bienek nieco inny – w kunsztownym eseju autobiograficznym, poruszającym problemy literatów-wychodźców i naświetlającym kulisy powstania kilku jego utworów („tetralogia gliwicka”, „Cela”). Króciutka rzecz – osiemdziesiąt kilka stron – ale wyrazista i pięknie napisana.

Andrzejki (Lach Ewa)
Ech, miał być sentymentalny powrót do przeszłości – liceum, lata siedemdziesiąte – a tu rozczarowanie…
Niby wszystko w porządku, autentyzm jest, środowisko ukazane wiernie, postacie bohaterów różnorodne i wyraziste, dialogi żywe – ale mimo to źle mi się czytało, miałam wrażenie zupełnego chaosu, zbyt dużego rozproszenia fabuły na wątki poboczne, zbyt dużej ilości niedopowiedzeń – w efekcie skończyłam przytłoczona i zmęczona.

Światło między oceanami (Stedman M. L.)
Młody latarnik i jego żona, mieszkający samotnie na wysepce u wybrzeży Australii, pragną potomstwa, ale kobiecie nie udaje się donosić ani jednej ciąży. Po stracie kolejnego dziecka wpada w rozpacz, lecz nagle los stwarza jej niezwykłą okazję: po burzy do brzegów wysepki przybija łódka z martwym mężczyzną, trzymającym w ramionach wygłodzone i przemarznięte, ale żywe niemowlę. Tom i Izzy podejmują decyzję, która – zwłaszcza z jej punktu widzenia – wydaje się najwłaściwszą na świecie. Ale, jak się okazuje, nie przyniesie im szczęścia. I nie tylko im…
Pomysł to nie wszystko. Konsekwencje nieświadomego kidnapingu, przedstawione przez pisarza wprawniejszego i kładącego większy nacisk na psychologię postaci, mogłyby zrobić na czytelniku miażdżące wrażenie. A tu nic z tych rzeczy. Niczym nieuzasadnione pomieszanie czasów narracji, mocno przegadane całe długie partie tekstu, dość nijaki styl – a skutek? Przeczytać można, ale zapamiętania na dłużej nie rokuje.

Vita (Mazzucco Melania)
Pół-fabularna, pół-dokumentalna rekonstrukcja biografii dziadka autorki i kobiety, która mogłaby być jej babką. Mogłaby, gdyby losy dwojga dzieci (o tym samym nazwisku, choć jeśli w ogóle spokrewnionych, to dość odlegle), wysłanych za ocean w poszukiwaniu szczęścia, potoczyły się nieco inaczej. Ale Diamante i Vita trafiają z nędzy do nędzy; prawda, nie umierają z głodu jak większość pozostałego we Włoszech rodzeństwa chłopca, lecz chyba tylko dlatego, że co któryś członek ich mocno rozgałęzionej rodziny zajmuje się działalnością przestępczą, a pozostali harują jak woły robocze, oszukiwani i wyzyskiwani przez anglojęzycznych nadzorców (największe wrażenie zrobił na mnie fragment opowiadający o pracy Diamantego na kolei i kolejny o tym, jak wielcy posiadacze „dbają” o rodziny pracowników zmarłych na skutek wypadków przy pracy lub katastrofalnych w niej warunków. Niby człowiek to wie, i wie, że nie tylko w Ameryce tak było – równie dobrze przypominają się „Grona gniewu”, co „Germinal” – a i tak gniew i zgroza ogarnia). Kilka lat po przyjeździe drogi tej dwójki się rozchodzą, by przeciąć się ponownie, ale nie po to, by się złączyć…
A sto lat później wnuczka Diamantego zaczyna się przekopywać przez rozmaite archiwa i rozpytywać wiekowych krewnych o rodzinną przeszłość. Ile z tego obrazu, który udało jej się stworzyć, jest poparte faktami, a ile zrodziło się z imaginacji jej samej czy jej nielicznych rozmówców – do końca nie wiemy. Co nie przeszkadza całej historii być pasjonującą. Kapitalny styl, rewelacyjne opisy odtwarzające klimat poszczególnych scen, świetnie ukazany dramatyzm postaci, wyraziste tytuły rozdziałów; gdyby nie pewna chaotyczność narracji – po części wynikająca z mozolnego odkrywania prawdy, niemniej jednak, zwłaszcza pod koniec, dokuczliwa – i działający na mnie jak płachta na byka motyw nadprzyrodzony (Vita jakoby posiadała zdolności parapsychiczne, a dokładnie – posługiwała się telekinezą) w realistycznej poza tym opowieści, zastanawiałabym się nad maksymalną oceną.

Współczesne teorie przekładu: Antologia (antologia; Bończa Bukowski Piotr de (Bukowski Piotr), Heydel Magda, Jakobson Roman i inni)
Czytane na raty od jakichś trzech lat solidne tomisko udało mi się wreszcie skończyć, jednak, szczerze mówiąc, zostawione na koniec rozdziały nie na wiele mi się zdały, a i ponowne przekartkowanie tych, które czytałam wcześniej, nie dostarczyło mi wyczerpujących odpowiedzi na pytania nasuwające mi się przy realizacji aktualnego zadania. Lektura okazała się interesująca, ale raczej w aspekcie teoretycznym, zaledwie pojedyncze teksty z zamieszczonych kilkunastu wnoszą coś, co się da przełożyć na praktykę. Natomiast na pewno rzecz mogłaby się przydać, gdyby się pisało pracę licencjacką czy magisterską na temat tłumaczeń literackich.






(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 694
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: