Dodany: 08.04.2009 13:14|Autor: verdiana
O miłości i innych demonach
Przez całą lekturę tej wspomnieniowej książki miałam ambiwalentne odczucia, nie mogąc się pozbyć wspomnień z książki Grogana o Marleyu, zastanawiając się, jak dzieciństwo z fanatycznymi rodzicami mogło wpłynąć na sposób, w jaki traktował członka swojej rodziny.
Nie bójmy się tego słowa: fanatyzm religijny. Rodzice Grogana byli katolickimi fanatykami i miało to znaczny wpływ na życie ich dzieci. Nie mnie oceniać stosunek rodziców do dzieci czy miłość, jaką je obdarzali (nie umiem w tej chwili odpowiedzieć na pytanie, czy fanatyzm i miłość nie są wewnętrznie sprzeczne), chociaż przez znaczną część książki włosy mi się z szoku jeżyły na całym ciele i dreszcze po plecach biegały. Po lekturze wydaje mi się, że jakiś rodzaj miłości w tej rodzinie był, a przynajmniej Grogan kochał swoich rodziców i dużo im zawdzięczał. Zwłaszcza pod koniec ich życia te relacje się zacieśniły, być może dlatego, że im bliżej śmierci, tym bardziej rodzice akceptowali niereligijne życie swojego syna.
Cała książka jest dla mnie nie opisem beztroskiego dzieciństwa, dorastania, życia w ogóle, ale opisem próby wyswobodzenia się spod władzy rodzicielskiej, toksycznej i niszczącej. Groganowi było straszliwie trudno usamodzielnić się mentalnie, emocjonalnie, wyrwać z macek władzy rodziców, które dosięgały go nawet wiele kilometrów od domu rodzinnego, także wtedy, kiedy już dorósł i sam założył rodzinę. Nawet wtedy udawał przed rodzicami, że był bardziej religijny, niż był, i nie umiał im powiedzieć wprost, że nadmierna religijność nie jest jego udziałem i nie chce jej dla swojej rodziny.
„Długa podróż do domu” to obraz spaczonej więzi między rodzicami i dziećmi i naprawiania tej więzi, prostowania jej, wychylania się ku miłości. Potrzeba do tego niewiarygodnego wysiłku, woli i wytrwałości, ale mam wrażenie, że wszyscy Groganowie do tego dążyli, dlatego ta książka jest tak pozytywna, mimo smutnego zakończenia. I John, i jego ojciec – zdaje mi się – dojrzeli emocjonalnie. Szkoda, że dopiero u schyłku życia starszego pana, ale mimo wszystko jest to doniosłe i ważne. Podnosi na duchu świadomość, jak John pięknie dbał o swojego ojca i matkę, jak szukał dla nich najlepszych rozwiązań, jak ich kochał, jak ojcu oszczędzał agonii i cierpienia. Tym trudniej mi zrozumieć, dlaczego tak podle potraktował Marleya.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.