Dodany: 23.02.2014 22:49|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Niebko
Helbig Brygida (Helbig Brigitta, Helbig-Mischewski Brygida)

5 osób poleca ten tekst.

Niebko, czyli sekret


Trafiło mi się ostatnio po kolei kilka pozycji opisujących wojenne i powojenne losy ludzi zamieszkujących pogranicza. Początkowo sądziłam, że „Niebko” należałoby zaliczyć do tej samej kategorii, co cały gliwicki cykl Bienka.

A jednak lokalizacja wioski, w której wychował się Willi Keller, zdeterminowała los jego i jego potomków w sposób całkiem odmienny. Zresztą w odróżnieniu od Piontków i Ossadników, których nazwiska jasno świadczą o tym, że ich przodkowie przynajmniej w połowie nie byli narodowości niemieckiej, Kellerowie mogli się poszczycić jak najczystszą niemiecką krwią. Bo skoro wędrując przed stu pięćdziesięciu laty „znad Renu w poszukiwaniu chleba (…) przysięgali sobie, że nigdy nie zapomną swej ukochanej niemieckiej ojczyzny, że będą pielęgnować jej tradycje i zwyczaje, jej protestancką religię”[1], to i żyjąc w zachodniej Galicji wśród Polaków, Żydów i Ukraińców, tej przysięgi dotrzymywali. Żenili się między sobą, szukając współmałżonków jeśli nie w swojej, to w którejś sąsiedniej osadzie (a tych było w Bieszczadach i okolicach kilkadziesiąt), „dzieciom dawali imiona dziadów i pradziadów, babek i prababek”[2], mieli swoje kościoły i swoje szkoły. Jako obywatele II RP mogli byli zostać (i niektórzy zostali) we wrześniu 1939 powołani do polskiej armii; jako Niemcy otrzymali nakaz powrotu do Rzeszy, gdy w ramach sławetnego paktu wodzów ich ziemie przypadły chwilowemu sojusznikowi, który niebawem miał się stać największym wrogiem. „Starzy sobie tego nie wyobrażali. Odejść z tego miejsca oznaczało umrzeć bez perspektywy narodzenia się na nowo”[3].

Ale historia, napędzana roszczeniami psychopatycznych tyranów, nie respektuje takich drobiazgów, jak przywiązanie do ziemi. I tak oto wdowa Christina Keller wraz z dziećmi, „wolna od zawszawienia i zażydowienia”[4], dostaje wraz z niemieckim obywatelstwem polskie gospodarstwo nad Jeziorem Powidzkim, a nawet polskiego parobka Staszka. Kilka lat później znów trzeba wybierać między ucieczką do Niemiec a pozostaniem w Polsce; to pierwsze nie udaje się nikomu poza najstarszym bratem Willego - który ma o tyle łatwiejsze zadanie, że ucieka z frontu do niewoli amerykańskiej; to drugie nie rokuje najlepiej, bo ludzie, którzy wracają do swoich domów, zbyt dobrze pamiętają krzywdy doznane od rodaków Christiny. Zbawieniem okazuje się przypomnienie, że przecież przed wojną byli obywatelami polskimi, i kolejna przeprowadzka w miejsce, gdzie nikt ich jako Niemców nie zna. Więc Willi Keller zostaje Waldkiem Kelerem, junakiem Służby Polsce, potem oficerem Ludowego Wojska Polskiego. I łączy swój los z Basią Drzewucką spod Nowogródka, której droga do Szczecina wiodła przez Kazachstan. A ich córki, bez żadnego już historycznego przymusu, po prostu nie chcą żyć w kraju, który ojciec „z narażeniem życia uwalniał od min”[5]. A może też nie chcą żyć zbyt blisko ojca, rekompensującego sobie doznane niepowodzenia i zawody aplikowaniem córkom wojskowego drylu. Ewa wybiera obywatelstwo niemieckie, ale nie z miłości do języka przodków, którego prawie nie zna, ani nie przez uczucia rodzinne do stryja Georga, który się na pozostałą w Polsce rodzinę, mówiąc trywialnie, wypiął. Marzena trafia do Anglii. Siedzi, pisze, myśli; zbiera okruchy wspomnień, zasłyszanych w dzieciństwie od ojca i matki, i dalej nie wie, kim w końcu jest – Polką, Niemką, jedną i drugą po trochu? A może już nie musi wiedzieć?...

Opowieść o powikłanych losach Willego-Waldka i jego rodziny jest bardzo dobra w warstwie fabularnej, a co najmniej dobra pod względem językowym. I byłaby świetna jako całość, gdyby nie trochę chaotyczna kompozycja. Co prawda raczej nie wynika ona z niedostatków warsztatowych autorki, tylko z chęci ukazania przenikających się wzajemnie strumieni świadomości Waldka, Basi i Marzeny, ale efekt jest ten sam: lekkie zmęczenie i momentami dezorientacja czytelnika. Nie wiem, czy zamierzone jest też powtórzenie całostronicowego akapitu, relacjonującego – raz w trzeciej osobie, a raz w pierwszej – przeżycia Willego podczas ucieczki przed Rosjanami („Willi ma czternaście lat. Bardzo wątpi, że wyjdzie z tego cało. Ogarnia wzrokiem niebo. Są jak chmary komarów. Opędzić się nie można"[6]; „Miałem czternaście lat. Wątpiłem, czy wyjdę z tego cało. Patrzyłem w niebo. Były jak chmary komarów. Opędzić się nie było można”[7] – i analogicznie, tylko ze zmianą czasu i osoby, przez kolejnych 26 wersów), natomiast na pewno denerwujące.

Ostatecznie do wyższej oceny trochę zabrakło, jednak gdybym miała polecać komuś „literaturę pograniczy”, o „Niebku” nie zapomnę – warto je poznać.


---
[1] Brygida Helbig, „Niebko”, wyd. WAB, 2013, s. 16-17.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 71.
[4] Tamże, s. 97.
[5] Tamże, s. 310.
[6] Tamże, s. 6.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3201
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: