Dodany: 26.03.2009 22:25|Autor: net.a.a
Dla cierpliwych
1 września 1939 roku zastaje Martę Dolniak wraz z jej przyjaciółką Anią Dorosz i osiemnastoma innymi harcerkami w najdalej wysuniętym na zachód zakątku kraju. Wędrując od wsi do wsi, z pieśnią na ustach, dziewczęta dodają otuchy okolicznym mieszkańcom, gdy za miedzą Niemcy sposobią się już do wojny. Natychmiastowa ewakuacja spod niemieckiej granicy, zamiast do rodzinnego Poznania, skieruje je do klasztoru w Wilnie, gdzie ukończą szkołę. Ale jednej tylko Marcie nie dane będzie pozostać pod opieką sióstr zakonnych dłużej, ponieważ jako córka polskiego oficera zostanie aresztowana i zesłana na Syberię z innymi przypadkowymi więźniami. Przetrwa głód i mrozy, ciężką pracę przy wyrębie lasu i w kolektywie bawełnianym, by wreszcie dotrzeć do egzotycznej Persji. Los na szczęście postawi na jej drodze brygadzistę z ludzką twarzą, a także wielką miłość, taką na całe życie.
Tak, o miłości jest ta powieść. Ale nie tylko. Powieść o trwaniu, o wierze w lepsze jutro, o solidarności, io walce z przeciwnościami. O rozłące i samotności, i o mierzeniu się z kolejnymi stratami bliskich. Powieść o trudnych wyborach, o tym, jak skomplikować życie może jedna błędna decyzja, jeden pochopnie wyciągnięty wniosek i urażona duma. Duma tak często charakterystyczna dla zachowań ludzi młodych i niedojrzałych (choć nie tylko). I takiego wrażenia o Marcie pozbyć się nie mogłam aż do ostatnich stron powieści. Bo czy naprawdę możliwe jest, by ta dziewczyna nie zdążyła dorosnąć podczas wieloletniej zawieruchy wojennej? Na prawdziwie dorosłe zachowanie zdobędzie się, dopiero gdy przyjdzie ratować najbliższą sercu istotę, której wcześniej nie umiała kochać.
"Ogarnęło ją bezgraniczne znużenie, ściskając jej gardło niczym wieko trumny opuszczone na twarz. Cały ten wysiłek, determinacja, by przetrwać. I po co to wszystko? Kiedy był przeciwnik, można było walczyć. Dało się przywyknąć do kucania nad Zakątkiem Lenina, do żywienia się cuchnącą zupą kapuścianą i pięciuset gramami chleba dziennie; dało się nauczyć rąbania drzewa i zbierania bawełny; przetrwać malarię i tyfus, ponieważ wszystko to było poza twoją prawdziwą istotą, a oprócz tego robiło się to razem z innymi. Każdy miał skurcze żołądka i odmrożenia. Każdemu stawy trzaskały od mrozu i wiotczały mięśnie. Można było przetrwać to wszystko, było bowiem coś jeszcze do udowodnienia, wybiegało się myślą do innej przyszłości, kiedy to siły z zewnątrz w końcu zostawią cię w spokoju i pozwolą samemu układać swoje życie. Przyszłość jednak nadeszła i minęła, a teraz zostało tylko to - i w samotności musi stawić temu czoło. Czuła jak wysącza się z niej energia, a ręce i nogi ciążyły jej tak, że nie mogła nimi poruszyć. Zużyła całą siłę, jaką dał jej Bóg, żeby zabrnąć aż tutaj, i teraz nic już nie zostało. Nie zostało zupełnie nic"*.
A może jednak?
Czytałam długo. Jak nigdy musiałam przerywać lekturę innymi. Przynajmniej trzy razy miałam ochotę rzucić książkę w kąt i dać sobie z nią spokój. A jednocześnie coś nieokreślonego powodowało, że do niej wracałam, z dziwnym wrażeniem, że wojennych bohaterów się nie porzuca... Historia dłużyła mi się przez około 300 stron, by dopiero potem na dobre wciągnąć. Trochę szkoda, ale może taki był zamysł, by czytelnik nie miał zbyt łatwo, gdy Marta ma tak trudno?
Komu mogę polecić? Na pewno cierpliwym, bo cierpliwość zostanie tu nagrodzona. A nagrodą dla czytelnika będzie wiele zamyśleń i wzruszeń.
---
* Zina Rohan, "Córka oficera", tłum. Barbara Nowakowska, Wydawnictwo Otwarte, 2009, s. 392.
[tekst zamieściłam wcześniej na stronie mojego bloga]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.