Wzruszająca baśń
"Mały Książę" to właściwie baśń. Chłopiec mieszkający na małej planetce, na której mieszczą się zaledwie trzy wulkaniki, róża i on sam, pewnego dnia wyrusza w podróż po okolicznych planetach. Poznając Próżnego, Pijaka i innych, stwierdza, że dorośli są dziwni, a nawet śmieszni. To mi w tej książce przeszkadzało: ciągłe wspominanie o tej śmieszności dorosłych. Mnie wystarczyły przykłady autora i spotkani przez Małego Księcia ludzie, by dojść do tego samego wniosku.
Poza tym na początku postać chłopca nie wzbudziła we mnie sympatii. Wydawał mi się zarozumiały (tak jakby patrzył z góry na świat dorosłych), egoistyczny i niegrzeczny, niekulturalny (nie odpowiadał na zadane pytania, a z uporem powtarzał swoje). W miarę czytania książki mój stosunek do niego się zmienił. Dostrzegłam jego troskę o różę i miłość do niej, mimo że miała trudny charakter. Polubiłam prostotę Małego Księcia. W ogóle wzruszył mnie sposób pisania autora o jego małym przyjacielu. Ujął mnie troską i ciepłem, z jakim go wspominał.
Pod koniec bardzo mocno przejęłam się apelem autora, by czasem spojrzeć tak jak on w niebo i zastanowić się, czy baranek nie zjadł róży. Dobrze wiem, że zwierzę było narysowane na kartce, więc nie mogło zagrażać kwiatkowi, a cała historia została wymyślona, ale łapię się na tym, że faktycznie myślę o tym, jak potoczyły się dalsze losy Małego Księcia, róży i baranka, a prośbę pisarza o napisanie do niego, gdy się spotka chłopca, traktuję poważnie. Tak trudno mi uwierzyć, że taka wspaniała postać nie istnieje naprawdę.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.