Dodany: 21.01.2009 21:57|Autor: Agis

"Małe stworzonko na szczycie wielkiej fali"


Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Doris Lessing, bardzo pozytywne i zachęcające do kontynuowania znajomości. Przedstawiona jest w niej historia jednego ze squatów – opuszczonego domu, przeznaczonego do rozbiórki, zamieszkanego „na dziko”. Jego lokatorzy to ludzie popaprani, pogubieni, uwikłani w dziwne związki, które niewiele mają wspólnego z miłością. Wydają się całkowicie nieświadomi, że mają kłopoty z samymi sobą. Doskonale je wyparli, wszelakie zło widząc na zewnątrz, a konkretnie w społecznej klasie średniej i wyższej. Osoby zamieszkujące squat to członkowie komunistycznej partii UKC (wymyślonej przez autorkę?) działającej w Wielkiej Brytanii za czasów Margaret Thatcher. Ich życie to, oprócz problemów osobistych, niekończące się demonstracje i potyczki z policją oraz zagraniczne wyprawy w celu skontaktowania się z organizacjami terrorystycznymi w Irlandii czy Rosji. Wygląda to trochę tak, jak gdyby zajmowali się całym światem kompensując sobie brak umiejętności zajęcia się własnym życiem. Tak naprawdę niewiele dowiadujemy się o ich światopoglądzie, o tym, na jakich podstawach jest zbudowany i co ma właściwie nastąpić po wprowadzeniu go do ogólnego użytku, oprócz utopijnych wizji raju i sprawiedliwości dla każdego, a zwłaszcza dla uciskanej klasy robotniczej. Alice, główna bohaterka książki, tytułowa „dobra terrorystka”, patrząc na swą współlokatorkę, zmaltretowaną przez życie Faye, myśli, że kiedy ich idea w końcu zwycięży, takich ludzi już nie będzie. Ale nie zdradza ani słówkiem, w jaki sposób uda się to zrealizować. Nie bardzo wiemy, dlaczego ludzie należący do UKC są tacy, jacy są. Poznajemy ich w konkretnym momencie, bez odwołań do przeszłości i szukania ich korzeni. Pojawiają się one tylko w lapidarnych wzmiankach. Myślę, że celowo. W którymś momencie, gdy partnerka już wspomnianej Faye usiłuje tłumaczyć jej zachowanie parszywym dzieciństwem, słyszy od Alice:

„Mam potąd historii o cholernym nieszczęśliwym dzieciństwie. Ludzie nie przestają o nim nawijać. Gdyby mnie ktoś pytał, nieszczęśliwe dzieciństwo to jeden wielki kant, wspaniałe alibi. (…) Komuny. Squaty. Jeżeli się nie uważa, tym właśnie się stają: ludzie siedzą tam i dyskutują o swoim zasranym dzieciństwie. Nigdy więcej. Nie jesteśmy tu po to”*.

No właśnie, Alice. Bardzo intrygująca postać, funkcjonująca trochę na zasadzie dr. Jekylla i Mr. Hyde’a. Na jej przykładzie autorka rozprawia się z mitem, że im więcej dajesz, tym więcej dostajesz. Alice to istota ogarnięta wieczną potrzebą opiekowania się kimś, roztaczania nad bliskimi parasola ochronnego. To ona, biegając po urzędach i pracując dniem i nocą, przekształca ruderę przeznaczoną do rozbiórki w całkiem nieźle odrestaurowany i urządzony dom, zaopatrzony w energię elektryczną i ciepłą wodę. Ze stoickim spokojem przyjmuje świadomość, że większość grupy nie ma zamiaru ani pomagać, ani się do tego biznesu dokładać. Twierdzi, że tak po prostu jest. I tyle. To ona zaopatruje ich dom w jedzenie, pomaga mało obrotnemu Philipowi i zostaje z Faye, nad którą wisi groźba samobójstwa, kiedy jej anioł stróż – Roberta – musi wyjechać. To ona jest bezczelnie okradana z każdego grosza przez swojego partnera, Jaspera. Ale nie upomina się o swoje, uparcie idealizuje go w myślach, na przekór opiniom innych mających z nim kontakt. I tak naprawdę nic z tego dawania nie wynika. Każdy bierze ile może wziąć, sugerując, że on tego od niej nie potrzebował, więc nie poczuwa się również do rewanżu. Jej związek z Jasperem jest warunkowy – on jest z nią o tyle, o ile może mu ona coś dać – pieniądze, utrzymanie, dach nad głową, wyżywienie. Nikt nie ma oporów przed wykorzystywaniem Alice. W końcu sama się o to aż prosi. W jednej ze wzmianek dotyczących dzieciństwa Alice usłyszymy:

„»Pomagając« w przygotowaniach [do przyjęcia urządzanego przez matkę – dopisek Agis] Alice nie czuła się przynajmniej malutkim stworzonkiem na szczycie wielkiej fali, gorączkowo i bez większej nadziei wysyłającym sygnały do matki, która stała obojętnie na brzegu, w ogóle jej nie zauważając”**.

Wydaje się, że od tamtych czasów w sytuacji Alice niewiele się zmieniło, matka zamieniła się jedynie na członków squatowej rzeczywistości. Zresztą Alice musi być cały czas zajęta. Kiedy tylko przestaje widzieć przed sobą cel i masę rzeczy do zrobienia, natychmiast popada w apatię, a jej umysł atakują niepożądane myśli. Obserwujemy jak wyparte uczucia próbują pojawić się w jej świadomości, jednak błyskawicznie je odrzuca, zmieniając w aktywność bądź gniew. I świetnie widzimy, że tak nie można, że wiedza o nas samych, której nie chcemy przyjąć, zmienia się w jakąś siłę, nad którą nie mamy kontroli, a która gna nas w nieznanym i niechcianym kierunku. Oprócz troskliwej i potrafiącej wszystko załatwić twarzy Alice, jest jeszcze ta druga. Pełna nienawiści, gniewu i agresji, ujawniająca się najczęściej w kontaktach z własną rodziną oraz w trakcie wszelakich demonstracji. Alice uważa, że cel uświęca środki. Kiedy potrzebne są jej pieniądze, po prostu je kradnie. Obraża matkę obrzucając ją najgorszymi obelgami, okłamuje z premedytacją urzędników i jest zdziwiona, gdy spotyka konsekwencje swojego postępowania, jakby zupełnie była pozbawiona świadomości istnienia łańcucha przyczynowo-skutkowego. Dojrzewanie zła w tej książce trochę przypomina mi „Makbeta”. Zło wyzwala zło i wszystko zmierza do nonsesownego i krwawego końca.

Pomimo dramatycznych wydarzeń rozgrywających się w tej książce, narracja jest spokojna i żądny solidnej dawki adrenaliny czytelnik może mieć wrażenie, że „nic się w niej nie dzieje”. Nacisk bowiem położony jest na niuanse psychiki Alice oraz jej związki z innymi ludźmi. Książka napisana jest prostym językiem, zamknięta w nieskomplikowanej formie.

Polecam osobom refleksyjnym, potrafiącym czerpać satysfakcję ze świadomości zwiększania się ich wiedzy o tym, co może dziać się w człowieku i jakie to ma konsekwencje dla świata.



---
* Doris Lessing, „Dobra terrorystka”, tłum. Andrzej Szulc, wyd. Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2008, s. 148-149.
** Tamże, s. 259-260.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4905
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: wyssotzky 21.04.2009 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka to moje pierws... | Agis
No cóż, ja raczej zgadzam się z końcową częścią tej recenzji- "Dobra terrrystka"-prosty język i nic się nie dzieje. To także mój pierwszy kontakt z Doris, ale niezbyt zachęcający. Nie udało mi się jej skończyć, chociaż może kiedyś jeszcze do niej powrócę.
Użytkownik: wenoma 05.07.2009 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: No cóż, ja raczej zgadzam... | wyssotzky
Studium postaci. Tak bym określiła tę pozycję. Sama rewolucja i wydarzenia ją poprzedzające to tło do budowy postaci - nieszablonowych, wieloznacznych i "pełnych". Za to właśnie pokochałam Lessing - nie tylko "Dobrą terrorystkę".
Dla mnie to, że "nic się nie dzieje" daje miejsce do tego, aby działa się bohaterka książki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: