Tak na wszelki wypadek, gdyby młodzież chciała sobie andrzejkowo powróżyć. :-)
Jeśli nie - nic nie szkodzi - można czytać bez wróżenia.
"W wilię św. Andrzeja zwyczaj chciał, by czynić wiele dziwnych rzeczy pod pretekstem, że w ten sposób będziemy mogli dowiedzieć się, co ukrywa przed nami przyszłość. Jak przez dziurkę od klucza można było wtedy podpatrzyć, co nas czeka.
Brali udział w andrzejkowym obchodzie młodzi i starzy, uczniowie i nauczyciele, moja mamka Popowiczka z całą rodziną i inni.
Natomiast zupełnie nie interesowali się naszymi przepowiedniami poważni panowie, tacy jak mój ojciec, wuj Teofil Antonowicz, doktor Władimir Iwanowicz i im podobni.
Mimo że tyle lat już minęło od tamtej pory, mam przed oczyma wyraźny obraz tych obchodów ku czci św. Andrzeja, jakbym je widział dziś:
… Wchodzi Nastka z białą, pełną wody miednicą i stawia ją na środku stołu. Inni przynoszą najróżniejsze przedmioty i kładą je obok. Chłopcy i dziewczęta wybierają sobie stalowe igły i potarłszy je palcami kładą delikatnie na wodę. Igły, mimo że są ze stali, pływają jak słomki, oddalają się, zbliżają.
Dmuchać na nie nie wolno, bo jeżeli się złączą, to ożenek pewny. Po tej pierwszej próbie jakaś gorniczna* i stajenny chłopiec rzucają na siebie smętne spojrzenia; nie połączyły się ich igły. Pocieszenie może dać następną wróżba:
Na brzegu pełnej wody miednicy przylepia się papierki z imionami dziewcząt; chłopiec bierze skorupkę od orzecha, przykleja do niej w środku zapaloną świeczkę i puszcza tę malutką łódeczkę na wodę. Jak poprzednio dmuchanie jest zakazane. Łódeczka waha się, kręci, potem zbliża się do brzegu i świeczka zapala któryś z papierków. Podnosi się krzyk, wszyscy obecni wyrywają sobie osmalony papierek, żeby zobaczyć, co los zdecydował.
Otwierają drzwi i wchodzi stara Gawryła wołając z niecierpliwością:
- No cóż! Jużeście gotowi? Gęsi mi cały kredens zapaskudzą!
Rzucamy się do roboty i układamy na ziemi bałabuszki ugniecione z chleba, pod każdy kładąc papierek z imieniem któregoś chłopca. Potem dziewczyny biorą do rąk, jedna po drugiej, każda swoja gęś i puszczają ją wolno w jadalni. Zrazu gęś stoi przerażona, nie wie co robić. Raptem przekrzywia głowę; zobaczyła któryś z bałabuszków! Ogląda się ostrożnie i widząc, że nie ruszamy się, wyciąga szyję, zamierza się dziobem niby oszczepem i błyskawicznie chwyta bałabuszek. Trzeba się śpieszyć, aby wyrwać jej papierek z imieniem chłopca, bo w pośpiechu mogłaby go połknąć. Tak to los tworzy nowa parkę, która zaczyna w kącie miłosny dialog.
Przerywa te, według niej dziecinne zabawy, moja mamka Popowiczka, ważna w rodzinie osobistość, zaprawiona i doświadczona w magicznych obrządkach. Tylko za pomocą czarnoksięskiej sztuki udaje się zrobić szparkę w murze nieświadomości, jaki nas otacza, i dostrzec kryjącą się w mglistej dali przyszłość.
Służy do celu roztopiony wosk, który każdy z nas po kolei wlewa do zimnej wody. Popowicza bierze potem do ręki skrzepłą bryłkę, obserwuje ją uważnie, ustawia przed znajdującą się na niskim stole lampą naftową i wszystkie spojrzenia kierują się na cień rzucony na białą ścianę. Co to jest? Co to znaczy? Wyobraźnie pracują, każdy coś innego rozpoznał. Na koniec zabiera głos Popowiczka, której imaginacji nikt dorównać nie jest w stanie.
- Stasik! – mówi z powagą, wpatrując się w ciemną figurę na ścianie. – Widzę twoją przyszłość… Opuścisz mnie, pojedziesz daleko od nas… widzę cię na żelaznym ptaku, wysoko na niebie…
Milczymy pod wrażeniem tej dziwnej przepowiedni. Potem, w przyszłości, wypadki przyniosły jej potwierdzenie, ale nie mogliśmy tego wtedy wiedzieć; wszyscy obrzucili Popowiczkę niedowierzającym spojrzeniem… W ciemnych kątach i za szafami zdawały się ukrywać tajemnicze duchy i sama myśl o nich przepełniała nas pobożnym podnieceniem".
-------------------------------------
*gorniczna - służąca (przyp. moje)
(Stanisław Makowiecki
Mamałyga czyli słońce na stole (
Makowiecki Stanisław)
, str. 173-174)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.