"0001101010001111100110111111001010010100"*
Powieść Lema to wspomnienia Piotra E. Hogartha, genialnego matematyka, który brał niegdyś udział w rozszyfrowywaniu gwiazdowego listu - posłania obcej cywilizacji. Jednak daje się zauważyć, iż jest to chyba bardziej powieść o Nauce i ludziach w jej tworzeniu biorących udział aniżeli o tak przez Lema lubianym motywie kontaktu z cywilizacją do tego stopnia obcą, iż prócz faktu jej istnienia niczego nie daje się stwierdzić.
Hogarth jako twórca powieści - wydanej przez przyjaciela już po jego śmierci - operuje językiem dość nieoczekiwanym jak na matematyka. Są tu oczywiście specjalistyczne określenia naukowe - ich obecność w książce opisującej naukowe badania, napisanej przez naukowca i składającej się w dużej mierze z rozmów między naukowcami, wydaje się nieunikniona, a nawet konieczna - pod tym względem jest to jedna z trudniejszych dla przeciętnego czytelnika książek tego autora. Niemniej wspomnienia, jakie prezentuje nam tutaj, nie są wyłącznie ścisłe, mają naturę mocno osobistą i pokazują, jak bardzo humanistycznym umysłem może dysponować człowiek zajmujący się bardzo ścisłą dziedziną. Odbiegający od stereotypu ścisłowca Hogarth z dużym wyczuciem opisuje ludzi, z jakimi się stykał i atmosferę, w jakiej się znalazł; potrafi dostrzec piękno krajobrazu i brzydotę poatomowych zabudowań.
Patrząc na książkę od strony zabiegów literackich, można zauważyć, jak sprytnie autor unika niepewnych prognoz dotyczących przyszłości. Jak daje się wywnioskować, sygnał odebrano w czasach bardzo bliskich czasom napisania książki, więc i projekt pochodzi z lat niezbyt odległych. Same wspomnienia zostały wydane w roku 1996, a więc blisko 30 lat od roku faktycznego napisania powieści (1967), a jednak o tych przyszłych czasach nie dowiadujemy się niczego - wspomnienia z przyszłości dotyczą przeszłości. W ten sposób autor uniknął opisywania przyszłych aparatur naukowych i przyszłych aparatów metodyki naukowej, takie zaś przewidywania byłyby mocno niepewne. Jak się zresztą zdaje, o same przewidywania w książce nie chodziło. Jedynym wynalazkiem, jaki miałby zaistnieć, a dotychczas nie zaistniał, jest w książce Inwentor neutrinowy - urządzenie będące swoistym teleskopem na neutrina.
Dalej drążąc literackość książki, można zauważyć, jak często wątek naukowy ustępuje na rzecz opisu ludzi. Mamy w "Głosie Pana" barwną galerię intrygujących i trójwymiarowych postaci, z ich wadami, przywarami, skrytymi motywacjami, zainteresowaniami odbiegającymi od dziedziny, którą się zajmują. Praca naukowców, opisywana w książce, to szereg kolejnych hipotez i gdybań, zaś odkrycia, jakich zdołali jednak dokonać, to zaledwie garść okruszków wobec tego, co zawierać mógłby sygnał. Hogarth pisze: "historia projektu Masters Voice jest dziejami klęski, to znaczy błądzenia, po którym nie zastąpiło wyprostowanie drogi, więc nie można przekreślać unieważniająco owych zygzaków naszego pochodu, ponieważ oprócz nich, nie zostało nam nic"**.
W istocie Lem bada tu wzajemność relacji "Badający - Obiekt badany" wskazując, iż rozwiązywanie zagadki, dla którego brak punktów zaczepienia, jest w istocie rzutowaniem na nią nas samych. "(...) »gwiazdowy list« stawał się dla nas, którzy usiłowaliśmy go rozłamać, rodzajem psychologicznego testu Rorschacha. Tak bowiem badany, który myśląc, iż dostrzega w barwnych plamach anioły i ptaki złowróżebne, naprawdę dookreśla niewyraźność ukazanego tym, co mu »w duszy gra« - i my usiłowaliśmy za zasłoną niepojętych znaków ustalić obecność tego, co w nas samych przede wszystkim tkwiło"***.
Daje się zauważyć, jak dobrze autor orientuje się w stanie nauki w jego czasach, jakie prądy były wówczas w niej żywe. Mamy tu więc choćby futurologiczne obawy dotyczące przyszłości świata - walki z przeludnieniem i wyczerpywaniem się zasobów. I faktycznie, w 1968 powstaje Klub Rzymski, zajmujący się tymi właśnie zagadnieniami i przewidujący całkowite wyczerpanie się surowców mineralnych do roku 1994. Lem nie mógł przy pisaniu książki wiedzić, iż wówczas właśnie trwały - niczym opisywany przezeń projekt - utajnione przez wojsko badania nad Pulsarami, które wydawały się wówczas sensowną próbą kontaktu.
Książka stawia czytającemu duże wymagania, bo i treści w niej rozważane nie należą do lekkich. Obawiam się, iż wielu czytelników poczuje się zrażonych terminologią i brakiem istotnej fabuły. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej niektórzy z nich docenią przemyślaną formę powieści. Napisana w formie wspomnień, często odbiega ona od linearnego opowiadania zdarzeń, rozbiega się to w przód, to w tył licznymi dygresjami i wspomnieniami. Jako opowieść o naukowcach opisuje ludzkie charaktery, pochylając się nad każdym szczegółem składającym się na ich postaci. To opowieść nieco gorzka, ale z nutką nadziei, że jednak nie jest z nami tak źle.
Polecam.
---
* Stanisław Lem, "Głos Pana", Wydawnictwo Literackie, 1984, s. 104.
** Ibid., s. 37.
*** Ibid., s. 42-43.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.