Dodany: 15.11.2008 17:39|Autor: Kuba Grom

"0001101010001111100110111111001010010100"*


Powieść Lema to wspomnienia Piotra E. Hogartha, genialnego matematyka, który brał niegdyś udział w rozszyfrowywaniu gwiazdowego listu - posłania obcej cywilizacji. Jednak daje się zauważyć, iż jest to chyba bardziej powieść o Nauce i ludziach w jej tworzeniu biorących udział aniżeli o tak przez Lema lubianym motywie kontaktu z cywilizacją do tego stopnia obcą, iż prócz faktu jej istnienia niczego nie daje się stwierdzić.

Hogarth jako twórca powieści - wydanej przez przyjaciela już po jego śmierci - operuje językiem dość nieoczekiwanym jak na matematyka. Są tu oczywiście specjalistyczne określenia naukowe - ich obecność w książce opisującej naukowe badania, napisanej przez naukowca i składającej się w dużej mierze z rozmów między naukowcami, wydaje się nieunikniona, a nawet konieczna - pod tym względem jest to jedna z trudniejszych dla przeciętnego czytelnika książek tego autora. Niemniej wspomnienia, jakie prezentuje nam tutaj, nie są wyłącznie ścisłe, mają naturę mocno osobistą i pokazują, jak bardzo humanistycznym umysłem może dysponować człowiek zajmujący się bardzo ścisłą dziedziną. Odbiegający od stereotypu ścisłowca Hogarth z dużym wyczuciem opisuje ludzi, z jakimi się stykał i atmosferę, w jakiej się znalazł; potrafi dostrzec piękno krajobrazu i brzydotę poatomowych zabudowań.

Patrząc na książkę od strony zabiegów literackich, można zauważyć, jak sprytnie autor unika niepewnych prognoz dotyczących przyszłości. Jak daje się wywnioskować, sygnał odebrano w czasach bardzo bliskich czasom napisania książki, więc i projekt pochodzi z lat niezbyt odległych. Same wspomnienia zostały wydane w roku 1996, a więc blisko 30 lat od roku faktycznego napisania powieści (1967), a jednak o tych przyszłych czasach nie dowiadujemy się niczego - wspomnienia z przyszłości dotyczą przeszłości. W ten sposób autor uniknął opisywania przyszłych aparatur naukowych i przyszłych aparatów metodyki naukowej, takie zaś przewidywania byłyby mocno niepewne. Jak się zresztą zdaje, o same przewidywania w książce nie chodziło. Jedynym wynalazkiem, jaki miałby zaistnieć, a dotychczas nie zaistniał, jest w książce Inwentor neutrinowy - urządzenie będące swoistym teleskopem na neutrina.

Dalej drążąc literackość książki, można zauważyć, jak często wątek naukowy ustępuje na rzecz opisu ludzi. Mamy w "Głosie Pana" barwną galerię intrygujących i trójwymiarowych postaci, z ich wadami, przywarami, skrytymi motywacjami, zainteresowaniami odbiegającymi od dziedziny, którą się zajmują. Praca naukowców, opisywana w książce, to szereg kolejnych hipotez i gdybań, zaś odkrycia, jakich zdołali jednak dokonać, to zaledwie garść okruszków wobec tego, co zawierać mógłby sygnał. Hogarth pisze: "historia projektu Masters Voice jest dziejami klęski, to znaczy błądzenia, po którym nie zastąpiło wyprostowanie drogi, więc nie można przekreślać unieważniająco owych zygzaków naszego pochodu, ponieważ oprócz nich, nie zostało nam nic"**.

W istocie Lem bada tu wzajemność relacji "Badający - Obiekt badany" wskazując, iż rozwiązywanie zagadki, dla którego brak punktów zaczepienia, jest w istocie rzutowaniem na nią nas samych. "(...) »gwiazdowy list« stawał się dla nas, którzy usiłowaliśmy go rozłamać, rodzajem psychologicznego testu Rorschacha. Tak bowiem badany, który myśląc, iż dostrzega w barwnych plamach anioły i ptaki złowróżebne, naprawdę dookreśla niewyraźność ukazanego tym, co mu »w duszy gra« - i my usiłowaliśmy za zasłoną niepojętych znaków ustalić obecność tego, co w nas samych przede wszystkim tkwiło"***.

Daje się zauważyć, jak dobrze autor orientuje się w stanie nauki w jego czasach, jakie prądy były wówczas w niej żywe. Mamy tu więc choćby futurologiczne obawy dotyczące przyszłości świata - walki z przeludnieniem i wyczerpywaniem się zasobów. I faktycznie, w 1968 powstaje Klub Rzymski, zajmujący się tymi właśnie zagadnieniami i przewidujący całkowite wyczerpanie się surowców mineralnych do roku 1994. Lem nie mógł przy pisaniu książki wiedzić, iż wówczas właśnie trwały - niczym opisywany przezeń projekt - utajnione przez wojsko badania nad Pulsarami, które wydawały się wówczas sensowną próbą kontaktu.

Książka stawia czytającemu duże wymagania, bo i treści w niej rozważane nie należą do lekkich. Obawiam się, iż wielu czytelników poczuje się zrażonych terminologią i brakiem istotnej fabuły. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej niektórzy z nich docenią przemyślaną formę powieści. Napisana w formie wspomnień, często odbiega ona od linearnego opowiadania zdarzeń, rozbiega się to w przód, to w tył licznymi dygresjami i wspomnieniami. Jako opowieść o naukowcach opisuje ludzkie charaktery, pochylając się nad każdym szczegółem składającym się na ich postaci. To opowieść nieco gorzka, ale z nutką nadziei, że jednak nie jest z nami tak źle.

Polecam.



---
* Stanisław Lem, "Głos Pana", Wydawnictwo Literackie, 1984, s. 104.
** Ibid., s. 37.
*** Ibid., s. 42-43.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3921
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Kuba Grom 19.11.2008 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Powieść Lema to wspomnien... | Kuba Grom
www.biblionetka.pl/...
dla ciekawych
Użytkownik: matis 01.12.2010 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Powieść Lema to wspomnien... | Kuba Grom
Cyt. "można zauważyć, jak sprytnie autor unika niepewnych prognoz dotyczących przyszłości". Autor nawet nie przypuszczał, jak bardzo jest zatopiony w latach '60. Jako neutralne tło wybrał (nie on jeden) krajobraz widziany z okna pociągu i to całkiem szybkiego, więc z unikania wiele nie wyszło :) Naukowcami i politykami są tylko mężczyźni, zimna wojna między ZSRR i USA trwa w najlepsze, namiętnie używa się maszyn do pisania, a żeby przeprowadzić obliczenia trzeba się przejść do centrum obliczeniowego (no, dobra, niektórzy szczęściarze mogą dostać apartament z wielką maszyną komputerową, jak bohater G.P.), albo mieć pod ręką kartkę papieru i długopis. Internetu nie ma i nie będzie, o mniejszych wpadkach nie wspominam. Jeśli zważyć, jak wiele Lem przyłożył uwagi do tego, żeby książka w żadnym elemencie nie była futurologiczna, można się uśmiechnąć z daremności tych wysiłków.
Użytkownik: Kuba Grom 01.12.2010 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Cyt. "można zauważyć, jak... | matis
chmm... nie zwróciłem uwagi na takie szczegóły. Z drugiej strony dobrze, że nie liczą na suwakach, a komputerów nie programują perforowanymi kartami - znam książkę z lat 70. w której w przyszłości, w dobie sztucznej inteligencji, takie rzeczy się dzieją.
Nawiasem mówiąc przewidzieć Internet w tych czasach nie było tak znów łatwo.
Użytkownik: mngr 13.01.2015 23:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Cyt. "można zauważyć, jak... | matis
To wyliczenie jest trochę bez sensu (składa się głównie z takiego narzekania typu: "Ha! Autor pisze, że ludzie powszechnie nosili strój A. A przecież wiadomo, że w tamtych latach strój A był tak niemodny, że tylko ktoś nienormalny by go założył. Naprawdę, duża pomyłka futurologiczna...")
1) nie bardzo wiem, jaki jest problem z tym pociągiem i krajobrazem
2) płeć naukowców i polityków nie ma żadnego znaczenia dla opisywanych tu problemów dotyczących nauki i polityki
3) to że świat nie jest już bilateralny, tylko multilateralny też nie ma znaczenia (ważne, że nigdy nie był tak naprawdę unilateralny, nawet kiedy ludzie mówili tak w latach 90.) - istotne jest tylko to, że mechanizmy współzawodnictwa technologiczno-przemysłowo-militarnego wciąż działają w ten sam sposób (nawet jeśli napięcia są mniejsze lub po prostu mniej widoczne)
4) jaka jest niby funkcjonalna różnica dla nauki między używaniem przez naukowców maszyn do pisania a używaniem edytora tekstowego na komputerze?
5) wystarczy zamienić "przejść się do centrum komputerowego" na "nauczyć się składni pakietów obliczeń symbolicznych i usiąść do komputera", co nic tak naprawdę nie zmienia - poza skalą czasową oczywiście. Postęp, jaki dokonał się w informatyce od tamtych czasów ma jedynie charakter ilościowy - dziś liczymy szybciej i więcej. Ale aby zaradzić temu problemowi w kontekście powieści wystarczy sobie wyobrazić, że wiadomość jest zbyt trudna do rozszyfrowania nie dla ówczesnych, ale dla obecnych komputerów.

Jedyną istotną różnicą wydaje mi się obecność Internetu. Ale w pracy naukowej Internet naprawdę nie przydaje się tak bardzo - służy po prostu jako bardzo duża i bardzo łatwo dostępna biblioteka (no i do kontaktów z innymi naukowcami - ale tutaj wszyscy, którzy mają wiedzieć zebrani są w jednym miejscu). W kontekście tej powieści największą różnicą jest to, że cały Projekt byłby znacznie, znacznie trudniejszy do utrzymania w tajemnicy.

Więc wydaje mi się jednak, że Lem bardzo umiejętnie uniknął wprowadzenia jakichś 'istotnych' daleko idących prognoz. Decydując się na taką formę powieści musiał jednak naszkicować jakieś tło - i stąd też te wymienione elementy (ale to kompletnie nie jest problemem; bo - podobnie jak np. z różnymi wystawieniami klasycznych dramatów, jak choćby "Hamlet" - tło jest zupełnie nieistotne dla właściwej treści tego dzieła). Ale mimo to powieść ta jest wciąż bardzo aktualna, a nawet powiedziałbym więcej - jest bardzo uniwersalna.
Użytkownik: Kuba Grom 20.01.2015 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To wyliczenie jest trochę... | mngr
System bardzo podobny do internetu opisał Lem w powieści, której nie lubił - w "Obłoku Magellana".
Użytkownik: matis 13.03.2015 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: To wyliczenie jest trochę... | mngr
Ależ ja nie narzekam. Spójrz raz jeszcze - odnoszę się jedynie do fragmentu recenzji. O tego: "Patrząc na książkę od strony zabiegów literackich, można zauważyć, jak sprytnie autor unika niepewnych prognoz dotyczących przyszłości"; w tonie mojego postu brak najmniejszego śladu pretensji do autora, czy uwag o niższej jakości lektury. Wobec powyższego cała reszta twojego postu następująca po słownie "narzekania" jest nie tylko trochę, ale całkiem bez sensu. Zważywszy, że niemało tego, szkoda Twojej pracy :(
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: