Dodany: 09.11.2008 13:20|Autor: jolietjakeblues

Książka: Pachnidło
Süskind Patrick

1 osoba poleca ten tekst.

Zabłysnąć niczym anioł


Jak mityczny stwór. Jak emanacja zła. Jak jedno z najgorszych nieszczęść, które nie uchyla wieka puszki Pandory, a otwiera je z trzaskiem, żeby wydobyć się na zewnątrz. Jak zły sen osiemnastowiecznej Francji. Jak złośliwe i szkaradne odbicie w krzywym zwierciadle bogini z „Narodzin Wenus” Botticellego. Ale to nie piękna kobieta wyłaniająca się z piany pachnącej różanie i solą morską. Nad tymi prawie mitycznymi narodzinami nie krążą roześmiane aniołki. A skóra nowo narodzonego to nie aksamitna delikatność. Ta wyłaniająca się z niebytu postać jest od początku taka jak otoczenie, które ją wydało i przyjęło. Czy to wpłynęło w decydujący sposób na życie, postawę, stosunek do świata owego stwora? Czy może już w zamyśle Wszechświata zapisane zostało, że na przekór ludzkim niedoskonałościom pojawi się człowiek, który został powołany przez Naturę do przeprowadzenia doskonałego eksperymentu i uzbrojony w narzędzie doskonałe. A podporządkowane zostało temu wszystko. I jego umysł, i jego fizyczna postać, i nieludzki, nadzwyczajny zmysł! Ale, ale… Doskonałość zła? Przecież z samego założenia Bóg, Natura, Wszechświat nie tworzy morderczej człowieczej maszyny! Przecież dzieło, które stoi przed tym potwornym herosem, to nie zagłada świata, a wynalezienie czegoś najcudowniejszego. Tak jakby mityczni bogowie sprowadzili na ziemię swego na poły ludzkiego bohatera dla uradowania ludzi. Jakby wróżka swą czarodziejską różdżką dotknęła główki dziecka i w ten sposób uwarunkowała je do odszukania kwiatu paproci! A jednak nie. Jednak to nie tęcza zwiastowała narodziny, żadna gwiazda nagle nie zaświeciła, nie zaświergotały ptaki. Nie skłoniły głów zwierzęta. Nikt nie oddał hołdu. Straszne macki wyłoniły się „w najsmrodliwszym zakątku całego królestwa (…). Upał przygniatał cmentarz ołowianą czapą i tłoczył w sąsiednie uliczki powietrze ciężkie od odoru zgniłych melonów przemieszanego ze swądem palonego rogu. (…) Ryby, rzekomo tegoż ranka świeżo złowione w Sekwanie, cuchnęły już tak strasznie, że ich smród głuszył smród trupów. (…) matka (…) przykucnęła za blatem do oprawiania ryb i tam, podobnie jak cztery razy przedtem, urodziła i nożem od ryb odcięła pępowinę”[1]. Tak pojawia się na świecie Jan Baptysta Grenouille. Namaszczony genialnością przez bogów człowiek. Mityczna prawie postać. Potwór, którego „geniusz (…) i jedyna ambicja ograniczały się do dziedziny, która w historii nie pozostawia śladów: do ulotnego królestwa zapachów”[2].

Piszę, że obdarzony doskonałością, bo Grenouille jest postacią z wyglądu fizycznego obrzydliwą. Tak jakby miało go to odpowiednio umiejscowić, usytuować w konkretnym społecznym czy towarzyskim kręgu, pozwalając, albo wręcz każąc nie zajmować się niczym innym, jak tylko dojściem do celu, do którego został stworzony. Bez towarzyszy dziecięcych zabaw, bez młodzieńczych uniesień, bez przyjaźni zawodowych. Tylko jeden cel. Tylko jeden doskonały zmysł. Nic więcej tutaj się nie liczy. Autor podkreśla to w tekście wielokrotnie. Najpierw opisując Grenouille’a jako dziecko, potem jako młodzieńca, który jest sam z siebie niepozorny, niewidoczny, prawie nieistniejący. Stojący z boku, w cieniu, cierpliwie czekający na swoją kolej, nieprzegapiający okazji, która zaprowadzi go na kolejne stopnie długich schodów, na których końcu nastąpi ukoronowanie dążeń! Ale opisując bohatera, porównując go do kleszcza (akcentując jego nadzwyczajne zdolności do przeżycia w najgorszych warunkach) czy tłustego pająka (epitet uzasadniający budzony u innych wstręt), pisząc, że Grenouille to pokurcz, gnom i nie mówi, a syczy jak wąż - opisuje od samego początku jego nadludzkie predyspozycje, robiąc to najpierw bardzo tajemniczo, zwodząc czytelnika, stosując pewną dozę niedowierzania, pozostawiając czytelnika w niepewności, trochę bałamucąc. Ale oddajmy głos osobie duchownej, wrażliwej na ludzkie nieszczęście, opiekującej się dziećmi z przytułków: „Terrier wąchał przeto, oczekując, że zapachnie mu skórą, włosami i trochę dziecinnym potem. Ale nie zapachniało mu niczym. Zupełnie niczym, mimo wszelkich usiłowań. Prawdopodobnie niemowlęta nie pachną, pomyślał, tak to musi być. (…) Wcale nie powinien pachnieć! (…) Wtem dziecko zbudziło się. Najpierw zbudził się nos. (…) Podczas gdy mętne oczka dziecka zezowały w nieokreślony punkt, nos zdawał się kierować ku jakiemuś celowi i Terrier miał zdumiewające uczucie, że celem tym jest on, jego własna osoba. (…) Bezwonne dziecko obwąchiwało go bezwstydnie, ot co! Zwęszyło go!”[3]. I taki Grenouille będzie przez całe życie. Nieuchwytny zapachowo dla nikogo. Przez to prawie niewidzialny. Ukryty za kotarą bezwonności jak pod czapką niewidką, jak okryty płaszczem elfów… Za to sam mogący odkryć wszystko i wszystkich na ogromne odległości, skierować się w dowolnym kierunku bez popełnienia najmniejszego błędu. Z zamkniętymi oczami, nie słysząc odgłosów. Kierując się tylko nosem. Tylko węchem. Genialnym węchem.

Z czym kojarzy się Francja od wieków? Między innymi oczywiście z zapachami. Zatem trzeba oddać autorowi, znowu używając tego słowa, że stworzył powieść genialną. Czytelnikom, którzy nie są mocni w historii, których nie interesuje przeszłość, Francja osiemnastowieczna kojarzy się, oprócz, rzecz jasna, Rewolucji, z jednej strony z brudem, cuchnącymi rynsztokami, błotem, pomyjami wylewanymi przez okna, a z drugiej strony z wyperfumowaną klasą najwyższą. A więc zapachy! Tak. I te najcudowniejsze, i te najobrzydliwsze. I właśnie tutaj Süskind umiejscawia swoją powieść, historię pewnego mordercy. Zatem genialne czy przewrotne, że wśród tych woni pojawia się okrutny i fenomenalny zarazem mesjasz, mający za nakazem Opatrzności wydestylować najcudowniejsze perfumy Paryża, Francji, Europy, świata! I to robi! Na przekór okrutnym chorobom, losowi sieroty, odrzucanej przez wszystkich wychowawców pokraki trzyma się przy życiu, kierując się jedynie zaprogramowaną w duszy bądź umyśle ambicją.

Jak hermetycy poszukiwali receptury na wytworzenie złota, tak nasz bohater podporządkowuje swoje całe życie, całą energię, którą dał mu Bóg, na znalezienie receptury doskonałego pachnidła, najszlachetniejszych z perfum! Gdzie zatem morderstwa, dlaczego taki sensacyjny podtytuł? Trochę kpina autora z czytelników? I tak, i nie. Bo wątek sensacyjny jest bardzo mocno umiejscowiony w tej niezbyt obszernej książce. Jednak traktując powieść tylko i wyłącznie kryminalnie nie dostrzeżemy w niej wielu innych wątków. Bo to nie tylko, jak w klasycznym kryminale, postać mordercy, powody, morderstwa, pościg, ale i mnóstwo informacji o przedrewolucyjnej Francji, z ulicami Paryża, obrazem handlarzy, kupców, rzemieślników, stosunków społecznych. To także warsztat perfumeryjny ze wszystkimi szczegółami, porównywany przez to do jakiegoś, a właśnie!, laboratorium poszukiwaczy kamienia filozoficznego. Również książka wykraczająca poza ramy powieści sensacyjnej i społecznej, bo niebezpiecznie zbaczająca w kierunku baśni, gdy nagle czytelnika, który ma przed oczami miasto i wątek kryminalny, przenosi w jakieś mistyczno-baśniowe literackie krajobrazy, gdzie Jan Baptysta przechodzi metamorfozę z praktykanta-perfumiarza w mistyka-pustelnika. Czemu Süskind daje tutaj upust? Co chce nam opowiedzieć, gdy zamyka swojego bohatera w pustelni, każąc mu zlizywać wodę z wilgotnych kamieni, jadać węże i jaszczurki, zamieniając jego poznaczoną bliznami dziecięcych chorób skórę w jeszcze szkaradniejszą, porównywalną w kolorze do bieli robaka? Dlaczego nie zostawia go w warsztacie, gdzie mógłby swoje olfaktoryczne zdolności doprowadzić do technicznych wyżyn? Ale nie, woli przepoczwarzyć Grenouille’a jeszcze bardziej. Kolejny zakręt, z którego ten wychodzi jak doskonały… właśnie, kto? Morderca, mesjasz własnych ambicji, perfumiarz? Czy w tej jaskini spływa na niego jakaś łaska? Stamtąd, gdzie zapadł w swoisty trans, sen, marzenie o bezzapachowości świata i własnym królestwie zapachów, popijanych z butelek jak najdoskonalsze wino; gdzie zarazem jest i mistrzem-wykonawcą, i użytkownikiem tych najwspanialszych na świecie produktów, wychodzi, wypełza na światło dziennie: „Wyglądał okropnie. Włosy sięgały mu do kolan, rzadka broda do pępka: Paznokcie miał jak szpony ptaka, a na ramionach i nogach, tam gdzie spod łachmanów wystawało ciało, skóra łuszczyła mu się płatami”[4]. Wypełza, żeby ostatecznie zmienić świat i siebie. Żeby dokonać tego, do czego został stworzony. Zrobić to i odejść. W poczuciu spełnienia obowiązku narzuconego przez Naturę. Tak, jego nie interesuje nic. Nie nęcą go pieniądze, kosztowności, zaszczyty, własny warsztat perfumeryjny. Świat doczesny go nie interesuje. Ludzie go nie interesują. Wszystko to, co go otacza, co przypadkiem jest w jego zasięgu, jest albo pomocne i wykorzystywane przez niego, albo odrzucane jako kompletnie bezwartościowe. I jak nie porównać Jana Baptysty do mesjasza, szaleńca? Ale mordercy?

Niestety. Z tak, mogłoby się wydawać, pięknie ułożonego ludzkiego szaleństwa wychodzi to, co najgorsze. Ach! Taki piękny dar! Sława, pieniądze! Nikt by nie zauważał szkaradzieństw fizycznych! Można by mieć przecież wszystko, czego dusza zwrócona ku dobrom materialnym zapragnie! A czy najdoskonalsze perfumy to dobro materialne? Czy jest porównywalne do złota, jeśli nie ma przynosić zysku? Czy raczej trzeba je porównać do wielkiej sztuki? Do sztuki, która powstaje dzięki szaleństwom, wewnętrznemu ogniowi, brakowi logiki i brakowi uczuć społecznych? Czyż zatem morderstwo jest jakoś wytłumaczalne? Ale które morderstwo? To, które jest tylko środkiem prowadzącym do celu? Czy może to z miłości wywołanej zapachami: „Runęli ku aniołowi (…). Byli niezwykle dumni. Po raz pierwszy zrobili coś z miłości”[5].



---
[1] Patrick Süskind, "Pachnidło. Historia pewnego mordercy”, tłum. Małgorzata Łukasiewicz, wyd. Świat Książki, 2006, str. 6-7.
[2] Tamże, str. 5.
[3] Tamże, str. 18-19.
[4] Tamże, str. 140.
[5] Tamże, str. 252-253.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14511
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: koczowniczka 10.11.2008 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mityczny stwór. Jak e... | jolietjakeblues
Hm, więc podoba Ci się "Pachnidło" czy nie? Pytam, bo akurat wypożyczyłam tę książkę i będę czytać w najbliższym czasie.
Użytkownik: jolietjakeblues 10.11.2008 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, więc podoba Ci się &q... | koczowniczka
Pewnie! Arcydzieło? Boję się tego słowa. Ale z pewnością świetna literatura. W każdym razie na 6. Trzeba koniecznie przeczytać. Miłej lektury!
Użytkownik: mayelka 10.11.2008 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mityczny stwór. Jak e... | jolietjakeblues
Bardzo ciekawa recenzja, trafna i zachęcająca. Dzięki Vemonie mogłam przeczytać to małe dzieło i, tak, to nie historia o mordercy, nawet nie przede wszystkim, to historia przeklętego geniusza. Nie budzi jednak współczucia, ale szacunek do daru bohatera na pewno. Samemu autorowi trzeba przyznać doskonałe przeprowadzenie czytelnika przez całą historię, aż do spodziewanego, a jednak zaskakującego końca. Również polecam lekturę tej książki, a panu Jerzemu gratuluję, z nutką zazdrości, intrygująco choć lekko napisanej, recenzji. Ostrzegam również przed nagłym zaostrzeniem zmysłu węchu w trakcie czytania "Pachnidła", a nawet jeszcze jakiś czas po :)
Użytkownik: jolietjakeblues 10.11.2008 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa recenzja, ... | mayelka
Dziękuję! Rzeczywiście, już na początku lektury zadałem sobie pytanie, dlaczego w podtytule jest historia mordercy? To powieść o geniuszu i szaleństwie, przedstawionych z niezwykłej perspektywy, opisanych w niezwykle oryginalnych krajobrazach literackich. I dlatego jest wielka.
Jeszcze raz dziękuję. Bardzo miło mi się zrobiło...
Użytkownik: lapis lazuli 10.11.2008 15:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mityczny stwór. Jak e... | jolietjakeblues
Tak czułam, że cię poniesie...i poniosło!!!
Popraw koniecznie tych" hermetyków", bo chyba miało być "alchemicy".
Recenzja trochę "przegadana" jak na mój gust, ale ja się nie znam. Natomiast zastanawia mnie, czy człowiek wyróżniony przez naturę wybitną zdolnością, w tym wypadku zmysłem powonienia, skazany był od początku swego istnienia, na zło? Urodził się w Paryżu, tam też zginął. Nie musiał wcale umierać i nie musiał umierać w swoim mieście. Dlaczego tak ważny był ten powrót? Dlaczego wrócił dopiero po stworzeniu
zapachu miłości? O tym, myślałam i na te pytania odpowiadałam sobie po zakończeniu powyższej lektury.
Fragment powieści opisujący, z tego co pamiętam, wieloletni cykl przeobrażania się, był dla mnie najbardziej zagadkowym momentem. Na górze- w głębokiej jaskini, ukryty przed zapachami świata, doprowadzony tam przez nienawiść ( jakże on nienawidził!)odkrywa najbardziej gorzką prawdę o sobie.
Jaką???
Pozdrawiam ciepło i z emocjonalnym gibnięciem
Lapis lazuli

Użytkownik: jolietjakeblues 10.11.2008 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak czułam, że cię ponies... | lapis lazuli
A nidgy w życiu! Zakon hermetyków. Poszukiwacze kamienia filozoficznego, materiału, z którego można zrobić złoto. I tak dalej. Alchemik to tylko ktoś, kto pracuje w laboratorium. Nie ma tego wydźwięku tajemniczości, odrębności. Właśnie hermetyzmu. Czyli niezrozumienia przez innych, niedostępności bo to, czym oni się zajmują jest dostępne tylko dla nielicznych osób, bo jest to trudne, lub dlatego, że ta grupa ludzi się sama izoluje.

I mnie to też tknęło. To, że nie musiał umierać. Mógł mieć sławę, pieniądze, kobiety, wszystko! Więc skąd się to wzięło, że wybrał taką drogę? Właśnie tak jak hermetycy. Izolacja, odrębność. gdyby był alchemikiem, to siedziałby w swoim laboratorium i poświecał się żmudnej pracy. A tu zagrał mistycm, jakieś namaszczenie, iskra (boża, diabelska).

Nie twierdzę, że był skazany na zło. Był skazany na wynalezienie najszlachetniejszej z perfum. A czy to z założenia doprowadza do zła?

Oj, niestety nie mogę gibnąć się emocjonalnie, ale za to kłaniam się z głębokim szacunkiem.
Użytkownik: lapis lazuli 11.11.2008 00:42 napisał(a):
Odpowiedź na: A nidgy w życiu! Zakon he... | jolietjakeblues
No popatrz! A sprawdziłam wcześniej tych hermetyków i zakonu się nie doszukałam! Kiepsko sprawdziłam.
Dzięki za oburzenie(należało mi się!), ale i tak się dokopię szczegółów, choć po niewczasie.
hihihi
Słodkich zatem snów :)
Użytkownik: jolietjakeblues 11.11.2008 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: No popatrz! A sprawdziłam... | lapis lazuli
Szczerze mówiąc, to uzyłem tego wyrażenia trochę na wyrost, taka "licentia poetica". W sensie tajemnego stowarzyszenia. W każdym razie uważam, że w tekście zastosowałem to słusznie, bo chodzi przecież o hermetyzm, czyli coś odrębnego, trudno dostępnego. Ale to już wyjaśniłem.

Jakie tam oburzenie! Po prostu starałem się bronić.

Ale dzięki za wskazówki, za komentarz. Najważniejsze przecież, że przeczytałaś mój tekst i można podyskutować o jego słuszności bądź nie, a przez to i podyskutować o książce.

Kłaniam się, ale bardzo deliaktnie, bolącą głową z powodu zmiany pogody.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.11.2008 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mityczny stwór. Jak e... | jolietjakeblues
O ile samo "Pachnidło" ma u mnie 5 (a czy aby wpisałam ocenę, bo jakoś sobie nie przypominam? - to oczywiście pytanie do mnie samej...), z racji, że pomimo istotnie mistrzowskiej gry na zmysłach czytelnika nie jest to powieść, do której chciałabym kiedykolwiek wrócić, zbyt odpychające są jej realia i sam bohater - o tyle Twoją recenzję, a właściwie więcej niż recenzję, kunsztowny esej, z pełnym przekonaniem oceniam na szóstkę.
Użytkownik: jolietjakeblues 18.11.2008 19:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O ile samo "Pachnidł... | dot59Opiekun BiblioNETki
O! Dziękuję. To dla mnie nagroda i powód do dumy. To dosyć prowokujące, co napisałaś. O książce, nie o recenzji. Nie mogę się nie zgodzić. Wielka powieść, ale nie do powracania z przyjemnością. Cóż, do wiekszości powieści Dostojewskiego też nie wracam. Ale, chociażby "Pod wulkanem" Lowry'ego lubię wziąć do ręki, przekartkować, coś przypomnieć...
Użytkownik: magdalena maria 18.11.2008 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: O! Dziękuję. To dla mnie ... | jolietjakeblues
Wybaczcie, że przeszkadzam, ale tak sobie myślę, że z tym powracaniem do Pachnidła sprawa wygląda niezwykle ciekawie. Co prawda oglądałam tylko film, niejednokrotnie zresztą, lecz już od dawna namawia mnie znajoma (z którą raz film oglądałam wspólnie) do przeczytania książki, którą kupiła, przeczytała, a teraz chce każdemu, kogo lubi, pożyczyć. I tak trochę zaobserwowałam zachowania młodych, wyraźnie jeszcze fizycznie niewyżytych, bo o niewyżyciu się mowa, a czasy wyżywaniu się sprzyjają. Gdyby tak małe dziecko ze świata dorosłych zapożyczyło jedynie umiejętność czytania i rozumienia Pachnidła (może na zasadzie jakiegoś VPRC - Virtual Pauperum Reality for Children, hehe, Dukaja ostatnio czytałam), byłoby najwierniejszym czytelnikiem tej książki, powracając do niej w przerwach między leżakowaniem, chociażby podczas nocnikowego posiedzenia. Taka kupa to przecież papu, pachnie dziwnie, w każdym razie interesująco. Temat takich pachnideł można by ciekawie rozwinąć, jednakże najprawdopodbniej niezbyt bylibyście nim zainteresowani. Z wiekiem człowiek dorosły odgradza się od świata barierą swojego rozumienia. Tu są zarazki, a to nie przystoi, itd. Prawda? ;)

PS. Od apetycznego zapachu bigosu, który dobrze że sobie troszkę poleżał, do odpychającego zapachu bigosu, który poleżał troszkę za długo, chyba niedaleko i pewnie samą zmianę młode nosy wyczuwają lepiej. To pewnie podobnie jak z matematyką :D
Użytkownik: fugare 22.06.2023 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak mityczny stwór. Jak e... | jolietjakeblues
Odnalazłam tę recenzję, bo właśnie przeczytałam książkę i dopiero wówczas (najczęściej tak właśnie robię) sprawdzam, co o niej sądzą i piszą inni. Recenzja, jak zwykle doskonale oddaje, poza sensami i znaczeniami, to co ulotne (niczym zapachy). Dużo już na ten temat napisano, więc ograniczę się tylko do refleksji, że w mrocznym świecie Patricka Süskinda wszystko może być przekleństwem - nawet niewinność i uroda, w którą zamierza się "ubrać" bohater. Zapach ma być jego kamuflażem, ale nie ma niczego ukryć, lecz wręcz przeciwnie, wydobyć z niebytu. Tylko po co? Dla chwili aplauzu, akceptacji, które nie mogą przecież długo cieszyć, bo pochodzą od ludzi, których tryumfator tak bardzo i szczerze nienawidzi. Trudno uniknąć skojarzenia z samym autorem, który niechętnie udzielał wywiadów i starał się raczej z boku obserwować życie literackie i publiczne, nie uczestnicząc w nim, nie odbierając nagród.
U mnie również na 6.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: