Dodany: 16.10.2008 16:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

„Żyłam w PRL-u. I żyję!”[1]


Tę książkę, absolutnie nigdzie niereklamowaną, dostrzegłam przypadkiem na półce w Empiku kilka tygodni temu. Już sama okładkowa grafika, przedstawiająca typowe kapsle od piwa (co prawda bez eleganckich papierowych „koszulek” z pracowicie wymalowanymi flagami poszczególnych państw, jakimi zwykł był przyozdabiać swoją kolekcję mój brat) podziałała na mnie wystarczająco sugestywnie, a kiedy jeszcze zajrzałam między kartki, trafiając na taki oto fragment: „A w niektóre dni po południu jest świetny program dla dzieci pod tytułem »Zwierzyniec«, który zaczyna się od ślicznej piosenki: »I kudłate, i łaciate, pręgowane i skrzydlate (...)«”[2] – odezwała się we mnie nostalgia. Nie, nie za PRL-em, za dzieciństwem po prostu... Uznałam jednak, że 26 zł za tomik rozmiaru przeciętnego „harlekina” i tylko nieco grubszy, w miękkiej okładce i na nie najlepszym papierze, to trochę za dużo. Ale kiedy podczas kolejnej wyprawy do miasta zobaczyłam, że na półce pozostał już ostatni egzemplarz, nie wytrzymałam i zubożyłam swój portfel o wspomnianą kwotę. Następnego dnia było już po wszystkim (300 niewielkich stron sporą czcionką to niewiele więcej tekstu, niż w weekendowym wydaniu dowolnego dziennika...). A wrażenia... mieszane.

Autorka, choć spełnia definicję „dziecka PRL-u” (w chwili zmiany ustroju liczyła sobie 21 lat), reprezentuje rocznik sporo młodszy niż mój, toteż jej i moje wspomnienia różnią się sporą liczbą detali. „Zwierzyniec”, „Ekran z bratkiem” i „Zrób to sam”, „okrągły zegarek na rękę marki Czajka”[3] i „dżinsy marki Odra”[4], SKO i SKS, kapsle i gumy, „pust wsiegda budiet sonce”[5] i „na górze róże, na dole  s c h a p” – o, tak! Ale elementarz „Litery” to już nie moja bajka, ani „prześliczne kolorowe chińskie piórniki i gumki do mazania”[6], ani ZPT (ja miałam zwyczajne prace ręczne), ani wolne soboty w szkole... Zabrakło, sporo zabrakło z całej tej gamy obrazów i pojęć, którą spodziewałam się przywołać – trudno jednak winić za to autorkę; pisała wszak o tym, co sama widziała i poznała.

Tak czy inaczej, łączy nas jedno: przeświadczenie, że dzieciństwo w PRL-u wcale nie musiało być jednym wielkim pasmem szarości i beznadziei, i że pisząc o tamtych czasach nie ma się moralnego obowiązku potępienia w czambuł wszystkich elementów ówczesnej rzeczywistości, od prasy i systemu edukacji po jadłospis i modę. Bo z wyjątkiem nielicznych sytuacji ekstremalnych, jak wojny, klęski żywiołowe, skrajne warianty totalitaryzmu czy zaawansowane patologie rodzinne, dziecko zawsze znajdzie sposób, by być dzieckiem – przymykać oczy na braki otaczającego je świata i czerpać radość z tego, co ma (albo - co mu się wydaje, że ma). I nawet jeśli jako osoba dorosła w pełni zda sobie sprawę, że w tym świecie nie wszystko było w porządku, nie może to wymazać wcześniejszych doznań, nakazać automatycznie myślenia „skoro innym było źle, to i mnie MUSIAŁO być źle, nawet jeśli pamiętam, że mi było dobrze”; byłaby to raczej hipokryzja niż ukazanie prawdy...

Jednakże lektura nie dała mi spodziewanej satysfakcji. Czegoś mi brakowało, coś było nie całkiem tak. Może niezbyt trafiona próba łączenia osobistych wspomnień i refleksji z suchą kroniką wydarzeń („W 1984 odbywa się kolejna olimpiada, którą zmuszeni byliśmy zignorować, podobnie jak inne »bratnie« kraje RWPG. ZSRR odpłacił w ten sposób USA za bojkot letnich igrzysk olimpijskich w Moskwie 1980. (...) Rok 1985 przyniósł diametralną zmianę w ZSRR. (...)”[7]. Może lekko irytująca maniera mieszania w jednym akapicie czasu teraźniejszego – odnoszonego do przeszłości – z czasem przeszłym, jak choćby w powyższym cytacie. A może zbyt duża liczba wepchniętych w tekst krytycznych uwag pod adresem naszej dzisiejszej rzeczywistości (a dokładnie - głównie sytuacji sprzed ostatnich wyborów parlamentarnych) - cóż z tego, że w wielu miejscach słusznych, kiedy wyartykułowanych w sposób nasuwający wątpliwość, czy właściwym zamiarem autorki było tylko przypomnienie dzieciństwa, czy również chęć „przyładowania” władzom niedoszłej IV RP? Ja stoję na stanowisku, że do tego ostatniego celu służy publicystyka polityczna – a wspomnienia niech pozostaną wspomnieniami...



---
[1] Katarzyna Anna Weiss, „Gra w kapsle, czyli autolustracja dziecka PRL-u”, wyd. Vesper, Poznań 2008, s. 141.
[2] Tamże, s. 96.
[3] Tamże, s. 105.
[4] Tamże, s. 109.
[5] Tamże, s. 137.
[6] Tamże, s. 79.
[7] Tamże, s. 233.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1980
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Meszuge 17.10.2008 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Tę książkę, absolutnie ni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Być może teksty, o które Ci chodzi (bez wycieczek politycznych w żadną stronę), znajdziesz na www.xxw.opole.pl (krótkie teksty przy zdjęciach i długie w menu na dolnej belce).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.10.2008 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Być może teksty, o które ... | Meszuge
Dzięki, sprawdzę.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: