Dodany: 30.09.2008 07:35|Autor: librarian

Siła słowa.


Miesiąc wrzesień jak nigdy dotąd zaobfitował w Toronto w spotkania z ciekawymi pisarzami. Miałam okazję uczestniczyć w trzech takich spotkaniach – z Mariuszem Wilkiem, z Mary Rubio oraz z Januszem Krasińskim i chcę się podzielić moimi wrażeniami z Wami moi drodzy Biblionetkowicze.

Mariusz Wilk, który określa siebie jako intelektualnego nomada, powołując się na Kenneth'a White'a autora "Niebieskiej drogi", jest pisarzem niezwykle inspirującym. Jego niezależność myślenia i działania ma wielką siłę oddziaływania, o czym przekonałam się rozmawiając z niektórymi z uczestników spotkania, które miało miejsce 12 września na uniwersytecie torontońskim, już po fakcie. Wielu z nas wróciło do domu wypełnionych nową energią i podziwem dla koncepcji własnej tropy. Prawdą bowiem jest, że wszyscy potrzebujemy inspiracji i refleksji popartej działaniem osób takich jak Wilk, które mają odwagę wydeptywać własne ścieżki i przez to pokazywać nam, że oderwanie się od stada jest możliwe i owocuje w sposób często zaskakujący, orginalny i niezwykle satysfakcjonujący. Jednym z drogowskazów czy mistrzów Wilka jest Kenneth White. Szkot piszący po francusku i wykładający na Sorbonie. Jadając tym razem śladami White'a Mariusz Wilk odbył właśnie podróż na Labrador gdzie spędził prawie miesiąc. Nie chciał mówić o wrażeniach z tej podróży. Powiedział, że potrzebuje czasu aby móc sobie tę podróż przemyśleć, przetrawić i poukładać. Z wyprawy tej narodzić się ma kolejna książka o Północy. Zanim dostaniemy ją do rąk, będziemy szukać "Niebieskiej drogi".

Ktoś, nie pamiętam kto, porównał Wilka do Bobkowskiego. Niezależność, odwaga, rozczarowanie grami polityków i cywilizacją współczesną (w przypadku Bobkowskiego Europą powojenną, w przypadku Wilka Polską posolidarnościową), doprowadziły obu pisarzy do oderwania się od całego tego hałasu cywilizacyjnego i poszukiwania własnej drogi, z dala od zgiełku. Gdy jeden z uczestników spotkania zarzucił Mariusz Wilkowi eskapizm, pomyślałam sobie, że jest dokładnie odwrotnie, że to my uprawiamy eskapizm na codzień, uciekając od siebie samych, od tego kim jesteśmy naprawdę, pogrążając się w stadnych zajęciach i stadnym sposobie życia, a nie Wilk czy Bobkowski. Dobrze, że jest i pisze Mariusz Wilk.

***

25 września na zaproszenie Osborne Collection, biblioteki dawnych książek dziecięcych, wchodzącej w skład bibliotek publicznych miasta Toronto, Mary Rubio spotkała się z miłośnikami Ani z Zielonego Wzgórza aby uchylić rąbka tajemnicy dotyczącej jej nowej książki, mającej się ukazać drukiem w listopadzie tego roku. Książka ta będąca biografią Lucy Maud Montgomery nosić ma tytuł: „Lucy Maud Montgomery: the gift of wings”. Tłumacząc ten tytuł na język polski możnaby posłużyć się słowem „uskrzydlona” lub „skrzydlata”, bo taka niewątpliwie dla ogromnej ilości czytelniczek, jest proza L.M. Montgomery.

Mary Rubio spędziła ponad 20 lat badając życie L. M. Montgomery, poznała masę osób w różny sposób związanych z pisarką a z wieloma z nich udało jej się przeprowadzić wywiady. Osoby te w większości wypadków już odeszły z tego świata, a zatem ich świadectwa są całkowicie bezcenne. Rezultaty spotkań bywały zaskakujące i zupełnie nieoczekiwane, kiedy to na przykład Mary Rubio udało się załagodzić żal jaki jedna ze służących Elsie Davidson czuła do Lucy Maud Montgomery za zwolnienie jej jako młodziutkiej dziewczyny z pracy i odesłanie do domu. Mary Rubio nawiązała również korespondencyjne kontakty z wielbicielami Ani, Emilki, Janki albowiem na prośbę syna pisarki wzięła na siebie funkcję odpowiadaczki na listy fanów. Rezultatem tej korespondecji była polska przygoda,

Dochodzenie do zrozumienia L. M. Montogmery jako człowieka, pisarki, kobiety zawiodło Mary Rubio do Szkocji, skąd pochodziła Maud i jej rodzina, a dochodzenie do zrozumienia siły oddziaływania jej prozy do .... Polski.

W Szkocji Mary Rubio chodziła śladami świeżo poślubionych Lucy Maud Montgomery i Ewana MacDonalda dokąd wybrali się w dwumiesięczną podróż poślubną w 1911. Trudno wyobrazić sobie bardziej niedopasowaną parę. Choć przodkowie obojga pochodzili ze Szkocji, to z jakże różnych środowisk. Maud - z rodziny o wysokiej kulturze i wykształceniu. Jej pradziad i dziad zasiadali w parlamencie i zajmowali wysokie stanowiska polityczne. Ten rodzinny klan którego pierwsi przybysze postawili stopę na kanadyjskiej ziemii w roku 1770, stanowił elitę na Wyspie Księcia Edwarda. Przeciwnie przodkowie Ewan'a, którzy emigrowali z biedy w poszukiwaniu lepszego życia. Ewan cierpiał na kliniczną depresję i życie z nim stało się dla Maud koszmarem. W czasach kiedy o chorobach psychicznych ani mówić się nie dało, ani realnej pomocy uzyskać nie było można, Lucy Maud Montgomery wykreowała dla siebie nowe życie na kartach swych powieści.

O sile promieniowania twórczości Lucy Maud Montgomery Mary Rubio przekonała się odwiedzając Polskę w roku 1984. Przyjechała do Polski w czasach ponurych i nieciekawych na zaproszenie Barbary Wachowicz na spektakl "Błękitny zamek". Po wielkich trudnościach z otrzymaniem wizy wjazdowej, pisarkę przywitały na lotnisku wycelowane w nią karabiny, a także szokujące dla obywatelki wolnego świata, liczne zakazy dotyczące na przykład fotografowania mostów, lotnisk i innych obiektów uznanych za strategiczne. Podróż obfitowała w niezapomniane przeżycia natury emocjonalnej. Mary Rubio poddana bowiem została doświadczeniu niezwykłej polskiej gościnności, tym wyraźniejszej w czasach racjonowanej żywności, a odbiór i powodzenie musicalu „Błękitny Zamek” w Krakowie oraz przedstawienia „Ania z Zielonego Wzgórza” w Warszawie, pozostawił niezatarte wrażenie we wspomnieniach pisarki.

Biografia, która ukaże się w listopadzie, jest o tyle interesującą dla wszytkich fanek Lucy Maud Montogmery, że bogatą nie tylko w kontekst historyczny i społeczny ale także psychologiczny i emocjonalny. Wiemy że życie Lucy Maud Montgomery i jako dziecka i jako kobiety dojrzałej dalekie było od szczęśliwej idylli. Ostatnio wnuczka pisarki odkryła tajemnicę, długie lata skrywaną przez rodzinę, o tym że Lucy Maud Montgomery najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Dla czytelników pięciu tomów "Dzienników", nie jest to wiadomość szokująca, ale dla fanów "Ani z Zielonego Wzgórza" być może tak. W świetle nowych faktów biograficznych tym mocniej przemawia proza, w której Maud wykreowała brakujące w jej życiu szczęście i miłość.

***

Janusz Krasiński w swoim cztero-tomowym cyklu powieściowym powiedział wszystko, co powiedzieć można było i należało o epoce komunizmu w Polsce. Książki Krasińskiego są jednocześnie sagą życia bohatera opartą o osobiste przeżycia i podsumowaniem pięćdziesięcioletniego okresu historycznego w Polsce. Na czym polega siła oddziaływania prozy Krasińskieg? Na niepodważalnym autentyźmie, oparciu tej prozy o fakty i osobiste przeżycia a także na doskonałym warsztacie literackim, dzięki któremu pisarz unosi się jakby ponad przeżycia osobiste i przemienia je uniwersalny los człowieka żyjącego w warunkach opresji, totalnego zakłamania i cynizmu.

Podczas spotkania, które odbyło się 27 września w Toronto, pokazany został również wstrząsający film biograficzny pt.”Cenzurowany życiorys” w reżyserii Joanny Żamojdo. Dowiedzieliśmy się również, że książki Janusza Krasińskiego są ciągle za mało znane w Polsce, choć są już studenci piszący o nim prace magisterskie czy doktorskie.

***

Mógłby ktoś zapytać: co ma wspólnego pisarstwo Mariusza Wilka, Lucy Maud Montgmery i Janusza Krasińskiego? Dla mnie jest tym czymś prawda, którą każdy z tych autorów nam przekazuje. Prawda w formie czystej, autentycznej, prawda osobista i jednocześnie całkowicie uniwersalna, a zatem docierająca do każdego czytelnika pod każdą szerokością geograficzną w każdej dobie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4390
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: 00761 30.09.2008 14:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Miesiąc wrzesień jak nigd... | librarian
Librarianko, ta czytatka... jakbyś czytała w moich myślach, dziękuję. :) Oczywiście najbardziej zainteresowała mnie część dotycząca Jansza Krasińskiego, ze względu na ogromne przeżycie, jakim była dla mnie lektura jego powieściowego cyklu. W związku z tym moje pytanie: jak odebrałaś Krasińskiego jako człowieka? Jest otwarty, czy raczej woli skrywać emocje [siebie] za parawanem uogólnień? Intryguje mnie ta kwestia, bo chyba nie jest prostą rzeczą, mimo upływu lat, powracanie do traumy z przeszłości. A to wydaje się być nieuniknione, biorąc pod uwagę autobiograficzne podłoże jego cyklu.

Użytkownik: Ina2 30.09.2008 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Librarianko, ta czytatka.... | 00761
Librarianko witaj i dziekuję za rekomendację prozy Janusza Krasinskiego, na pewno siegnę.
Pozdrawiam:)
Użytkownik: librarian 01.10.2008 03:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Librarianko, ta czytatka.... | 00761
Wiesz Michotko, nawet zastanawiałam się nad tym, jak może czuć się człowiek, który przeszedł piekło i który ciągle na nowo to przeżywa opowiadając. Chyba udaje mu się to tylko dzięki temu, że uznał to za rodzaj obowiązku, i jak napisała Nulka, nie prosi o współczucie dla siebie. Krasiński zresztą powiedział o tym w jakimś wywiadzie, że chce przede wszystkim przywrócić do naszej pamięci zbiorowej postacie współtowarzyszy więziennych, tych bohaterów, takich jak rotmistrz Pilecki o których ciągle otacza milczenie i uzyskać dla nich pełną rehabilitację. Odebrałam Janusza Krasińskiego jako człowieka otwartego, prawego, kogoś kto nie ma nic do ukrycia i dlatego o wszystkim mówi, może nie całkiem spokojnie, ale otwarcie, bez podwójnego dna. Kogoś kto jest ponad wszelkie gry i manipulacje, a tylko zależy mu na przekazaniu prawdy. Kogoś, kto jak napisała Nulka, jest smutny, bo żyje w czasach gdzie ta prawda nie jest powszechnie uznana za rzecz najważniejszą.


Użytkownik: 00761 01.10.2008 17:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz Michotko, nawet zas... | librarian
Librarianko, Nulko - dziękuję. Tak właśnie wyobrażałam sobie Krasińskiego - wyważonego, skromnego "strażnika pamięci".

Te najbardziej ważne dla mnie strony książek Krasińskiego dotyczyły Rotmistrza Pileckiego, o którym pisałam już wielokrotnie, ale sądzę, że nigdy zbyt wiele o takich ludziach. Zastanawiam się czasem, jak Pilecki, gdyby - powiedzmy - został amnestionowany, potrafił odnaleźć się w czasach, które przecież nie sprzyjały postawom niezłomnym, bezkompromisowym. Przecież nawet nie napisał prośby o ułaskawienie, nie chcąc w żaden sposób powalać sobie sumienia. I jakoś automatycznie przypominają mi się słowa Starca z "Kartoteki" - "Czasy są niby duże, ludzie - trochę mali". I mam wrażenie, że dla Pileckiego w tym świecie nie było już miejsca, że ten świat stabilnych pojęć, osobistej godności, zwłaszcza HONORU polskiego oficera, odszedł w przeszłość, rozmył się i... ten powojenny świat już nie był dla niego. Tamten świat, który go ukształtował, dał mu system wartości i poczucie odpowiedzialności – jako żołnierza, oficera, Polaka – za ojczyznę, tę, o którą walczył w 1918, 1919, 1920, współtworzył po odzyskaniu niepodległości i znowu w służbie od 39. Do aresztowania. Pozostało mu jedynie godne spotkanie ze śmiercią. I nieważne, jak bardzo oprawcy próbowali zdeptać jego człowieczeństwo, nie byli w stanie tego zrobić. [Analogiczne odczucie mam w przypadku ks. Jerzego Popiełuszki.]

Szymon Bolesta, postać niezwykle ciekawa i również skłaniająca do pogłębionej refleksji, bo jest swoistą syntezą polskiego losu w XX wieku i symbolem umiejętności ocalania w sobie i ocalania dla świata - jako twórca - prawdy. Paradoksalnie, losy Bolesty dowodzą, że życie w stalinowskim więzieniu było prostsze niż to na wolności. Prostsze w sensie wartościowania postaw czy dokonywania wyborów. Jak powiedział jeden z bohaterów: siedzę, co jeszcze mogą mi zrobić? I dopiero wejście w świat nie-wolności, ten za murami, rodzi moralne konflikty, uzmysławia, jak wysoką płaci się cenę za samodzielność myślenia. Dlaczego Szymon mógł wejść w ten świat, zachować w nim odrębność [bo tak naprawdę zawsze był poza elitami], ocaleć? Myślę, że to dziecko burzliwych czasów, bo przecież jako chłopiec wstąpił do Szarych Szeregów, wziął udział w Powstaniu, został jeńcem obozu koncentracyjnego, wyrobiło sobie fenomenalną umiejętność stawiania czoła wyzwaniom. Może ta scena, gdy po raz ostatni widzi matkę, już na zawsze wpoiła mu poczucie odpowiedzialności za siebie i czynione kroki. Szymon nie jest idealny, zmaga się ze światem, walczy o swoje prawo do wolności i wyboru, ale nie jest to walka za wszelką cenę. Kocha świat, ale zależy mu na tym, by nie była to ułuda, literacka imaginacja, dlatego zmaga się o prawdę, jak choćby w przypadku scenariusza filmu "Zapamiętaj imię swoje". Bo to przecież w pewnym sensie i jego historia, i szeregu tych, których imiona zapomniano.

I nie bez powodu stawiam obok siebie te dwie postacie: Rotmistrza i Szymona Bolesty [vel Krasińskiego]. Mają wiele cech wspólnych, ale dzieli ich też wiele, choćby ze względu na przynależność do innego pokolenia. Obie jednak mówią to samo: o prawdę trzeba walczyć, jeśli chce się być pełnym człowiekiem. I nieważne, czy tu, na ziemi, czy "za grobem będzie zwycięstwo". Wiem, brzmi to górnolotnie i może romantycznie, nieżyciowo, może i... śmiesznie. Niemniej, tak to widzę, są wartości, o których zapominać nie wolno, są osoby, których nie mamy prawa powtórnie skazywać na niebyt, bo czyż nie będzie to [choćby nieświadoma] realizacja zamierzenia tych, którzy kiedyś w "majestacie prawa" ich mordowali i skazywali na zapomnienie? "Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie" - George Santayana.

Użytkownik: verdiana 30.09.2008 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Miesiąc wrzesień jak nigd... | librarian
Och, i ja Ci dziękuję, Doroto, szczególnie za Wilka... i za zapowiedzi nowych jego książek.
A także za Krasińskiego, którego mam w planach, po bnetkowych recenzjach i dyskusjach...
Użytkownik: librarian 01.10.2008 04:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, i ja Ci dziękuję, Do... | verdiana
Wilk tak, bardzo. I nie trzeba go szufladkować, prawda? Okropnie mnie denerwuje, jak pisarzy którzy nie poddają się żadnym ramkom próbuje się w nie wtłoczyć. He is a free agent, żeby użyć terminologii sportowej. ;))
Użytkownik: Nulka 01.10.2008 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Miesiąc wrzesień jak nigd... | librarian
Bylam na dwoch spotkaniach wspomnianych przez Librarianke: z Wilkiem i z Krasinskim.
Obaj pisarze bardzo interesujacy, chociaz kazdy inny, z roznych pokolen i z innym bagazem doswiadczen. Wilk zrobil na mnie wrazenie bardzo zbuntowanego, odrzucajacego wszelkie przyjete powszechnie drogi myslenia i postepowania. Jednoczesnie jest bardzo ciekawy swiata, ludzi, nieodkrytych ladow i chlonie o nich wiedze bez zadnych uprzedzen, z dziecieca zachlannoscia.
Taki chuligan schowany na ciemnymi okularami.
Janusz Krasinski to spokojny, skromny, troche chyba zadziwiony, ze w ogole ktos jest nim zainteresowany, starszy pan. Jako bardzo mlody czlowiek przeszedl przez pieklo i to mimo uplywu lat widzialam w jego oczach. Ale on sie z tym nie obnosi, nie prosi o wspolczucie- przeciez takich bylo wielu. On tylko chcialby, zeby ludzie wspolczesni o tym co sie wtedy dzialo wiedzieli, zeby pamietali, zeby sie nie powtorzylo. Jest w nim smutek i zmeczenie czlowieka, ktory probuje te prawde upowszechnic i napotyka na swojej drodze tyle przeszkod, ktore moze go nie zaskakuja i nie dziwia, ale zasmucaja. Swietny pisarz i bardzo madry czlowiek.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: