Mój kochany pamiętniczku...
Sierpień, poniedziałek, jeszcze lato…
Stoję na parkingu pod Urzędem Wojewódzkim i czekam na autobus. Podjeżdżają busiki; na niektórych napis „Galicja” – tak mi się ładnie kojarzy :-), na innych coś tam jeszcze, na jeszcze innych „Marcel” – mamroczę pod nosem „i tu nawet...” i automatycznie widzę oczkami duszy swej niektóre osoby. :-) I tak mi się robi miło i przyjemnie…
U Mamy, w zaprzyjaźnionym Centrum Taniej Książki:
- Marysiu, pamiętasz o książce Pratchetta?
Pamięta. Nie ma, nie było i nic nie wskazuje na to, że będzie. Pewnie, kto by się pozbywał Dysku…
Nie powiem, że złośliwie... nie... absolutnie.. no, może odrobinkę, ale pytam o Prousta. Pewnie jest, do wyboru do koloru. No... jakby miał odpowiednio duże literki... kto wie? Może sobie stać na półce… Nie ma. Raz był. No, co... ale był.
W księgarni:
Myszkuję po „praczetach”, dużo ich, ale upragnionego nie widzę. Na wszelki wypadek pytam.
Mieli, ale odesłali, bo „nie szła”. Serce we mnie mężne i twardam, jako głaz, i nie padam na miejscu.
- A nie jedzie pan czasem po towar?
Jedzie. Mam przyjść jutro…
Jutro.
Dzwonię.
Jest.
??? !!! - Czy aby na pewno Ostatni bohater? – pytam panienki na wszelki wypadek.
- A, nie... Ostatni... kontynent.
Bez komentarza.
W domu, wrzesień, ale taki listopadowy…
Czytam sensacyjne; czasem tak mam. Niektóre całkiem-całkiem, niektóre kończę z poczucia obowiązku.
Pogoda kiepska, nie ma słoneczka, a wszystkie raki lubią ciepełko. Jakoś mi się nic nie chce, nawet komputera, tylko czytam. W poczcie mail:
„Czy aktualne, że szukam Ostatniego bohatera, bo mam.” – od Czupirka.
OMATKO. Upewniam się tylko, że to ten z ilustracjami, chociaż nawet bez ilustracji chciałabym!
Chce, bardzo chcę!!!
Będzie opóźniony o tydzień, bo jadę do Mamy.
U Mamy.
Tradycyjna wizyta w CTK i wychodzę z Anną Kareniną, bo domowa gdzieś wywędrowała.
Dobrze, że wzięłam
Piekło pocztowe (
Pratchett Terry)
,
Cudowne lata pod psem (
Viewegh Michal)
i
Płomień i krzyż: Tom 1 (
Piekara Jacek (pseud. Craft Jack de))
.
Siedzę do wczesnych godzin porannych; wygodny fotel, dobre światło, nikomu nie przeszkadzam – ach, te stare mieszkania ze świetnym rozkładem pokoi. Raj i czysta rozpusta!
Jakoś tak jednak cały czas myślę o Ostatnim bohaterze i nawet Piekło pocztowe (!!!) tak mnie nie raduje, jak powinno. Świr totalny…
W domu.
Dobrze, że już kaloryfery grzeją, ale ciemno…
JEST.
I zaczyna się...
- Popatrz, co mam! – najmłodsza dziecinka wróciła z wojaży i patrzy zachłannie i pożądliwie.
- Nie ma co liczyć? Nie dasz? – upewnia się.
- Nie dam. Możemy sobie razem obrazki pooglądać, chcesz? – chce. Chichotamy zgodnie. Z okładki spoglada Munchem Rincewind; o, A'tuin! o, Marchewa! o, Patrycjusz! o, magowie! o, Leonard... OMATKO! :-D :-D :-D
- Gdzie aparat?
- Kuba wziął, mamcia, komórkę masz.
Prawda! Niektóre ilustracje są na dwie kartki, muszę włazić na krzesło, żeby wyszło. Na komórce już tło mam!
Jest aparat. Ukochana ilustracja już jest tłem na monitorze. Dziecinka kręci głową; pamięta dobrze, jak kiedyś pewnien głupek wymusił na nas pierwszeństwo, a ja z żądzą mordu w oku, chciałam mu pokazać przez okno wskazujący palec; nie z zamiarem pogrożenia... nie, pomyliłam palce ze zdenerwowania. Opamiętałam się jednak, nie pokazałam, ale z bratem prawie umarli ze śmiechu, a mąż ze zdziwienia...
- Jacusiu, chcesz? Zrobię Ci takie śliczne tło na komputerku. – Nie chce, ale patrzy wyrozumiale. Jeszcze...
Dwa wieczory z głowy, Aż dwa, bo jednak jakiś obiad ugotować trzeba – kolacji nie robię – wykluczone. Bawię się cudownie i muszę czytać (jednak!) niektóre fragmenty na głos.
Dziecko jedzie po wpisy do indeksu, nie będzie scen nieprzystojnych, zresztą, ma zaległe Piekło pocztowe.
Już przeczytałam, obejrzałam i w euforię popadłam, w której to euforii tkwię: Mam Ostatniego bohatera! Mam najwłaśniejszego!
Od Czupirka! I nie wiem, jak się cieszyć i jak dziękować.
Nie wiem, jak można nie kochać Pratchetta, zwłaszcza tego „dysku”.
- Może być coś napisała? – mąż dyplomatycznie chce się mnie pozbyć z pokoju i uniknąć podtykanych mu pod nos ilustracji w czasie projektowania .
Napisałam:
Ostatni bohater (
Pratchett Terry)
:-) (Przepraszam, to nie autoreklama, tylko próba uzasadnienia "terro-świra"!)
Jestem trochę świnia, bo Ostatni bohater jest nieosiągalny, a ja się publicznie zachwycam i polecam.
Trochę, bo jeszcze się nim nacieszę i nazychwycam i poślę na „biblionetkowe turné”.
Vemona jest pierwsza w kolejce. Kto następny?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.