Dodany: 26.09.2008 06:59|Autor: oyumi

Czytatnik: no to ładnie

1 osoba poleca ten tekst.

Bonowicz. Dawne słowa.


Dawne słowa

Nie staraj się dawać innym tego, czego nie masz. Obie strony na tym stracą”. Zapisałem te słowa sześć lat temu. Teraz je odnalazłem i rozmyślam nad nimi. Co takiego się stało, że je zanotowałem? Czy miałem na myśli siebie, czy też przyglądałem się komuś innemu? Nie pamiętam. To już nieważne. Stało się. Słowa oderwały się od swojego pierwotnego kontekstu. Może kiedyś go odnajdą, a może – co bardziej prawdopodobne – pozostaną zawieszone w powietrzu języka ze swoim ogólnym sensem. Taki los słów.

Mój niegdysiejszy zapisek odnalazłem w związku z lekturą małej książeczki Emmanuela Lévinasa „Czas i to, co inne” (która po polsku, w przekładzie Jacka Migasińskiego, ukazała się w 1999 roku). Jest to zbiór czterech wykładów wygłoszonych przez wybitnego filozofa w Paryżu w roku akademickim 1946/1947. Moment powstania tekstu jest tu bardzo ważny: Lévinas wprawdzie nie wspomina o wojnie i Zagładzie, a kiedy pisze o cierpieniu i śmierci, odwołuje się (co jest nawet trochę irytujące) do „Makbeta”, a nie do obrazu masowych egzekucji i anonimowych mogił. Niemniej czuć, że jego wykłady są dramatyczną próbą odnalezienia – po tym, co się stało – miejsca na nadzieję. Dla Lévinasa nadzieja jest nierozerwalnie związana z sensem. Dlatego jeszcze raz przygląda się najważniejszym pojęciom, jakimi posługuje się filozofia. Próbuje na nowo je ułożyć, inaczej zinterpretować. Polemizuje m.in. z egzystencjalizmem i marksizmem. Zachowuje się tak, jakby chciał siebie i nas zapytać: gdzie popełniliśmy błąd? Co zrobiliśmy b e z sensu? Czego nie dopatrzyliśmy?

Doskonale znamy jego odpowiedź na to pytanie. Lévinas powiada: nie dopatrzyliśmy się twarzy innego. Nie potrafiliśmy jej odczytać. Czytaliśmy ją wedle kodu „całości”, ale w ten sposób twarz przestała być pojedynczą twarzą, przestała być wyzwaniem, przestała też być zobowiązaniem. Bo twarz innego to „wielkie otwarcie”, to zakwestionowanie oczywistości, to możliwość niemożliwego – ale też etyczny imperatyw. Chociaż z pozoru staraliśmy się o „etykę”, zrobiliśmy wiele, zdaje się mówić Lévinas, żeby tego wymiaru nie zauważyć.

W książeczce, o której mówię, w rozdziale zatytułowanym „Eros”, znalazłem też coś, czego się nie spodziewałem: definicję miłości. O dobrą definicję miłości jest, jak wiadomo, bardzo trudno. Lévinas ujmuje to tak: „Jest to relacja z tym, co wymyka się na zawsze. (...) Jest to relacja z innością, z tajemnicą, to znaczy z przyszłością, z tym, co w świecie, w którym wszystko jest tu-oto, nigdy nie jest tu”.

Wczytajmy się uważnie w ostatnie zdanie: w świecie, w którym wszystko „jest tu-oto”, miłość „nigdy nie jest tu”.

I tu wracam do słów, od których zacząłem ten felieton. Gdy je zapisywałem sześć lat temu, chodziło mi zapewne o jakiś rodzaj oszustwa, samooszukiwania się, brania iluzji za rzeczywistość i wciągania w orbitę tej iluzji innych. Po lekturze Lévinasa muszę jednak wnieść do zawartej w tych słowach myśli istotną korekturę. To, co zapisałem, nie dotyczy miłości. Jeżeli dajemy miłość, zmuszeni jesteśmy poniekąd dawać to, czego nie mamy. Miłość – jeśli się w nią dobrze wmyśleć (jeśli w ogóle można się w nią wmyśleć) – zawsze jest „przed”, zawsze jest możliwością, kolejną próbą. Ktoś powiedział: nie można siedzieć i kochać. Tak, to prawda. Miłość jest zawsze przejściem do następnego pokoju.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1819
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Bozena 20.10.2008 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawne słowa Nie staraj... | oyumi
„Dla Lévinasa nadzieja jest nierozerwalnie związana z sensem”. [Bonowicz]

„Uważam życie i twórczość za podróż w czasie fizycznym i wewnętrznym, w której nieoczekiwane spotkania, przeżycia, błądzenia, szukania drogi dają nieustanną nadzieję”. [Kantor]

„Gdzie kończy się nadzieja, tam zaczyna się rozpacz”. [Słowa przyjaciela MP]
--------------
Ale niezupełnie o tym, Oyumi; bardziej może chcę odnieść się tutaj do zdań zacytowanych we wstępie czytatki Twej, do słów nad którymi Bonowicz pochylił się, a które, chociaż zrozumiałe, niełatwe są w przesłaniu swym do stałego uwzględniania w życiu.: »Nie staraj się dawać innym tego, czego nie masz. Obie strony na tym stracą.«

Te, tak proste i krótkie wyrażenia zawierają w sobie więcej niż kwestię uczuć, więcej niż zaprzeczenie obietnicy, więcej niż skrawek naszego życia... Osoby mające na uwadze te słowa na co dzień - obcując z innymi - wydają się mniej tajemnicze, mniej pociągające, i z mniejszym zasobem możliwości spełnienia cudzych oczekiwań; wydają się bardziej smutne czy „przybite” niż w istocie są; możliwe nawet, że i odpychają innych, bo innym przyjemniej jest przecież przebywać w aurze postaci rozsnuwających tajemną moc spełniania; zwykle nie myśli się wtedy o późniejszym ewentualnym rozczarowaniu czy dosłownej stracie.

„... chodziło mi zapewne o jakiś rodzaj oszustwa, samo-oszukiwania się, brania iluzji za rzeczywistość i wciągania w orbitę tej iluzji innych”. [Bonowicz]

Trafiłam tutaj, do Ciebie, Oyumi, mając nadzieję, że jest czytatka o Barthesie, a ściślej, że napisałaś coś o jego książce: „Fragmenty dyskursu miłosnego”; wiem, że czytałaś ją. Ale... dobrze to wszystko poukładało się, bo to co chcę powiedzieć ma związek z refleksjami Bonowicza i idzie dalej; wszak rzeczona aura tajemnej mocy spełnienia oddziałuje na naszą wyobraźnię; a w miłości, która „nigdy nie jest tu”, bardziej jeszcze.

„Jeżeli dajemy miłość, zmuszeni jesteśmy poniekąd dawać to, czego nie mamy. Miłość – jeśli się w nią dobrze wmyśleć (jeśli w ogóle można się w nią wmyśleć) – zawsze jest „przed”, zawsze jest możliwością, kolejną próbą. Ktoś powiedział: nie można siedzieć i kochać. Tak, to prawda. Miłość jest zawsze przejściem do następnego pokoju.” [Bonowicz]

Podoba mi się ten cytat, choć może... nie powinien.:)

„... miłość jest jedną z odpowiedzi, jakie człowiek wymyślił, by móc spojrzeć w twarz śmierci. Dzięki miłości wykradamy czasowi, który nas zabija, kilka godzin i niekiedy zamieniamy je w raj, a niekiedy w piekło. W obu wypadkach czas rozciąga się i przestaje być miarą. Poza szczęściem i nieszczęściem, a nawet będąc nimi oboma, miłość jest intensywnością. Nie ofiarowuje nam wieczności, lecz żywość i napięcie: ową minutę, gdy uchylają się bramy czasu i przestrzeni i gdy tu jest tam, a teraz jest zawsze.” [Paz]

„...gdy tu jest tam, a teraz jest zawsze.”

François duc de La Rochefoucaul (rozmawiałyśmy niedawno o nim) w swojej 136 maksymie napisał: „Są ludzie, którzy by nigdy nie byli się zakochali, gdyby nie byli nigdy słyszeli o miłości”, co Barthes analizuje i „pociąga” dalej, co i Bonowicz zauważa nie wprost, i co było tematem stałych rozważań MP i potwierdzenia w końcu; a więc nie są to budujące refleksje zwłaszcza dla młodych ludzi, Oyumi.:) Dając, w tej lepszej warstwie, pohasać wyobraźni, uwalniać wciąż marzenia, uwierzyć w coś, czego może tak naprawdę nie ma, i czego nie możemy ani dać ani otrzymać, zaufać temu czemuś wyzwalając „naiwność” (w dobrym tego słowa znaczeniu) dołączamy do par od prawieków kochających i kochanych, w końcu cierpiących, rozczarowanych... (choć może niekoniecznie jednak?).

Roland Barthes (uśmiech za polecankę dla Verdiany) interpretuje 136 maksymę FR tak oto: „To »zarażenie afektem«, ta indukcja wychodzi od innych, z języka, z książek, od przyjaciół: żadna miłość nie jest pierwotna”.

Oyumi, dziękuję za czytatkę; nie znałam Bonowicza, i nie wiem (nie doczytałam się) z jakiego jego dzieła są „Dawne słowa”.
Szukając czegoś innego właściwie – pomyślałam w końcu, że moje rozhasanie, tu właśnie, cytatami niemal współbrzmiącymi z treścią czytatki Twej wyjętymi z innych książek, innych autorów, nie będzie od rzeczy.:)



Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: