Dodany: 13.08.2008 13:47|Autor: Migrator
Nieświadomość nie daje szczęścia, ale czasem pozwala nam spać
"Mroczne ścieżki serca" to piąta (i z pewnością nie ostatnia) pozycja D. Koontza, z którą miałem przyjemność się zaznajomić. Tym razem autor wprowadza nas w intrygę służb specjalnych, korzystających z najnowszych zdobyczy nauki. Czoło nadużywającym swej władzy agentom stawia dwoje hakerów. Nie jest to bynajmniej ich własny wybór - oboje zaszli za skórę bezimiennej organizacji.
Koontz w swej książce porusza problem cienkiej granicy między demokracją a totalitaryzmem. Przedstawia świat, w którym prawo łatwo staje się mechanizmem służącym interesom rządzących. Dzięki skomplikowanym programom komputerowym prywatność w praktyce nie istnieje, a każdy obywatel w sposób niezawiniony może stać się wrogiem własnego państwa. Tajemnicza organizacja, z którą zmierzą się główni bohaterowie, nie tylko wymyka się prawu, ale także wszelkiej innej kontroli.
Skoro zarysowaliśmy realia, wypada pokrótce przedstawić umieszczone w nich postacie. Na pierwszy plan wysuwa się Spencer Grant, były komandos, napiętnowany mroczną historią ze swego dzieciństwa. Jest to postać budząca sympatię, spora w tym zasługa towarzyszącego mu czworonoga - Rocky'ego. Autor zaskakuje nas ciekawym portretem psychologicznym poczciwego psiaka ;). Wróćmy jednak do Spencera. Koontz niejednokrotnie w irytujący sposób przerywa akcję, wtrącając mgliste wspomnienia bohatera o wydarzeniach sprzed kilkunastu lat. Jak się jednak okazuje - warto poczekać na wyjaśnienie życiowego dramatu Granta.
Nie mniej ważną postacią jest tajemnicza Valerie. Z powodu posiadanej wiedzy jest ona wrogiem nr 1 tajnej organizacji, dlatego też jej życie to nieustanna ucieczka, w czym pomaga jej świetna znajomość nowych technologii. Spencer szybko pada ofiarą jej osobistego wdzięku, autor serwuje nam więc dość rozbudowany wątek romansowy. Czy jest to pomysł udany - trudno ocenić, na pewno jednak nie przeszkadza, a wnosi do książki nietypowy dla thrillera klimat.
Koontz jest zresztą znany z zabawy konwencjami. Esencją tych eksperymentów jest tajny agent Roy Miro, postać tyleż mroczna, co groteskowa. Czytelnik stopniowo poznaje jego absurdalne poglądy i skrzętnie skrywane obsesje. W kulminacyjnym punkcie świr zostaje doskonale podsumowany przez najbardziej zagadkową postać, jaką skrywa książka.
Interesujący jest wątek Harrisa Descoteaux, wprowadza spore urozmaicenie i potęguje w oczach czytelnika siłę totalitaryzmu. Wyrwany z nieświadomości co do rządzących krajem mechanizmów Harris przywodzi na myśl Winstona Smitha z "1984" Orwella czy Józefa K. z "Procesu" Kafki.
Autor po raz kolejny udowadnia, że operowanie słowem przychodzi mu z niesamowitą łatwością. Książkę czyta się szybko, choć trzeba też przyznać, że w pewnym momencie robi się nieco nużąca. Szybko jednak o tym zapominamy! Koontz, często określany jako mistrz zepsutego finału, tym razem nie zawiódł. Punkt kulminacyjny książki to istny majstersztyk, co znacznie podnosi ostateczną ocenę. Warto poznać cel podróży Spencera, Valerie i Rocky'ego - zarówno tej w przeszłość, jak i tej w przyszłość.
"Mroczne ścieżki serca" to książka, której nie trzeba polecać fanom autora. Myślę, że zainteresuje ona także tych, którzy rozpoczynają dopiero swoją przygodę z D. Koontzem. Sam z pewnością powrócę do tego autora nie raz.
8/10
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.