Dodany: 11.08.2008 18:48|Autor: jolietjakeblues

Książka: Dama w lustrze
Woolf Virginia

1 osoba poleca ten tekst.

Dama kupuje rękawiczki, dama opowiada...


Czyżby rzeczywiście to dama odbijała się w tytułowym zwierciadle? I kim jest ta dama? Samą Wirginią Woolf, która będąc baczną obserwatorką i komentatorką współczesnych jej problemów, a z drugiej strony osobą pełną własnych „poszarpanych” myśli i nadwerężonych nerwów, chyba jednak nie aspirowała do angielskich salonów pierwszej połowy minionego wieku? Czy to sama Pani Dalloway, która zapadła mi w pamięć jako stojąca na trotuarze dama, obserwująca przechodniów, uśmiechająca się z melancholią lub nieznacznym, na poły udawanym zaskoczeniem do spotkanego znajomego, kierująca się w stronę ogrodu, gdzie, zamyślona o sprawach ważnych, kontempluje drobny kwiat, albo do sklepu, by kupić dystyngowane rękawiczki bądź parasolkę i zostać przypadkowo świadkiem sceny pobudzającej do rozmyślań nad kondycją ówczesnej angielskiej kobiety. Czy Pani Dalloway to alter ego autorki? To pytanie nurtuje mnie od pierwszego spotkania z jej prozą. Mimo że to nie recenzja tej najznamienitszej książki Wirginii Woolf, a ja nie przeczytałem dotąd jej „Dzienników”, pytanie jest nie od rzeczy. W zbiorze opowiadań pt. „Dama w lustrze” pojawia się, w co najmniej dwóch opowiadaniach, właśnie owa dama. Znowu powracają do mnie pytania, jakie w swej twórczości stawia autorka. O kobiety przełomu XIX i XX wieku, o stosunki towarzyskie i rodzinne w średnich i wyższych sferach, i bardziej szczegółowe: o prawa kobiet do pracy, posiadania własnych pieniędzy, decydowania o sobie, o to, jaki na ich życie i myśli wywiera wpływ taka właśnie relacja, zakorzeniona w społeczeństwie od wieków, dokąd zmierzają delikatnie pojawiające się zmiany, czy kobiety są w stanie unieść ich ciężar? Otóż to, czy Wirginia Woolf zdołała?

Może takie pytania zadawała sobie i tłumaczka Maja Lavergne, przekładając właśnie tak, a nie inaczej oryginalny tytuł „The complete shorter fiction”. Rzeczywiście te opowiadania są bardzo krótkie. Co mnie w nich urzeka? Co jest ich cechą charakterystyczną, nachalnie do mnie się dobijającą? Gdy myślę o przeczytanych opowiadaniach, przychodzi mi do głowy obraz mgły, która zasnuwa krajobraz. Nie widzę w zasadzie nic. Jakieś kontury. Może lasu, może łąki, może jeziora, ogrodu, kamienicy… Powiewa leciuteńki wietrzyk. Tak lekki, jak wydają się delikatne i zwiewne bohaterki niektórych z tych krótkich utworów prozatorskich. Na myśl przychodzą pastele. I po chwili już je widać. Szczegół za szczegółem odsłania się w promieniach słońca, które padają na ulicę, londyńskiego Big Bena, kwiat, krople rosy, motyla, jak w opowiadaniu pt. „Kew Garden”: „z czerwonego, niebieskiego lub żółtego mroku kielicha wyrastał prosty pręt, szorstki od złotego pyłu i lekko spłaszczony na końcu. Płatki były na tyle duże, że igrał z nimi letni wietrzyk, a kiedy je poruszał, ich odblask, czerwony, niebieski i żółty, mieszał się, plamiąc brązową ziemię wilgotną, wymyślną barwą”[1], albo w „Solidnych przedmiotach”: „Na ogromnym półkolu plaży poruszał się jedynie niewielki czarny punkt. Kiedy zbliżył się do żeber i kręgosłupa osiadłej na mieliźnie łodzi rybackiej, pewna wiotkość jego czerni sprawiła, że stało się oczywiste, iż ów punkt ma cztery nogi”[2]. Takich pięknych, sympatycznych, jakby od niechcenia opisów, niby niczemu niesłużących, jest więcej. Porywa mnie ich urok. Sprawiły, że podchodziłem do tekstu bardzo melancholijnie, spokojnie, jeżeli znajdowały się na początku opowiadania. Gdy zaś autorka umieszczała je w środku fabuły, odnosiłem wrażenie kojącego dotyku dłoni. Cóż, to tylko wrażenie. Przemijające oczywiście. Bo Wirginia Woolf powoli wprowadza czytelnika w najważniejsze treści fabuły. Umiejętnie gra wzrastającym zainteresowaniem czytelnika, czasem owo zainteresowanie tonuje, by za chwilę zaskoczyć i wprawić w zachwyt swoim warsztatem.

Wszystkie opowiadania dotyczą relacji międzyludzkich. Czasami bardzo prozaicznych, czasami dotykających wielkich spraw. Pomimo tego, że fabuła każdego z opowiadań obejmuje bardzo krótki okres czasu, zwykle jeden dzień albo tylko kilka godzin, a postaci biorących udział w akcji jest niewiele, autorka potrafi zbudować niezwykle interesujące sceny i zaskakujące bądź dające wiele do myślenia zakończenia. Trochę w tym sztuki teatralnej. Szczególnie gdy rozmowa toczy się wewnątrz (sklepu, domu) i między dwiema czy trzema osobami dramatu, jak na przykład w „Księżnej i jubilerze” lub „Pani Dalloway na Bond Street” czy „Kundlu Gipsy”, bardzo ciekawym tekście, w który wpleciona jest opowieść snuta w towarzystwie przy kominku: „Pewnego późnego wieczoru Bridgerowie i Bagotowie rozmawiali przy kominku o starych przyjaciołach. (…) – Ona miała taki śliczny uśmiech. (…) – Nasz pies – wyjaśniła Lucy. Opowiedzcie nam historię swojego psa – nalegali Bridgerowie. Oboje lubili psy. Tom Bagot był początkowo onieśmielony (…)”[3]. Bije stąd atmosfera wielkiej XIX-wiecznej powieści.

Zatem oczarowały mnie owe delikatne opisy szczegółów scenerii, wprowadzanie oszczędnie zarysowanych postaci, co daje pole do popisu wyobraźni czytelnika, skąpe dialogi, przerywane co rusz opisami lub myślami bohaterów. Nawet zakończenia, dające wiele do myślenia, nie są gromem z jasnego nieba, ale dokładnie zostały przemyślane przez Wirginię Woolf.

Nie ma wspólnego mianownika dla tych opowiadań poza obrazem Anglii przełomu XIX i XX wieku. Narrator jest zwykle w trzeciej osobie, ale bywa i w pierwszej. Czasami, pomimo trzecioosobowej narracji, dzięki pozostawieniu bohaterowi miejsca do wyrażenia własnych myśli zmienia się narrator na pierwszą osobę. Bohaterami są kobiety i mężczyźni. Sprawy są błahe i ważne. Wyjątek w tym zbiorze stanowi opowiadanie pod tytułem „Wdowa i papuga – prawdziwa historia”, jakby należące do twórczości Agathy Christie albo wyjęte z jakiejś gazety sprzed wielu, wielu lat.



---
[1] Wirginia Woolf, „Kew Gardens”, w: tejże „Dama w lustrze”, przełożyła Maja Lavergne, wyd. Prószyński i S-ka, 2008, str. 21.
[2] Wirginia Woolf, „Solidne przedmioty”, tamże, str. 32.
[3] Wirginia Woolf, „Kundel Gipsy”, tamże, str. 187-188.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5992
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.08.2008 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżby rzeczywiście to da... | jolietjakeblues
Piękna recenzja, jak zwykle zresztą! A i jej przedmiot uroczy. Widzę, że tak samo jak ja zwróciłeś uwagę na odmienność "Wdowy i papugi" od pozostałych tekstów; można by sądzić, że to historia pisana do jakiegoś ówczesnego "Życia na gorąco", chociaż z takim "nerwem", że zaraz poznać, kto jest autorem - nie jakiś byle dziennikarzyna, ale wytrawne pióro, które się za taką opowiastkę wzięło dla relaksu...
Użytkownik: jolietjakeblues 24.08.2008 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękna recenzja, jak zwyk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Prawda? Tylko, że od początku wiadomo było jak się to skończy. Aczkolwiek nie było celem tego opowiadania zaskoczenie czytelnika jego puentą.
Użytkownik: Bozena 16.08.2008 02:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżby rzeczywiście to da... | jolietjakeblues
Ładnie napisane. W klimatach, które lubię; też nieśmiałe spostrzeżenia Twoje zwróciły moją uwagę. Jestem przekonana, że wrażenie - to: „nie tylko”, lecz: aż; i to nic, że ono przemija (a jednak jest już utrwalone) na czas jakiś przecież; ten odczuty przez Ciebie „kojący dotyk dłoni” z pewnością powróci kiedyś bogatszy o obecne doznania. Virginia Woolf powiadała, że dla niej rzeczywistością jest tylko to, co... zapisane, a więc te „piękne, sympatyczne, jakby od niechcenia opisy, niby niczemu niesłużące” miały dla niej - i mogą mieć dla czytelnika – ogromne znaczenie.

„Gdy myślę o przeczytanych opowiadaniach, przychodzi mi do głowy obraz mgły, która zasnuwa krajobraz. Nie widzę w zasadzie nic...” [Jerzy] A i dalej... subtelny opis odsłony.

„Mgła, przez którą chciałyby się przebić nasze chciwe oczy, jest ostatnim słowem sztuki malarza. Najwyższy wysiłek pisarza jako artysty zmierza wyłącznie do częściowego uniesienia przed nami zasłony brzydoty i bezsensowności, która pozostawia nas w obojętności wobec świata. Tak więc powiada mam: »Patrz, patrz« [...] »Spójrz na dom w Zelandii, różowy i lśniący jak muszelka. Patrz! Naucz się widzieć!« I w tym momencie znika. Taka jest cena lektury i na tym też polega jej niewystarczalność. [...] Lektura znajduje się na progu życia duchowego; może nas ku niemu doprowadzić: nie może nim być”. [1]

Mając na uwadze powyższe słowa Marcela Prousta, którego bardzo cenię, a Virginia wprost przepadała za nim - uważając nawet w pewnym momencie życia swego, że nie ma sensu dalsza jej twórcza "mordęga", bowiem Proust wszystko już, i to jak! napisał (wahania te pokonała) - mam wrażenie, że autorce „Damy w lustrze” udało się „najwyższym wysiłkiem” dotrzeć do Ciebie, Jerzyku, swym „ostatnim słowem”. Nie wątpię zatem, że jest to lektura warta przeczytania.

Nie wiem natomiast, czy ową damą jest ona właśnie, ale przypuszczam, że jeśli nie ona w całości, to z pewnością pewne pierwiastki jej ducha: te dobre i te ułomne też, bo autor, moim zdaniem, nawet pisząc fikcyjne historie, odsłania mimo woli siebie. A niezależnie od kwestii damy, akurat tutaj zwróciłam uwagę na Twoją wzmiankę o psie; Virginia, jak wiemy, to postać szczególnie powikłana wewnętrznie, kontrowersyjna... budząca rozmaite uczucia, może nawet w równym stopniu fascynuje, jak zniechęca... Wedle siostrzeńca Virginii, jej biografa, nie była ona miłośniczką psów, ale zawsze miała psa. Jej postawa w związku z tym była dość niezrozumiała.

Quentin Bell tak oto pisze: „Chciała wiedzieć, co jej pies czuje – ale też chciała wiedzieć, co czują wszyscy, a być może psy nie są bardziej nieprzeniknione niż większość ludzi. »Flush« [jej dzieło] jest nie tyle książką wielbicielki psów, ile książką kogoś, kto chciałby być psem. We wszystkich swoich związkach uczuciowych Virginia przedstawiała siebie jako jakieś zwierzę [...] Jej pies był ucieleśnieniem jej własnego ducha, a nie pieszczochem właścicielki. Flush był w istocie jedną z dróg, których Virginia używała, a przynajmniej które badała, żeby uciec od własnego cielesnego istnienia”. [2] Baa.
------
[1] Marcel Proust „Pamięć i styl”, wybór, opracowanie i wstęp Michał Paweł Markowski, przekład Marek Bieńczyk, Janusz Margański, Michał Paweł Markowski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, s. 92.
[2] Quentin Bell „Virginia Woolf: Biografia”, przekład Maja Lavergne, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2004, s. 485.



Użytkownik: jolietjakeblues 24.08.2008 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ładnie napisane. W klimat... | Bozena
O! Czytam, że interesowałaś się, bądź nadal tak jest, Wirginią Woolf. bardzo cenne uwagi. Zapamiętam sobie bezwzględnie Prousta, a i kiedyś sięgnę po biografię. Kiedyś o tym czytałem gdzieś w prasie. Masz rację absolutną, że Woolf, jej pisarstwo wróci kiedyś.

Na marginesie - rozpoczęła się wczoraj na Planete seria filmów dokumentalnych o pisarzach. Piszą o tym we wczorajszej "Gazecie Wyborczej". Niestety przeczytałem o tym dzisiaj, więc przepadł mi pierwszy film o Charlesie Bukowskim. Będzie też między innymi o Ozie. Nie wiem tylko, czy filmy będą nadawane co sobotę, czy jakoś inaczej. Sprawdzałem program na ten tydzień i nie widziałem, więc pewnie następny w najbliższą sobotę.

Unikałem dotąd biografii pisarzy. Czy książkowych, czy filmowych. czytałem tylko artykuły gazetowe o pisarzach. Pewnie warto. Podobno lepiej zrozumieć literaturę, jeśli zna się życie jej autora. Jeśli zacznę czytać takowe, to chyba zacznę od Tolkiena. Jeśli się nie mylę, to chyba ostatnio coś wydano, czy wznowiono...
Użytkownik: Bozena 28.08.2008 02:36 napisał(a):
Odpowiedź na: O! Czytam, że interesował... | jolietjakeblues
Ja bardzo lubię biografie. Odkąd pamiętam - byłam ciekawa z jakiego gruntu wyrasta talent:) Już jako małe dziecko, słuchałam opowieści o ciekawych ludziach, bajki szybko zostawiając za sobą; chociaż ten cudny czas, gdy czytałam je - nadal jest we mnie, a i pamięć o treści ich.

Tak, Virginia intryguje mnie. Właśnie wczoraj kupiłam książkę "Virginia Woolf i Vanessa Bell..." J. Dunn; lecz kiedy przeczytam ją, nie wiem jeszcze. Szkoda, że troszkę rozmijamy się w lekturach. Mam w domu Tolkiena (od lat), ale... nie dla mnie on jest. "Dwór" obiecałam czytać.:)

Dziękuję Ci bardzo, może nie zapomnę i obejrzę w sobotę na Planete program, który polecasz.
Użytkownik: jolietjakeblues 29.08.2008 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bardzo lubię biografie... | Bozena
Rozmijanie się w lekturach to żaden problem. W zasadzie to można w ten sposób sobie wzajemnie coś podpowiedzieć. Potem przejrzeć jakąś recenzję, czy notkę w prasie. I jest jakaś perełka!
Lansują w "Polityce" i "Wyborczej" "Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta". Wyciałęm; do kupienia. Ponadto w "Polityce", co znam już z "Zeszytów Literackich" piszą o "Obrazach Włoch. Rzym" Muratowa, "Pamięci Włoch" Karpińskiego i "Włoskich miniaturach" Szczucińskiego. Też do zapmiętania i być może kupienia. Biblioteka rośnie. Na emeryturę, jak dotrwam, to jak znalazł.

Nie lubiłem nigdy biografii. Nawet biografii wielkich postaci historycznych. No i poetów, pisarzy... Odrzucało mnie, gdy myślałem, że będę musiał czytać o nieciekawym życiu autora, którego książki uwielbiam. Takie głupie, infantylne podejście. Ty ładnie o tym piszesz. Dzięki! Zdanie zmieniam. A może po prostu dojrzewam?
Użytkownik: Bozena 30.08.2008 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozmijanie się w lekturac... | jolietjakeblues
:))
Bardzo się cieszę. Bardzo. Jedno zdanie (lecz z głębin) o talencie i taka siła oddziaływania.

PS.
Nie obejrzę programu, wyjść muszę, ale za to rozejrzę się za "Obrazami Włoch. Rzym" Muratowa. Dzięki!!
PS.
No, no - taka "perełka" może wciągnąć na lata całe. Zachęcam do MP, Jerzyku, mam odczucie, że będziesz, właśnie Ty (po przeczytaniu wielu Twoich tekstów wyczuwam predyspozycje...), nim oczarowany.
Użytkownik: jolietjakeblues 30.08.2008 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: :)) Bardzo się cieszę. B... | Bozena
MP to dopiero przyszłość. W tej chwili porzucam klawiaturę i idę po Gazetę Telewizyjną sprawdzić, co dzisiaj na Palnete. Może się uda obejrzeć? Chociaż konkurencją jest wczoraj rozpoczęty przy prasowaniu "Lampart" Viscontiego z Lancasterem i Cardinale...

O cholera! Może nagrać? Bo zobacz jak to wygląda:
20.45 - Isabel Allende
21.50 - Amos Oz
23.45 - Charles Bukowski - wędrówka przez mrok

A może dać temat do forum biblionetkowego z informacją o tych programach? Może kogoś zaintersuje?

Użytkownik: Bozena 02.09.2008 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: MP to dopiero przyszłość.... | jolietjakeblues
A czy daleka przyszłość?

Zawsze można założyć temat na forum (Użytkownicy zakładają), i lepiej chyba na forum niż pod recenzją, bo bardziej widoczny będzie, to jasne jest; a i faktycznie – dany program może kogoś zainteresować.
Nagrałeś (?); lecz o tym ewentualnie w e-mailu, bo... odchodzimy od Virginii.:)
Użytkownik: Bozena 20.09.2008 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: MP to dopiero przyszłość.... | jolietjakeblues
Dziękuję Ci, także i tutaj, za wszystkie nagrania.:)
Użytkownik: zerlina 30.09.2008 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyżby rzeczywiście to da... | jolietjakeblues
Dziękuję za piękną recenzję która skusiła mnie do zakupienia książki i jej natychmiastowego przeczytania. U mnie 5+. Teraz poluję na Między aktami.Jerzyku jak będziesz tak dalej pisał recenzje,że nie można się oprzeć pokusie natychmiastowych poszukiwań, to u mnie bankructwo murowane. A jakąs mam taką słabość że muszę kupić a nie pożyczyć:-)Z drugiej strony lepiej zbiednieć na książkach niż na np.żelowych paznokciach:-)Pozdrawiam
Użytkownik: jolietjakeblues 01.10.2008 17:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za piękną recenz... | zerlina
Oj, to świetnie! To wspaniała lektura. I w zasadzie każdą książkę Woolf warto mieć na półce.
Zatem mamy ze sobą coś wspólnego. Nie pożyczam od nikogo, nie pożyczam nikomu. Nie wypożyczam z biblioteki. Wszystko kupuję. To nie słabość, Droga Zerlino, to siła. W tym okrutnym świecie popu i błyskotek, także w kulturze.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: