Dodany: 20.07.2008 12:49|Autor: verdiana
Podwójna hiperkatezja :-)
Sięgnęłam po tę książkę znęcona opisem, że rzecz częściowo dzieje się w Gwatemali – to tam z własnego wyboru osiadł Andrzej Bobkowski przeszło pół wieku temu; ciekawiło mnie, co mi opowie o Gwatemali de Heriz.
A opowiedział sporo. Narracja prowadzona jest dwutorowo – przez Isabel i jej córkę Serenę. Isabel, antropolożka badająca zwyczaje pogrzebowe gwatemalskich Indian, zostaje przez pomyłkę uznana za zmarłą. Nie dementuje tych wieści, nie powiadamia zrozpaczonej rodziny o tym, że żyje, tym bardziej, że rodzina – jak to możliwe?! – identyfikuje jej zwłoki. Robi to wszystko, co się robi, kiedy się nie wie, co robić: nic. Zostaje na wyspie w dżungli, a samotność sprawia, że wracają do niej wspomnienia, rodzinne mity i kłamstwa.
W tym samym czasie córka Isabel także wraca do rodzinnych zaszłości, zaczyna prowadzić dziennik i uzupełnia wspomnienia matki, zupełnie od niej niezależnie.
Obie narracje są fascynujące. W obu znajdziemy pasjonujące fragmenty antropologiczne (to jedna z zalet tej książki). Obie kobiety sięgają głęboko tak do własnych trzewi, jak do historii rodziny. Isabel mówi: „Za każdym razem, kiedy coś wspominamy, w rzeczywistości wspominamy ostatni raz, kiedy to wspominaliśmy, wszak pamięć nie dociera do pierwotnego wyżłobienia, do pierwszego, które się wyżłobiło, lecz do ostatniego. Pamięć ludzi jest wirtualna, jak pamięć komputerów. Otwierając plik, nie otwieramy tego, który zapisaliśmy po raz pierwszy, lecz ten, który pozostawiliśmy po ostatnim użyciu. Nazywa się to hiperkatezja. To najbardziej wysublimowany sposób naszego mózgu na zwalczanie bólu”*. A jednak czytelnik ma wrażenie, że obie kobiety docierają do wyżłobień pierwotnych – lektura tej książki jest bolesna.
To, co mnie najbardziej zainteresowało w „Kłamstwach”, to fakt, że została napisana przez mężczyznę. Jacek Getner zapytał mnie kiedyś, czy znam książkę napisaną przez mężczyznę w pierwszej osobie „kobiecej”. To było pytanie podchwytliwe, bo Jacek uważał, że to możliwe nie jest, że mężczyzna nie jest w stanie stworzyć wiarygodnej postaci kobiecej w I osobie. Przyszedł mi wtedy do głowy Irving i jego „Jednoroczna wdowa” – nie chciałam wierzyć, że Jacek może mieć rację. I oto przeczytałam „Kłamstwa” i zatriumfowałam: jemu, Enrique de Herizowi, mężczyźnie, udało się napisać książkę w pierwszej osobie, w dodatku poprowadzić narrację podwójną i podwójnie kobiecą, a książka jest znakomita! Jacek nie ma racji, a ja nie wiem, dlaczego się cieszę, bo to chyba radość antyfeministyczna.
A jaka jest Isabel? Tego nie wie nikt poza nią samą. Jej rodzina poddaje się zabawie: każdy ma określić Isabel w czterech słowach; okazuje się, że dla każdego to są inne cztery słowa. Wszyscy zgadzają się tylko w jednym: Isabel była inteligentna i inna. A także w tym, że nie umarła nagle, że dogorywała latami, trzymana przy życiu więzami przyzwyczajenia. Sama Isabel swoją fikcyjną śmierć uważa za śmierć matki, babki, poważanej profesor, jednak Ja Isabel żyje nadal.
Książka zmusza do myślenia. Stawia zasadnicze pytanie: czy naprawdę musi dojść do skrajności, żebyśmy pochylili się nad własnym życiem, nad więzami z bliskimi? Trochę przygnębiająca jest próba wyobrażenia sobie, jak wyglądałaby książkowa rodzina, gdyby Isabel od razu ujawniła, że żyje.
---
Enrique de Heriz, „Kłamstwa”, tłum. Wojciech Charchalis, WAB 2008, s. 41
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.