Dodany: 28.06.2008 14:33|Autor: Laila

Czytatnik: Notes

Mój własny nocny maraton filmowy


Wyprana po drugim roku i dobita sesją nie jestem jeszcze w stanie czytać książek. Nie potrafię skupić wzroku i umysłu na tekście pisanym dłużej niż 5 minut, zatem dla relaksu i w celu odrobienia zaległości zrobiłam sobie noc filmową. Oglądałam filmy wczoraj od 19 do ok. 5 rano, z przerwami na rozciągnięcie się i kawę. Opisuję w porządku oglądania.

Jeśli nie widzieliście jeszcze któregoś z tych filmów to podchodźcie z ostrożnością - mogę zdradzić coś z fabuły (choć postaram się nie pisać zbyt dosłownie o zakończeniach).

1. "Mary full of grace" - czyli "Maria łaski pełna". Na pierwszy ogień film w koprodukcji amerykańsko-kolumbijskiej. Siedemnastoletnia Maria mieszka w biednym miasteczku w Kolumbii. Zachodzi w ciążę. By zarobić pieniądze, zgadza się przemycać narkotyki w żołądku. Leci do Ameryki z grupą innych kobiet. Co, jeśli któraś z nich zostanie złapana? A jeśli któraś z kapsułek z narkotykiem się otworzy? Co mogą zrobić odbiorcy towaru, by za wszelką cenę go odzyskać?
Film przerażający, niezwykle przygnębiający. Przypominał mi takie obrazy, jak choćby "Cztery miesiące, trzy tygodnie, dwa dni", albo "Księżniczki", a jeszcze bardziej chyba "Trade".
Trudno mi pisać o takim kinie. Nie znam się specjalnie ani na aktorstwie, ani na nazwijmy to "szczegółach technicznych", nawet jeśli w większości filmów - tych "łatwiejszych" - czasem potrafię jakoś to ocenić. Ale gdy oglądam takie filmy jak ten, drastyczność fabuły po prostu przesłania mi wszystko. Nie umiem wyjść poza ramy opowiadanej historii, czuję, jakbym była w środku, zostaje tylko odczuwanie i rozmyślanie. Chyba nigdy nie przestanie mnie przerażać zło, jakie jest w człowieku. Pewnie zabrzmiało to banalnie lub głupio, ale tak właśnie jest.

2. "American History X". Ten film z kolei obejrzałam zachęcona zachwytem (choć to z pewnością nie jest odpowiednie słowo) znajomych. Może lepiej: poruszeniem. Poruszający jest rzeczywiście ten film.
To historia młodego skinheada, który wypowiada swoistą wojnę Murzynom, Żydom i wszystkim tym, którzy nie są białej rasy. Staje się kimś w rodzaju przywódcy młodych narodowców, sieje nienawiść i agresję, a w końcu trafia do więzienia za brutalne zabójstwo.
Kolejny film, który mnie przeraził - tym razem ogromem nienawiści, gniewu i brutalności. Zadziwiające z kolei, i jednocześnie również przerażające jest to, jak łatwo można manipulować ludźmi. Gdy słucha się tyrady głównego bohatera na temat choćby tego, jak emigranci żerują na gospodarce państwa, ma się nieodparte wrażenie, jak bardzo jest przekonujący. Jak łatwo jest przyjąć jego tok myślenia, wywód, który wydaje się logiczny, a tak naprawdę, jeśli przemyśleć go bez emocji - jest pełen uproszczeń, a przede wszystkim skrajnej niechęci. Że przede wszystkim działa na emocje, podburza, prowokuje do wściekłości. Po tym filmie nie mam żadnych trudności z uwierzeniem w to, że jeden człowiek jest w stanie zmanipulować cały tłum i wykorzystać innych do własnego celu.
To nie jedyna płaszczyzna tego filmu. Straszne jest to, jak taka nienawiść - skierowana przecież do "obcych", destrukcyjnie wpływa na najbliższe otoczenie - na własną rodzinę, którą się przecież kocha, na własną osobowość. Na życie.
I jeszcze o tym, jak straszna jest pustka, którą odczuwa się, gdy cały ten światopogląd upada, gdy wie się już, jaki straszny błąd się popełniło. Gdy się wszystko utraci, i nie ma już powrotu.
I w tym filmie z kolei forma też miała znaczenie. Może przede wszystkim zastosowane retrospekcje i przemieszanie wątków, które dla mnie podniosło wartość filmu. I świetne, świetne zdjęcia.
Jeden z nielicznych filmów, w których pewne typowe amerykanizmy mnie nie drażniły. Może dlatego, że w pewnym sensie miał oddać "amerykańskość".

3. "Chłopiec z latawcem". O tym z kolei filmie przeczytałam tu na BN, a może to o książce była mowa? Już nie pamiętam.
Ten obraz, po dwóch poprzednich, wydał mi się początkowo chwilami sielankowy, pozytywny, ładny, ciepły.
I okazało się, że w takich pozornie ładnych chwilach też gdzieś głęboko ukazuje się prawdziwa natura człowieka. Że tylko wydaje nam się, że gdy jesteśmy dziećmi - to tak naprawdę jesteśmy niewinni i nie ma w nas zła. A na pewno jest zło dookoła, takie, którego nie można pokonać, odeprzeć, nie można być "poza". Nie ma ucieczki.
Po scenach z dzieciństwa głównego bohatera nie potrafiłam go polubić, przekonać się do niego. Nie umiałam powstrzymać się od surowego osądu, choć zapewne nie mam do niego prawa.
Jeden wątek uświadomił mi z kolei dogłębnie to, co dotychczas wiedziałam tylko podświadomie. Zaskakujące i smutne jest to, że można znienawidzieć kogoś, kto dla nas cierpi, poświęca się, poddaje. Znienawidzieć właśnie za te poddaństwo, ekstremalną lojalność, służbę, poświęcenie w milczeniu. Tak naprawdę chyba znienawidzeć za to, że czujemy się powodem tego cierpienia, powodem krzywdy, pojawia się poczucie winy, którego nie chcemy, z którym nam niewygodnie.
I mimo że ten film kończy się pozytywnie, kończy się tak, by dać nadzieję, ja jej nie mam. Zostaje świadomość losów tych, którzy nie mieli tyle szczęścia, co główni bohaterowie.

4. "Into the wild" - w polskim tłumaczeniu "Wszystko za życie". Historia Adama Supertrampa, młodego utalentowanego mężczyzny, który pozbywa się niemal wszystkiego, by prowadzić swoją wielką włóczęgę po niezamieszkanych, dzikich terenach Ameryki, za ostateczny cel, ukoronowanie obierając Alaskę.
Film z pewnością o wielkiej przygodzie, harmonii z naturą, miłości do przyrody, książek, tęsknocie za wolnością. O spełnianiu marzeń i braniu od życia tego, czego pragniemy. I jak, wydaje się Wam, że było pozytywnie? Było... ale nie do końca.
Bo było coś, co doprowadziło Adama Supertrampa na koniec świata, co kazało mu pragnąć samotności, zespolenia z naturą, uciec od ludzi. Może nie do końca, może nie od wszystkich. Ale niezaprzeczalnie człowiek w obliczu najważniejszego jest sam. A jeśli chce, to w obliczu wszystkiego, całego życia może być sam.
Film miejscami bardzo, bardzo gorzki, pomimo scen zachwycających, pięknych, dobrych wydarzeń i dobrych ludzi.
Nie mogę przeboleć zakończenia. Że przegrał, że został pokonany. Że zdobył mądrość wtedy, gdy już niczego nie można było uratować.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2022
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: zwierciadło 28.06.2008 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyprana po drugim roku i ... | Laila
Godny uwagi relaks zgotowałaś sobie, ale czy naprawdę zrelaksowałaś się?
Pytam z uwagi na problematyczne filmy, które obejrzałaś... widać, nawet w relaksie nie uwalniamy się od dramatu ludzkiego losu! Poprzez duchowy i mentalny odbiór sztuki filmowej, dotykamy bolesnych ran ludzkości.Brzmi gurnolotnie? Być może, ale także i przyziemnie.
Zadnego z opisanych filmów nie znam, dlatego tym bardziej dziękuję za przybliżenie ich treści, choć powiem szczerze, nie zamierzam ich obejrzeć osobiście. Polecam komedię romantyczną, którą ostatnio widziałam-"Kelnerka".
Wzruszająca i refleksyjna!
Pozdrawiam serdecznie!
Użytkownik: Laila 28.06.2008 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Godny uwagi relaks zgotow... | zwierciadło
Nie powiedziałabym, że się zrelaksowałam. Trochę odprężenia oczekiwałam po "Chłopcu z latawcem" i "Into the wild", ale jak widać nie do końca się to udało...
A do komedii romantycznych jestem strasznie uprzedzona. Jeśli oglądam, to w większym towarzystwie. Na samotny wieczór przed ekranem... oj nie :)
Pozdrawiam. ;)
Użytkownik: jolietjakeblues 28.06.2008 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyprana po drugim roku i ... | Laila
Oglądałem jakiś czas temu "Marię łaski pełną". Film świetny rzeczywiście. Niezwykle smutny, chociaż miejscami reportażowy. Smutek nad czasami, ich kondycją, okrucieństwem życia. I że tak naprawdę większość z nas, tutaj w Europie ma dość dobrze. Warto obejrzeć, aczkolwiek to nie film do domowej filmoteki.
Użytkownik: Laila 28.06.2008 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Oglądałem jakiś czas temu... | jolietjakeblues
Myślę, że to jeden z takich filmów, które są bardzo dobre, ale się już do nich nie wróci, bo trudno je "unieść".
A jak Ci się podobało zakończenie? Bo nie mogę się jakoś do niego "ustosunkować"... Wydaje mi się, że jest dobre, nie jakoś sztucznie przesłodzone ani szczęśliwe, ale też pozostawiające trochę nadziei. Chyba, że po prostu doszukuję się na siłę czegoś podnoszącego na duchu w tym smutnym filmie.
Użytkownik: jolietjakeblues 29.06.2008 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że to jeden z taki... | Laila
Wiesz, film oglądałem dość dawno temu, więc nie pamiętam zakończenia. To dziwne, ale ja zwykle właśnie zakończeń nie pamiętam. Mam w pamięci jakiś obraz całości, pozostaje wrażenie. I to wszystko.
A tutaj wiem, że chyba zakończenie pozostawiło we mnie smutek, żal nad fatalnym ludzkim losem, uczucie bezradności, może współczucie...
Musiałbym jeszcze raz obejrzeć, ale jak wspominałem, nie zostawiłem sobie tego w zbiorach. Może kiedyś w tv...
Użytkownik: Natii 29.06.2008 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyprana po drugim roku i ... | Laila
"Into the wild" wywarł na mnie ogromne wrażenie. Kupiłam sobie nawet książkę, ale na razie czeka (nie)cierpliwie na swoją kolej. ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: