Dodany: 09.05.2008 22:15|Autor: Agnimic
Co z tym buntem?
Z tyłu okładki napisano, że to "poruszająca, misternie skonstruowana antyutopia o miłości i dorastaniu w świecie alternatywnym"*. Poruszająca?!? Niewątpliwie!!! Aż nie można o niej nie napisać.
Od pierwszej strony klimat przesiąknięty tajemnicą, aż lepki od niej; nad kartami zapisanymi losami Kathy, Ruth, Tommy’ego i innych wychowanków Hailsham ciążą niedopowiedzenia, przemilczenia, domysły i niewyjaśnione sprawy. Kathy snuje swoją opowieść, zanurzoną w mrokach historii Hailsham i powoli ten niby-utopijny świat przestaje takim być. Zresztą „dzięki” specyficznej atmosferze szkoły nigdy tak naprawdę nim nie był.
Dlaczego jednak na okładce książki napisano, że przedstawiony przez Ishigurę świat jest alternatywny? Gdzie znajduje się ten alternatywny świat? Z początku wydaje się nim teren szkoły istniejący obok świata zewnętrznego, który bohaterowie znają tylko dzięki wyprzedażom i targom. Z czasem, gdy wychowankowie Hailsham okazują się tym, kim są, rodzi się stwierdzenie, że cała powieściowa rzeczywistość jest alternatywna do tej, w której znajduje się czytelnik. Naturalnie, pociąga to za sobą pytanie: czy na pewno tylko alternatywną, a nie tą, w której j u ż n a m przyszło żyć?
W momencie, kiedy panna Lucy odkrywa prawdę, doznaje się szoku - spowodowanego nie tyle samym wyjawieniem tajemnicy, która cały czas przemyka gdzieś między stronicami, ale faktem, że to, co dotąd głośno niewypowiedziane, nagle zostało ubrane w słowa, a przez to zrobiło się bardziej namacalne, realne. Kolejny szok przychodzi w momencie zorientowania się, że ci, których dotyczy wyjawiona tajemnica, tak naprawdę nie odnoszą się do sprawy zbyt emocjonalnie. Młodzi ludzie zignorowali bowiem słowa panny Lucy, bądź poczuli się zażenowani jej nagłym wybuchem. Wielu też twierdziło później, że nauczycielka po prostu okrzyczała ich z błahego powodu.
Chyba w każdym, kto czytał książkę, zrodziło się kluczowe pytanie: dlaczego wychowankowie się nie buntowali i nigdy nie zbuntowali, nawet po słowach panny Lucy? Przecież to całkowicie naturalne w wypadku, gdy ktoś nami steruje, z góry przeznacza człowieka do czegoś, co niekoniecznie może być dla niego najlepszym rozwiązaniem. Wychowankowie Hailsham niby wiedzieli, jakie jest ich przeznaczenie, do czego zostali stworzeni i co ich czeka za murami szkoły. Niby, bo informacje na ten temat, podawane małymi porcjami, w rzeczywistości nigdy nie kreśliły pełnego obrazu ich przyszłości. Uczniowie z wiekiem dowiadywali się coraz więcej o donacjach, szkoleniach, jednak kolejna informacja była tylko następnym, nieszokującym przyczynkiem do ich istnienia. Przypuszczam, że w sytuacji, gdyby wszystkiego dowiedzieli się „za jednym zamachem” tuż przed opuszczeniem szkoły, ich reakcja byłaby całkowicie odwrotna. Uczniowska społeczność Hailsham przypomina te zniewolone przez totalitaryzm (chociażby z "Roku 1984", "Nowego wspaniałego świata" czy filmowej "Wyspy"), z małą różnicą jednak. Po pierwsze, tam w celu utrzymania posłuszeństwa i dyscypliny podawano różnego typu środki, a po drugie, zawsze był ktoś, kto się w końcu buntował i w wielu wypadkach płacił za to ogromną cenę. W Hailsham, a właściwie po jego opuszczeniu, jedynym wyrazem sprzeciwu, i to takiego zgodnego z „prawem”, była prośba o kilkuletnie odroczenie donacji, motywowana miłością dwojga ludzi. Zdarzały się takie „próby buntu” niezwykle rzadko, bo też niewielu wiedziało o - zasłyszanej na ogół przypadkiem i tratowanej bardziej jak (nie)szkodliwa plotka - możliwości. Z wychowanków Kathy i Tommy są jedynymi, którzy już od wczesnych lat dzieciństwa zadają pytania i próbują szukać na nie odpowiedzi. Właściwie na tym się kończy, co z jednej strony wydaje się niczym, bo też niczego ostatecznie nie zmienia, a z drugiej znaczy bardzo wiele, bowiem jest jedyną - przedstawioną na kartach powieści - próbą zerwania krepujących więzów, przezwyciężenia fatum, oszukania przeznaczenia, zburzenia zaplanowanych z góry losów.
Na uwagę zasługują relacje między wychowankami. Większość stara się być dla siebie miła, rodzą się przyjaźnie, tworzą związki miłosne, dochodzi do pierwszych kontaktów seksualnych. Kathy przyjaźni się z Ruth, która z kolei jest kimś w rodzaju ostatecznego głosu grupy. Dziewczynki zwierzają się sobie wzajemnie, jednak wciąż odnosi się wrażenie, że jedno nieuważne słowo, jeden dziwny gest, a dobra atmosfera między przyjaciółkami, jak i w całej szkole, może szybko prysnąć, burząc równowagę i odkrywając – wyczuwaną podskórnie (ale, niestety, nie przez bohaterów) – okropność sytuacji, w której znaleźli się nie tylko wychowankowie Hailsham, lecz i innych podobnych ośrodków.
Opowieść o Hailsham i wychowankach szkoły to po trosze skondensowana historia człowieka, którego losy są zdeterminowane przez przeznaczenie, jakim jest śmierć stojącą na końcu każdej drogi. My też żyjemy ze świadomością, że nie istnieje rzecz, która wyeliminowałaby z naszej egzystencji śmierć, gdyż stanowi ona jej nieodłączną część. I pomimo tego każdy z nas próbuje żyć – kochać, cieszyć się, czerpać garściami z życia, przekupywać los, buntować się w mniejszym lub większym stopniu przeciwko faktowi, że „życie to śmiertelna choroba”. Może bohaterowie w swym braku buntowniczej postawy są znacznie mądrzejsi od nas (ludzi spoza Hailsham), bo wiedzą, że kres nadejdzie tak czy inaczej, bez względu na to, czy się zbuntują, czy nie, a zatem nie warto tracić czasu na próbę odraczania i oszukania przeznaczenia, tylko żyć najintensywniej jak się da, bo najważniejsze jest przecież „tu” i „teraz”.
---
* Kazuo Ishiguro, "Nie opuszczaj mnie", tłum. Andrzej Szulc, Wydawnictwo Albatros, 2005, tekst z okładki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.