Dodany: 26.03.2008 14:56|Autor: prosiaczek

Miłość w czasach zarazy


Czytałam tą książkę i od początku życzyłam Florentino Arizie śmierci, żeby już nie wadził, żeby mi się nie plątał między stronicami, bo mnie nie interesował, męczył mnie. Za dużo było go, a za mało Ferminy Dazy. Tak myślałam prawie do końca książki ale teraz, gdy już ją skończyłam widzę, że moje nastawienie do głównego bohatera było dokładnie takie jak nastawienie Ferminy Dazy do niego. Ona go kochała, ja go kochałam, ona go znienawidziła i ja go nie nawidziłam, a gdy w końcu on zdobył jej serce, zarazem zdobył i moje serce. Zastanawiam się teraz czy ta książka jest specjalnie tak przedstawiona, czy też ja jestem tak nieczuła i bezwzględna oraz tak bardzo zidentyfikowałam się z Ferminą Dazą, że dzieliłam wszystkie jej uczucia?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2285
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: szahnamee 28.03.2008 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytałam tą książkę i od ... | prosiaczek
Możliwe, bo mnie też denerwował na początku. Tylko, ja nie pokochałam go, jak Fermina Daza i nawet miałam nadzieję, że opowieść nie skończy się dla niego dobrze. Jakiś taki... nieudacznik i w dodatku raczej nie szanujący kobiet (mam na myśli jego liczne romanse). W ogóle nie przypomina kochanków, do jakich przywykłam w literaturze. Cały czas wyobrażałam sobie, że jest brzydki i to też mnie skutecznie zniechęcało.
Książka ogólnie wywołuje wrażenie, ale to nie dobrze, że nie polubiłam głównego bohatera...
Użytkownik: Czajka 28.03.2008 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Możliwe, bo mnie też dene... | szahnamee
Nie zgadzam się z określeniem nieudacznika. Zdobywanie Ferminy zajęło mu, co prawda, trochę czasu, ale spróbuj sobie wyobrazić stanięcie z nią oko w oko. To była bardzo silna kobieta. :)
A Arizo zdobył wszystko co miał w planach.
Użytkownik: szahnamee 28.03.2008 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zgadzam się z określe... | Czajka
Jasne, masz rację. Jeśli chodzi o odwagę w miłości, to jest o czym mówić. Samo pojawienie się w domu Ferminy tuż po pogrzebie doktora, było godne bohatera. Może rzeczywiście odnosił pewne sukcesy, ale mimo to nie mogłabym nazwać go człowiekiem przebojowym i niebojącym się wyzwań, mam jakiś niedosyt i wrażenie, że mógł zrobić coś więcej (zwłaszcza na początku powieści). To jego czekanie przez te wszystkie lata na pewno nie było godne mężczyzny gotowego walczyć o swoją miłość.
Są fakty na korzyść, ale ja nic nie poradzę na swoje odczucia :)
Użytkownik: Czajka 29.03.2008 06:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne, masz rację. Jeśli ... | szahnamee
Oczywiście że nic nie poradzisz. :)
Zresztą, sprawa nie jest taka prosta, ja zareagowałam trochę prowokacyjnie, bo też się zastanawiałam, czy nie mógł działać. Z jednej strony oczekiwałabym walki o Ferminę, ale z drugiej strony podziwiam bezwzględne uszanowanie jej decyzji. On ja wielbił, jeżeli powiedziała mu "nie", jeżeli wybrała innego mężczyznę, to dla niego było to nie do zakwestionowania.

Dziwi mnie tylko, dlaczego oni nie uciekli, a przecież był moment, że mogli. Chyba nie chciał jej skazać na nędzę. Tak więc, to wszystko nie jest takie jednoznaczne.
Marquez zresztą nie daje nam w ogóle odpowiedzi. Roztacza przed nami cały labirynt najróżniejszych miłości i ja nie jestem w stanie w nim się połapać.

Myślę sobie też, może trochę prześmiewczo, że jeżeli chciał nam pokazać miłość idealną, bez skazy, bo miłość Ariza taka właśnie była, to taka miłość najlepiej się udaje z daleka. ;)

I tak sobie myślę, że różne są sposoby zdobywania miłości ukochanej kobiety i jednym z nich jest czekanie. Dlaczego uważasz, że to niegodne? Może, jako miłośnik doskonały (sądzę tak na podstawie jego notesu), wiedział, że w przypadku Ferminy jest to metoda najskuteczniejsza, chociaż powolna.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: