Dodany: 09.03.2008 01:10|Autor: Bozena

Inny


„Mój drogi Edwardzie! Wczoraj wieczór, przyszedłszy Cię obejrzeć w zapale twórczym, spostrzegłem z przyjemnością, że Twoje buty mogą korzystnie zastąpić moje, więc je włożyłem.
U mieszczuchów uchodziłoby to za kradzież, u nas, poetów, to tylko dowód fantazji”[1].

Gérard de Nerval – romantyczny poeta odzwierciedlający w dziełach własne życie, pisarz, krytyk teatralny, felietonista, sprawozdawca podróżny, tłumacz „Fausta” J.W. Goethego... i samotnik, niespieszny przechodzień – flâneur paryski, jak by powiedział Baudelaire, upijający się marzeniem i włóczęgą jak winem - zanim uległ wyniszczającej chorobie, przywiązywał niezwykłą wagę do rękawiczek i... butów właśnie. Te pierwsze, obok koszul z żabotem, były dla niego symbolem wytworności, przepustki do świata wielkiego, życzliwego przyjęcia w ambasadach, hotelach i restauracjach, były symbolem luksusu, którego niewiele miał, bo pieniędzy stale mu brakowało; buty zaś - par wiele - były osobliwą koniecznością, bez której nie mógłby przejść pieszo przez Wiedeń, księstwo Baden... Wirtembergię, a nawet pokręcić się przy Wezuwiuszu, pomimo że gorący pył wulkanu podeszwy... przypalił mu. :)

Edward nie był jedynym kolegą, którego fantazja Nervala czarowała. Było ich wielu, jak choćby Aleksander Dumas, paryski uwodziciel, ale najbliższym, a właściwie oddanym przyjacielem Nervala był Teofil Gautier – malarz i poeta - autor sentencji i twórca szkoły: „sztuka dla sztuki”; Gautier szanował fantazje Nervala, a najbardziej jego tajemnice, bo Nerval marzycielem był śniącym na jawie, nieśmiałym i skromnym; jakimś innym zupełnie romantykiem, nieobnoszącym się ze swoim cierpieniem. Jego domem włóczęga była i ulice Paryża, a przede wszystkim wyobraźnia i wspomnienia raju utraconego. Utraconego dzieciństwa pośród lasów i łąk pełnych kwiatów, kuzynek czułych, ciotek wesołych, także wujka go wychowującego; i wspomnienie dziewcząt w tańcu śpiewających stare pieśni ludowe na rozświetlonej polanie w rodzinnej miejscowości matki, w sercu Francji, w Valois. Ta dręcząca tęsknota za dzieciństwem właśnie, przenikanie się czasów, kult i mit matki, której nie pamiętał wcale, bo zmarła przedwcześnie, pochowana na polskiej ziemi - w Głogowie, oschły ojciec, dla innych po prostu lekarz w wojsku Napoleona, i kraje Wschodu jako kolebka ogólnoludzkiej wspólnoty duchowej, wreszcie... obraz z dzieciństwa dostojnej i ślicznej amazonki - idealnej miłości, przeniesionej (i niespełnionej) w dorosłym życiu na aktorkę Jenny Colon - to zasadnicze, ale niejedyne elementy kształtujące duchowość i osobowość Gérarda de Nervala - „literackiego nieszczęśliwca”[2] w oczach współczesnych paryżan, tego, który „żądał od Boga rachunku ze swej niepełnej egzystencji”[3], bo: „»Nie być kochanym i nie mieć nadziei, że będzie się nim kiedyś« - oto wiedza, jaką pozostawia mu romans z Jenny, oto świadomość, z jaką zostanie po jej śmierci”[4].

„Jestem inny”[5] – to słowa Gérarda.

Ale jaki on był? Może nieśmiały?

Julia Hartwig długo przygotowywała się do napisania biografii Nervala; wiedziała, że u nas niewielu go zna, i niewielu zechce poczytać o nim. Trudność istniała także w zdobyciu materiałów. Nie ma przypisów w jej dziele, ale jest zarys bibliografii wskazujący zdecydowanie na penetrację autorki w wydaniach francuskich. Zwróciłam też uwagę na to, bo i ja identycznie pomyślałam, że nosiła w sobie niezgodę na przyjęcie końcówki tytułu utworu Nervala: „Sylwia i inne opowiadania” gdzie zawiera się „Aurelia” - tajemnicze, a zarazem tragiczne opowiadanie. „Aurelia”, którą miała za arcydzieło. To bardzo ważne jest tutaj, bo Marcel Proust pisał niewiele o „Aurelii” (Jenne Colon rozświetlonej jak polana i uśmiechniętej), za to uważał za arcydzieło i olśnienie jednocześnie „Sylwię” właśnie, a Gérarda de Nervala - jednego z odkrywców prawa reminiscencji kierowanego pamięcią mimowolną - za swojego prekursora i mistrza obok Baudelaire’a i Chateaubrianda. Łatwo jest odnaleźć w „Sylwii” fragmenty (zaznaczyłam je nawet) inspirujące Prousta, które, rozbudowując je o własne doświadczenie, wykorzystał w „Poszukiwaniu”. A jego zachwyt obrazem Antoine’a Watteau „Odjazd na Cyterę” mógł być pewną implikacją fascynacji Nervala, który w „Sylwii” porównywał przeprawę na wysepkę młodych roześmianych ludzi z rozświetlonej polany do igraszek przedstawionych na obrazie Watteau.

Julia Hartwig - pisarka i poetka mówiła także, że szaleństwem jest brać się za to pisanie, trudne pisanie o Nervalu; ale mimo wszystko zauroczenie osobowością jego, tajemniczego poety przecież, podobnie jak postacią Apollinaire’a – wahanie jej pokonało. I przyznać muszę - ba, zachwycić się muszę i uznać niebywały talent poetki - że obie biografie są kunsztownym festiwalem prozy poetyckiej, melodyjnym wyciągiem fascynujących, ale i zatrważających niekiedy dziejów literatury i ludzi ją tworzących na tle historycznych wydarzeń; bez pominięcia walk wyzwoleńczych Polaków, bo to dla nich/dla nas właśnie poparcie G. Nervala (Gérarda Labrunie’ego), a potem G. Apollinaire’a (Wilhelma Kostrowickiego, z pochodzenia Polaka) wyraźne i zdecydowane było. Nerval napisał nawet poemat o Bolesławie Chrobrym i w czasie powstania listopadowego wiersz pełen zapału „Naprzód marsz”.

Z prozy Julii Hartwig wyłaniają się liczne, niezwykle żywe i barwne postaci z obu epok - okresu życia i tworzenia każdego z wymienionych poetów z osobna. Apollinaire to także włóczęga paryski kochający Sekwanę, lojalny i oddany kompan, ale o pogodniejszym niż Nerval usposobieniu, bardzo lubiący bukinistów, żarty, a nawet niecenzuralne zabawy i humor, ale... utożsamiał się on z osobowością Nervala, i mówił, że kochałby go jak brata, nawet zupełnie tak samo, jak Nerval o kobiecie, która go opuściła, napisał: „uczyniłem ją wielką”[6], faktycznie - w obu przypadkach podobnie było: Nerval uczynił wielką aktorkę Jenny Colon, a Apollinaire malarkę Marię Laurencin, ale o jedno się on niepokoił, jednego się obawiał: szaleństwa. Można dostrzec, że kontrolował swoje stany upojenia marzeniem i wyobraźnią wyostrzoną, wiedział - lub przypuszczał może - jak każdy, kto o Nervalu słyszał, że nadmiar subiektywności w odczuciach, w odbiorze świata, a właściwie zatarcie granicy między wewnętrznym i zewnętrznym światem - stało się jego zgubą lub... ocaleniem: powiesił się Nerval na latarni w ubogim zaułku Paryża w wieku czterdziestu siedmiu lat; był to rok 1855.

I jaskółki na zawsze odleciały.

W czasie, gdy Nerval „był jak jaskółki, które wpadają przez otwarte okno, okrążał dwa, trzy razy pokój, stwierdzał, że jest uroczo, i odlatywał, by dalej marzyć wśród ulic”[7] - a był to czas, gdy zamieszkiwał w domu przy ulicy Doyenné, tej samej ulicy, przy której H. Balzac umieścił Bietkę w swoim dziele, podkreślając jej nędzę – miał trochę grosza, który lokował w dziełach sztuki i starych przecudnych meblach. Raz kupił urocze łóżko w stylu Katarzyny Medycejskiej, ale spał, a właściwie czuwał, bo ustawiczna bezsenność trapiła go, gdzieś obok. Ponieważ mieszkanie zajmował wspólnie z Gautierem i innymi artystami – na brak ruchu i gości nie można było narzekać, i gdy któryś z nich zapytał Nervala, kto sypia w tym wspaniałym łożu, miał on odpowiedzieć: „Moja wyobraźnia”[8] lub „Moje nadzieje”[9].

Pod piórem Julii Hartwig wszystkie postaci mówią własnym głosem, wyraźnie mówią, one po prostu żyją: wędrują, upajają się wyobraźnią, niekiedy haszyszem i opium, kłócą się, weselą, cierpią, nienawidzą, przyjaźnią, kochają naprawdę lub złudę kochają, wierni są i zdradzają, płodzą dzieci ślubne i nieślubne, wiosłują, i boksują się nawet, snują intrygi, zarabiają pieniądze, ostatnim groszem się dzielą, podróżują... i marzą. Balzac na przykład, pomimo dużej różnicy wieku, zaprzyjaźnił się z Gautierem, olśniła go „Panna de Maupin” – arcydzieło T. Gautiera, tak jak „Pustelnia parmeńska” Stendhala. Często odwiedzał przyjaciela nad ranem po pracowitej nocy przy biurku u siebie, ale posiliwszy się nieodmiennie pastą z sardynek – ze zmęczenia usypiał. Jeśli Teofil pozwolił mu pospać „troszeczkę”, to za każdym razem powtarzała się identyczna scena, opisana przez gospodarza:

„Kiedy po przebudzeniu Balzac spostrzegł, że zmierzch pokrywa już szarością niebo, zrywał się na równe nogi obrzucając mnie wyzwiskami, nazywając zdrajcą, złodziejem i mordercą, krzycząc, że naraziłem go na stratę dziesięciu tysięcy franków (gdyby bowiem zbudził się był wcześniej, mógłby wpaść na pomysł powieści, która przyniosłaby mu tę sumę, nie licząc wznowień). Stawałem się przyczyną najpoważniejszych katastrof i niewyobrażalnego zamieszania. Z mojej winy nie odbył spotkań z bankierami, wydawcami i księżnymi. Nie wypłaci się w porę ze swych należności, ten sen będzie go kosztował miliony”[10].

Bohaterami utworów Balzaca, jak powiadał Gautier, były pieniądze, a nie ludzie. Gdy H. Balzac urządzał mieszkanie dla pani Hańskiej, zapytał Nervala, chcąc jakieś dzieła czy meble zdobyć: „Gdzie stracił pan tyle pięknych rzeczy?”[11]. „W nieszczęściach – odpowiedziałem [Nerval, przyp. mój] mu, cytując jedno z jego ulubionych powiedzeń”[12].

Poprzez biografię Nervala - w czasie, gdy on się kocha beznadziejnie w Jenny, albo złudzenie kocha - przewija się cała galeria znanych postaci literatury, od romantyków, którzy jednak nie tylko romantycznymi uczuciami żyli, po surrealistów. Taki na przykład Wiktor Hugo, przez wiele lat wierny żonie, romansował w końcu z oddaną mu i znoszącą cierpliwie upokorzenia piękna kobietą, a jego żona Adela romansowała z najpoważniejszym krytykiem literackim tamtego czasu, Sainte-Beuve’em, niby dziwakiem, którego pokój, jak wspomina maleńki jeszcze wówczas André Gide, przypominał komnatę starej panny, ale że i Sainte jest rodzaju żeńskiego, bo świętą oznacza – tak właśnie André skojarzył; romansowała z Sainte nieurodziwym wcale, ale za to mającym wyrównane rachunki z jej mężem w sferze literatury. Teofil Gautier natomiast doczekał się nieślubnego syna, który... został pisarzem, a żonaty Alfred de Vigny namiętnie pokochał wspaniałą aktorkę romantyczną Marię Dorval; rzuciła go ona dla niestrudzonego w podbojach miłosnych Aleksandra Dumasa; lecz i ona w końcu porzucona została, w zupełnej samotności została. Na grobie jej umieszczono napis: „Umarła ze zgryzoty”[13].

Nie wiem, jaki napis widniał na nagrobku Gérarda de Nervala. Bardzo możliwe, że: Inny.

„To co ludzie zwą miłością jest błahostką, drobiną i niczym wobec kosmicznej orgii, ofiarnego nierządu, wobec oddawania się chodzeniu. [...] Nie masz rzeczy głębszej, bardziej tajemniczej, bardziej brzemiennej w treść niż jaśniejące nocą okno, wypatrzone przez przechodnia”[14].

Julia Hartwig napisała, uważam, z rzadkim talentem, znajomością epoki i wiedzą literacką niesłychanie wartościową i poruszającą biografię poety i prozaika. Nieśmiałego.



---
[1] J. Hartwig, „Gérard de Nerval”, wyd. PIW, Warszawa 1972, s. 189.
[2] Tamże, s. 306.
[3] Tamże, s. 67.
[4] Tamże.
[5] Tamże.
[6] Tamże, s. 171.
[7] Tamże, s. 169.
[8] Tamże.
]9] Tamże.
[10] Tamże, s. 165.
[11] Tamże, s. 150.
[12] Tamże.
[13] Tamże, s. 175.
[14] Ch. Baudelaire, „Paryski spleen: Poematy prozą”, przeł. J. Guze, wyd. PIW, Warszawa 1959.





(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4197
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Harey 09.03.2008 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: „Mój drogi Edwardzie! Wcz... | Bozena
Świetnie napisana, bardzo ciekawa recenzja - przeczytałam z przyjemnością i rzecz jasna czuję się w pełni namówiona do przeczytania książki.
Użytkownik: Bozena 09.03.2008 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie napisana, bardzo... | Harey
Ucieszyłaś mnie Harey, to rzetelnie, barwnie, żywo... napisana książka. Jak na biografię - super. O Apollinairze też dobrze, ale, jest tam szalenie dużo konkretów, znacznie więcej, i nie sposób nawet w trakcie lektury wszystko zapamiętać (trzeba przewracać w tył kartki). G. de Nerval natomiast, jeśli masz duszę romantyczną :), spodoba Ci się, a i czyta się go wspaniale. Dziękuję Ci.
Użytkownik: verdiana 10.03.2008 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: „Mój drogi Edwardzie! Wcz... | Bozena
Widzę, Olgo, że konsekwentnie podążasz tropami. :) Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. I z jaką niecierpliwością czekam na kolejne relacje z kolejnych tropów. :-)
Użytkownik: Bozena 10.03.2008 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, Olgo, że konsekwen... | verdiana
Jesteś! Tak, tak, tak - Kochana Verdiano! Nerval oczywiście od Prousta (znałam ten trop i pisałam nawet o tym w rozmowie z Krzysztofem), ale do Julii Hartwig trafiłam dzięki i jedynie Krzysztofowi RUTKOWSKIEMU!!! To On pisał cudnie o nim, pisał, że jest biografia o Nervalu, a ja długo jej szukałam i... mam, mam własną książkę. Dago, uściski!!! I dziękuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: