Dodany: 24.11.2013 22:41|Autor: esio

Śladami migrantów


3 października cały świat usłyszał o Lampedusie, małej włoskiej wyspie na Morzu Śródziemnym. Ponad 300 osób zginęło w katastrofie statku z erytrejskimi uchodźcami próbującymi przedostać się do Europy. Dość przerażającym zbiegiem okoliczności ledwie kilka tygodni później nakładem Czarnego ukazał się reportaż Stefana Libertiego "Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy".

Książka włoskiego dziennikarza to jednak nie pisana na gorąco relacja z miejsca katastrofy, a przygotowywany latami zapis podróży śladami afrykańskich migrantów próbujących dostać się na terytorium Unii Europejskiej. Pierwszą podróż Liberti odbył w 2002 roku, włoskie wydanie książki ukazało się siedem lat później. Lata pracy i doświadczenie autora, który stale zajmuje się tematyką migracji, sprawiły, że mimo skromnych rozmiarów jest to solidne źródło informacji na temat tego zjawiska, rozprawiające się z licznymi stereotypowymi wyobrażeniami, które stwarzamy sobie na podstawie medialnych relacji.

Nędzarze, którzy ryzykują życie próbując przepłynąć Morze Śródziemne na plastikowych tratwach, ewentualnie ofiary przemytników i handlarzy ludźmi. Tak najczęściej wyobrażamy sobie osoby próbujące nielegalnie przedostać się do Europy. Stefano Liberti pokazuje, że wizja ta nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.

Obraz, jaki przedstawia włoski dziennikarz, jest dużo bardziej zniuansowany. Młodzi Senegalczycy, z którymi rozmawia, rzeczywiście są zdesperowani brakiem pracy i szukają możliwości ucieczki do miejsc, gdzie czeka ich więcej szans. Ale działania podejmowane przez nich nie są rozpaczliwe. Liczne grupy - mieszkańcy poszczególnych wiosek czy osiedli - zbierają pieniądze na zakup łodzi, nadajnika GPS, opłacenie doświadczonego sternika. Często mówią o swojej podróży jako o "przygodzie" - co pozwala zapomnieć o kierującym ich decyzjami ekonomicznym przymusie. Ci, którzy próbują przedostać się drogą lądową ku wybrzeżu Morza Śródziemnego, często są zatrzymywani na coraz silniej strzeżonych, dzięki finansowemu wsparciu Unii Europejskiej, granicach państw afrykańskich. Ale również wtedy tworzą zorganizowane społeczności, które nierzadko - jak choćby w przypadku miejscowości Dirkou w Nigrze - stają się głównym motorem dla lokalnej gospodarki.

Dużo miejsca autor poświęca właśnie roli Unii Europejskiej, przyjmującej coraz to nowe prawa utrudniające imigrację, a wiele zadań przekazującej krajom, z których napływają migranci. Gdy Liberti pisał swój reportaż, takie kraje jak Libia czy Tunezja były rządzone przez niedemokratyczne reżimy. Nie sposób nie zadawać sobie pytań o moralną ocenę tej współpracy - podobnie jak o sens angażowania afrykańskich organizacji pozarządowych do zniechęcania do wyjazdów za pomocą wątpliwej skuteczności projektów, takich jak ustawianie tablic informujących o zagrożeniach czyhających w podróży.

"Na południe od Lampedusy" to rzetelny, przemyślany reportaż. Momentami drażni nadmierna obecność autora, który opisuje swoje rozterki czy relacje z niektórymi z poznanych podczas pracy migrantów. Nie przeszkadza to jednak w lekturze, dającej wiele tematów do przemyślenia - przez nas, uprzywilejowanych Europejczyków. Problemem może stać się to, że wraz z kolejnymi utrudnieniami stawianymi przez Unię poziom desperacji migrantów będzie wzrastać - i argumentacja Libertiego przeciw wyobrażeniu Afrykańczyka dryfującego na dmuchanej tratwie po Morzu Śródziemnym przestanie być aktualna.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 533
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: