Dodany: 30.09.2013 19:12|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

3x Czajka, czyli kupa śmiechu i szczypta goryczy


Gdzie i kiedy po raz pierwszy czytałam „Córkę czarownicy na huśtawce”, nie pamiętam; musiało to być jednak w jakiejś okropnie zamierzchłej przeszłości, skoro w mojej głowie majaczyło tylko mętne wspomnienie, że książka była niezmiernie zabawna, za wyjątkiem jedynej (krótkiej) opowieści o braciszku, który umarł na „ślepą kiszkę” w wyniku spóźnionej czy też nieudanej operacji.
Zatopiona w oceanie wydawniczych nowości, pewnie nie wróciłabym do niej jeszcze długo, a może i nigdy, gdyby nie miły Biblionetkowy zwyczaj odgrzebywania tzw. przykurzątek – książek, które mało kto czytał i mało kto wie, że istnieją (najbardziej poczytna część dziewięciotomowej serii wspomnień Czajki – właśnie „Córka…” – włącznie z moją nazbierała „aż” 56 ocen. Cóż to jest w porównaniu z tymi XXI-wiecznymi bestsellerami, do których znajomości przyznaje się po kilka czy kilkanaście tysięcy czytelników?). Przypomniawszy sobie tą drogą o autorce, zabrałam się najpierw za to, co od ręki mogłam dostać w lokalnej bibliotece, czyli „Króla węży i salamandrę”. A potem udało mi się od zaprzyjaźnionej Biblionetkowej duszy wysępić prawie wszystkie pozostałe części cyklu, za wyjątkiem „Małżeństwa po raz pierwszy”. Kolejność czytania była więc niekoniecznie taka, jak należało, ale co mi tam – grunt, że w tej chwili mam już za sobą niekłamaną przyjemność zapoznawania się z latami dziecięcymi i młodzieńczymi Belusi z domu Szwarc, po pierwszym mężu Hertz. A przyjemność ta była prawie taka sama, jak płynąca z lektury wspomnień innej równie ekscentrycznej i równie dowcipnej damy, Magdaleny Samozwaniec. Podobieństwo chyba zresztą nieprzypadkowe, bo i przedział wiekowy ten sam (w datach urodzenia różnica niespełna roku), i pozycja społeczna mniej więcej zbliżona (czego by nie powiedzieć, rodzina wykształconego i w pełni spolonizowanego żydowskiego przemysłowca stała finansowo mniej więcej tak samo, jak nieco już podupadająca szlachta, z której wywodzili się Kossakowie – tyle, że Szwarców raczej nie przyjmowano by na salonach galicyjskiej arystokracji, a Kossakowie za skarby świata nie pozwoliliby córce uczęszczać na zebrania socjalistów, zresztą i ona sama chyba nie byłaby do tego skłonna), i relacje rodzinne sprzyjające takiemu, a nie innemu ukształtowaniu się osobowości autorki-bohaterki (zwłaszcza błyskotliwy, inteligentny, dowcipny i nie zanadto despotyczny tatko, gruntujący w córce poczucie jej własnej wartości i pozwalający dokonywać nawet ryzykownych wyborów). A efekt? Bezcenny! Nad Córka czarownicy na huśtawce (Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza)) obśmiałam się tak samo, jak czterdzieści (czy więcej?) lat temu, nad Nigdy nie wyjdę za mąż (Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza)) odrobinkę mniej, ale w sumie wcale nie gorzej, niż nad „Marią i Magdaleną”.
Małżeństwo po raz pierwszy (Stachowicz Izabela (pseud. Czajka lub Gelbard Izabela lub Bell Iza)) udało mi się upolować jeszcze w tym samym miesiącu. I tu pojawiła się pierwsza zasadnicza różnica pomiędzy historiami Madzi i Belusi. Bo o ile zarówno panna Kossakówna, jak i panna Szwarcówna wychodziły za mąż bardziej po to, by pokazać światu, jakie są dorosłe, niż po to, żeby się połączyć z ukochanym mężczyzną na dobre i złe (Bela przecież zdała sobie sprawę z wątłości swych uczuć już podczas swej szalonej ucieczki z domu, tylko że nie chciała się do tego przyznać ani rodzicom, ani samej sobie…), o tyle ich przygotowanie i nastawienie do stanu małżeńskiego było cokolwiek odmienne. Dzisiaj wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że osiemnasto-czy dwudziestoletnia dziewczyna (w sensie biologicznym przecież kobieta, a nie dziecko!) nie ma zielonego pojęcia, na czym polega współżycie seksualne, a próba uświadomienia jej tego przez świeżo poślubionego małżonka wywołuje u niej atak ciężkiej histerii… Kossakównom mimo tego nieprawdopodobnie pruderyjnego wychowania, obowiązującego we wszystkich mieszczańskich rodzinach, udało się jakoś zdobyć dość potrzebnych informacji, by nie musiały w noc poślubną doznać szoku, a biedna Bela… szkoda mówić! Jakże bardzo mi było żal i jej, i tego nieszczęsnego Olka – jego, szczerze mówiąc, o wiele bardziej, bo nie była to ostatnia przykrość, którą mu ukochana małżonka wyrządziła… Pisząc po latach o tym, co zrobiła (nie: dlaczego to zrobiła - bo tego nie wiedziała ani wówczas, ani nigdy później), mogła już spojrzeć na swoje postępowanie z pewnego dystansu. Ale nawet próba ukazania tego małżeńskiego fiaska z przymrużeniem oka nie całkiem się udała – pod pozornie lekkimi, żartobliwymi frazami i tak czuć nutkę goryczy. Co nie znaczy, że przy „Małżeństwie…” ubawić się nie można; można, i jak jeszcze, na przykład kiedy się czyta relację z pierwszej samodzielnej posady panny Belusi (nie powiem ani słowa, jakiej, żeby kolejnym czytelnikom nie zepsuć przyjemności) czy z paru scenek, które się wydarzyły w trakcie znajomości z ponurym profesorem…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 749
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: