Dodany: 20.07.2013 18:47|Autor: zsiaduemleko

O zachwycie


No i co z tego, że "Przeprawa" mocno przypomina "Rącze konie"? Obie powieści, wchodzące przecież w skład "Trylogii Pogranicza", są na pierwszy rzut oka bliźniaczo podobne, a ktoś złośliwy mógłby nawet powiedzieć, że nie dostrzega między nimi większej różnicy. I rzeczywiście - gdyby spojrzeć na obie powieści powierzchownie, to "Przeprawa" serwuje nam klasyczną powtórkę z rozrywki - znów młodociani bohaterowie, zbliżony czas akcji (lata II wojny światowej), wyprawa do Meksyku, utracone konie, które potem wypadałoby odzyskać, znowu te same menu (nieśmiertelna tortilla z fasolą), a przede wszystkim potrzeba szybszego dojrzewania (wbrew ludzkiej naturze) - doskonale znamy te motywy z "Rączych koni". I powtórzę - ktoś złośliwy mógłby lekceważąco prychnąć, wykonać nieokreślony gest dłonią i zacząć narzekać na odtwórczość, ale mam jeden argument przemawiający za tym, by jednak po tę książkę sięgnąć. Uwaga: "Przeprawa" jest lepsza! Najzwyczajniej w świecie lepsza i stanowiąca naturalny krok naprzód w rozwoju trylogii. Jest bardziej urzekająca, bardziej wstrząsająca, bardziej zapadająca w pamięć.

To nieco krzywdzące dla innych książek, bo wracałem pamięcią do "Przeprawy" jeszcze kilka tygodni po lekturze, kiedy to powinienem skupić się już na kolejnej powieści, którą akurat studiowałem. Jednak potrafiłem oderwać się od niej w połowie czytanego zdania, wbić wzrok w ścianę (przydałoby się ją wreszcie pomalować) i cofnąć się do jakiegoś tkwiącego w moich wspomnieniach fragmentu "Przeprawy". Przyznaję, że to niesamowite i w moim przypadku nieczęsto spotykane uczucie, kiedy jakieś niepozorne akapity zakorzeniają się w głowie na tyle skutecznie, by następnie w najmniej oczekiwanym momencie przypomnieć o sobie z bezlitosną stanowczością. Rozbłyskują na horyzoncie literackich doznań, a ja, zapatrzony w dal, nie dostrzegam tego, co pod nogami. Z premedytacją użyję frazesu, ale ta powieść "ma to COŚ". Coś dzikiego, niepokojącego i dojrzałego - chyba nie potrafię bardziej skonkretyzować odczuć.

Co do streszczania McCarthy'ego, to już tradycyjnie nie ma za bardzo czego streszczać. Machnijmy jednak na to ręką, bo na cóż nam nużące opisy fabuły. "Przeprawa" zaczyna się niepozornie, niepozornie przebiega i - niepozornie się kończy. Jednak tym, co stanowi o całym jej uroku, są momenty (powinienem raczej napisać MOMENTY), które fundują czytelnikowi doznania podobne do tych, które towarzyszą zahaczeniu małym palcem u stopy o futrynę drzwi, albo mebel (bywają one zaskakująco bolesne). Doprawdy, McCarthy jak nikt inny potrafi prowadzić narrację, pieczołowicie celebrować najdrobniejsze czynności, które wykonują bohaterowie, odnaleźć w codzienności poetyzm chwili i opisać to w sposób pozbawiony wad. Każdy najdrobniejszy przedmiot ma w książce swoje przemyślane miejsce, każdy detal jest ważny, każdy ruch postaci naturalny. Dialogi - dla jednych banalne i prostackie, dla innych ludzkie i prawdziwe w swojej prostocie, stanowią niezwykły kontrast dla kwiecistych opisów przyrody i wydarzeń. Znów dałem się porwać opowieści i nie mam wątpliwości, że znów mi mało.

Wspomniane MOMENTY uparcie wracają do mnie, niezależnie od upływu czasu. Pierwsze spotkanie Billy'ego z waderą i kipiący od adrenaliny opis pętania oraz rozwijająca się fascynacja chłopca zwierzęciem - obserwowanie jego gestów, zachowania, pracujących mięśni, ścięgien, czujnych oczu i błyskawicznie reagujących na każdy dźwięk uszu. Rodzące się między myśliwym i ofiarą, nie boję się użyć tego określenia, uczucie. A towarzystwo wilczycy dostarczy nam jeszcze wielu niezapomnianych chwil, gwarantuję.

Albo odbijanie dziewczyny z plugawych, bandyckich dłoni. Klasycznie - na polanie, po zmierzchu, przy ognisku, z wzajemnym wyczekiwaniem obu stron na pierwszy ruch, z nerwami napiętymi jak cięciwa łuku - piękna sceneria, niekoniecznie piękne wydarzenia, ale McCarthy jest w tym mistrzowski. Równie sugestywnie przebiega cała braterska wyprawa Boyda i Billy'ego do Meksyku, skąpa w dialogi, bogata w nieporozumienia i obfitująca w szereg burzliwych momentów, których nie zabraknie aż do ostatnich stron. Gdyby było tego za mało, to dorzucę z pamięci pewnego ślepca, który raczy Billy'ego strawą, dachem nad głową i nieprawdopodobną opowieścią przy blasku świecy. Mógłbym tak jeszcze wyliczać, ale z obawy przed zdradzeniem szczegółów muszę bardzo uogólniać i spłaszczać wątki, a to ani mnie nie satysfakcjonuje, ani nie oddaje pełni wrażeń.

"Nie nauczyli cię w tym Meksyku dobrych manier.
Nie, chyba nie. Nauczyli mnie wielu rzeczy, ale nie manier."*

Jestem poruszony. Nigdy nie oczekiwałem, że tak niepozorna powieść tak brutalnie wedrze się w moją pamięć i poczucie piękna. Trudno mi wskazać jakiekolwiek wady "Przeprawy" - wydaje mi się ona kompletną, pozbawioną skazy historią i osobiście stawiam ją jedynie nieco niżej od "Krwawego południka", a to dla mnie znaczy naprawdę wiele. Mnogość i bogactwo wątków, ich intensywność, brutalność rzeczywistości, uchwytny klimat Dzikiego Zachodu, czy też ostatnia, desperacka wyprawa Billy'ego do Meksyku po nie-powiem-co... Jejku, ta książka jest wypełniona po brzegi tym, czego szukam w literaturze. Owacja na stojąco!


---
* Cormac McCarthy, "Przeprawa", tłum. Jędrzej Polak, Wydawnictwo Literackie, 2012, str. 241.

[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1654
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 21.07.2013 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: No i co z tego, że "Przep... | zsiaduemleko
Twoja recenzja mnie z kolei dostarczyła wielu wrażeń i paru chwil zadumy... Dziękuję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: