Dodany: 01.06.2013 22:30|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

2 osoby polecają ten tekst.

"ZEGARY i ZEGARKI w LITERATURZE" - KONKURS nr 164


Kiedy nie zapowiedziałam, kto przygotował ten konkurs, pewnie wielu z Was pomyślało o Paren. I słusznie. Zdarzyła się sytuacja awaryjna, zaplanowany wcześniej konkurs nie mógł się odbyć, więc wyciągnęłam zapasowy, stworzony przez Paren specjalnie na taką okazję. Paren powiedziała, że mogę się nim trochę pobawić, więc – przyznaję się – przemyciłam do niego po cichutku fragment jednej z moich ulubionych książek. A potem drugi. A potem... Może lepiej nie będę już dalej opowiadać, tylko przejdę do konkretów :)


Przedstawiam Wam przygotowany przez Paren KONKURS nr 164.


Do odgadnięcia jest 30 fragmentów, za każdy z nich można otrzymać 2 punkty, po jednym za autora i tytuł. Do zdobycia jest więc maksymalnie 60 punktów.

Paren niestety nie może poprowadzić tego konkursu, więc postaram się ją jak najlepiej zastąpić. Odpowiedzi przysyłajcie na adres [...], podając w tytule każdego maila swój nick biblionetkowy i kolejny numer maila. Jeśli chcecie się dowiedzieć, które z książek występujących w konkursie macie ocenione, wystarczy zapytać ;) Odpowiedzi można przysyłać do czwartku 13 czerwca, godz. 23:59.

Doświadczonych i niedoświadczonych mataczy zapraszam do udzielania się na forum. Czołgów oczywiście nie lubimy i nie chcemy, ale pamiętajcie, że konkurs to zabawa nie tylko w odgadywanie fragmentów, ale też w wymienianie się pomysłowymi podpowiedziami.


UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na forum! Wysyłamy mailem!





1.

Ten zegar stary, gdyby świat,
Kuranty ciął jak z nut.
Zepsuty wszakże od stu lat,
Nakręcać próżny trud.
Lecz jeśli niespodzianie
Ktoś obcy tutaj stanie,
Pan zegar, gdy zapieje kur
Dmie w rząd przedętych rur.



2.

Pierwszy przerwał milczenie [X] pytaniem: - Którego dziś mamy? - zwróconym do [Y]. Jednocześnie wyjął z kieszeni kamizelki zegarek i potrząsnął nim na wszystkie strony, przykładając go czasem do ucha.
[Y] pomyślała chwilę, po czym odpowiedziała:
- Czwartego.
- Spóźnia się o dwa dni - westchnął [X]. A nie mówiłem ci, że masło nie nadaje się do smarowania mechanizmów? - dodał patrząc ze złością na [Z].
- To było najlepsze masło - odpowiedział potulnie [Z].
- Tak, tak, ale mogły dostać się do środka jakieś okruchy. Wsadzałeś tam przecież to masło nożem od chleba.
[Z] wziął zegarek i przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym wrzucił go do swej herbaty, zajrzał do środka i powtórzył tym samym tonem:
- To było najlepsze masło.
[Y] przypatrywała się temu wszystkiemu z wielkim zainteresowaniem. Wreszcie zawołała:
- Cóż to za dziwny zegarek, który wskazuje dni, a nie godziny, minuty i sekundy!
- No to co z tego? - zapytał [X]. - A czy twój zegarek wskazuje lata?
- Oczywiście, że nie. Bo... bo... on stoi przecież na jednym dniu roku tak strasznie długo!
- Tak samo jest z moim zegarkiem - rzekł [X].



3.

Czasomierz, którego opis czytam (Patek Philippe, kaliber 89), jest zegarkiem kieszonkowym, zabezpieczonym podwójną kopertą z osiemnastokaratowego złota i wyposażonym w 33 funkcje. Przedstawiający go periodyk nie podaje ceny – jak sądzę, z powodu szczupłości miejsca (choć przecież wystarczyłoby zapisać ją w miliardach, opuszczając parę zer). W stanie głębokiej frustracji wychodzę, żeby kupić sobie nowy casio za 50 tysięcy lirów – zupełnie jak ci, którzy oszaleli na punkcie ferrari i chcąc zaspokoić jakoś swoje pragnienie kupują radio-budzik.



4.

ZAINTERESOWANIA: Manualne.
Wreszcie znalazło się coś, w czym byłem dobry. Uwielbiałem robić różne rzeczy. Szyłem (Sroczka-Skoczka, o której śpiewał [X], to watowana nakrywka, którą sam zrobiłem) i dziergałem, a nawet tkałem gobeliny. Zmontowałem też zegar - choć nie zupełnie sam. Ja przygotowałem cały mechanizm, a mój kolega, starszy ode mnie, pomagał mi przy okazji wspólnego podwieczorku uporać się z szafką, wagami i wahadłem. Tej nocy jednak nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, niespokojny i nieszczęśliwy.
W końcu zawołałem Nianię.
- O co chodzi, kochanie? - spytała.
- O zegar. Nie chcę go. Nie zrobiłem go zupełnie sam, pomagał mi Alec. Czy możesz, Nianiu, rozebrać go na części? Mam na myśli szafkę. Mogłabyś to zrobić teraz?
Widocznie mogła: zrobiła jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek przyszło robić nianiom.



5.

Zegarek był dla mnie mrocznym przedmiotem pożądania do dnia, gdy jeden zamieszkał na stałe na moim przegubie. Nagle odkryłam pierwszą zadziwiającą prawdę dotyczącą zagarka: wcale nie potrzeba na niego spoglądać co pięć minut, co przedtem wydawało mi się konieczne. Okazało się również, że czas nie biegnie uczciwie zawsze tak samo, ale pędzi podczas przyjemności i wlecze się gdy jest nudno. Przez pewnien czas myślałam, że dostałam wybrakowany egzemplarz. Pożyczyłam zegarki od paru zaufanych osób. Niestety, wszystkie zachowywały się identycznie. Ostateczne potwierdzenie uzyskałam od zegara z kukułką, który wisiał w kuchni i okrągłego zegara z jamnikiem, stojącego w dużym pokoju. Doszłam do rewolucyjnego wniosku, że czasu nie można zmierzyć. Pozornie to jest możliwe, ale wyniki nigdy nie są wiarygodne.



6.

Praktycznie każdy potrafi przewidzieć, kiedy zadzwoni budzik; wystarczy w tym celu przez chwilę go zbadać. Nie trzeba wiedzieć, czy to zegar napędzany sprężyną, czy na baterie, czy może napędzany energią słoneczną. Nieważne, czy w środku jest sprężyna i kamienie, czy krzemowe chipy — wystarczy po prostu przyjąć, że został on skonstruowany tak, by dzwonił o godzinie, na którą zostanie nastawiony.



7.

Kiedy choremu podnosi się temperatura, to rtęć w termometrze "kroczy" po skali, jak po stopniach schodków.
Wskazówki zegara też kroczą, ale po stopniach kątowych. Spójrz na zegarek. Koniec wskazówki sekundowej zrobi jeden pełny obrót po sześćdziesięciu sekundach, odmierzając przy tym kąt, zwany kątem pełnym.
I taki kąt ma trzysta sześćdziesiąt stopni. Zapisujemy to tak: 360°. Ale w ciągu jednej sekundy wskazówka przebiegnie tylko 6°, bo 360:60=6. W tym czasie, to jest w ciągu sekundy, wskazówka minutowa odmierzy kąt sześćdziesiąt razy mniejszy, gdyż minuta ma 60 sekund. Wskazówka godzinowa porusza się jeszcze wolniej, a jak, to już oblicz sam.
Kapitan spojrzał na zegarek.
- Oho, trzecia godzina, właśnie taka nam jest potrzebna. O tej godzinie kąt pomiędzy wskazówką minutową a godzinową jest równy 90° i właśnie taki kąt nazwano kątem prostym.



8.

Wokół zapadła cisza. Słychać było tylko niespokojne szuranie stóp na czerwonym żwirze pokrywającym boisko. Wtem [M.] usłyszała dziwny odgłos za plecami. Brzmiał jak tykanie zegara, ale nie całkiem; było to raczej imitujące je klaskanie języka: tik-tak-tik-tak-tik-tak... Dźwięk dochodził od strony samochodów zaparkowanych za siatką i oślepiających ją światłem reflektorów. [M.] nie mogła się opanować. Obejrzała się, mimo że wszyscy patrzyli na nią nieufnie, mimo badawczego wzroku Sroki. Miała ochotę spoliczkować się za własną głupotę. A jeśli inni też zauważyli szczupłą postać, która na ułamek sekundy pojawiła się między samochodami i natychmiast znów się schowała? Ale wyglądało na to, że nikt nie zwrócił uwagi ani na postać, ani na odgłos tykania.
- To było piękne przemówienie! - powiedział wolno [C.]. - Ale nie jesteś tu po to, by wygłaszać mowy pogrzebowe. Masz czytać. Nie powtórzę tego więcej!
[M.] zmusiła się, żeby na niego spojrzeć. Byle nie patrzeć na samochody. Bo jeśli to był naprawdę [F.], jeśli nie wmawiała sobie tego tykania...
Sroka obejrzała się podejrzliwie. Może ona też usłyszała to ciche, niewinne tykanie, lekkie uderzenia koniuszka języka o zęby. To przecież nic nie znaczy. Chyba że ktoś zna historię kapitana Haka i jego strachu przed krokodylem z zegarkiem w brzuchu. Sroka na pewno jej nie znała. Ale [M2.] wiedział, że [M.] natychmiast rozpozna jego znak. Często budził ją tym tykaniem, przysuwając twarz tak blisko, że jego oddech łaskotał ją w ucho. „Śniadanie, [M.]! - szeptał jej do ucha. - Krokodyl przyszedł!".
O tak, [M2.] wiedział doskonale, że [M.] rozpozna tykanie, dzięki któremu Piotruś Pan zakradł się na okręt Haka, by uwolnić Wendy. Nie mógł wybrać lepszego znaku.
„Wendy! - pomyślała [M.]. - Co się wydarzyło dalej?".
Na chwilę zapomniała, gdzie się znajduje, ale Sroka zaraz sprowadziła ją na ziemię.
- Zacznij wreszcie czytać, mała czarownico! - syknęła, uderzając ją otwartą dłonią w głowę.



9.

- O co chodzi? - surowo rzekła stara wchodząc i znowu stając przed nim tak, żeby mu patrzeć prosto w twarz.
- Przyniosłem zastaw, proszę! - I wydobył z kieszeni stary, płaski srebrny zegarek. Na kopercie wyryty był globus. Łańcuszek był stalowy.
- Ale przecież już minął termin poprzedniego zastawu. Przedwczoraj upłynął miesiąc.
- Zapłacę pani procenty za jeszcze jeden miesiąc; proszę mieć trochę cierpliwości.
- A, mój dobrodzieju, to zależy od mojej dobrej woli, czy mieć cierpliwość, czy też zaraz sprzedać tę twoją rzecz.
- Za zegarek dużo dostanę, [A.I.]?
- Et, przynosisz byle co, nic to pewnie niewarte. Za pierścionek dałam ci zeszłym razem dwa papierki, a u jubilera można i nowy taki dostać za półtora rubla.
- Niech pani da ze cztery ruble; wykupię na pewno, to zegarek ojcowski. Wkrótce dostanę pieniądze.
- Półtora rubelka i procent z góry, jeżeli pan chce.
- Półtora rubla! - zawołał młodzieniec.
- Jak się panu podoba. - I starucha podała mu zegarek z powrotem. Młody człowiek wziął go i tak się rozzłościł, że już miał odejść; lecz natychmiast się pomiarkował na myśl, że już więcej nie ma dokąd pójść i że zresztą przybył tutaj jeszcze w jednej sprawie.
- Niech pani daje! - rzekł grubiańsko.
Stara sięgnęła do kieszeni po klucze i poszła do drugiego pokoju za zasłonę. Młodzieniec, zostawszy sam pośrodku pokoju, ciekawie nasłuchiwał i kombinował. Usłyszał, jak stara otwiera komodę. "To zapewne górna szuflada - medytował. - A więc klucze nosi w prawej kieszeni... Wszystkie w jednym pęku, na stalowym kółeczku... Jeden z kluczy jest ze trzy razy większy od reszty, ma karbowane piórko; jest oczywiście nie od komody... To znaczy, że jest jeszcze jakaś szkatułka czy skrzynka... To ciekawe. Skrzynki zawsze miewają takie klucze... Swoją drogą, jakie to wszystko podłe..." Stara wróciła.
- Oto masz, mój dobrodzieju. Licząc po dziesiątce miesięcznie od rubla, za półtora rubla należy mi się piętnaście kopiejek, za miesiąc z góry. A za poprzednie dwa ruble jeszcze mi się należy, wedle tegoż rachunku, z góry dwadzieścia kopiejek. Czyli razem trzydzieści pięć. Więc teraz dostaniesz za zegarek ogółem rubla i piętnaście kopiejek. Oto są.
- Jak to! Więc teraz tylko rubel piętnaście?
- Ano tak.



10.

— Już pan planuje [I. Ć.]?
— Ależ tak, naturalnie, prace nad nimi trwają od lat. Areny nie da się zbudować z dnia na dzień. Można powiedzieć, że teraz ustalamy szczegóły, że tak powiem, posmaku turnieju. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale jeszcze tej nocy mam strategiczne spotkanie organizacyjne. — [P.] cofa się o krok i z kieszonki kamizelki wyciąga złoty zegarek na łańcuszku. Otwiera wieczko, spogląda na cyferblat i marszczy brwi. — Wkrótce muszę iść.— Obraca zegarek tak, że widzę tarczę.
— Początek wyznaczono na północ.
— To chyba trochę późno... — zaczynam, ale milknę, bo coś przykuwa moją uwagę. [P.] przesuwa kciukiem po kryształowej szybce zegarka, a wtedy pojawia się obraz, rozjaśniony tak, jakby oświetlał go płomień świecy. To jeszcze jeden [k.], identyczny jak na mojej broszce, tyle że ten na szkiełku znika. [H.] z trzaskiem zamyka wieczko.
— Bardzo ładny — zauważam.
— Och, mało powiedziane. Jest jedyny w swoim rodzaju — podkreśla [H.]. — Jeśli ktoś będzie o mnie pytał, powiedz, że poszedłem do domu, żeby się wyspać. Zebrania są z założenia utajnione, ale uznałem, że mogę ci o nim powiedzieć w zaufaniu.



11.

Nie woła dziś przewoźnik: „Wsiadaj, kto ma wsiadać!
Niebezpieczne się wozić, gdy mrok pocznie padać.”
Słysz, mam ja zegar w mieszku, który póki bije,
Póty też i gospodarz, co go nosi, pije.
A ty spi, przewoźniku, nie dbając na goście;
Byś i darmo chciał przewieźć, ja wolę po moście.



12.

– Ach, bo ja uwielbiam Staffa – wyznaje Ania – po prostu ginę za nim! „Dzwony” są przecież wstrząsające! A jak czytam „Chłop się powiesił w opuszczonym młynie, dziewczyna dziecko utopiła w stawie”, to mi serce zamiera! A ty lubisz Staffa?
Joasia dostała na ostatnie imieniny od ciotki „Wybór wierszy”, ale tych, o których mówi Ania, nie zna. Wstyd przyznać, ale czytała tylko co krótsze.
– Tak, nawet bardzo – stara się jednak stanąć na wysokości zadania i próbuje olśnić Anię cytatem na przykład „Poezja starych studni, zepsutych zegarów”...
– Naprawdę ci się podoba? – cieszy się Ania. – Bo wiesz, ja też piszę wiersze i mam właśnie na warsztacie jeden o zegarach wrocławskich. Jak myślisz, czy to będzie dobre wprowadzenie:

Zegary nie wskazują godzin historii,
Wśród zawieruchy bitew stanął czas...

– A, faktycznie stanął – mówi Joasia, zerkając na szkolny zegar o wskazówkach niezmiennie a melancholijnie wiszących na osiemnastej dwadzieścia, i dodaje szybko: – Wspaniałe i co dalej?
– Jak napiszę, to ci przeczytam, dobrze?
– Świetnie!



13.

Zegar krzyczał.
Był to krzyk śmiertelnie przerażonej kobiety. Zaczynał się w niskich tonach, po czym wznosił się wyżej i wyżej, aż niemal ogłuszył [J.]. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Był to najstraszliwszy krzyk, jaki kiedykolwiek słyszał. Wydawał go stary elektryczny budzik. [J.] chciał sprawdzić, czy działa, i zaledwie włączył go do kontaktu, zegar zakrzyczał.
[J.] wyszarpnął sznur z gniazdka. Krzyk ustał. Chłopiec odetchnął z prawdziwą ulgą. W tej samej chwili usłyszał za sobą odgłos biegnących stóp. [B.A.] i [P.C.], którzy pracowali we frontowej części składu, zatrzymali się przy nim zdyszani.
— Rany boskie, co to było? — zapytał [B.].
— Coś ci się stało, [J.]? — [P.] wpatrywał się w niego bacznie.
[J.] przecząco pokręcił głową.
— Hej, słuchajcie — powiedział — mam dla was coś dosyć niezwykłego.
Ponownie włączył zegar do kontaktu i znowu rozległ się przerażający krzyk. Wyciągnął wtyczkę i krzyk się urwał.
— O rety! — zawołał [P.]. — Krzyczący zegar, a on to nazywa „dosyć niezwykłe”.
— Ciekaw jestem, co by powiedział, gdyby zegarowi nagle urosły skrzydła i odfrunął — zażartował [B.], uśmiechając się szeroko.
— Może powiedziałby, że to całkiem niezwykłe. Jeśli o mnie chodzi, krzyczący zegar jest najbardziej intrygującą rzeczą, na jaką natknąłem się kiedykolwiek.
[J.] zignorował ich przyjacielski sarkazm. Uważnie oglądał zegar, obracając go w rękach, nareszcie rzekł z nutą satysfakcji:
— Aha!
— Aha, co? — zapytał [P.].
— Alarm jest włączony. Wyłączę go i włączę zegar ponownie.
Kiedy tak zrobił, zegar zaczął delikatnie mruczeć, nie wydając żadnych innych dźwięków.
— Zobaczymy, co się stanie, gdy znów włączę alarm.
Rozległ się przenikliwy krzyk. [J.] błyskawicznie uciszył go, wyłączając alarm.
— A więc — powiedział — rozwiązaliśmy pierwszą część tajemnicy. Zegar, zamiast dzwonić, krzyczy na budzenie.



14.

W pokoju cioci wisiał święty obrazek, a w całym domu, łącznie z łazienką i toaletą, wisiały zegary. W ubikacji wisiał zegar z kukułką. To była pasja mojego ojca. Zegary, nie ubikacja. Nawet sobie chyba dorabiał, naprawiając zegary ścienne. I za darmo zegarki kolegów z pracy. Z wykształcenia był inżynierem, pracował w Banku Gospodarstwa Krajowego, a po godzinach dłubał. Mama tej pasji nie podzielała.

Nie naprawiała zegarów ściennych? To by było, gdybyśmy w tej rozmowie ujawnili, że pochodzisz z rodziny zegarmistrzów amatorów. I że sama w wolnych chwilach bierzesz okular i naprawiasz tryby szwajcarskich zegarków!

Zmartwię Cię, ale mnie pasja ojca też jakoś nie porwała! A mama po jego śmierci prawie wszystkie zegary porozdawała. Został jeden, piękny, wielki, stojący, którego mama nie dała rady udźwignąć. Wojtek marzył, zeby go mieć. Ale wstydził się Ulce [mamie] zaproponować, żeby mu go podarowała. Kiedyś przychodzimy, a zegara nie ma. Mama zachwycona: "Oj, jakie miałam szczęście, przyszedł taki pan, który zbiera starocie, dałam mu dwadzieścia złotych i zabrał". Wojtek uwielbiał Ulkę, ale tego zegara długo nie mógł jej zapomnieć.



15.

Chodził codziennie do swego biura przystrojony w piękny złoty łańcuch, zwieszający mu się prawie na półtorej stopy, i ze złotym zegarkiem w kieszeni, który wart był... boję się, bym nie powiedział za wiele – słowem, który wart był tyle, ile może być wart wielki, gruby, okrągły zegarek, tak samo gruby i okrągły jak ów gentleman, tylko że miał stosunkowo większy cyferblat. – Lepiej byś zrobił, gdybyś nie nosił tego zegarka – mówili mu przyjaciele – zobaczysz, że ci go ukradną. – A chciałbym – powiada – widzieć złodzieja, który by był w stanie wyciągnąć go z kieszeni; bo ja sam, niech mię Bóg ma w swojej opiece – powiada – żadną miarą nie mogę go stamtąd wydobyć, tak jest tam przyciśnięty, że gdy chcę wiedzieć która godzina, to muszę zaglądać do okna zegarmistrza. – To mówiąc tak się śmiał, że obawiano się, by nie pękł. Tak tedy z głową upudrowaną i harcapem toczył się po ulicy ze swym złotym łańcuchem i zegarkiem, który omal nie rozpłaszczył się w kieszeni. A nie było w całym Londynie złodzieja, który by już nie ciągnął za ten łańcuch, ale łańcuch nigdy nie chciał się zerwać, a zegarek wyleźć. Znudziło to w końcu złodziejów, a tłusty gentleman, powracając do domu, śmiał się tak, iż mu się kołysał harcap jakby wahadło wielkiego zegara. Na koniec pewnego dnia, gdy się tak toczył najspokojniej, spostrzega pewnego rzezimieszka, znanego mu z widzenia, idącego z małym chłopcem o bardzo wielkiej głowie. – Znów chcą próbować – pomyślał stary gentleman – ale nie uda im się! – Więc zaczyna drwić sobie, wtem mały chłopiec puszcza rękę złodzieja i uderza starego gentlemana w sam środek brzucha tak silnie, iż ten z bólu omal nie rozpadł się na dwoje. Gentleman poczyna krzyczeć: – Mordercy! – a złodziej mówi mu do ucha: – Już go mam! – Zegarek i łańcuch znikły. A co najgorsze, że od tej pory organa trawienia starego gentlemana zostały nadwyrężone na cały dalszy ciąg jego życia.



16.

Manipulując pokrętłem na stalowych drzwiach, [X] może nastawić zegar ścienny na dowolną prędkość - jeśli chce wszystko przyspieszyć, wystarczy, że je przesunie, a wskazówki natychmiast wirują wokół tarczy jak szprychy u koła. Krajobraz za oknami - w rzeczywistości są to ekrany filmowe - błyskawicznie rozjaśnia się i ściemnia, znacząc pory dnia; pulsuje wściekle niczym lampa stroboskopowa, a wszyscy zwijają się jak w ukropie, żeby nadążyć za fikcyjnym czasem, pędzą jak opętani do umywalni, na śniadanie, na zabieg, na obiad, łykają leki i kładą się do łóżek, ledwo jednak zdążą zmrużyć oczy, światła na suficie podrywają ich na nogi: znów muszą włączyć się w kołowrót, gnać, jakby diabeł deptał im po piętach, powtarzać wszystkie codzienne zajęcia ze dwadzieścia razy w ciągu jednej godziny, dopóki [X] nie spostrzeże, że słaniają się z wyczerpania, i nie zwolni tempa, przestawiając pokrętło niczym dzieciak, któremu znudziła się wreszcie zabawa projektorem filmowym i oglądanie filmu przy dziesięciokrotnie zwiększonej szybkości, znudziły się śmieszne podrygiwania oraz piskliwa mowa i przestawił urządzenie na normalną prędkość.
[X] najczęściej przyspiesza zegar wtedy, gdy któryś z pacjentów ma gościa albo gdy Związek Kombatantów ściąga dla nas z Portland jakiś bombowy film, a więc w takich chwilach, w których chciałoby się zatrzymać czas lub zwolnić. Wtedy właśnie go przyspiesza.
Na ogół jednak woli zwalniać tempo. Nastawia pokrętło na zero i unieruchamia słońce na ekranie, tak że przez długie tygodnie nie przesuwa się nawet o włos, a liście i źdźbła trawy nie drgają na wietrze. Zatrzymuje wskazówki zegara na za dwie trzecia i często trzyma je tak, dopóki nie pokryje nas rdza. Człowiek nie może wstać z miejsca ani się przejść, żeby rozprostować kości, nie może odetchnąć ani przełknąć śliny. Może jedynie poruszać oczami, ale w zasięgu wzroku ma tylko skamieniałych [O.] przy stoliku po drugiej stronie świetlicy, którzy wciąż czekają, aż jeden z nich rzuci kartę. Siedzący obok mnie stary [Ch.] umarł sześć dni temu i zaczyna się rozkładać. Zamiast mgły [X] wpuszcza czasem przez wentylatory bezbarwny sztuczny gaz, który z wolna zastyga, zatapiając cały oddział w przezroczystym plastyku.
Bóg jeden wie, jak długo tak trwamy.



17.

Nieco dłużej trwały zabiegi przy zepsutym zegarze. Trzeba było przepłukiwać wszystkie śrubki, zapuszczać kropelki, smarować i nacierać pękniętą sprężynę, jodynować wahadło.
- Biedactwo - rozczulał się nad nim pan [X] - tyle musisz się nacierpieć. No, ale nic, wszystko będzie dobrze.
Gdy pan [X] pocałował go w cyferblat i czule pogłaskał po drewnianej szafce, zegar nagle wydzwonił godzinę, wahadło poszło w ruch i w całej sali rozległo się głośne "Tik-tak, tik-tak, tik-tak".
Byliśmy po prostu zdumieni, a niebawem mieliśmy sposobność przekonać się, jak bardzo przywiązane są do pana [X] chore sprzęty.



18.

Kuchnia była mała i zagracona. Pośrodku stał wyszorowany drewniany stół otoczony krzesłami i [X] usiadł na brzegu jednego z nich, rozglądając się dokoła. Jeszcze nigdy nie był w domu czarodziejów. Zegar na ścianie miał tylko jedną wskazówkę. Zamiast cyfr na tarczy widniały różne napisy, na przykład: „Czas zaparzyć herbatę”, „Czas nakarmić kurczaki”, „Jesteś już spóźniona”.



19.

Można powiedzieć, że zegar i tum stanowiły jedno: zegar zajmował cały tum wraz z piwnicą. Kiedy jednak ludzie mówili o "zegarze", mieli raczej na myśli cztery tarcze zawieszone wysoko na ścianach praesidium, głównej wieży tumu. Zostały wykonane w różnych epokach i każda pokazywała czas w nieco inny sposób, ale wszystkie były połączone z tym samym mechanizmem. Każda podawała godzinę, dzień tygodnia, miesiąc, fazę księżyca, rok oraz mnóstwo innych informacji kosmograficznych przeznaczonych dla tych, którzy umieli je odczytać.
Wsparte na czterech kolumnach praesidium miało przekrój kwadratowy – ale tylko do wysokości tarcz. Ponad nimi narożniki stawały się ścięte i kwadrat przechodził w ośmiokąt, nieco wyżej w szesnastokąt, aż w końcu rzut budowli stawał się okrągły. Dach praesidium miał kształt soczewkowatego dysku, który – widziany od krawędzi ku środkowi – był lekko wypukły, dzięki czemu deszcz ściekał po nim bez przeszkód. Na nim z kolei wspierały się megality, kopuły, penthouse'y i wieżyczki gwiezdnego kręgu, napędzającego (i napędzanego przez) ten sam mechanizm, który sterował zegarem.



20.

— Doskonale — rzekł [X] — jest kwadrans po dwunastej, mamy więc przed sobą kilka spokojnych godzin.
[Y] rozejrzał się wokół szukając zegara, który pozwalał księdzu oznaczyć czas tak dokładnie.
— Spójrz na promień światła padający z okienka i na kreski, które wyrysowałem na ścianie. Dzięki owym liniom, które wyznaczyłem wedle podwójnego ruchu ziemi — dookoła własnej osi i elipsy zakreślonej wokół słońca — wiem dokładniej, która jest godzina, niż gdybym miał zegarek, albowiem zegarek psuje się często, a mechanizm obrotów ziemi nie psuje się nigdy.



21.

[C.] się rozejrzał. Ale nie dostrzegł ani nie przypomniał sobie nic takiego, co by się nadawało na zastaw. Na darmo starał się coś wymyślić. [S.] tymczasem nie przerywał zabawy. Rzucał raz po raz, systematycznie, pewnymi ruchami dłoni. Nie śpieszył się, ale nie pozostawiał kostek ani chwili bezczynnie, podnosząc je, gdy tylko się zatrzymały. Zupełnie jakby wiedział, ile oczek powinno wypaść, i uważał, że nie ma co sprawdzać, czy przewidywania się spełniły.
- Może masz w domu zegarek albo co złotego? - podsunął w końcu [S.], nie podnosząc oczu znad gry.
- No! - wykrzyknął [C.]. - Jest gdzieś w domu zegarek. Na śmierć o nim zapomniałem.
- To za mało zegarek - powiedział [S.]. - Musisz mieć coś jeszcze, żebyś mógł stawiać, nawet jak przegrasz na początek parę razy z rzędu.
- Tego zegarka to ja nie mogę przegrać - rzekł [C.].
- Jak to nie możesz przegrać?
- No, bo to [D.] ten zegarek. [D.] ma go po ojcu. Dał jej, jak mu już przyszło umierać,
- Nic mnie to nie obchodzi, czyj jest albo był ten twój zegarek. Dajesz go na zastaw i już. Mnie tam każdy dolar jednaki i każdy zegarek. Byleby był ze złota.
- No! To szczere złoto - zapewnił go spiesznie [C.]. - Cały jest żółciuśki.
- Może i złoto - zgodził się [S.].



22.

Starał się być człowiekiem interesującym. Kłopot polegał na tym, że był takim człowiekiem, który – kiedy postanowi być interesującym – przede wszystkim próbuje znaleźć książkę „Jak być interesującym człowiekiem”, a potem sprawdza, czy nie prowadzą gdzieś jakichś kursów. Dziwił się, że ludzie uważają go za nudnego rozmówcę. A przecież potrafił rozmawiać o wszelkiego rodzaju zegarach. Mechanicznych, magicznych, wodnych, ogniowych, kwiatowych, świecowych, piaskowych, z kukułką, o rzadkich hershebiańskich zegarach chrząszczowych... Ale z jakiegoś powodu, zanim wyczerpał wszystkie zegary, wyczerpywał słuchaczy.



23.

Pan [M.], właściciel Składu [M.], okazał się nad wyraz elokwentny.
— Jeśli panienka pozwoli, odradzałbym raczej ten tańszy. To dobry zegareczek, nie powiem, ale sam wybrałbym ten za dziesięć. Niewiele droższy, ale za to absolutnie niezawodny. Markowy, panienka rozumie…
Po chwili stało się oczywiste, że pana [M.] należy po prostu wyłączyć jak trzeszczące radio.
— Nie chcemy niezawodnego zegarka — rzekła [N.].
— Wystarczy, jak wytrzyma do jutra rano — poparła ją [H.].
— Żadnych subtelności — dodała [S.]. — Byleby tylko głośno dzwonił.
— I żeby… — zaczął [B.], ale nie dane mu było skończyć, bo [J.] zdołał wreszcie rozwikłać skomplikowany mechanizm. Przez następne pięć minut mały sklepik trząsł się w posadach od przeraźliwego dźwięku kilkunastu budzików.
Po krótkiej debacie wybrano sześć najgłośniejszych.
— Wezmę jeszcze jeden dla [P.] — rzekł. [R.] szarmancko. — W końcu to jego pomysł i nieładnie by było wykluczać go z zabawy. Jego osoba będzie godnie reprezentowana.
— Racja — powiedział [B.]. — Ja też kupię jeden dla lady [C.]. Im więcej, tym weselej. Bez niej nie poszłoby tak łatwo. Biedny [G.] pewnie ma już po uszy jej gadania.
W rzeczy samej lady [C.] w owej chwili z entuzjazmem dzieliła się z [G.] informacjami o MacDonaldzie i o brzoskwini, która dostała złoty medal na konkursie.
Budziki zostały zapakowane, opłata uiszczona. Pan [M.] obserwował odjeżdżające samochody nie rozumiejąc ni krztyny z tego, co przed chwilą miało miejsce w jego sklepie. Ech, ta młodzież, ta młodzież. Pełni werwy, owszem, choć ciężko ich zrozumieć. Sklepikarz z ulgą powitał żonę pastora, która przyszła w poszukiwaniu niekapiącego imbryczka.



24.

Wyzwolony, chwilowo przynajmniej, od tortur wyobraźni, [X] w krótkim czasie zaprowadził porządek i zobowiązał wszystkich do pracy; pozwolił sobie jednak na pewną słabostkę - nakaz wypuszczenia z klatek ptaków, które od momentu założenia grodu rozweselały czas swoim śpiewem, i zainstalowania na ich miejsce we wszystkich domach zegarów z kurantem. Były to cenne zegary, rzeźbione w drewnie, wymieniane przez Arabów za papugi. [X] zsynchronizował je z taką precyzją, że co pół godziny w miasteczku rozbrzmiewały kolejne akordy tej samej melodii, osiągając punkt kulminacyjny w południe, gdy wszędzie naraz radował wszystkie uszy pełny tekst muzyczny walczyka.



25.

Kiedy [X] obudził się, było tak ciemno, że ledwie mógł odróżnić przejrzyste okno od ciemnych ścian pokoju.
W chwili gdy usiłował przeniknąć ciemność – zegar z wieży sąsiedniego kościoła wybił cztery kwadranse. Słuchał pilnie, która wybije godzina?
Ku jego wielkiemu zdziwieniu, ciężki dzwon wybił sześć, siedem, osiem i tak dalej aż do dwunastu. Dwunasta? To niemożliwe. Było przecież już po drugiej, gdy poszedł spać. Zegar mylił się. Lód musiał się dostać między jego koła i tryby. Dwunasta!
Przycisnął sprężynę swego repetiera w celu skontrolowania ogłupiałego zegara, lecz repetier także wybił dwunastą.
– To niepodobna – mruczał [X] – żebym przespał dzień i część drugiej nocy. Niepodobna również, żeby słońcu przytrafiło się coś nadzwyczajnego i żeby zamiast południa była teraz północ.



26.

Jej zegarek zapiszczał raz jeszcze.
Przełączanie na sterowanie manualne – powiedział.
O Boże. O Boże.
Zaczęło się, tam, poza zasięgiem świateł, pod trzema czarnymi kilometrami wody morskiej. Szalone żele-kamikadze, oderwane od swych wydających się nie mieć końca gier już wiedziały: Dość tych bzdur. Pora wysadzać.
A może powtarzały zdezorientowane: Nie teraz, to nieodpowiednia pora, zniszczenia. Lecz nie miało to już żadnego znaczenia. Inny komputer – głupi, nieorganiczny, programowalny i całkowicie godny zaufania – prześle wymaganą sekwencję cyfr i żele znajdą się poza obiegiem, bez względu na to, co sobie myślały.
A może po prostu zasalutowały i odeszły na bok. Może ich to nie obchodziło. Czy ktoś w ogóle miał jeszcze jakiekolwiek pojęcie, co te potwory sobie myślały?
Detonacja – oznajmił zegarek.
Miasto pogrążyło się w ciemnościach.



27.

Przy łóżku elektroniczny zegar bezgłośnie i systematycznie odnawia czas. W tej chwili jedynie on w tym pokoju oddaje się jakiemuś działaniu. Czujne nocne stworzenie napędzane elektrycznością. Zielone cyfry z ciekłego kryształu gładko zmieniają się tak, by nikt tego nie zauważył. Obecnie jest 23:59.



28.

Jeszcze raz przeczytał tekst na bibułce. O reumatyzmie ciotki Hildy, o listach, o altance i o księżycu. Potem wyjął zapalniczkę, spalił skrawek papieru, wieczko budzika znalazło się znowu na swoim miejscu i nikt nie mógłby się domyślić, że ten stale psujący się stary zegar, który Kurt przeklął już tyle razy, bo obrzydło mu noszenie go do zegarmistrza, spełnia rolę, jaką w normalnych czasach miałaby do spełnienia zwykła koperta na list.



29.

Twym niewolnikiem będąc, muszę służyć
Wszystkim pragnieniom twym o każdej porze.
Nie mam chwil drogich, które pragnę zużyć;
Prócz ciebie, panem mym nikt być nie może.
Nie śmiem przeklinać godzin nieskończonych,
Czekając, władco, wiernie przy zegarze;
Ani gorzkimi nie zwę chwil spędzonych
Samotnie, gdy mi oddalić się każesz.
Ani mych myśli zazdrosnych nie badam,
Gdzie jesteś, ani pytam o twe sprawy.
Smutny niewolnik. Jedną myśl posiadam:
Że bliskim tobie sprzyja los łaskawy.
Miłość tak wiernie przypomina błazna,
Że czyń, co zechcesz, myśl jej jest przyjazna.



30.

Pewien [f.] miał stojący zegar, który nakręcał co tydzień BARDZO UWAŻNIE. Przechodził akurat [k.], zobaczył go, zaczął się śmiać, a wróciwszy do domu wymyślił zegar-karczoch, czyli zegar-karczochę (co można, a nawet trzeba dwojako nazywać).
Zegar-karczoch, czyli zegar-karczocha tego [k.] jest karczochem bardzo dobrego gatunku, wsadzonym ogonem do dziury w ścianie. Niezliczone liście karczocha wskazują aktualną godzinę, a ponadto wszystkie godziny, dzięki czemu wystarczy, żeby [k.] urwał listeczek, i już wie, która jest godzina.


===========


Dodane 14 czerwca 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 6241
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: asia_ 01.06.2013 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Tik-tak, tik-tak. Zegary odliczają już czas do końca tego konkursu. Trzeba brać się za zgadywanie ;)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca książki Kena Bruena Londyński bulwar. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: joanna.syrenka 03.06.2013 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Uhuhu, niby proste, a jednak... Niewiele mi te zegarowe kukułki podpowiadają. Ale postaram się, bo gdzieś tam mi coś w łepetynie tyka!
Użytkownik: asia_ 03.06.2013 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Uhuhu, niby proste, a jed... | joanna.syrenka
Staraj się, staraj! I od razu przysyłaj, bo nie chce mi się kolokwiów sprawdzać i ucieszy mnie każdy pretekst, żeby to trochę odłożyć :D
Użytkownik: anek7 03.06.2013 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Staraj się, staraj! I od ... | asia_
To ja zaraz swoje pomysły wysyłam - też wolę odgadywać dusiołki niż sprawdzać klasówki...
Użytkownik: joanna.syrenka 03.06.2013 23:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Staraj się, staraj! I od ... | asia_
O, teraz zauważyłam, że prowadzisz konkurs w zastępstwie. Nie zdziw się więc wstępem mojego maila ;)
Użytkownik: mika_p 03.06.2013 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Uhuhu, niby proste, a jed... | joanna.syrenka
2,3,7,9,17,18 i 22 - jeśli potrzebujesz którejś z tych, to służę :)
Użytkownik: joanna.syrenka 03.06.2013 23:05 napisał(a):
Odpowiedź na: 2,3,7,9,17,18 i 22 - jeśl... | mika_p
2,3,9 i 22 mam (tak mi się przynajmniej wydaje...). Poczekam na odpowiedź i zobaczę czym służę ja ;)
Użytkownik: mika_p 03.06.2013 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: 2,3,9 i 22 mam (tak mi si... | joanna.syrenka
To zamiast podpowiedzi podzielę się refleksją nad 7...
Przez tę książkę przez kilkanaście lat wierzyłam, że całki są miłe. Przestałam wierzyć dopiero kilka lat po tym, jak przestałam mieć z całkami do czynienia, i pozwoliłam sobie na retrospekcję przy ponownej lekturze ;D
Użytkownik: asia_ 03.06.2013 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Raport po dwóch dobach trwania konkursu: nad kółkami zębatymi i sprężynami pochyla się już siedem zegarmistrzyń (a gdzie są panowie zegarmistrzowie? - pytam). Opierają się im jeszcze zegary z numerami 4, 5 i 26.
Użytkownik: asia_ 05.06.2013 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Raport po dwóch dobach tr... | asia_
Aktualizacja: przyszedł pan zegarmistrz i naprawił zegarek z numerkiem 26. Ale 4 i 5 dalej pozostają nierozpoznane.
Największą popularnością cieszy się numer 9: 100% trafień! Zaraz za nim są 2 i 18.
Użytkownik: asia_ 08.06.2013 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Kolejny oficjalny komunikat: w konkursie bierze udział już 12 osób. Zaczął się weekend, więc może ktoś jeszcze do nich dołączy? :)
Zegary 4 i 5 nadal skutecznie się bronią. A właściwie nie tyle bronią się, co odstraszają. Żaden zegarmistrz się do nich nie zbliża, chyba z obawy przed ostrym dziobem kukułki i ciężkim wahadłem.

A na forum cisza... Wiem, że praca zegarmistrza wymaga skupienia, no ale bez przesady, to nie wędkowanie, żeby się wcale nie odzywać :)
Użytkownik: mika_p 09.06.2013 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Zostałam poproszona na PW o kilka słów na temat 7 i 17.

Z 17 jest łatwo. Wszyscy to znamy i kochamy, widzieliśmy wizualizację, śpiewamy piosenki z wizualizacji, a autor wielkim poetą był. Ba, wizualizacja była nawet wspomniana ostatnio w popularnym serialu komediowym.
Zegarki nie grały tam ważnej roli, a jakby człowiek chciał, to mógłby znaleźć tam fragmenty do konkursów "Guziki w literaturze", "Mur w literaturze" lub "Oko w literaturze".

Z 7 jest trudno.
Książka jest mało znana, a szkoda, bo jest cudowna. Podobnie jak pozostałe w trylogii dotyczy dziedziny, której większość społeczeństwa nie lubi, a ten konkretny tom dotyczy tego, co było zmorą Ani Shirley.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.06.2013 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
5 nadal nikt nie ma? A może na przykład 6, 20, 23? Mam sporo innych, służę w zamian mataczeniami.
Użytkownik: asia_ 11.06.2013 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy nie zapowiedziałam,... | asia_
Zostały niewiele ponad dwie doby do końca konkursu, a czwórka i piątka ciągle nietknięte, więc podaję oficjalne mataczenie do 4:
Był sobie autor, który pisał o dusiołkowym [X] - książki znane i kochane chyba przez wszystkich. Autorem dusiołka jest jednak ktoś inny - jeden z bohaterów książek o [X].
Użytkownik: asia_ 12.06.2013 22:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Zostały niewiele ponad dw... | asia_
Ha! Podpowiedź okazała się skuteczna :)
To teraz jeszcze 5: okazało się, że szybkość upływu czasu zależy nie tylko od wykonywanych czynności, ale także od miejsca, w którym się znajdujemy. Np. w gorącym i wilgotnym klimacie czas biegnie innym rytmem i nikt się nie musi spieszyć.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: