Dodany: 02.01.2008 21:21|Autor: Lutka 66

Wielkie rozczarowanie


Z niesamowicie pozytywnym nastawieniem zaczęłam czytać. Czytałam i czytałam, cały czas w oczekiwaniu, aż się zacznie – zauroczenie, magia, przygoda, wartka akcja. I tak w tym oczekiwaniu dotrwałam do końca powieści. Miałam nieustające poczucie, że coś nie pasuje – ale co? Czy te wymyślne, dźwięczne imiona poszczególnych bohaterów, czy ta leniwie tocząca się akcja, polegająca wyłącznie na poznawaniu przez głównego bohatera, Hildegunsta Rzeźbiarza Mitów, okropności podziemnego świata, katakumb wypełnionych zbutwiałymi księgami czy też nagromadzenie wymyślnych, obrzydliwych kreatur? Aż wreszcie uświadomiłam sobie, że to nie tak, że w tej powieści wszystko do siebie pasuje, ale to ja, jako jej czytelnik, zupełnie nie pasuję do niej. Nie pasuję, bowiem nie jestem 11-letnim chłopcem, tylko dojrzałą kobietą (jakkolwiek to brzmi… :)). Gdy tylko zmieniłam punkt odniesienia, wszystko natychmiast zaczęło się układać. Myślę, że 11-latek byłby zachwycony na przykład imieniem i wyglądem Rongkonga Przecinaka, wyobrażaniem sobie, jak wygląda żabo-kaczka czy monstrualny robak z paszczą rekina. Z zachwytem czytałby opisy przerażających, oślizgłych monstrów, które we mnie mogą co najwyżej wzbudzić lekkie obrzydzenie. Z zapartym tchem zapadałby się wraz z głównym bohaterem w przegniłych, pełnych robaków starych książkach i próbował wydostać z podziemnego labiryntu.

Oczywiście nie mogę robić książce zarzutu z faktu, że po prostu jestem za stara na jej czytelnika. Ale, niestety, nawet gdy potraktuję "Miasto Śniących Książek" jako powieść przeznaczoną głównie dla młodzieży, to i tak moja jej ocena jest niska. Cóż z tego, że jest to powieść o książkach, skoro występują one wyłącznie jako przedmiot pożądania ze względu na swoją materialną (!) wartość i są narzędziem do zabijania – dosłownie, a nie w przenośni. Cała akcja skupia się na ściganiu lub byciu ściganym, na zabijaniu i pożeraniu zabitych wrogów. Nie ma wartkiej akcji, ciekawych, wyrazistych bohaterów. Zabrakło wyborów pomiędzy dobrem a złem, zabrakło przyjaźni, tolerancji, honoru… Najbardziej wyrazistym przesłaniem "Miasta…" dla młodzieży jest: trzymajcie się jak najdalej od książek, bo nie przyniosą wam one nic dobrego! Tylko czy aby o to nam chodzi?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3024
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2008 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Z niesamowicie pozytywnym... | Lutka 66
Też nie byłam nią szczególnie zachwycona, i drażniło mnie to samo - udziwnione imiona, ponure, ocierające się o makabrę sceny w podziemiach. Wiem, że wielu ludziom odpowiada ten rodzaj fantastyki, ale do mnie jakoś nie trafił. A na pewno to nie wina wieku, bo np. Muminki, zaliczane do klasyki literatury już nawet nie młodzieżowej, tylko dziecięcej, uwielbiam; Harry Potter też znalazł moje uznanie, i jeszcze parę pozycji adresowanych do czytelnika kilkakrotnie ode mnie młodszego mogłabym wymienić.
Użytkownik: mrs-hook 30.05.2008 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Z niesamowicie pozytywnym... | Lutka 66
Kochana, niemal z ust mi to wyjęłaś! :-) Po lekturze licznych recenzji wychwalających "Miasto..." pod Niebiosa, nazywających je - jak teraz sobie myślę, może nie bez przyczyny? -spodziewałam się książki, która brutalnie rzuci mnie na kolana, a nawet długo nie pozwoli wstać. I muszę przyznać: tak też zrobiła. Przez pierwsze kilka rozdziałów rzeczywiście poczułam się jak wyniesiona ponad moje mieszkanko, miasto i całe otoczenie! I cóż jednak z tego, skoro wraz z przewracaniem kolejnych stron mój nastrój opadał... W końcu przyłapałam się na tym, że sama odwlekam moment, kiedy ponownie zmierzę się z nie tak bardzo przerażającymi labiryntami i coraz to wymyślniejszymi stworami. Do tego wciąż miałam to drażniące uczucie obojętności co do losów głównego bohatera.
Jako że dopiero teraz nadrabiam zaległości (których mam, oj mam!) w moim czytaniu po długiej przerwie, jaką wymogła na mnie matura, postanowiłam, że dokończę każde czytadło, jakie mi wpadnie w ręce. Na ostatniej stronie za to naszła mnie pewna zasmucająca refleksja. Może to ja się zmieniłam, sama nie zauważając jak szybko?

Ponownie niestety utwierdziłam się w przekonaniu, że to, co podbałoby mi się kilka lat temu, niekoniecznie podobać się będzie teraz. Mimo wszystko, daje 4 - myślę, że kiedyś byłabym wniebowzięta.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: