Dodany: 20.11.2007 13:54|Autor: Anna 46

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Hania Bania
Bakuła Hanna

1 osoba poleca ten tekst.

Jak cudne są wspomnienia dawnych lat, albo w PRL-u za Gomułki


„Gdy Hania Bania weszła do kuchni, otwierając białe lakierowane drzwi, poczuła nienawistny zapach kożucha na mleku. Dobiegał z zachlapanego aluminiowego rondelka z czarnymi uszkami. Mleko jak zwykle było wykipione na żeliwną płytę kuchni węglowej i śmierdziało spaloną na amen krową”[1].

Już początek książki przywołuje wspomnienia – moja zmora dzieciństwa: kożuchy! Nawiasem mówiąc, z tym poradziłam sobie doskonale, zwracając przy którymś pożywnym śniadanku wszystko na siebie, babcię i kuchnię. Od tej pory cedzili…

Makaron – druga zmora Hani Bani; moją były lane kluseczki na mleku… fuj!!! Do dziś mnie wstrzącha na samo wspomnienie! I pewnie z powodu owej solidarności „katowanych” pożywnym i zdrowym jedzonkiem dzieci – już kocham Hanię!

Dalej jest jeszcze lepiej, chociaż kończą się podobieństwa (między mną i Hanią), bo Hania kocha jeść.
Nad wiek rozwinięta fizycznie i umysłowo dziecinka ma niezwykły dar pakowania się w coraz to inne tarapaty. Fantazja i wyobraźnia pracują aż miło i nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie czas i miejsce akcji – PRL wytrwale dążąca do zapewnienia wszystkim „towarzyszom i łobywatelom” raju na ziemi.

Jeśli przyjmiemy, że książka jest autobiografią Hanny Bakuły, to mamy rok 1956; od trzech lat nie żyje towarzysz Stalin – „wielki wódz, ojciec narodu, zbawca ojczyzny”, w marcu tegoż roku odchodzi Bolesław Bierut – wielki zwolennik polskiego stalinizmu.

Potem mamy obrady VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR i polski październik – zwany gomułkowską odwilżą. Rezultatem tej odwilży są istotne przemiany społeczne:

- uwolnienie kardynała Wyszyńskiego,
- odwołanie ministra obrony narodowej Rokossowskiego i innych generałów oraz wyższych oficerów radzieckich w Wojsku Polskim,
- zaniechanie kolektywizacji rolnictwa,
- ustalenie korzystniejszych dla Polski zasad polsko-radzieckiej współpracy gospodarczej,
- ograniczenie działalności Służby Bezpieczeństwa,
- liberalizacja polityki kulturalnej (m.in. odstąpienie od doktryny socrealizmu),
- masowe rehabilitacje ofiar prześladowań politycznych,
- wznowienie repatriacji Polaków z ZSRR.

Warszawski Cedet[2], ukończony w 1952, już działa.

Nie, nie, nie! Ja tylko tak na marginesie! W książce nie rozlicza się nikogo z okresu błędów i wypaczeń; w ogóle nie ma polityki.

Jest Hania ze swoją wyobraźnią ubarwiającą nudny świat, apodyktyczna babcia, dziadek mający jasno określony stosunek do władzy, umocniony „wczasami na koszt państwa”, pracująca mama, tatuś zawodowy żołnierz i pełno ciotek i wujków; prawdziwych i „przyszywanych”. Jest podwarszawska Zielonka i jej mieszkańcy - dorośli i dzieci, są goście z Warszawy.

Wyczyny naszej Hani mają rozmaite skutki. Czasem tylko babcia i mama znają konsekwencje Hanusinej wyobraźni. Innym razem echa tejże docierają do tatusia i dziecinka wieje, aż miło na ulubione drzewo w sadzie przy domu.

Oglądam kolaże i rysunki Autorki i się wzruszam; taki sam pękaty, fajansowy kubek miał dziadzio i pijał z niego kawę z mlekiem.
Kuchnia kaflowa z płytą, żeliwny młynek do pieprzu – wszystko to było i w moim domu!
Apodyktyczna, ale ukochana nade wszystko babcia, ciuchy z paczek z Ameryki, papierosy w fifkach (u mnie palił dziadzio), szynka na święta marynująca się w kamionkowym garnku, cały rytuał przygotowania wieczerzy wigilijnej.
Czytam i na przemian to kwiczę ze śmiechu, to łezka w oku się kręci, że u mnie podobnie było…

Czytam mężowi co lepsze fragmenty. Pytam, czy pamięta to i tamto ze swojego dzieciństwa. Pamięta!

„Pani Okólska miała tuż przy stacji malutki sklepik ze wszystkim, ale najpoważniejszy był dział słodyczy. Kuleczki owocowe w pasiastych laseczkach zatykanych watą, ogromne czerwone lizaki, wafle trójkątne z ciemnym nadzieniem i czekoladowym brzegiem, z wyciśniętym napisem W. Strugała (…). Potem zabierała dziadka na zaplecze, żeby pomógł jej ustalać ceny, a Hania Bania pilnowała sennego sklepu i mogła wyżerać, co chciała”[3].

Jak się to ustalanie cen skończyło? Bo Hania nie zdradziła szczegółów tej cudownej wizyty – tak się umówili z dziadkiem. Rozsadzała ją duma z okazanego zaufania pani Okólskiej – ona sama pilnuje sklepu, a właścicielka z dziadziem ustalają ceny na zapleczu – tym się trzeba pochwalić!

Mnie się przypomniał sklepik z dzieciństwa; i też chodziłam tam z dziadziem. Niestety, niestety, dziadzio nie znikał na zapleczu i nie ustalał cen, i nie mogłam wyżerać… Właścicielem był pan – taki stary jak dziadzio, ale smakołyki były podobne i jeszcze zwierzątka marcepanowe, i w wielkich słojach kolorowe cukierasy, i krówki, i raczki, i kukułki! Teraz takich nie ma.

Książkę pożarłam łakomie i zachłannie, zupełnie jak Hania dwa kilogramy pieczonej cielęciny do chłodnika.
I dałam 5.
Że styl nie taki?
Że książka nie z tych z najwyższych półek?
No, to co?
Że Hania Bania dziewięć latek starsza?
Że ona w swoim domku, a ja blokowe dziecko?
Że Hania dostała wymarzony kożuch na szóste urodziny, a ja na osiemnaste?
Przecież to, wypisz - wymaluj moje dzieciństwo. Realia siermiężnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej; z kolejkami, ciuchami z paczek z Ameryki, komisami, znajomościami, furmankami zaprzężonymi w konie, saneczkowaniem az do przemoczenia butów i rękawic (na sznurku i z jednym palcem), włóczkowych pilotek, chusteczek na głowę, kapelusików z płócienka, słuchanej przez rodziców i dziadków ukradkiem Wolnej Europy, komunikatów o zamieszkach i strajkach, szeptanych - żeby dziecko ne słyszało... Słyszało, ale wtedy miało w nosie, bo nie rozumiało ni w ząb. Świat był piękny i tyle rzeczy do zrobienia.

Ech… ale nawet babcia Hani Bani nie piekła takiego ciacha drożdżowego z rabarbarem, jak moja!

I tak już na konec: co by było, gdyby pewne rudowłose dziewczę z Wyspy Księcia Edwarda przyszło na świat w podstawowej komórce społecznej w PRL-u, nie tułało się po sierocińcach, nie bawiło bliźniaków, nie dotarło na Zielone Wzgórze, ale miało  t a k ą  rodzinkę i zawsze pełny brzuszek? Czy ciężar brzuszka ściągnąłby poetyczną wyobraźnię dziewczęcia ku ziemi, ku bardziej prozaicznym rzeczom? Czy przelicytowałoby wyczyny Hani?...

„Hania Bania największe i najweselsze dziecko okolicy”[4].

Polecam bardzo. Wszystkim. Całkiem dorosłym, trochę i wcale.



---
[1] Hanna Bakuła, "Hania Bania", Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2007, str. 9.
[2] W 1952 roku w Warszawie, w Alejach Jerozolimskich ukończono budowę Centralnego Domu Towarowego, dziś znanego jako Smyk.
[3] Hanna Bakuła, op. cit., str. 73;
[4] Tamże, tekst z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 24412
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 85
Użytkownik: carmaniola 20.11.2007 15:27 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Aniu! "Hani Bani" raczej nie przeczytam (nie moje półki po prostu), ale Twój tekst, jak zwykle zresztą, przeczytałam z ogromną przyjemnością i uśmiechem od ucha do ucha. Dziękuję. :-)
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu! "Hani Bani" raczej ... | carmaniola
Półki istotnie nie najwyższe i momentami pewne zwroty i sytuacje balansują na granicy dobrego smaku, ale wspomnienia uszlachetniają. :-)
Dziękuję.
Użytkownik: carmaniola 21.11.2007 09:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Półki istotnie nie najwyż... | Anna 46
Hihi, Anno, ale mnie wcale nie chodziło o wysokość tej półki, ale o jej położenie geograficzne. Mnie wywiało już dawno z naszego kontynentu i to tak skutecznie, że nie potrafię wrócić. ;-)

Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, Anno, ale mnie wcal... | carmaniola
Dogadałyśmy się :-)... ale jest powszechnie wiadome, ze "polska wsółczesna" to nie moja ulubiona; no może z małymi wyjątkami, do których dopisuję Hanię.
Użytkownik: joanna.syrenka 20.11.2007 23:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu! "Hani Bani" raczej ... | carmaniola
Właśnie chciałam napisać, że Anna mocno podniosła tej książce poprzeczkę. Mam nadzieję, że lektura będzie nie mniej wesoła, jak recenzja ;D
Do schowka!
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie chciałam napisać,... | joanna.syrenka
To ona rzeczywiście tak niziutko stoi? :-)
Użytkownik: joanna.syrenka 20.11.2007 23:53 napisał(a):
Odpowiedź na: To ona rzeczywiście tak n... | Anna 46
Już nie bądź taka skromna :-P
Użytkownik: Vemona 20.11.2007 15:48 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Aniu, to cudne. :-) Ja niby trochę późniejsza, ale też pamiętam takie sklepiki, kuchnię węglową (co prawda u ciotecznej babci na Starej Pradze), wczasy w FWP.... Pięknie napisałaś i przypomiałaś mi bardzo dawne czasy, polubiłabym Hanię. :-)
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 16:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu, to cudne. :-) Ja ni... | Vemona
E tam, Ty wiesz, kto jesteś! :-)))
Możesz mgliście coś tam pamiętać, a Hanię polecam na dołki dnia powszedniego. Bawi.
Użytkownik: Vemona 21.11.2007 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: E tam, Ty wiesz, kto jest... | Anna 46
Oj, jak to fajnie brzmi, to co ja jestem Twoim zdaniem. :-))
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 13:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, jak to fajnie brzmi, ... | Vemona
To co Ci piszę ganc prywatnie, się nie nadaje do publicznego głoszenia, chyba, że bardzo chcesz! :-)))
Użytkownik: Vemona 21.11.2007 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: To co Ci piszę ganc prywa... | Anna 46
Nie upieram się. :-))) I nie cytuję, ino się cieszę. :-)
Użytkownik: jakozak 06.03.2013 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu, to cudne. :-) Ja ni... | Vemona
Książeczka napisana zabawnie. Sentymenty z mojego dzieciństwa wywleka. Atmosferkę ma wspaniałą.
Ale co do lubienia Hani, to nie-. Ani ciuteczek. Przynajmniej ja jej nie lubię.
Czwórka za wspomnienia.
Użytkownik: edward56 20.11.2007 16:23 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Twoje teksty są prostolinijne, miłe i ciepłe. Badzo fajnie się je czyta. Tak trzymać. Muszę uczyć się od Ciebie.
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 16:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoje teksty są pros... | edward56
Bo ja taka prostolinijna jestem. :-)
Dziękuję.
Użytkownik: edward56 20.11.2007 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Napisałem
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisałem | edward56
Czytałam - dobre! :-) Zostaw.
Masz w Mojej Biblionetce "Moje dane" - kliknij i zrób ładne odstępy w tekscie - będziesz lepiej widoczny i nam będzie łatwiej czytać.
Cytaty daj pod spodem.
Chciałam Ci odpisać przez "naszą klasę", ale znowu serwer zdechł.
Użytkownik: edward56 20.11.2007 17:23 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Dziękuję
Użytkownik: Marylek 20.11.2007 19:10 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
No tak. Pamiętam te cukiereczki-drobne kulki w szklanych laskach. To znaczy teraz sobie przypomniałam, dzięki Twojemu tekstowi.
Dodam sobie tę książkę do schowka na jakąś czarna godzinę.
Dzieki. :-)
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Pamiętam te cukie... | Marylek
Książka wybitnie dla mojego rocznika; dopuszczam drobne odchyły wte i wewte. Dla tych zapomnianych drobiazgów, które nas wtedy cieszyły. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.11.2007 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Do Bakuły się zraziłam mocno po "Idiotce", ale ta kuchnia z płytą, i włóczkowa pilotka, i sklepik ze słodyczami... chyba się skuszę, tylko po to, by jeszcze raz poczuć klimat wczesnych lat 60.
Nawiasem mówiąc, w sklepiku najbliższym mojej szkoły też sprzedawano różne takie rzeczy, na przykład wafle wytłaczane w różne kształty, np. zajączki, miśki itp., napełnione piankową masą jak "ciepłe lody", a także coś, co oficjalnie nazywało się "blok śmietankowy" albo "blok kakaowy", i składało się z tłustej, zwartej. lekko grudkowatej masy, w której zatopione były ułomki herbatników (pewnie od tego pochodziła nazwa "łom", którą się potocznie określało ten przysmak) i niekiedy rodzynki. Występowało w postaci takich dużych "cegieł", i sprzedawane było na wagę. Wylatywało się ze szkoły na pauzie po 5-10 deka łomu w szarym papierze, albo po "orężadę" w butelce ze szklanym kapslem na drucie...
Użytkownik: Anna 46 20.11.2007 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Bakuły się zraziłam mo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak, tak tak! Wafle miśki i zajączki z piankowym ulepem w środku!
A łom jasny i ciemny to już trochę później i w państwowym sklepie - pamiętam to. U nas to się nazywało "blok", bo "łom" to była też bryła, ale niewydarzonych lizaków i też na wagę. Pani w sklepie to tłukła... czym? Nie pamiętam. Siekierką? Łomem prawdziwym? :-)
Podejrzewam, że ów łom to była specjalność nasza, regionalna; w mieście były Zakłady Przemysłu Cukierniczego Liwocz i robiły najlepsze na świecie kukułki, raczki, płaskie lizaki z zatopionym wzorkiem i słynne "kodżaki".
"Orężada" koniecznie we wściekłych kolorkach i w butelkach nazywanych przez moją babcię krachle.
Hania służy wyłącznie do przypomnienia klimatu tamtych lat! :-)
Użytkownik: Czajka 21.11.2007 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, tak tak! Wafle miśki... | Anna 46
Orężada była też w proszku i w żadnym wypadku nie można było jeść z papierka, a z papierka właśnie była najlepsza.
I iryski pakowane w długie paczuszki błyszcząco brązowe - teraz już takich nie robią. :))
Użytkownik: Czajka 21.11.2007 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Aniu kochana, samą prawdę napisałaś. :)
Ja kożuchy zdejmowałam i odkładałam na boczek.
Ale czy Ty zauważyłaś, że te wspomnienia wcale nie są takie radosne? Bardziej takie traumatyczne i w mrozie ciągłym. Ten pierwszy dzień w przedszkolu, czy historia wzmiankowanego kożucha właśnie. Oprócz tego, że ja sama sobie radośnie przypominałam klimat swojego dzieciństwa, to Hania wydała mi się trochę smutna i wyizolowana.

Doskonale pasują te kolaże, bo takie właśnie lekko krzywe, tak jak te wspomnienia. :)
Użytkownik: gosiaw 21.11.2007 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu kochana, samą prawdę... | Czajka
Teraz uwaga, wrażliwi niech nie czytają. ;)
A ja lubię kożuchy na mleku i nie rozumiem co się ich wszyscy tak czepiają. Niestety moja siostra też lubi i czasem była awantura czyja teraz jest kolej na konsumpcję kożucha z mleka. Albo ewentualnie podział tego cuda następował. A najlepsze są kożuchy z kakao oczywiście. :)
Ale ja to smok Mlekopij jestem i uwielbiam mleko w każdej ilości i postaci.
Użytkownik: Czajka 21.11.2007 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz uwaga, wrażliwi nie... | gosiaw
Byśmy się dogadały w przedszkolu. :))
Mnie zmuszali do picia gorącego mleka jednym duszkiem, kto to wymyślił? Dzisiaj mleka nie piję w ogóle, jem tylko serki ciepłe. :))
Użytkownik: librarian 21.11.2007 16:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Byśmy się dogadały w prze... | Czajka
Ojej ja z przedszkola pamiętam tran i kiszoną kapustę. Dzieci stały w kolejce, otwierały dzioby, a pani energicznie wpychała wielką łychę (tak myślę bo pamiętam że mnie piekły kąciki ust) wpychała) z tranem do buzi, następnie inna pani, temu samemu dziecięciu zapychała buzię garścią kiszonej kapusty żeby zabić smak tranu. Tak o nas dbali w PRL-u. I jeszcze były kwarcówki, to też było niejakie przeżycie, leżało się w majtkach, w ciemnym pokoju, pokotem na podłodze (no na materacach) i w takich specjalnych okularach, pod kwarcówką. Wzrocowe były te przedszkola, no nie?
Użytkownik: Marylek 22.11.2007 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Byśmy się dogadały w prze... | Czajka
"To nieprawda, że barwnym rajem jest dzieciństwo..."

Mleko i mleczne zupy były koszmarem mojego dzieciństwa. Nigdy nie byłam na koloniach, chociaż bardzo zazdrościłam koleżankom tych wyjazdów, tylko dlatego, że powiedziano mi, że tam codziennie jest zupa mleczna na śniadanie.
Jestem aż tak skrzywiona, że jak mi dziecko wyrosło z niemowlęctwa, to jadło i piło wszystko oprócz mleka, bo tego produktu po protu nie kupowałam, nie było go nigdy w domu. Kiedyś odkryłam z szalonym zdumieniem, że mój 20-letni syn sam sobie kupuje mleko!!! Szok! Dlaczego? - Bo lubi!
Biedne dziecko matki-wariatki...
Użytkownik: Czajka 22.11.2007 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: "To nieprawda, że ba... | Marylek
Tak, tak! Moi synowie też kupują sobie mleko. I pamiętam, jak mój dziesięcioletni chyba syn przyszedł do mnie z podaniem o ugotowanie kaszy manny, którą przestałam mu gotować jak poszedł do szkoły. Myślałam, ze on też nie lubi, bo w moim przedszkolu zawsze była przypalona i miała krupy. :))

Ale dziecko zawsze pragnie czegoś, czego nie ma. Moja koleżanka mi zazdrościła, że mnie nikt nie pilnuje po szkole, a ja jej, że mieszka z babcią i jej babci zależy na punktualnych powrotach. :)
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, tak! Moi synowie też... | Czajka
Wszystkie moje dzieci są mlekolubne. :-)
Ja tylko do kawy.
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: "To nieprawda, że ba... | Marylek
Marylku! Jeździłam na kolonie, były zupy mleczne (brrrr) ale się wkładało pełny talerz pod mniej pełne i najwyżej dyżurny się oblal, jak odnosił do kuchni. Bułki zawsze były dodatkowo, z dżemem, miodem albo pasztetem - pychota!
Popatrz, co straciłaś. :-)
Użytkownik: Marylek 22.11.2007 15:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku! Jeździłam na kol... | Anna 46
Buuu, szkoda, szkoda :-(
Zawsze po wakacjach czułam się gorsza, bo wszyscy wokół wspominali kolonie i opowiadali sobie gdzie byli i jak tam było a ja? - tylko z Babcią u wujka na wsi. I tak przez całą podstawówkę. Pierwszy raz pojechałam na obóz harcerski gdy miałam 17 lat (!!!). Wróciłam zachwycona, oczywiście.
Podejrzewam, że moja mama w gruncie rzeczy nie chciała, żebym wyjeżdzała i dlatego straszyła mnie tymi zupami mlecznymi :-P

A mój młody jeździł gdzie chciał od 8 roku życia, ho, hi. Pero, peroo-o-o, bilans musi wyjść na zero!
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 15:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Buuu, szkoda, szkoda :-( ... | Marylek
Perooo-o-o... no nie ma innego wyjścia! :-)
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz uwaga, wrażliwi nie... | gosiaw
Omatko...
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu kochana, samą prawdę... | Czajka
Traumatyczne? Pewnie, że tak! Całe nasze pokolenie jest skrzywione, nie sądzisz? W podświadomości mamy zakodowane pewne rzeczy i one wyłażą...
U Hani dopiero w przedszkolu widać wyraźnie, jakie to czasy - szare i mroźne. Jeśli to rzczywiście rok 1956, to odwilż przyjdzie dopiero w październiku... Pisałam, że nie ma historii wprost, ale cały czas jest tam gdzieś w tle, we fragmentach podsłuchanych rozmów dorosłych, w skoszonej połowie klombu (świetne!), w realiach codzienności.
Ale popatrz, jak ona sobie cudnie radzi; smutna? Nie, przecież cały czas zmienia i ubarwia, marzy, plecie, fantazjuje, ucieka w swój świat (szkoła), czyta! Czytałaś mając sześć lat? Ja nie, nauczyli mnie w szkole dopiero. Fakt, chciałam iść do szkoły, spałam z tornistrem, ale wspomnienia z I klasy mam cudne. Do przedszkola nie chodziłam, bo babcia była.
Użytkownik: librarian 21.11.2007 17:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Traumatyczne? Pewnie, że ... | Anna 46
Aniu, prześliczna Twa recenzja. Może powinno się w naszej klasie wprowadzić strony z przedszkolami, jest co wspominać.
Użytkownik: Czajka 22.11.2007 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Traumatyczne? Pewnie, że ... | Anna 46
Historia zgoda, chociaż akurat tutaj nie zrobiła na mnie wrażenia przygnębiającego. Miałam na myśli sprawy zupełnie osobiste. Sam tytuł chociażby, jak ona się określała, jak opisywała reakcje dzieci na siebie.

Teraz kiedy o tym myślę, to ja byłam wychowywana w jakiejś izolacji, nie odczuwam skrzywienia czasami historycznymi. I u Hani bardziej mnie bolała ta jej słoniowatość i rośnięcie makaronu niż te wspomniane wczasy na koszt państwa.

Chyba czytałam jeszcze zanim poszłam do szkoły, ale ja nie musiałam uciekać na drzewo przed ojcem. No nie wiem, kiedy wspominam tamte czasy, to albo jest ciepło, albo śnieg na sanki i zawsze słońce. :))
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Historia zgoda, chociaż a... | Czajka
W izolacji? Nie, nie pamiętam tego u siebie... z przyjemnością wspominam zabawy "na kościółku" ( wtedy była już tam przychodnia zdrowia i obok sporo zieleni ogrodu klasztornego) z Cyganiątkami (mieszkali niedaleko) i dzieciarnią z podwórka.
A skrzywienia? Nie tyle polityczne, co socjologiczne może. Zaraz dam Ci przykład! W latach sześćdziesiątych było modne palenie; palili wszyscy (no, nie! u mnie tylko dziadzio, ustawicznie przeganiany przez babcię); aktorzy w filmach, rodzice koleżanek i palili wszędzie! Pamiętam nawet nazwy : Płaskie i Damskie - miały śliczne pudełeczka, takie wytworne; dziewczyny przynosiły je puste i wkładałyśmy tam patyczki; jako mamy i ciocie w zabawie "w dom" wszystkie byłyśmy palące. Efekty? Sama widziałaś... :-)))
A tak serio, ale ze znacznie późniejszych czasów - kiedy przestałaś kupować całą szynkę, zamiast 20 deko? Kilogram cukru na bieżąco, a nie 10 kilogramów? Od kiedy ufasz wiadomościm telewizyjnym? (wiadomości prawdopodobne i nieprawdziwe: prognoza pogody i cała reszta) - skrzywienie, ani chybi efekt czasów, w których dorastałyśmy.

Słońce i ciepło. Jasne, że tak! Poczucie bezpieczeństwa, tylko wtedy nie umiałam tego nazwać. Omatko, tato mnie w życiu nie uderzył, ani mama - od babci dostawało się ścierką po tyłku czasem i to zasłużenie. :-)
A Hanię za kocham właśnie, że była pogodnym i radosnym dzieckiem mimo rozmiaru XXL i innych okoliczności.

Użytkownik: Czajka 22.11.2007 11:46 napisał(a):
Odpowiedź na: W izolacji? Nie, nie pami... | Anna 46
Nie, no, Aniu, w izolacji od polityki żyłam. Z dziećmi jak najbardziej się integrowałam na trzepaku i na drzewach nawet.
Palenie dotyczyło nie tylko Polski, to była moda światowa - Bogart i inni. Pamiętasz odcinek Wojny domowej z zebraniem? Jak rodzice w szkole kopcili?

Ja też paliłam słomki żytnie (na niby), ale, kochana Aniu, można rzucić, daję słowo. ;))

Pewnie że było zgrzebnie, ja pamiętam do dzisiaj, jak kupiłam sobie pół kilo pomarańczy i zjadłam pod blokiem, w tajemnicy przed bratem, matko, do dzisiaj mam wyrzuty sumienia. Pomarańcze były tylko na święta.
I do dzisiaj pamiętam, jak koleżanka przyniosła do szkoły gumy do żucia przywiezione z Egiptu przez jej ojca. Strasznie to było smutne, jak teraz patrzę na te zabawki.

Ale, ja byłam dzieckiem bardzo szczęśliwym i taka szarość tylko wspomagała wyobraźnię. Matko, czego się nie przystosowywało do zabawy w sklep. U Hani tego nie widzę właśnie. Jakiś smutek spod jej relacji wyziera. Jej, osobisty, o to mi tylko chodzi.

Przecież jak stała za siatką przez rok, czy to jest radosne wspomnienie? Albo jak dzieci otwierały buzie widząc "słonicę" - bo tak się chyba określała.
Ja to odebrałam bardzo gorzko. O ojcu pisze bardzo niedobrze, zauważyłaś? Przecież odetchnęła, kiedy go nie było.
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, no, Aniu, w izolacji... | Czajka
Czajko kochana :-)))))))) zrozumiałam, że Ci wybierali "dzieci do zabawy", bo moja babcia miewała takie zapędy: "z tym się nie baw, bo łobuz." Łobuzy były "najlepsze kumple".
W izolacji politycznej mnie też trzymali, a jak!
Pierwsza wybitnie poliyczna informacja zapamiętana z dzieciństwa, to wieść o śmierci prezydenta Kennedy'ego; oczywiście podsłucha, bo takie rzeczy to "oni" nie przy dzieciach mówili - doprawdy nie wiem czemu. Miałam wtedy cztery lata i nie obeszło mnie to wcale, a nie, jakieś dzieci zostawił, pewnie mi było ich żal.

Popatrz jak egoistka ze mnie, Hania Bania mi przypomniała własne cudownie ciepłe i szczęśliwe dzieciństwo - ona nie miała lekko, masz rację.
Użytkownik: Czajka 23.11.2007 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajko kochana :-))))))))... | Anna 46
:))
Aniu, ale ja sobie myślę, że to żaden egoizm z Twojej strony, bo oprócz zapoznawiania się ze wspomnieniami Hani, główny urok i zaleta tej książki to właśnie to, że ona wzbudza nasze własne wspomnienia. Takimi aluminiowymi garnkami z czarnymi uszkami i innymi równie ślicznymi szczegółami. :))
Użytkownik: Czajka 22.11.2007 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: W izolacji? Nie, nie pami... | Anna 46
I jeszcze - Aniu, wiadomościom się nie ufa już od Platona. I ja tak robię. :))
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze - Aniu, wiadomo... | Czajka
A widzisz! :-)))
Użytkownik: koko 21.11.2007 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Lat 60tych nie pamiętam, bo smarkata byłam. Pamiętam za to lata 70te, pamiętam kodżaki słodkie z wierzchu, kwaskowate w środku, pamiętam też orężadę zlizywaną z papierka. Pamiętam saturatory ustawiane na ulicach, z dwoma baniakami soku o pięknych, jadowitych kolorach czerwonym i żółtym, które dodawano do wody sodowej. I pamiętam, jak człowiek obsługujący mył kubki po użyciu przez klienta: stawiał je do góry dnem na stalowym stoliczku z dziurkami, przyciskał guzik a woda sikała z dziurek do wnętrza kubka. W mojej okolicy taki człowiek miał swój sklepik koło szkoły i mówilismy na niego "Syfoniarz". Pamiętam kubańskie pomarańcze, czerwone w środku i strasznie kwaśne. I prawdziwą czekoladę "Old Jamajka", znamię luksusu, którą moja mama uwielbiała tak bardzo, że tata zawsze miał jej zapas. Na swoją kryjówkę na ów zapas mówił, że to fabryka czekolady.
Pamiętam pierwsze gumy do żucia w kolorowych kulkach. A łom czekoladowy moja mama robiła później, w latach 80tych, kiedy słodyczy w sklepach nie było wcale.
I rękawice z jednym palcem, na sznurku, też pamiętam. I to, jak ganiałam na dworze całymi popołudniami.
Dlaczego teraz dzieci tak już nie ganiają?
Co one będą wspominać? Kolejne wersje Heroesów?
A wspomnienia są takie dobre...
Dziękuję Ci, Anno, że mogłam się zadumać nad Twoją recenzją i moimi wspominkami z dzieciństwa.
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Lat 60tych nie pamiętam, ... | koko
Nigdy, nigdy mi nie pozwolili napić się tej wody z saturatora - gruźliczanka - powiadali.
Nie powiem głośno, co niektórzy robili do torebek z orężadką w proszku! :-)))
Moje dzieci jeszcze biegały, bo nie było komputera, a do programów telewizyjnych miałam jasno określony stosunek. Niekóre dobranocki bardziej mi przypominały horror, niż bajkę, która ma wyciszyć dziecko przed snem.
Omateczko! telewizja mi się przypomniała! "Miś z okienka" - pamięta to ktoś? Gąska Balbinka, Jacek i Agatka (starszy o trzy lata brat mówił o nich z wyższością "pały") lubiłam to, bo pani Zofia Saretok (nawet pamiętam nazwisko - czas umierać, starość przyszła...) miała czasem jakieś egzotyczne zwierzątka, albo psiaki, albo koty.
Użytkownik: koko 21.11.2007 14:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy, nigdy mi nie pozwo... | Anna 46
Wiem, że bajki wymienione przez Ciebie były, ale ich nie pamiętam. Moja mama mówiła, że na "Misiu z okienka" bardzo płakałam, nie wiem, czemu. Była też jeszcze jakaś bajka, w której występowały nożyczki, chodziły na czubkach, coś tam kreśliły, wycinały... nie pamiętam w ogóle, tej bajki podobno się bałam. Pamiętasz takie coś?
Gruźliczanki też nie mogłam pić. A sok czerwony i zółty nadzwyczajnie do mnie przemawiał!
Moje dzieci biegają średnio...
Dobrze, że chociaż czytają.
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, że bajki wymienione... | koko
Papier, nożyczki... Snip i Snap? Papierowe pieski i nożyczki im wycinały co trzeba? Coś mi się przypomina.
A Ulę z I b, pamiętasz? Wojciech Duryasz tam grał i ogromnie mi się podobał. :-)
Użytkownik: koko 21.11.2007 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Papier, nożyczki... Snip ... | Anna 46
Nie wiem, czy Snip i Snap. Nie pamiętam. Ale pamiętam Filopata i Patafila. I Sztaflika a Szpagetkę. Pamiętasz, taka czarna wrona z nimi była i wszystko im psuła. Uli z I b nie pamiętam.
I jeszcze były piękne radzieckie bajki.
Użytkownik: Marylek 21.11.2007 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy Snip i Snap... | koko
Wilk i Zając był ("Nu, Zajac, pagadi!") Wilk, jako czarny chnarakter, zawsze palił papierosa.
Żadnej Uli z Ib nie pamiętam.
Użytkownik: mafiaOpiekun BiblioNETki 21.11.2007 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Wilk i Zając był ("N... | Marylek
Pamiętam jeszcze tą kreskówkę ("Wilk i Zając"). Przyznam, że należała do moich ulubionych. :)
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy Snip i Snap... | koko
Sztaflik i Szpagetka!!! Tak! Doskonałe. :-))))))
Użytkownik: Akrim 21.11.2007 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Papier, nożyczki... Snip ... | Anna 46
Ula z I b kojarzy mi się z panem Wilkowskim.. może to nie ta Ula? :)
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ula z I b kojarzy mi się ... | Akrim
Dobrze Ci się kojarzy - to był przecież jej dziadzio, a Wojciech Duryasz czytał wierszyki na dobranoc. :-)))
Użytkownik: librarian 21.11.2007 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy, nigdy mi nie pozwo... | Anna 46
Ja też gruźliczanki nie piłam ale jak trochę podrosłam to mnie wysyłali do zielonej budki po syfony z wodą sodową, takie jednorazowe, pękate i ciężkie jak diabli. Potem pojawiły się naboje do syfonów wielokrotnego użycia, to dopiero była elegancja Francja,
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też gruźliczanki nie p... | librarian
Szklane syfony po 2.20 na wymianę. A te wytworne z samymi nabojami na wymianę, to przywozili z 6. - to był szpan dopiero; nawet kolor domowego pamiętam złoty metalik. Załawiliśmy go z barciszkiem po miesiącu, nalewając do środka wody ze sokiem, bo chcieliśmy mieć własną gruźliczankę...
Użytkownik: Akrim 21.11.2007 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Szklane syfony po 2.20 na... | Anna 46
Z 6 albo z NRD :) Mieliśmy zielony metalik z NRD :-)
Użytkownik: Vemona 21.11.2007 18:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy, nigdy mi nie pozwo... | Anna 46
A pamiętasz Jacka i Agatkę w formie gumowych główek do zakładania na palec?? Po drodze do przedszkola był kiosk, w którym były, Agatka miała czerwone albo granatowe kokardy. I plastikową Gąskę Balbinkę miałam z tego kiosku...
Użytkownik: Anna 46 21.11.2007 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A pamiętasz Jacka i Agatk... | Vemona
Pamiętasz Balbinkę! I przmądrzałego kurczaka Ptysia! :-))) Miałam książeczkę Przygody gąski Balbinki - chyba pierwszy polski komiks. O Jacku i Agatce pisałam wyżej, pewnie że pamiętam.
Użytkownik: Vemona 21.11.2007 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętasz Balbinkę! I prz... | Anna 46
Pewnie, że pamiętam! Miałam nawet płytę z nagraną dobranocką, w której Balbinka o czymś tam z Ptysiem dyskutowała, już nie pamiętam o czym, bo upłynęło nieco wody od tamtej pory. :-)
Jacka i Agatkę pamiętam właśnie z tych główek do zrobienia pacynek, bo telewizor był wtedy dla mnie czymś absolutnie nieosiągalnym, nie oglądałam dobranocek. Ale i tak ich znałam. :-)
A pamiętasz Pieska w Kratkę, który strasznie rozrabiał jak był sam w domu, a potem wszystko cudownie wracało na swoje miejsce?
Użytkownik: koko 22.11.2007 08:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie, że pamiętam! Miał... | Vemona
Piesek w Kratkę nie pamiętam, ale co do pana Wilkowskiego to pomnę, że zawsze w ferie zimowe, w TV, był festiwal teatrzyków i on ten program prowadził. Codziennie po południu był jeden teatrzyk. Potem, w drodze konkursu, wyłaniano najlepszy i można go było obejrzeć jeszcze raz. Kiedyś zwyciężyła "Królowa śniegu"...
Było mi bardzo szkoda, jak się to skończyło.
A Telesfor, Teodor, Pankracy i Zygmunt Kęstowicz?
Użytkownik: Vemona 22.11.2007 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Piesek w Kratkę nie pamię... | koko
Ja z kolei nie pamiętam pana Wilkowskiego, ale uwielbiałam Telesfora i Teodora, głos Zygmunta Kęstowicza kojarzy mi się z dzieciństwem.
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 13:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja z kolei nie pamiętam p... | Vemona
Znalazłam takie coś:
http://tinyurl.com/2fbvuc
Jest Balbinka, Jacek i Agatka, miś z okienka (ale już nie z panem Wyszyńskim, bo ten onego czasu nadużył i na wizji kazał dzieciom misia pocałować w pupkę [nie używając zdrobnienia] - widziałam to! :-) Nie Pawlik tylko Wyszyński właśnie).

Pan Półka i spółka - Tadeusz Bartosik i gąska Małgosia rozmawiali o książkach, pokazywali je na ekranie, czytali fragmenty - piękny to był program i jeden z ulubionych.
Użytkownik: Vemona 22.11.2007 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalazłam takie coś: htt... | Anna 46
Widziałaś??? O kurczę, dla mnie to tylko anegdotka. Idę zobaczyć tę stronę, lubię wspomnienia. :-)
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałaś??? O kurczę, dl... | Vemona
Widziałam! :-))) Przypomniało mi się, jak zobaczyłam zdjęcie, pod spodem jest informacja, że to pan Pawlik - bujda!
Użytkownik: Vemona 22.11.2007 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam! :-))) Przypomn... | Anna 46
To musiało zrobić niesamowite wrażenie - A teraz kochane dzieci, pocałujcie misia.. ... <roftl>.

A strona przepiękna. :-) Na ten tychmiast weszłam na informację o rosyjskiej wersji "Trzech muszkieterów", pamiętam ten film, bardzo go lubię i szkoda, że nie pokazywali następnych części. :(
Znalazłam swojego ukochanego Pieska w kratkę. :-))
Użytkownik: Anna 46 22.11.2007 13:57 napisał(a):
Odpowiedź na: To musiało zrobić niesamo... | Vemona
Para para paradujemsa! Wszyscy to śpiewali! :-)))
Użytkownik: Vemona 22.11.2007 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Para para paradujemsa! Ws... | Anna 46
No, właśnie!! Uwielbiałam ten film. :-))
Użytkownik: koko 22.11.2007 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalazłam takie coś: htt... | Anna 46
Też zajrzałam na tą stronę. Rozrzewniłam się. Mój młodszy syn pooglądał ze mną i nie mógł się nadziwić, że telewizja kiedyś taka prymitywna była - to, kiedy oglądaliśmy Gąskę Balbinkę.

A najbardziej wzruszył mnie Kiwaczek. Zawsze miałam słabość do niego, bo taki malutki, bo taki smutny wyglądał i jak się martwił to uszka mu się tak opuszczały... biedny taki...
Użytkownik: Marylek 22.11.2007 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętasz Balbinkę! I prz... | Anna 46
Wesołe Przygody Gąski Balbinki - rysunki były czarno-białe, w związku z czym sama je kolorowałam kredkami! :-P
Użytkownik: Marylek 06.12.2007 09:09 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Przeczytałam "Hanię Banię". I przypomniało mi się, że te dantejskie sceny w pociągach to święta prawda i realna rzeczywistość nie tylko tamtych czasów. Mnie też kiedyś podawano do przedziału przez okno. Miałam zdartą skórę na brzuchu. Jechaliśmy gdzieś nad morze. Ale to były lata 60-te. Natomiast pamiętam, że już na studiach, na przełomie lat 70-80, spędzaliśmy z kolegami całe noce stojąc na korytarzu pociągu w podróży na Mazury. A dotarcie do ubikacji wyglądało dokładnie tak, jak u Hani Bani: po głowach i tobołkach, wypraszając z kibelka śpiących tam ludzi. I mowy nie było o żadnej wodzie tam!

A w połowie lat 80-tych jechałyśmy z koleżanką i dwójką naszych małych dzieci ze Śląska na Pojezierze. I, oczywiście, nie było mowy o jeździe na stojąco, ale też nie było szans na miejsce siedzące. Okazało się jednak, że czyjś tam tatuś jest kolejarzem. O nieprawdopodobnej porannej godzinie pojechałyśmy do miasta wojewódzkiego, potem szłyśmy z naszymi dzieciakami (mój miał 4 latka) wzdłuż torów za stacją długo, długo, aż dotarłyśmy do jakiejś budki. W budce urzędowali panowie kolejarze. Po jakimś czasie jeden z nich zaprowadził nas - znów szło się długo długo wzdłuz torów - do pustego pociągu stojącego gdzieś tam. Pustego? Ależ tam siedziało już mnóstwo ludzi! Pan wyjął z kieszeni jakiś klucz, otworzył nam przedział i kazał tam siedziec i się nie ruszać. I siedziałyśmy, a po długim czasie pociąg rudzył i "podstawił się" na stację początkową. I, oczywiście, ci którzy tam czekali już nie mieli dużych szans na miejsce siedzące. A gdy, pół godziny później, pociąg przejeżdżał przez moje miasto, mój mąż czekał na peronie, żeby sprawdzić, czy siedzimy. Pomachał nam ręką i poszedł do pracy.
Ale to było 20-parę lat po czasach Hani Bani!

Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego w PRL-u nie dało się normalnie podróżować pociągiem? Dalekobieżnym. Czy ich było za mało? Przez dziesiątki lat koszmarny tłok na dworcach, przepychanki przy wsiadaniu, permanentny brak wody w toaletach, kombinacje, żeby zdobyć miejsce siedzące. O co chodziło?
Użytkownik: villena 06.12.2007 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam "Hanię ... | Marylek
Marylku, ja w drugiej połowie lat 90-tych dość często jeździłam pociągiem na trasie Katowice - Szczecin. I też zdarzało mi się stać w zatłoczonym korytarzu aż do Wrocławia. O braku ogrzewania w środku zimy, nieotwierających się (albo dla odmiany niedomykających) oknach, zniszczonych siedzeniach i fatalnym stanie WC nawet nie wspomnę. Czyli takie kolejowe przeżycia to nie tylko domena PRL-u :-) Za to jak pomyślę o tym ile przygód nas spotykało, ilu ciekawych albo mówiąc wprost dziwacznych ludzi można było spotkać to aż mi trochę szkoda, że już nie mam gdzie pociągiem pojechać...
Użytkownik: Marylek 06.12.2007 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, ja w drugiej poł... | villena
No wiesz, w latach 90-tych!? Zgorszyłam się. Ja we wczesnych latach 90-tych podróżowałam wiele razy na trasie Katowice-Przemyśl i wtedy już normalnie można było jeździć, bez podawania dzieci i bagaży oknem. Ale woda też nie zawsze była. Natomiast zawsze był smród. Taki specyficzny pociągowy zapaszek, łeee :-(

W sumie lubiłam jeździć pociągiem, faktycznie...
Użytkownik: jakozak 06.12.2007 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam "Hanię ... | Marylek
Jechałam w roku 2002 pociągiem na trasie Częstochowa-Katowice. Jakaś zarozumiała warszawianka kapitalistyczna w informacji patrzyła na mnie, jak na wieśnika, gdy poprosiłam, żeby mi wyjaśniła, o co chodzi w wydruku, który pierwszy raz na oczy widziałam. Mimo swojego lalkowatego wyglądu i amerykańskiej prezencji nie zrozumiała, że chcę dostać się pospiesznymi pociągami do domu. Gdy wsiadłam do pociągu zwykłego myślałam, że śnię. Połamane wszystko, co się dało. Pociąg obmalowany graffiti, drzwi do kierownika pociągu zabite deską, bo pewnie była dziura i brak klamki. Walizki nie było gdzie postawić, bo poniszczone półki.
W połowie drogi, do pustego prawie wagonu wsiadła młodzież ucząca się. Najpierw ryki, wrzaski i latające nad głowami pasażerów puszki z piwem. Nogi na siedzeniach, chamstwo, przekleństwa. Gdy wyszedł konduktor usłyszałam głośne wrzaski: wyrzucimy go z pociągu? Uciekłam do innego wagonu, bo się po prostu bałam. Może to było i ciekawe, ale ja takich wrażeń nie potrzebuję.
Za tej wstrętnej rzekomo komuny chamstwo by się tak nie zachowywało. I pociąg aż tak strasznie nie wyglądał. Nie mówiąc o zarozumiałej lalce Barbie na Dworcu w Warszawie.

Użytkownik: Marylek 06.12.2007 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Jechałam w roku 2002 poci... | jakozak
:-(
Dawno pociągiem nie jechałam. Może to i dobrze?
Użytkownik: jakozak 06.12.2007 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: :-( Dawno pociągiem nie ... | Marylek
Za to teraz jeździłam sobie sporo i byłam bardzo zadowolona. :-)
Użytkownik: misiak297 06.03.2013 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Jechałam w roku 2002 poci... | jakozak
Twój wpis przypomniał mi pewną "przygodę" sprzed dwóch lat. Wracaliśmy z Lutkiem z czyjegoś tam wesela, jeden autobus nie przyjechał i o 3ciej w nocy wsiedliśmy do pociągu bodaj w Gliwicach. Na następnej stacji do przedziału wtarabaniła się cała rodzinka z psem, myślę, że przedział wiekowy od 20-60 lat, ogółem 5 osób, jeden z członków rodziny siedział na korytarzu. Środek nocy, oni zachowywali się głośno, nie dając spać pozostałym osobom w przedziale. Bez przerwy jedli bądź pili, brudząc i krusząc dookoła (kiedy jednej kobiecie ktoś z tej rodziny zwrócił uwagę, żeby nie kruszyła, babsko odpowiedziało oburzone: "Przecież to opłacone"). Kiedy jakaś dziewczyna z plecakiem, poprosiła młodego człowieka siedzącego na korytarzu o usunięcie się na chwilę, żeby mogła przejść, ten powiedział, żeby się wypchała, a jego rodzinka zaczęła dziewczynę obgadywać na tyle głośno, że ona sama to słyszała.

Myślę sobie, gdzie się takie prostactwo i chamstwo uchowało... A to nie były jakieś dzieciaki...

Unikam podróży pociągami - bo o tłoku czy warunkach sanitarnych nie wspomnę...
Użytkownik: Anna 46 06.12.2007 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam "Hanię ... | Marylek
Z pociągami to było tak, jak piszesz - tłok, brud, smród i w ogóle błeeee.

Pomysły na dostanie się do przedziału i "jakitaki" komfort (hłe hłe... komfort) jazdy młodzież studencka miewała szalone. Oto przykład:
braciszek-student z przyjaciółmi wracał z Bieszczad; na bocznicy, przed podstawieniem pociągu na stację, weszli do przedziału i nalepili na drzwiach takie coś: "Zarezerwowane dla TURCiL". Nikt im nie wszedł, konduktor się nie zapytał. Ja tak - TURCiL - Towarzystwo Unikania Roboty Ciężkiej i Lekkiej.
Następnym razem kiedy wepchnęli się do zatłoczonego niemożliwie pociągu, wspomniany wyżej braciszek na czworakach przepychał się wśród złorzeczącego tłumu, wkładał głowę do przedziałów i zaglądał pod ławki. Na pytanie o co chodzi, wyjaśnił, że miał węża złapanego do badań i mu uciekł. Znowu mieli przedział dla siebie. :-)

Ostatnio wracałam pociągiem z Warszawy (ze spotkania biblionetkowego) - było brudno i śmierdząco. Do Warszawy zaś, miałam nieprzyzwoity komfort: czyściutko, pachnąco wręcz, toaleta czysta, z wodą, mydłem i papierowymi ręcznikami!!!
Okazuje się, że może być normalnie.
Użytkownik: janmamut 30.04.2009 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Aniu! A może w kontekście książki, o której mówimy, nawet: Aniu Aniu! :-)

Czy masz może tę książkę, by sprawdzić pewną rzecz? Nie udało mi się dostać wersji papierowej, tylko audiobook w wykonaniu jakiejś Marii Szabłowskiej. Coś koszmarnego! Nawet za bardzo nie narzekałem na świsty i mlaskanie, tłumacząc sobie, że to pewnie skutek złej protezy. Dobiły mnie natomiast słowa typu "nałka", "wogle" i im podobne kwiatki. W przepisach kulinarnych usłyszałem też "mielimy". Założyłem, że to kolejny pomysł tej pani, a w oryginale jest jednak "mielemy" i oceniłem na 4. A jak jest naprawdę?
Użytkownik: Anna 46 30.04.2009 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu! A może w kontekście... | janmamut
Mamuciku, Mamuciku! Książka na pożyczkach. Sprawdzę, jak powróci do dom i zamieszczę.
P.S.
"Nałka" to nauka? Bo "wogle" to wiem.
Użytkownik: janmamut 30.04.2009 19:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamuciku, Mamuciku! Książ... | Anna 46
Dziękuję in spe!

Gdy w swoim czasie Colargol mówił w expose, że zna problemy nałki, wiedziałem od razu, że nie można liczyć na środki na naukę.
Użytkownik: Marylek 30.04.2009 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Aniu! A może w kontekście... | janmamut
Ze strony: http://www.sjp.pl/co/mieli%E6
Słownik poprawnej polszczyzny - Świat Książki 2004 - J. Grzenia
mielą, mielę, mieli, mielicie, mielimy, mielisz

Nawet zachowawcze jak zwykle słowniki poprawnej polszczyzny w nowych wydaniach zaaprobowały już formy mielić, mielił itp. Aprobata ma, co prawda, charakter warunkowy – wymienione formy uznano za należące do normy potocznej, a nie wzorcowej. I słusznie, bo w tekstach pisanych wciąż przeważają formy mleć, mełł itp., zgodne z tradycją.
— Mirosław Bańko
http://slowniki.pwn.pl/poradnia/lista.php?szukaj=m​ieli%E6&kat=18
Użytkownik: janmamut 30.04.2009 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Ze strony: http://www.sjp... | Marylek
Cóż, dla mnie "Jan Grzenia" i "poprawna polszczyzna" to niezbyt dobre zestawienie.
Użytkownik: Marylek 30.04.2009 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, dla mnie "Jan G... | janmamut
A w drugiej części Mirosław Bańko.
Użytkownik: jakozak 06.03.2013 08:53 napisał(a):
Odpowiedź na: „Gdy Hania Bania weszła d... | Anna 46
Recenzja wspaniała!
Ale ta rozmowa pod nią ... łezka mi się w oku zakręciła - tak się kiedyś pięknie rozmawiało w BiblioNETce. To se ne vrati.
Użytkownik: Anna 46 06.03.2013 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja wspaniała! Ale ... | jakozak
Ci dziękuję. :-)
Mosz recht, dziouszka, całkowity.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: