Lekcja samodzielności
Muminki - tak jak wielu innych mieszkańców Doliny - zapadają w sen zimowy, aby szczęśliwie śniąc, doczekać wiosny. Tymczasem Muminek nieoczekiwanie budzi się w środku zimy w zupełnie nowej rzeczywistości. Bo zasypana śniegiem Dolina nie przypomina dobrze znanej krainy dzieciństwa. Wszystko wydaje się obce i wrogie, a napotkani "zimowi" mieszkańcy Doliny zdają się nie rozumieć rozterek Muminka. A jednak - chcąc nie chcąc - Muminek musi się w tym nowym świecie odnaleźć. Czy mu się uda?
To tylko pobieżny szkic sytuacji wyjściowej z "Zimy Muminków", ponurego (żeby nie powiedzieć: mrocznego) tomu cyklu Tove Jansson, cyklu, z którego - będę się upierał - dużo więcej wyniosą dorośli niż dziecięcy czytelnicy.
Bo o czym właściwie jest "Zima Muminków"? Każdy może ją interpretować po swojemu (o czym świadczą też różne biblionetkowe recenzje tej książki). Dla mnie to opowieść o dojrzewaniu.
Muminek jest bardzo samotny. Świat, który znał, który kochał, gdzieś przepadł i Tove oddaje to bardzo wyraziście. Odświętna taca Mamusi Muminka i kapturek na imbryk do herbaty zmieniają swoje przeznaczenie. W kabinie kąpielowej mieszkają łagodna Too-tiki, niewidzialne myszy i inne tajemnicze stworzenia. Ukochany Włóczykij odszedł gdzieś daleko, a rodzina trwa we śnie. Muminek skazany jest sam na siebie. I najpierw tylko jęczy za utraconym światem, rozwiesza kolorowe obrazki, aby przypominały mu barwną wiosnę. Dopiero dalsze wydarzenia zmuszą go do bardziej konkretnych działań - i Muminek zacznie naprawdę ujarzmiać swój lęk, będzie mniej pasywny, a nawet zostanie bohaterem.
Spotka też nowych przyjaciół i zetknie się z różnymi postawami w obliczu zimowego kataklizmu. Jest tu cała galeria wyjątkowych postaci podporządkowanych temu nowemu, wyciszonemu światu. Mała Mi pozostaje jak zwykle niezależna i harda, a przy tym nad wyraz praktyczna. Paszczak będzie się cieszył zimą, choć jak wszyscy inni, poczuje się bardzo samotny (szukając towarzystwa - zamęczy innych wdzieraniem się w ich prywatność). Nieszczęsna Buka będzie niszczyć, szukając ciepła. Znajdzie się tu miejsce i dla Ynka - wyjącego psa, marzącego o spotkaniu z kuzynami wilkami, i dla przodka Muminków, który przybył jakby z innej epoki, i dla innych, przeważnie pogrążonych we wspomnieniach, tęskniących za utraconym światem:
"Lubili siedzieć i gawędzić o dawnych czasach sprzed nadejścia Lodowej Pani, kiedy mieli jeszcze zapasy jedzenia. Opowiadali sobie nawzajem, jak mają umeblowane domy i z kim są spokrewnieni, z kim utrzymują stosunki towarzyskie i jakie to było okropne, kiedy przyszedł ten wielki mróz i wszystko się zmieniło"[1].
Wszyscy jakoś próbują sobie na nowo poukładać świat. Króluje niepewność. Nie jest przypadkiem, że przewodniczką Muminka staje się mądra i zarazem wiecznie niepewna Too-tiki. To ona mu pokazuje, że coś, co nazywamy naszym światem, jest zupełnie umowne. Zima to czas snu dla Muminków, ale przecież, jak mówi Too-tiki:
"(...) tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy... Trzymają się na uboczu cały rok. A potem, kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym - wtedy wychodzą"[2].
Too-tiki jest postacią ciekawą i niebanalną, być może jedną z najbardziej interesujących w całym cyklu. Ostrzega inne stworzenia przed niebezpieczeństwem, pociesza, zdaje się dobrze czuć w tej refleksyjnej porze roku, a jednocześnie pozostaje na uboczu, jest tą, która ogrzewa bohaterów po ich przygodach.
Najbardziej zachwyca w "Zimie Muminków" - jak w każdym tomie o ich przygodach - psychologia bohaterów. Nie ma znaczenia, że na kartach powieści pojawiają się muminki, mimble, buki, paszczaki, filifionki - bo to wszystko my, ludzie, tylko w kostiumach innych postaci. Najbardziej wyrazisty wydaje się Muminek, który najpierw, wobec tylu nieznanych spraw ("Wszystko to istniało, choć nikt nie wiedział, dlaczego, i było się wobec tego zupełnie bezradnym"[3]), bezskutecznie próbuje przywrócić dawny ład, a później zaczyna się dostosowywać i wykazuje się przy tym prawdziwą dojrzałością. Opiekuje się domem, stworzeniami z Doliny (wiewiórka, uchodźcy), a wreszcie rusza na ratunek Małej Mi. I w tym wszystkim okazuje się, że zima wcale nie jest taka straszna. Poznana i oswojona sytuacja przestaje być groźna, Muminek może być z siebie dumny i - niejako w nagrodę za dojrzałe zachowanie - doczekuje wymarzonej wiosny. Tove Jansson pisze o tym wszystkim z dużym wyczuciem - refleksyjnie i mądrze, bez moralizatorstwa, za to z odrobiną humoru.
Tak, tu chodzi o samodzielność. Kluczem wydają się słowa Too-tiki:
"Wszystko trzeba odkryć samemu - powiedziała. - I również przejść przez to zupełnie samemu"[4].
A może widzicie to inaczej? W tym cyklu - wydaje się - nie ma jednej, "właściwej" interpretacji. Odkrywajcie kolejne znaczenia, dzielcie się, smakujcie tę prawdziwą literaturę dla dzieci, dla dorosłych... dla każdego.
---
[1] Tove Jansson, "Zima Muminków", przeł. Irena Szuch-Wyszomirska, wyd. Nasza Księgarnia 1994, s. 82.
[2] Tamże, s. 37.
[3] Tamże, s. 28.
[4] Tamże, s. 109.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.