Dodany: 11.11.2007 19:48|Autor: dorsz

Tyle pracy, i co z tego wyszło?


"I tak się właśnie kończy świat/ Nie hukiem ale skomleniem", napisał Thomas Eliot; i tak też kończy się świat w wizji Bartosza Grykowskiego, chociaż w jego wersji historii Eliot nie tylko jeszcze się nie narodził, ale w ogóle raczej nie ma na to szans. W czternastowiecznej Francji kolejno realizują się przepowiednie Apokalipsy, nienazwane Złe okrutnie zabija ludzi lub przynajmniej solidnie odbiera im rozum. Ale to tylko tło powieści, które w zasadzie nie ma większego znaczenia dla akcji toczącej się na królewskim dworze w Soissons. Na tronie zasiada syn Filipa Pięknego, Gilbert, który nie grzeszy ani urodą, ani mądrością, ani innymi zaletami. O jego pozycję ubiegają się inni, zawiązując intrygę, którą wraz z czytelnikiem rozwiązywać będzie główny protagonista "Piątego anioła", inkwizytor Jerome.

Książka jest napisana poprawnie i starannie, ale to właściwie wszystko, co można o niej dobrego powiedzieć. Jej głównym problemem jest niezdecydowanie gatunkowe. Wiadomo, że to historia alternatywna; ze wstępu można wywnioskować, że będzie to mroczny thriller o końcu świata, ale bardzo szybko orientujemy się, że tak naprawdę to swoisty kryminał. Tło zupełnie tu nie ma znaczenia, autor położył nacisk na rozwikłanie intryg politycznych na królewskim dworze. Żeby chociaż to było wciągające... niestety, postaci sa papierowe, przez większość czasu gdzieś idą, z kimś rozmawiają, w coś są ubrane (kobiety na ogół w jedwabne suknie podkreślające ich wdzięki), po czym bardzo niewiele z tego wynika. Inkwizytor Jerome jest mądry i wyrozumiały mimo pozornej surowości, a także oczywiście skrywa mroczną tajemnicę, której ujawnienie też, niestety, powoduje jedynie ziewnięcie czytelnika. Wyposażony został w ucznia pełnego wątpliwości, który jednak oczywiście zapowiada się na wielkiego inkwizytora. Pojawiają się też wątki poboczne, tak samo dążące donikąd, jak cała reszta powieści. Właściwie ma się ochotę powiedzieć "a niechże ten świat się już skończy, i niech ja nie muszę już tego czytać do końca".

Wygląda na to, że autor poniekąd wzorował się na cyklu "Piekło i szpada" Feliksa W. Kresa, ale nie zauważył, że, aby napisać dobrą książkę, nie wystarczy mieć dobry wzór. Próba wywierania na czytelniku wrażenia za pomocą środków wyrazu ograniczonych do "w ich oczach malowała się nieopisywalna groza" jest z góry skazana na niepowodzenie. Oczywiście, nie każdy może być Kresem czy Sapkowskim, ale jeśli czytelnik jest w stanie tylko ziewnąć i pójść spać, to szkoda jednak pracy włożonej w napisanie tego czytadła. A widać, że było jej sporo.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1285
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: