Dodany: 29.01.2013 20:58|Autor: ka.ja

Powieść z myszką


W długie zimowe wieczory ma się nieco inny apetyt – bardziej niż zwykle smakuje czekolada, zupa z dyni z imbirem czy nalewka na malinach; ten apetyt dotyczy też książek – to czas na długie powieści, baśnie albo kryminały, od których nie można się oderwać, choć już od trzeciego rozdziału wiadomo, kto zabił. Na zimę kupiłam więc „1001 opowieści o duchach. Jeden dzień w Fontenay-aux-Roses” Aleksandra Dumasa seniora, bo pomyślałam, że właśnie tego mi trzeba – staroświeckiej opowieści z dreszczykiem.

Cóż mogę powiedzieć, skończywszy lekturę? Jedne książki starzeją się z wdziękiem, inne czuć myszą, aż dech zapiera. Ta jest, niestety, okropnie "myszowata". Gdyby nie długi zimowy wieczór, pewnie nigdy w życiu nie dobrnęłabym do końca.

Jest rok 1831, młody Aleksander Dumas przybywa do Fontenay-aux-Roses, gdzie zostaje powołany na świadka oględzin sądowych w miejscu zbrodni. Zabójca swej żony przysięga, że jej odcięta głowa przemówiła do niego, co staje się pretekstem do snucia różnych mrocznych opowieści podczas obiadu w domu mera miasteczka, pana Ledru. Przy stole zasiadają bardzo barwne postaci: sam pan domu, który za młodu przeprowadzał badania na zgilotynowanych skazańcach, aby stwierdzić, czy ich głowy po śmierci czują i mogą mówić, pan Aliette, który twierdzi, że jest nieśmiertelny, ksiądz Moulle – uosobienie cnót chrześcijańskich i niezachwianej wiary, sceptyczny doktor Robert, blada i tajemnicza Polka oraz sam Dumas. Goście kolejno opowiadają upiorne historie o skazańcach, duchach, złych mocach i wampirach, a przysłuchujący się doktor próbuje wprowadzić w dyskusję nieco zdrowego rozsądku, ale jakże ma dyskutować z tym, co inni widzieli na własne oczy lub z tym, co opowiadali im ludzie godni zaufania? Szkiełko i oko przegrywa więc sromotnie z wiarą i czuciem. Odcięte głowy przemawiają, duch skazańca powraca pod postacią kota i widma, wisielec wiesza swego kata, a mołdawskie wampiry toczą śmiertelny bój o miłość jasnowłosej Polki. Zachęcająco brzmi, prawda? Niestety styl narracji mistrza powieści przygodowej i romansów zestarzał się wprost okropnie, a podejrzewam, że i za tamtych czasów „1001 opowieści o duchach” było powieścią, delikatnie mówiąc, kiepską i napisaną na kolanie. Wątki a to się snują, a to rwą, opisy raz mają znaczenie, raz całkiem się do niczego nie odnoszą. Całość przegadana, niezborna i urwana ni stąd, ni zowąd, bez żadnej pointy.

Skoro już jednak siadło się w fotelu, a pod ręką nie ma nic innego do czytania, to z pewnością warto skupić uwagę na przytaczanych przez autora teoriach naukowych i pseudonaukowych – fascynujące, jak niespełna 200 lat temu ludzkość niewiele wiedziała o biologii i jak twórcza i pomysłowa była w wyjaśnianiu mechanizmów działania układów narządów. Rozprawa o różnicach między powieszeniem a zgilotynowaniem jest naprawdę pierwszorzędna! „Człowiek, któremu się palcem naciśnie mózg w miejscu, gdzie brakuje kawałka czaszki, ten człowiek nie odczuwa żadnego bólu, lecz po prostu zasypia. To samo dzieje się, gdy mózg doznaje ucisku przez gwałtowny napływ krwi. Otóż u powieszonego następuje taki właśnie napływ krwi, raz dlatego, że krew spływa do mózgu przez arterie mózgowe, biegnące przez kostne kanały szyi, wskutek czego nie doznają one ściśnienia, natomiast krew, chcąca odpłynąć z mózgu przez tętnice szyjne, zostaje wstrzymana, gdyż szyję i tętnice szyjne ściska stryczek”*. Dla takich fragmentów można przetrzymać potoki egzaltacji godne Mniszkówny - wszystkie te omdlewania, śmiertelne bladości, złociste pukle, falujące łona i spienione rumaki.

Warto też przyjrzeć się temu, co Dumas myśli o czasach, w których przyszło mu żyć, bo czy wyrażona we wstępie refleksja o upadku kultury, obyczajów i umiejętności skupienia uwagi nie brzmi znajomo? „Zdolność słuchania zanika u naszych współczesnych z każdym dniem. Słucha się nieuważnie, lub raczej nie słucha się wcale. Zauważyłem to nawet w najlepszym towarzystwie, wśród którego się obracam. (…) A więc, drogi przyjacielu, żal mi wielu rzeczy, jak wspomniałem wyżej – nieprawdaż? – choć przeżyłem zaledwie połowę swego bytowania. Czego mi jednak najbardziej żal, to tego, na brak czego użalał się przed stu laty markiz d'Argenson: »delikatnego, przyzwoitego obejścia się«”**. Będę o tym pamiętać, kiedy znów najdzie mnie ochota na marudzenie, że za „moich czasów” było lepiej.

Podsumowując – staroć, i to mocno zbutwiały, nudziarstwo i bałagan, czyli lektura dla archeologów i tych, którzy mają niemal świętą cierpliwość, żeby z kurzu wygrzebać zmatowiałe perełki.



---
* Aleksander Dumas, „1001 opowieści o duchach. Jeden dzień w Fontenay-aux-Roses”, przeł. Stanisław Kuliński, wyd. Jirafa Roja, 2007, str. 71-72.
** Tamże, str. 23.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 942
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: